* * *
Siedzący przed monitorem, zatopiony w myślach Russell wzdrygnął się, gdy Naomi ze stukotem puszki położyła obok niego woreczek.
— Obawiam się, że twoja Sharon ma mnóstwo DNA. Następny ruch należy do ciebie.
— Co? A. Obiad.
— Mam nadzieję, że jest smaczna — rzekła Naomi z lubieżnym mrugnięciem. Russell zwinął w kulkę kartkę papieru i rzucił w nią.
Potem wrócił do tajnej wiadomości. Zakładał jednostronicową witrynę internetową, którą tylko Rae mogła w pełni zrozumieć. Nosiła tytuł „Rae w ciemnościach” i znajdowały się na niej trzy zdjęcia: Russella, Rae, a pośrodku napis na nagrobku Stevensona, sfotografowany przez Russa na godzinę przed tym, jak Rae sprowadziła go ze wzgórza do hotelu.
Przejrzał tomik wierszy Stevensona. Większość mu się nie podobała, ale jeden czterowiersz w miarę pasował, więc Russell wklepał go na stronę:
MIŁOŚĆ, CZYMŻE JEST MIŁOŚĆ?
MIŁOŚĆ — czymże jest miłość?
Wielkim, zbolałym sercem;
Załamanymi rękoma; i nieskończoną rozpaczą.
A życie — czymże jest życie?
Patrzeniem, jak na pustym wrzosowisku
Miłość przychodzi i miłość odchodzi.
— Robert Louis Stephenson
Następnie wkleił trzydzieści cyfr wiadomości artefaktu:
110100101101001011101001001011
A dalej swoją własną wiadomość:
Rae, kiedy widziałem, jak odchodzisz — naprawdę odchodzisz — nie wiedziałem, że to Ty. To pogłębiło tajemnicę.
Jeśli musisz zniknąć, decyzja należy do Ciebie. Ale wiesz, że jeśli na tym świecie jest ktokolwiek, komu możesz zaufać, tym kimś jestem ja.
Wiem, że Cię nie znam, ale kocham Cię. Wróć — w jakimkolwiek przebraniu.
— Russ
W rubryce „pokrewne”, gdzie należało umieścić słowa, które skierują poszukującego — lub surfującego — na tę stronę, wpisał „Poseidon”, „Apia”, „artefakt”, „Obcy”, i tak dalej, a na końcu „Rae Archer” i „Russell Sutton”. Wiedział, że pierwszymi osobami, jakie tam trafią, będą prawdopodobnie ludzie z CIA i im podobni, ale tego nie dało się uniknąć. Zakładał, że Rae także domyśli się ich obecności.
* * *
Rainforest Cafe było nostalgiczną knajpą w stylu lat 90., z wystrojem rodem z dżungli. Bambusy, palmy i alokazje, a nad nimi niebieskie światła i dysze emitujące mgiełkę, w tle zaś sączący się cicho, osobliwie gniewny rap.
Russell czuł się niemal jak nagi w swoich szortach i lokalnej koszuli. Był weekend, ale Sharon przyszła prosto z pracy i miała na sobie kostium oraz krawat. Poluzowała go i uroczym gestem otarła brew chusteczką.
— Powinienem był zaproponować jakiś lokal z klimatyzacją.
— Dobrze, że tego nie zrobiłeś. W biurze marzłam. — Zrzuciła marynarkę.
— Zawsze mieszkałaś w tropikach?
— W każdym razie w upale. A ty?
— Odkąd mogłem sam wybierać. — Opowiedział jej o dzieciństwie spędzonym w Dakocie. Potem wyjechał na studia na Florydę i już nigdy nie musiał przeżywać zimy. — Teraz zimno mi tylko pod wodą, gdy pracuję w stroju piankowym.
— Skądś to znam. — Zaśmiała się, zakrywając usta. — Kiedy nie ma czym sikać, żeby go ogrzać.
Nalał jej mrożonej herbaty.
— Dużo nurkujesz?
— Nurkowałam trochę, gdy byłam jeszcze w szkole. Teraz głównie pływam z fajką, jeden facet z pracy zabrał mnie w zeszłym tygodniu na rafę w Palolo. Nie wierzyłam własnym oczom, że mogą istnieć tak ogromne małże!
— Są niezłe. — Nalał sobie herbaty. — Co studiowałaś, naukę o morzu?
— Nie, zarządzanie w biznesie. Miałam dodatkową specjalizację z oceanografii. To było moje prawdziwe doświadczenie z zimną wodą. Letni kurs nurkowania w Prądzie Peruwiańskim. — W rzeczywistości była tam jako nauczyciel, nie jako studentka, ale rejestry uniwersyteckie potwierdzały fakt, że ukończyła kurs z oceną bardzo dobrą.
