Dzięki studiom anglistycznym sprzed kilku wcieleń uzurpator prawdopodobnie wiedział o Stevensonie więcej niż wszyscy inni uczestnicy projektu razem wzięci. Ale udawał Greka i pozwolił Russowi gadać.
Postanowił przyznawać się do przeczytania jedynie Wyspy skarbów oraz Doktora Jekylla i pana Hyde’a. W miarę pięcia się na „wzgórze” Russ opowiadał mu więc fabuły Porwanego za miodu i Dziedzica na Ballantrae oraz część skomplikowanej historii życia Stevensona na wyspie.
Uzurpator znał większość szczegółów, ale był dobrym słuchaczem. Słuchał o tym, jak wielki pisarz przybył tu, by wyleczyć gruźlicę, i choć nie znalazł lekarstwa, znalazł ulgę spokojnego życia. On, lub jego żona Fanny, przywieźli tu sporo rzeczy, które uczyniły z Vailimy przyczółek cywilizowanej Szkocji: delikatne tkaniny, porcelanę, fortepian, na którym rzadko grywano, ściany zastawione regalami pełnymi książek — nawet kominek, na wypadek, gdyby Ziemia zmieniła orbitę.
Historia byłaby ciekawsza, gdyby Stevenson napisał tu jeden ze swoich klasyków, ale te miał już poza sobą. Napisał jednak pięć książek i wydawał wielkie przyjęcia, zarówno dla Samoańczyków, jak i dla Anglosasów i Europejczyków. Znajdował nowe miłości, co Fanny być może zaakceptowała już przed przeprowadzką na Samoa, i przeżył ostatnie lata w radości i spokoju.
Uzurpator nie uwodził Russa. Po prostu tam był. Ale to wystarczyło. Russ nigdy nie był obojętny na kobiecą urodę, a znajdował się mniej więcej w tym stadium życia co Stevenson, tyle że bez żony i choroby, ale za to z dobrymi genami i wszystkimi korzyściami medycyny dwudziestego pierwszego wieku. Jego ciało i umysł były dostatecznie młode, by związek z trzydziestolatką nie wydawał się śmieszny żadnej ze stron. Gdy wspinali się ciężko pod górę, spoceni i roześmiani, od czasu do czasu przystając na piwko i małego skręta, różnica wieku stała się bardziej nowinką niż barierą.
Obeszli dworek Stevensona, bez butów, w towarzystwie nastoletniej samoańskiej przewodniczki, która niewiele czytała z dzieł autora, lecz wiedziała wszystko o jego codziennym życiu w tym domu i opowiadała o tym tak, jakby Stevenson tylko gdzieś na chwilę wyszedł — może po prostu zjechał na dół do Apii, by zobaczyć, co przywiózł ostatni frachtowiec, albo towarzyszył miejscowym w pracach na farmie, albo przycinał krzewy. Twierdziła, że mimo problemów zdrowotnych uwielbiał pracować do utraty tchu, bo dopiero po czymś takim mógł siedzieć i z prawdziwą radością spoglądać na piękno lasu i odległego morza, pozwalając pracowitemu umysłowi odpoczywać. Po odejściu przewodniczki Russ powiedział, że chciałby wierzyć, iż mówiła prawdę, lecz to raczej wątpliwe.
Nie po raz pierwszy uzurpator żałował, że odkrył ludzkość dopiero w 1932 roku. Ciekawie byłoby patrzeć, jak mijają wieki i ludzie się zmieniają.
Skończywszy zwiedzanie, wspięli się wyżej, do miejsca, w którym pochowano Stevensona i Fanny. Na kamieniu nagrobnym widniał znajomy napis:
Pod niebem szerokim, pełnym gwiazd,
Grób mój wykopcie, pozwólcie spocząć;
Radośnie żyłem i umrę radośnie,
Bez ociągania legnę w swej mogile.
A napis ten wyryjcie dla mnie:
„Tu leży ten, który odnalazł dom,
Marynarz, który powrócił z morza,
Myśliwy, który zszedł ze wzgórza”.
— Ciekawe, czy naprawdę tak myślał — rzekł uzurpator. — „Umrę radośnie”… Czy był aż tak chory? A może miał na myśli naturalną kolej rzeczy?
— Był ciężko chory — odparł Russ — ale nie na Samoa. Napisał to w Kalifornii, na długo przed tym, nim przyjechał tutaj i jego zdrowie się poprawiło.
Uzurpator wziął go za rękę i przez długą chwilę w milczeniu spoglądali na napis.
— No więc? — zapytał. — Co chcesz robić przez resztę „dnia śnieżycy”?
