Facet zmrużył oczy i przyglądał mu się w słabym świetle, dochodzącym zza żaluzji.
— No i?
— Masz paszport?
— Jasne. Ale nie ma szans, żebyś mógł się pode mnie podszyć.
— To nie problem. Robiłem już takie rzeczy.
— No ale wtedy ja będę tu uziemiony. I co z tym zrobię?
— Co ty. Odeślę ci go ekspresem z L.A. Ale nie musisz mi ufać. Jeśli go nie dostaniesz, odczekaj parę dni, a potem idź do ambasady i zgłoś kradzież. Sprawdzą cię i wydadzą tymczasowy, który będziesz mógł wymienić, gdy wrócisz do Stanów.
— Musiałbym się zastanowić. Ile?
— Pięć kawałków z góry, plus koszty biletu. Pewnie zostały tylko na pierwszą klasę, czyli kolejny kawałek. Ale dam ci następnych pięć, jeśli bez problemów dotrę do L.A. Przyślę je w paczce razem z paszportem.
— I tu mam ci po prostu zaufać? Całkiem obcemu facetowi, którego spotkałem w dilerni?
— Potraktuj to jako moją polisę ubezpieczeniową. Nie leży w moim interesie, żebyś zgłaszał kradzież paszportu.
Murzyn zamyślił się, a uzurpator wykorzystał ten moment, by przyjrzeć się jego oczom z rozszerzonymi źrenicami i na wszelki wypadek skopiować wzór na siatkówce.
— Dodaj dwa woreczki złotej foki i załatwione. — Podali sobie ręce, co pozwoliło uzurpatorowi powielić odciski palców. Potem spisał adres, na który miał wysłać pieniądze i paszport.
Kazał tamtemu zaczekać w drzwiach, a sam poszedł z powrotem, by kupić haszysz. Cztery stówy, powiedział diler, i ani grosza mniej, chyba że weźmiesz znacznie więcej towaru. Za dziesięć woreczków zapłaciłbyś tysiąc pięćset. Uzurpator odmówił i wyszedł z dwoma.
Jego wspólnik chciał je wziąć od razu, ale uzurpator odmówił. Dopiero jak będę mieć bilet w ręku, rzekł. Z chrzęstem ruszyli po podjeździe do zardzewiałej toyoty. Dziewczyna spała, rozłożona w fotelu kierowcy, chrapiąc cichutko. Uzurpator łagodnie przeniósł ją na tylne siedzenie i wyjął jej kluczyki z kieszeni.
Murzyn także przysnął, gdy jego towarzysz prowadził, zmierzając z powrotem do miasta. Wolał się trzymać z dala od Beach Road i centrum: policja prawdopodobnie rozpoznałaby samochód i mogłaby się zastanawiać, któż to nim kieruje. Nie znał bocznych dróg, więc jechał „na czuja”, trzymając się z grubsza kierunku południowo-zachodniego, póki nie dotarł do ulicy Fugalei. Wiedział, że po jej prawej stronie znajduje się centralny rynek, Maketi Fou, a po lewej mokradła. Następnie dojechał do plaży i przy pchlim targu skręcił w drogę na lotnisko.
Niespieszny dojazd trwał pół godziny. Uzurpator łagodnie przejeżdżał przez garby, by nie obudzić pasażerów. Lotnisko było jaskrawo oświetlone, a na parkingu czekało wiele samochodów i taksówek. Samolot, którym zamierzał wylecieć nazajutrz, miał za godzinę wylądować. Uzurpator pamiętał, że kiedy przyleciał tu przed miesiącem, kasa była otwarta mimo późnej godziny.
Murzyn przetarł oczy i ziewnął. Nie było miejsca, by mógł się przeciągnąć.
— OK. Daj mi forsę, a ja pójdę i kupię bilet do L.A. Potem wrócę i odbiorę swój hasz.
— Prawie dobrze. — Uzurpator podał mu zwitek banknotów owiniętych gumką. — Z tym że ja będę ci towarzyszył. Hasz zostanie tutaj na wypadek, gdyby mieli psy. Potem wrócimy. Dasz mi bilet i paszport, zachowasz resztę i hasz. A ja odwiozę cię do miasta. — Zaparkował niedaleko poczekalni.
— Zgoda, ale bez odwożenia. Pojadę taryfą.
— A co, nie ufasz mi?
Murzyn prychnął.
— Jak już dostaniesz swój bilet i paszport, będę więcej wart dla ciebie martwy niż żywy.
— Nawet mi to nie przyszło do głowy — rzeki szczerze uzurpator. — Chyba wiesz o umyśle przestępcy więcej niż ja.