— Kiedyś mieliśmy tam siedzibę — rzekł Russell. — Moja firma, Poseidon. Zajmowaliśmy się techniką okrętową w Baja California.
— Dopóki nie znaleźliście tego kosmicznego obiektu.
— Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, co to jest. — Przekroił bułkę i starannie posmarował jedną połówkę grubą warstwą masła. — Sonar go wyłapał, więc postanowiliśmy zająć się nim później. Minęło sporo czasu, nim w końcu zeszliśmy na dół i przyjrzeliśmy mu się. No a potem stało się to, co się stało.
— To musi być pasjonujące.
— Pasjonujące i frustrujące zarazem. Stoimy w miejscu. — Narysował paznokciem na serwetce jakiś kształt. — A jakie są twoje fascynacje? I frustracje?
— Nie wiem… Wychodzę na dwór, biegam, przewracam się. — Parsknęli śmiechem. — Tak jakoś dryfuję. Moi rodzice zginęli, gdy byłam w college’u, dziesięć, jedenaście lat temu.
— Przykro mi…
Opuściła głowę.
— Tak… Zostawili mi trochę pieniędzy. Włóczyłam się po Europie, potem po Japonii. Teraz, kiedy forsa się skończyła, żałuję, że nie uczyłam się dalej. Licencjat z zarządzania w biznesie niewiele daje.
— Nadal jesteś młoda. Mogłabyś wrócić na uczelnię.
— Trzydzieści jeden lat to jeszcze nie emerytura. — Wbiła wzrok w dno szklanki. — Ale dla komisji rekrutacyjnej mogłoby to tak wyglądać.
— Wróciłabyś do biznesu?
Pokręciła głową.
— Może zrobiłabym makroekonomię. Gospodarka regionu Oceanu Spokojnego… Ale bardziej myślałam o oceanografii. Mogłabym zrobić licencjat w ciągu roku, może trzech semestrów. — Uśmiechnęła się. — A potem przyjechać tu i pracować dla ciebie.
— Nie z licencjatem — rzeki z powagą. ~ Poświęć parę lat i zrób doktorat. Artefakt raczej się nigdzie nie wybiera.
— Tego nie wiesz — odparła. — Może postanowi wrócić do Alfa Centauri.
Przyniesiono kanapki. Russell zrzucił górną warstwę, po czym starannie pociął resztę na paski calowej szerokości, a następnie obrócił talerz o 90 stopni i przeciął paski na trzy. Uzurpatorka uśmiechnęła się. Pamiętała ten zwyczaj.
— Oszczędzam sto kalorii — rzekł. — Wszystkie media twierdzą, że ten obiekt przybył z innego układu gwiezdnego. To najprostsze wyjaśnienie. My staramy się wykombinować coś mniej oczywistego.
— Na przykład? Tajny projekt rządowy?
— Albo że obiekt leżał tam od zawsze. Wiesz, jakie piekło zgotował fizykom i chemikom.
— Wyobrażam sobie.
Ugryzł kanapkę, po czym, jak przewidywała jego towarzyszka, posolił całość.
— Nie ma znaczenia, czy to coś pochodzi stąd, czy z innej galaktyki. Tak czy owak, jego istnienie oznacza, że istnieją jakieś fundamentalne prawa dotyczące… charakteru materii… których nie rozumiemy. — Nadział na widelec kawałek kanapki i pomachał nim. — To chaos. Nic, co wiemy, nie jest już prawdziwe.
— Czy naprawdę możesz to powiedzieć? — zapytała, dzieląc swoją kanapkę na ćwiartki. — W szkole nas uczono, że fizyka Galileusza położyła podwaliny pod Newtonowską, Newton został połknięty przez Einsteina, a Einstein przez Hollinga.
— Najpierw Hawkinga, a potem Hollinga, technicznie rzecz biorąc. Ale to co innego. To tak, jakby wszystko idealnie działało, aż do ósmego miejsca po przecinku, a tu nagle ktoś mówi: „Chwila. Zapomnieliście o magii”. Tym właśnie jest ten przeklęty obiekt. — Zaśmiał się. — Kocham go! Ale ja w końcu nie jestem fizykiem…
— Oni pewnie świrują. — Wzięła ćwiartkę chleba i ugryzła odrobinę.
— Powinnaś zobaczyć moją pocztę. Właściwie to ja powinienem ją zobaczyć. Ta nieoceniona kobieta, Michelle, wyrzuca dziewięćdziesiąt procent e-maili, nim zdążę przyjść do pracy.
Читать дальше