— Dlaczego odeszła? — zapytał uzurpator.
— Choroba w rodzinie. Córka. Być może wróci, gdy wszystko się ułoży, ale wygląda na to, że nie nastąpi to tak szybko.
— Na razie potrzebujemy kogoś takiego jak pani — rzekł Russ. — Nie sądzę, by pani… Przepraszam, to krępujące, ale kobieta, która pracowała przed tą ostatnią, musiała odejść, by urodzić dziecko. Wkrótce nasza recepcjonistka także poświęci się macierzyństwu.
— Nie mogę mieć dzieci — rzekł uzurpator. Nie dodał: „chyba że przez rozszczepienie”. Poczerwieniał i zakrył dłonią usta.
— Nie chcieliśmy być wścibscy — powiedziała Jan, rzucając Russowi ostre spojrzenie.
— Nie. Jasne, że nie. — Russ sprawiał wrażenie kogoś, kto rozpaczliwie potrzebuje jakichś papierów, by móc się w nich zagrzebać. Zamiast tego studiował wnętrze pustej filiżanki.
— Och, nie jestem aż tak wrażliwa na tym punkcie — rzekł uzurpator. — To tylko biologia. Ułatwia mi życie.
— Jeśli dostanę tę pracę, co będę musiała robić na obecnym etapie? — kontynuował. — Nie wygląda na to, by chromatografia gazowa lub spektroskopia były akurat na tapecie.
— Ani teraz, ani w przyszłości. — Russ podszedł do dzbanka z kawą i dolał sobie. — W pani CV jest mowa o kryptografii.
— Jeden kurs i trochę czytania. — W rzeczywistości znacznie więcej, w innym życiu. Kiedy studiował informatykę na MIT, wszyscy się tym pasjonowali.
Jan dwukrotnie postukała w swój notes i przestudiowała informacje na ekranie.
— Nie ma tego w pani świadectwach.
— To był fakultatywny wykład. Moja doradczyni zawetowała go jako błahostkę. Zabiłaby mnie, gdyby wiedziała, że wybrałam to, zamiast rozwiązywać równania różniczkowe.
— Skądś to znam — mruknęła Jan.
— Może to był dobry wybór — rzekł Russ. — Bo to właśnie będzie pani zapewne robić przez jakiś czas. Jeśli chodzi o ten spędzający nam z powiek strumień danych z artefaktu, dzielimy się na dwie grupy. Jedna, do której pani dołączy, będzie próbowała rozszyfrować wiadomość. Druga będzie zamęczać artefakt serią bardziej złożonych wiadomości, zawierających linijki pierwszej. To będzie grupa Jan.
— Trzymacie to wszystko w tajemnicy? Rząd nic nie wie?
— Jasne, że nie. Jesteśmy korporacją dochodową, a w tym, co ta rzecz ma do powiedzenia, mogą tkwić niebotyczne zyski. I lepiej, żeby tkwiły, bo tylko to może usprawiedliwić wydatki Jacka.
— Gdybyśmy byli w Stanach — dodała Jan — rząd mógłby wkroczyć, powołując się na bezpieczeństwo narodowe, ale tu niewiele mogą zrobić. Jack ma nawet obywatelstwo samoańskie.
— Ale macie tu ekipę z NASA — zauważył uzurpator.
— Ja jestem jej częścią — rzekła Jan. — Używaliśmy też skafandrów kosmicznych NASA, a nasi towarzysze namówili nas do użycia lasera wojskowego, który kilka miesięcy temu tak urozmaicił wszystkim życie. Ale umowa między nimi a nami jest szczegółowo opracowana, a umowy z poszczególnymi pracownikami są, hm, dość wyrachowane.
— Wszyscy mają udział w zyskach, jeśli będą się odpowiednio zachowywać — wyjaśnił Russ — a jeśli ktokolwiek coś wypapla, nikt nic nie dostaje. Nie wspominając o stadzie prawników, którzy przyfruną, by zedrzeć z niego skórę i porachować kości.
— Coś w tym stylu znajdzie pani w swojej klauzuli poufności. Jack jest sprawiedliwy, jak sądzę, ale nieugięty. — Jan znów postukała w swój notes. — Rzecz jasna, zakładam, że jest pani przyjęta. Jack musi to zaakceptować, ale parę godzin temu padł z wyczerpania i do jutrzejszego ranka raczej nie podejmie żadnej decyzji. Tak naprawdę jednak wszystkich techników i pracowników administracyjnych zatrudnia nasza dwójka i Naomi.
— Więc mam czekać przy telefonie?