— Zapytaj gościa, do którego należę — odparł tamten.
Wysiedli i weszli do budynku. Parter był otwarty, bez ścian.
Wokół na plastykowych krzesłach siedziały dziesiątki osób, czytające lub oglądające telewizję. Grupka dziewcząt i chłopców w tradycyjnych strojach gawędziła wesoło. Mieli przywitać wracających ze Stanów śpiewem i tańcem.
Uzurpator poszedł na górę, do baru, a jego wspólnik ruszył w stronę kasy. Nie było kolejki, a przy okienku siedziała tylko jedna kasjerka, która bynajmniej nie starała się wyglądać na zadowoloną lub czujną.
Kupił sobie piwo i usiadł w pobliżu schodów, skąd mógł obserwować transakcję. Już sobie wyobrażał, co by się działo w Stanach, gdyby ktoś po północy próbował kupić bilet międzynarodowy za gruby plik pięćdziesiątek i setek, w dodatku nie mając żadnego bagażu.
Kobieta zaś zachowywała się, jakby klient kupował bochenek chleba, choć w paszport zerknęła.
Po powrocie do samochodu uzurpator sprawdził paszport i bilet, po czym podał Murzynowi kluczyki.
— Możesz prowadzić?
— Jak będę jechał tak wolno jak ty, to spoko. Chcesz tu czekać do wylotu?
Uzurpator sięgnął na tylne siedzenie i wetknął banknot w kieszeń koszuli dziewczyny.
— Wracaj do dilerni i nie mów nikomu, gdzie byłeś.
— Mogę po prostu wrócić, zabrać swój wóz i jechać do domu. Wystarczy mi wrażeń na jedną noc. A jak dziewczyna się obudzi?
Zastanowił się.
— Najlepiej będzie, jeśli jej powiesz, że wysadziłeś mnie pod jakimś domem w mieście. I… nie wracaj jutro na lotnisko, bo mogą z tego być kłopoty.
— Jasne. Sam na to wpadłem. — Odpalił silnik, po czym pokręcił głową. — To wariactwo.
— Zaglądaj do skrzynki pocztowej. — Przez chwilę spoglądali na siebie; potem Murzyn odjechał.
Uzurpator miał kilka spraw do załatwienia, ale nie musiał się spieszyć; bramkę otwierali dopiero o dwunastej. Wrócił do środka, zostawił paszport i portfel w zamykanej szafce, a potem wyruszył na poszukiwanie dwudziestu funtów ciała.
Za dnia byłoby to łatwe: wystarczyło wejść do supermarketu i kupić dwadzieścia funtów mięsa. Ale nie chciał porywać nikomu psa ani prosiaka, więc musiał się udać do morza.
Wrócił do drogi i począł się oddalać od miasta. Wszyscy już spali, a chmury przysłoniły gwiazdy; pomiędzy pojawiającymi się od czasu do czasu reflektorami świat był czarny jak smoła. Uzurpator dotarł do ścieżki prowadzącej na kamienistą plażę i cichutko wśliznął się do wody.
Nie było potrzeby udawać ryby. Po prostu rozciągnął nogi w coś przypominającego płetwy, rozluźnił szczęki i poszerzył sobie usta i gardło tak, by móc przełknąć sporą rybę. Dopłynął do rafy i rozglądał się, używając bardziej nosa i skóry niż wielkich oczu — jak rekin, potrafił wyczuć zmianę w potencjale elektrycznym, oznaczającą, że jakaś spora sztuka znalazła się w opałach.
Oto jego kupon na posiłek: poczuł lekkie mrowienie i rzucił się w tamtą stronę, by ujrzeć rekina rafowego zmagającego się z tuńczykiem paskowanym o połowę mniejszym od niego. Uzurpator zabił rekina jednym ugryzieniem, odgryzając mu strunę grzbietową, po czym bez trudu złapał okaleczonego tuńczyka i pożarł jednym kęsem. Następnie wrócił i skonsumował także rekina.
Cała dwójka w sumie miała sporą masę. Popłynął z powrotem do brzegu, wyhodował sobie stopy w butach i ruszył ku lotnisku jako duży, biały Amerykanin. Wziął taksówkę i pojechał do miasta.
Bad Billy nadal był otwarty — reklamował się jako bar, który zamyka podwoje ostatni na zachodniej półkuli — ale uzurpator nie chciał zwracać na siebie uwagi, więc poprosił taksówkarza o zatrzymanie się przy pierwszym motelu z wolnymi miejscami, o nazwie Klub Lodge, gdzie wynajął mały pokoik i przez kilka godzin leżał pogrążony w myślach.
Читать дальше