Bardzo powoli zbliżyła się do niego. Od chwili, gdy wyssało ich z Troyem z oceanu, niesamowite doświadczenia Carol sprawiły, co zrozumiałe, że była ostrożna. Kiedy podeszła bliżej, stwierdziła, że płaski przedmiot leżący na podłodze, wcale nie jest dywanem. Patrząc z góry dostrzegła zawiły wewnętrzny wzór, niby złożoną sieć przemyślnych, elektronicznych podzespołów. Na powierzchni widniały dziwne zwoje i geometryczne figury. Carol nie bardzo znała się na tym, niemniej przypominały jej one projekty Dale’a, które pewnej nocy pokazywał jej w swoim mieszkaniu. Linie symetrii były wyraźnie zaznaczone i, rzeczywiście, każda z czterech ćwiartek dywanu była identyczna.
Miał około sześciu stóp długości, trzy stopy szerokości i dwa cale grubości; dominował kolor ciemnoszary, chociaż można było dostrzec pewne wariacje. Barwa niektórych większych części musiała być skomponowana według jakiegoś misternie ułożonego planu. Carol rozróżniła układy podobnych elementów w kolorze czerwonym, żółtym, niebieskim i białym. Zaskakiwała harmonia wszystkich kolorów — nasuwało się przypuszczenie, że projektanci starali się wziąć pod uwagę względy estetyczne.
Carol przyklękła obok dywanu i przyglądała mu się z coraz większą uwagą. Miał gęsto splecioną powierzchnię.
Im uważniej patrzyła, tym więcej szczegółów odnajdywała.
Nadzwyczajne, pomyślała. Ale co to u licha jest? I jak to się porusza? Chyba że mi się zdawało. Położyła rękę na powierzchni. Poczuła lekkie mrowienie, jakby delikatny elektryczny wstrząs. Wsunęła rękę pod spód i nieznacznie uniosła dywan: był ciężki. Wyciągnęła dłoń.
Zdziwienie przemogło w niej teraz pragnienie ucieczki z tego osobliwego świata. Zrobiła zdjęcie dywanu i zaczęła odchodzić w stronę okna. Po kilku krokach szybko odwróciła się i jeszcze raz spojrzała na dywan. Znowu poruszył się i znowu był obok niej. Ruszyła w stronę okna obserwując dywan kątem oka. Gdy tak przeszła następnych kilka kroków, zobaczyła, że dywan wybrzuszał szybko swoją środkową część, podciągając do przodu część tylną. Pół sekundy później przedni skraj dywanu ruszał do przodu a środek rozpłaszczał się na podłodze. Ten manewr powtarzał się sześć czy osiem razy i dywan szybko zrównywał się z Carol.
Mimo sytuacji, w jakiej się znajdowała, roześmiała się.
Nadal była spięta i miała wysoki poziom adrenaliny, ale wielobarwny dywan, który pełzał jak gąsienica, miał w sobie coś stanowczo komicznego. — Ha — powiedziała na głos — mam cię. Teraz jesteś mi winien wyjaśnienia.
Carol z pewnością nie spodziewała się reakcji na swoją uwagę. Niemniej już po chwili dywan zaczął zachowywać się w inny sposób. Najpierw zaczął faliście pulsować wzdłuż całej swej powierzchni, wytwarzając cztery czy pięć fałd między przednim a tylnym skrajem. Po szybkiej parokrotnej zmianie kierunku ruchu fal, dywan wykonał kolej-
ną sztuczkę. Przytrzymał przedni kraniec przy podłodze, jakby pod spodem miał przyssawki, a tylną część całkiem oderwał od podłogi. W tej pozycji miał jakieś sześć stóp wzrostu. Wydawało się, że patrzy na Carol.
Była zdumiona. — No, sama się o to prosiłam — powiedziała na głos, wciąż zdumiona błazeństwami dywanu.
Teraz wydawało jej się, że dywan daje jej znaki, żeby podeszła do okna. Zwariowałam, pomyślała, i to całkiem.
Troy miał rację. My chyba umarliśmy. Dywan wybrzuszył się na podłodze i popędził w stronę okna opadając w saltach jak zabawka. Carol podążyła za nim. A to numer, pomyślała obserwując, jak dywan w jakiś sposób przedostał się przez szybę do oceanu. A Alicji wydawało się, że jest w Krainie Czarów.
Dywan’zabawiał się w wodzie śmigając między ławicami ryb i dokuczając jeżowcowi, który mocno przylgnął do rafy. W końcu powrócił do pokoju i stanął w pozycji pionowej. Zachlapał podłogę wykonując serię szybkich równoczesnych falistych ruchów wszerz i wzdłuż skutecznie strząsając ze swej powierzchni pozostałości wilgoci.
Potem zwrócił się w stronę Carol i najwyraźniej zachęcał ją, by wyszła przez okno, wprost w wody oceanu.