Russ pokręcił głową.
— Ta wyspa nie jest aż taka wielka. Znajdziemy panią.
— Może pani uciekać, ale nie zdoła się skryć — rzekła z uśmiechem Naomi.
Apia, Samoa, czerwiec 2021
Próby złamania szyfru artefaktu były najciekawszą rzeczą, jaką kiedykolwiek robił. Gdyby mógł po prostu zamknąć się w jakimś pomieszczeniu z serią zer i jedynek oraz dostępem do danych z zewnątrz, mógłby sam to wszystko rozszyfrować. Czy zabrałoby to tydzień, rok czy tysiąc lat, nie wiedział i nie robiło mu to wielkiej różnicy.
Ale pozostali toczyli wojnę z czasem. Jack chciał, żeby szyfr został złamany, póki artefakt znajduje się na pierwszych stronach gazet, więc jeśli nic by się wcześniej nie wydało, ogłosiliby jednego dnia nawiązanie kontaktu, a następnego tłumaczenie.
By ułatwić dochowanie tajemnicy, podwyższył stawkę: osoba lub ekipa, która złamie szyfr, otrzyma milion dolarów premii pod warunkiem, że jego istnienie pozostanie tajemnicą. W przeciwnym razie premia spadała do stu dolarów.
Uzurpator zastanawiał się, jaka logika kieruje Jackiem i czy to w ogóle ma coś wspólnego z logiką. Skąd czerpał pewność, że na tym można się wzbogacić? Gdyby obiekt powiedział po prostu: „Cześć, macie tu parę fajnych obrazków w rewanżu” i nie dał im nic bardziej rewolucyjnego niż to, co oni mu dali — a tego właśnie spodziewał się uzurpator i większość jego współpracowników — jakim cudem Poseidon miał zarobić na tym choć dziesięć centów? Wyprodukować koszulki i figurki?
Gdy Rae zadała to pytanie Naomi, ta zmarszczyła brwi i przytknęła palec do ust.
— To nie nasza sprawa — szepnęła.
Liczba jedynek i zer wynosiła 31 433, co było wynikiem przemnożenia liczby pierwszej przez kwadrat innej: 17x43x43. Mogło to więc być siedemnaście kwadratów, każde po czterdzieści trzy kropki i kreski na jednym boku, albo czterdzieści trzy prostokąty, siedemnaście na czterdzieści trzy, ułożone na różne sposoby. Albo po prostu jedna linia złożona z 31 433 znaków.
Komputery potrafiły zbudować niezwykle potężne narzędzia deszyfrujące, a rząd z pewnością miał jeszcze lepszy sprzęt, który niechybnie poszedłby w ruch, gdyby federalni położyli łapy na znalezisku. Badacze musieli jednak zakładać, że wiadomość nie została zaszyfrowana, a w każdym razie nie celowo.
Wtedy zadziałała intuicja, a może po prostu łut szczęścia. Pracowało nad tym dwadzieścia osób, a każda miała przed sobą duży płaski ekran; oprócz tego posiadali do spółki pięć 1,5-metrowych sześcianów, służących do wizualizacji trzech wymiarów. Szukali czegoś, co przypominałoby spójną wiadomość albo przynajmniej jej fragment. Pokoje, w których pracowali, wyglądały jak koszmary z krzyżówkami: białe i czarne kwadraty oraz sześciany w ciągłym chaotycznym tańcu.
Uzurpator „czuł” — nie była to logika, z pewnością nie liczby, lecz jakieś „wrażenie”, że obiekt naprawdę stara się mówić wyraźnie. Po prostu był tak nieludzki, że ludzie nie potrafili go zrozumieć.
Może i on stal się zbyt ludzki, by odczytać przesłanie.
Ludzie żądni miliona funkcjonowali na kawie i amfetaminie, bez snu, więc Russ ogłosił „dzień śnieżycy”. Wszyscy mieli zostać w domach i spać, a przynajmniej odpoczywać. Jack musiał się z tym pogodzić. Po pięciu dniach ludziom zaczynała odbijać szajba.
* * *
Uzurpator spędził „dzień śnieżycy”, wchodząc z Russem na wzgórze. Zawarli umowę, że nie będą w ogóle rozmawiać o projekcie.
„Wchodzenie na wzgórze” oznaczało czterokilometrową wędrówkę stromo pod górę do Vailimy — dworku, w którym Robert Louis Stevenson spędził ostatnie lata swego życia. Russ był tam już kilka razy, więc teraz służył za przewodnika Rae.
Читать дальше