— Nie wiem. Moglibyśmy zbudować fort i urządzić bitwę na śnieżki.
Uzurpator roześmiał się.
— Mam lepszy pomysł. — Około kilometra w dół wzgórza znajdował się staroświecki, dwudziestowieczny hotel, w którym spędzili kilka godzin pod stukoczącym wentylatorem sufitowym, kochając się, a potem po cichu dzieląc się historiami swojego życia. Przez większość czasu mówił Russ, ale w końcu, jak sądził, żył znacznie dłużej.
Wrócili na teren projektu krótko przed zmierzchem i, celem stworzenia pozorów, rozeszli się w dwie różne strony: Russ poszedł do miasta na kolację, a uzurpator kupił sobie kanapkę w sklepiku na plaży.
Przypuszczał, że ich tajemnica wkrótce się wyda. W rzeczywistości wydała się, nim jeszcze wyszli z pokoju hotelowego, bo recepcjonista rozpoznał Russa. Na Samoa plotkowanie jest elitarnym sportem, wysublimowaną sztuką. Recepcjonista miał kuzyna, który pracował przy projekcie, więc nim Russ i Rae zeszli ze wzgórza, wszyscy miejscowi pracownicy poznali już jakąś wersję ich historii. Po jednym czy dwóch dniach mieli już wiedzieć wszyscy.
Wszyscy, lecz nie wszystko. Tamtej nocy Russell nie mógł spać. Lubił kobiety, ale jego jedyną miłością była praca; minęło niemal trzydzieści lat, odkąd po raz ostatni myślał o sobie, że jest „zakochany”. Nie istniało jednak inne słowo na określenie tego, co czuł do Rae. Nie potrafił przestać o niej myśleć — ani o tym, jak jest szczęśliwy; jak ten dzień zmienił jego życie.
A nie wiedział nawet połowy.
Los Angeles, Kalifornia, czerwiec 2021
Uzurpatora zdradziły odciski palców. Podczas odnawiania prawa jazdy prawdziwej Rae Archer jej odciski trafiły do bazy danych Agencji Bezpieczeństwa Narodowego.
W ułamku sekundy komputer zasygnalizował, że są identyczne z kompletem istniejącym w bazie CIA. CIA podziękowała za informacje i oznajmiła, że od tej pory to ona zajmuje się sprawą.
Wszyscy pracownicy projektu nieświadomie dostarczali odcisków palców samoańskiej zmywaczce naczyń, będącej na usługach CIA. Kiedy agencja zorientowała się, że istnieją dwie Rae Archer o identycznych odciskach, jedna zatrudniona przy supertajnym projekcie naukowym, wszystkich postawiono w stan pełnej gotowości.
Jakiś facet z komendy policji w Los Angeles odwiedził Rae Archer i przepraszającym tonem powiedział, że muszą jeszcze raz pobrać odciski palców, bo tamte gdzieś się zawieruszyły.
Prawdziwa Rae była pozytywnie zdumiona, że państwo pofatygowało się do niej, zamiast żądać, by to ona się pofatygowała. Żałowała tylko, że jej nie uprzedzili, bo wyglądała fatalnie. Przystojny oficer nie przejął się tym jednak. Podobnie jak kobieta siedząca w samochodzie za teleobiektywem.
W niepozornym budynku w Langley, który od sześćdziesięciu lat służył do tych samych celów, agenci przyjrzeli się dowodom, rozważając, co jest możliwe, co jest legalne i co zrobią.
Mieli kilkuminutowy materiał przedstawiający Rae Archer, nieco zatroskaną matkę trojaczków, i sześć zdjęć w formacie jpg Rae Archer, asystentki laboratoryjnej na Samoa. Na pierwszy rzut oka obie były tą samą kobietą, bardzo atrakcyjną Amerykanką pochodzenia japońskiego. To, że mają takie same rysy i figury, było niezwykłe; to, że łączą je odciski palców i wzór siatkówki, oznaczało, że osoba znajdująca się na Samoa jest jakimś nowym rodzajem szpiega — być może klonem.
Kto jednak zadawałby sobie trud klonowania Rae Archer, a tym bardziej — kto potrafiłby tego dokonać w latach dziewięćdziesiątych?
Rozpytali tu i ówdzie i oto, co im odpowiedziano: nie, ona nie jest jedną z naszych; nie, odciski palców i siatkówki to nie nasza specjalność. Można podrobić wzór siatkówki, podmieniając dane, ale odciski palców zostały zdjęte ze szklanki, którą fałszywa Rae podała zmywaczce.
Читать дальше