— Słuchaj no, płaski — powiedziała chichocząc i zastanawiając się, co by tu jeszcze powiedzieć. Teraz wiem, że jestem obłąkana. Stoję tutaj i rozmawiam z dywanem, do tego wiem, że on mi odpowie. — Rozumiem już, że próbujesz mnie stąd wyciągnąć. Jest jednak kilka rzeczy, których… — Dywan przerwał jej wydostając się szybko przez okno na zewnątrz. Wykonał kilka szybkich ruchów i wrócił do pomieszczenia, w którym była Carol. Raz jeszcze otrząsnął się i stanął sztywno w pionie, jakby chciał powiedzieć „popatrz, jakie to łatwe”.
Jak już mówiłam — zaczęła znowu Carol — może zwariowałam, ale chciałabym uwierzyć, że naprawdę mogę w jakiś magiczny sposób przejść przez to okno. Problem PO ega na tym, że wszędzie na zewnątrz jest woda. Nie potrafię oddychać w wodzie bez sprzętu do nurkowania.
Zgubiłam go gdzieś w tym labiryncie. Bez niego zginę…
Dywan nie poruszył się. Carol powtórzyła swoje oświadczenie używając starannie dobranych gestów, żeby wyjaśnić, o co jej chodzi. Potem zamilkła. Po krótkim oczekiwaniu dywan znowu zaczął się poruszać. Zbliżył się do niej ostrożnie. Jednocześnie naprężył się we wszystkich kierunkach tak, że w zdumiewający sposób niemal podwoił swoje naturalne rozmiary.
Carol nie przejęła się tym zbytnio. Po tym, co się wydarzyło, prawie nie była w stanie dziwić się czemukolwiek. Nawet elastycznemu dywanowi, który ściągnąwszy razem dwa swoje górne rogi utworzył nad jej głową stożek.
Carol cofnęła się kilka kroków przed ogromnym teradywanem. — Aha — domyśliła się — chyba rozumiem.
Chcesz uformować kieszeń powietrzną, w której będę mogła oddychać. — Stała przez chwilę zastanawiając się i kręcąc głową. — Dlaczego nie? — powiedziała w końcu. — To nie jest wcale dziwniejsze od tego, co już się zdarzyło.
Zamknęła oczy i z dywanem unoszącym się wokół głowy ruszyła w stronę okna. Kiedy poczuła na ciele miękki w dotyku plastik wzięła głęboki oddech. Nagle woda otoczyła ją szczelnie, z wyjątkiem małej przestrzeni powyżej szyi.
Z trudem udało jej się zachować reguły obowiązujące w nurkowaniu. Podczas wynurzania usiłowała, co sześć, siedem stóp, wyrównywać ciśnienie. Kiedy była blisko powierzchni, dywan odpłynął. Wzięła ostatni oddech i wystrzeliła na powierzchnię.
Florida Queen unosiła się na falach pięćdziesiąt jardów od niej. — Nick — wrzasnęła z całych sił. — Nick, tutaj.
— Jak szalona popłynęła w kierunku łodzi. Fale załamywały się nad jej głową. Znowu widziała łódź; na niej postać z profilu rozglądała się stojąc na burcie. — Nick — krzyknęła ponownie, gdy zebrała siły. Tym razem usłyszał i odwrócił się. Zaczęła machać rękami.
Nick obserwował Carol i Troya na monitorze. Tuż po ich pierwszym zejściu pod wodę, kiedy to pod dnem łodzi szukali szczeliny w skałach. Szybko znużyło go jednak oglądanie, jak zataczają koła, więc wrócił na swój leżak do czytania powieści. Potem jeszcze kilka razy podchodził do ekranu, ale nie mógł ich dostrzec. Carol i Troy zniknęli badając obszar pod występem skalnym. Skończywszy Panią Bovary Nick raz jeszcze sprawdził monitor.
Zaskoczyło go nieco odkrycie, że szczelina była znowu wyraźnie widoczna pod dnem Flońda Queen. Dwa dni wcześniej wydawała mu się znacznie większa, prawdopodobnie z powodu światła słonecznego padającego wówczas prosto znad jego głowy. Krzątaninę na łodzi przerwał mu ręczny alarm sygnalizujący, że Carol i Troyowi zostało powietrza tylko na pięć minut. Nick zaczął chodzić tam i z powrotem patrząc na obrazy, które za pośrednictwem teleskopu ukazywały się na ekranie. Pod dnem łodzi nie było żadnego śladu Carol i Troya. Zaczynał się denerwować. Mam nadzieję, że uważają, pomyślał. Nagle uświadomił sobie, że od dłuższego czasu przestali być widoczni i że właściwie wcale nie widział żeby penetrowali szczelinę, ich główny cel. W miarę upływu czasu zaczął się niepokoić.
Читать дальше