— I powiedziałeś jej, że możesz to załatwić? — zapytała Jan.
— Zbyłem ją. Powiedziałem, że jeśli artefakt nic nie wywinie, prawdopodobnie wkrótce środki bezpieczeństwa zostaną złagodzone.
— I tym samym naprowadziłeś ją — zauważył Jack.
— Być może. Ale nie miałem powodu przypuszczać, że kieruje nią coś więcej niż zwykła ciekawość. Kto chciałby tam chodzić i patrzeć na to coś?
— Szczególnie ktoś, kto przyjechał tu i przyjął niskopłatną pracę wyłącznie dlatego, że był ciekaw obiektu — rzekła Jan. — Pamiętasz? Przetestowaliśmy jej entuzjazm, każąc jej płacić z własnej kieszeni za przyjazd na spotkanie w sprawie pracy.
— Możemy to zrobić jeszcze raz, żeby ją zwabić — podsunął Jack. — Może jednak powinniśmy być bardziej subtelni.
Russell skinął głową.
— Czymkolwiek Rae jest, dobrze zna ludzką naturę. Albo będzie bardzo ostrożna, albo całkiem bezpośrednia. Może po prostu zadzwonić do nas i ustalić spotkanie, na którym będzie kontrolować warunki.
— Ciekawe, ile ma lat — zastanowił się Jack.
— Trzydzieści parę.
— Prędzej trzydzieści tysięcy. Nie można jej zabić… a przynajmniej nie zwykłym strzałem między oczy. Utopić też się nie da. Potrafi podszywać się pod inną osobę do tego stopnia, że podrabia jej odciski palców i wzór siatkówki. Kim była, nim stalą się Rae Archer? I jeszcze wcześniej? Mogła tak wędrować przez całą historię ludzkości i prehistorię. Mogła przybyć z innej planety, jeszcze zanim pojawił się człowiek. Włóczyć się po Ziemi jako tygrys szablozębny, a wcześniej jako dinozaur.
— Nie — rzekła Jan. — W ogóle nie sądzę, by była Obcym. To po prostu inny rodzaj istoty ludzkiej. Prawdopodobnie ewoluowały równolegle do nas i nauczyły się ukrywać swoją naturę, przynajmniej w jakimś stopniu. Istnieją legendy o zmiennokształtnych i nieśmiertelnych.
— Jeśli tak — Jack potarł brodę — nie może ich być wielu. W przeciwnym razie po prostu przejęliby władzę.
— Może to zrobili — zauważył Russ. — Powinniśmy przetestować na obecność DNA wszystkich przywódców światowych.
Oboje z Jan zaśmiali się nerwowo.
— W CIA prawdopodobnie rozmawiają teraz o tym samym — mruknął Jack.
* * *
W istocie, jeszcze zanim to powiedział, każdy członek CIA zdążył podarować agencji kilka komórek ze swego policzka. Podobnie pracownicy NSA i Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego. Z Białego Domu przywędrowała „sugestia”, że należy przebadać wszystkich ludzi zajmujących kluczowe stanowiska polityczne w kraju.
Początkowo laboratoria przeprowadzające takie testy były przeciążone, ale to dlatego, że nie ograniczały się do badań na obecność DNA, lecz — jak zwykle — analizowały próbki w celu przypisania ich poszczególnemu mikroorganizmowi czy osobie. Wymagało to czasochłonnych procesów, takich jak elektroforeza czy spektrometria masowa. W tamtych przypadkach, rzecz jasna, było jednak oczywiste, że próbka zawiera DNA; chodziło jedynie o ustalenie, skąd ono pochodzi.
Test na obecność DNA okazał się znacznie prostszy. Brało się wymaz z policzka i wstrząsało go w probówce zawierającej roztwór, który staje się kwaśny w obecności nawet mikrograma DNA, po czym dodawało kroplę czerwieni fenolowej. Jeśli roztwór robił się żółty, znaczyło to, że próbka pochodzi z ludzkiego policzka, a przynajmniej z czegoś, co zawiera jakiś typ DNA. Nie dało się w ten sposób odróżnić DNA cebuli od DNA człowieka, ale też nie było takiej potrzeby. Próbki „ciała” i „krwi” z ręki trzymanej w zamrażarce na komisariacie policji w Apii rozesłano do analizy po całym świecie. Zawierały odpowiednie proporcje węgla, wodoru, tlenu, fosforu, siarki i azotu, by pochodzić z aminokwasów tworzących ludzkie (lub zwierzęce) proteiny, ale ich chemia nie była ludzka. Nie była to w ogóle chemia organiczna.
To coś, z czego pochodziła próbka, w ogóle nie było żywe w ludzkim sensie.
Badania wykazały, że każdy członek amerykańskiego wywiadu jest człowiekiem, przynajmniej w sensie nominalnym. Podobnie rzecz się miała z wysokiej rangi politykami, a nawet prezydentem, co zaskoczyło niektóre osoby.
Apia, Samoa, 21 lipca 2021
Zaledwie tydzień po tym, jak została postrzelona i uciekła przez morze na lotnisko, uzurpatorka wróciła. Sharon Valida miała nowiutki paszport, sześciomiesięczne pozwolenie na pracę i walizkę pełną lekkich, lecz oficjalnych ubrań. Załatwiła sobie bowiem przez internet pracę w banku w Apii, który poszukiwał pracownicy ze znajomością niemieckiego i francuskiego do obsługi klienta.
Zapakowała też ładne bikini i uroczy strój do joggingu, suknię wieczorową i butelkę kropli do nosa Sudafed, inną niż jakakolwiek na świecie. Każda kapsułka została ostrożnie otwarta, opróżniona i napełniona wartą kilkaset dolarów wzorcową próbką DNA, skradzioną z laboratorium University of Hawaii. Co kilka godzin w podróży z lotniska w Honolulu do lotniska w Apii zgryzała jedną. W Apii umundurowany mężczyzna przepraszająco włożył jej wacik do ust i potarł wnętrza obu policzków. Potem zrobił coś pod ladą i machnął na Sharon, by przechodziła.
Uzurpatorka prowadziła cichy wyścig z czasem. Musiała sobie zbudować przekonującą tożsamość jako pracująca w Apii kobieta, nim recepcjonistka Poseidona, Michelle Watson, pójdzie na porodówkę. Wiedziała, że mąż Michelle jest sympatycznym, ale bezrobotnym włóczęgą plażowym, w związku z czym kobieta chciała pracować tak długo, jak tylko będzie w stanie doturlać się do banku po wypłatę. Załoga Poseidona nie miała nic przeciwko temu.
W ciągu następnych sześciu tygodni powinni dać ogłoszenie. Nie napiszą, że szukają pięknej, młodej kobiety, która studiowała biznes i oceanografię, ale właśnie taka się zgłosi.
Wynajęła mieszkanie na Beach Street, o kilka przecznic od terenu projektu, i rozpoczęła codzienne życie. Każdego ranka i wieczoru biegała — mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Russell jeździł na rowerze. Mówił, że wykorzystuje ten czas na myślenie, ale raczej nie zamyślał się tak bardzo, żeby nie zauważyć ślicznej blondynki w obcisłym stroju do joggingu z napisem „NICZYJA WŁASNOŚĆ” wypisanym szablonem na plecach.
Praca w banku nie była trudna i stawała się nawet dość interesująca w chwilach, gdy Sharon była potrzebna jako tłumacz. Przez resztę czasu musiała siedzieć przy okienku, bo była śliczna i gadatliwa, co nie przeszkadzało jej wykorzystywać tego czasu na myślenie wyłącznie o zerach i jedynkach.
Trzech mężczyzn z banku zaprosiło Sharon na randkę. Umawiała się z nimi na przemian, nie angażując się w żadną z tych znajomości. Była kobietą dostatecznie dużo razy, by wiedzieć, że mężczyźni akceptują długotrwały brak seksu, jeśli tylko jest się atrakcyjną i pozwala im mówić o sobie. Jeden był Brytyjczykiem, drugi Amerykaninem, trzeci Samoańczykiem. Powściągliwość, zuchwałość i nieśmiałość. Najciekawszy był Samoańczyk: zabierał swoją palagi — białą kobietę — w miejsca, gdzie nie było żadnych innych przedstawicieli rasy kaukaskiej. Razem żeglowali i pływali. Resztę wspólnych czynności fizycznych rezerwowała dla Russella.
Mijał ją na swoim rowerze niemal każdego ranka albo nadjeżdżając z naprzeciwka, kiwając głową i uśmiechając się niewinnie, jakby zapewniał: „Wcale się nie gapię na twoje piersi”, albo zwalniając, gdy zajeżdżał ją od tyłu.
W drugim tygodniu sprokurowała incydent. Słysząc odgłos znajomego roweru, gdy był jeszcze o przecznicę od niej, potknęła się i upadła, kalecząc kolano.
Читать дальше