— Nie o tym — powiedziała z rozpaczą w głosie Jisbella. — On usłyszy TO. To będzie ostatnia rzecz, jaką każde z nas usłyszy.
— Wola i Idea — szepnął Presteign.
* * *
Jak zawsze, po powrocie z burzliwej rozprawy w leningradzkim sądzie cywilnym, Regis Sheffield był z siebie zadowolony jak zarozumiały bokser zawodowy, który wygrał właśnie trudną walkę. Po drodze zatrzymał się w Berlinie, gdzie wypił drinka i porozmawiał trochę o wojnie, drugiego drinka wychylił w prawniczej spelunce na Quai D’Orsay, gdzie również prowadził dyskusję o wojnie, a trzecią, podobną sesję odbył w Skin and Bońes, naprzeciwko Tempie Bar. Kiedy dotarł wreszcie do swojego nowojorskiego biura, był już nieźle wstawiony.
Osobista sekretarka z pełną garścią mnemopaciorków przywitała go, gdy wielkimi krokami przemierzał gwarne korytarze i biura zewnętrzne…
— Zakasowałem Djargo-Danczenkę — oznajmił tryumfalnie Sheffield. — Wyrok i pełne odszkodowanie. Stary DD był zły jak diabli. Prowadzę z nim teraz 11:5. — Wziął mnemopaciorka, pożonglował nimi trochę i zaczął je rozrzucać po całym biurze, celując do najmniej oczekiwanych naczyń, włączając w to rozdziawione usta zagapionego urzędnika.
— Naprawdę, panie Sheffield?! Czy pan pił?
— Fajrant na dzisiaj. Wieści z wojny są zbyt ponure. Muszę coś ze sobą zrobić, żeby pozostać w dobrym nastroju. Co by pani powiedziała, gdybyśmy tak poszumieli na ulicy?
— Ależ panie Sheffield!
— Czy czeka na mnie coś, co nie może poczekać jeszcze jeden dzień?
— Jakiś gentleman jest w pańskim biurze.
— Wpuściła go pani tak daleko? — Sheffield sprawiał wrażenie przejętego. — Kim on jest? Bogiem, czy jak?
— Nie podał swojego nazwiska. Wręczył mi tylko to.
Sekretarka wręczyła Sheffieldowi zapieczętowaną kopertę. Widniał na niej napis PILNE. Sheffield rozerwał ją. Jego otępiała twarz pofałdowała się z ciekawości. Wybałuszył oczy. W kopercie znajdowały się dwa banknoty po 50 000 kredytek każdy. Sheffield odwrócił się bez słowa i wpadł jak bomba do swego prywatnego biura. Foyle podniósł się z krzesła.
— One są autentyczne — wykrzyknął Sheffield.
— O ile mi wiadomo, to tak.
— Dokładnie dwadzieścia sztuk takich banknotów wydrukowano w zeszłym roku. Wszystkie złożono do depozytu w skarbcach ziemskich. Jakim cudem wszedł pan w posiadanie tych dwóch?
— Przekupiłem kogo trzeba.
— Po co one panu?
— Pomyślałem sobie wtedy, że wygodnie będzie mieć je do dyspozycji.
— Do jakiej dyspozycji? Na następne łapówki?
— Jeżeli honorarium prawnika można nazwać łapówką…
— Sam ustalam wysokość moich honorariów — powiedział Sheffield wciskając banknoty z powrotem Foylowi. — Możesz je pan znowu wyciągnąć, jeśli zdecyduję się wziąć pańską sprawę i jeżeli zdecyduję, że jestem ich wart. Jakie masz pan kłopoty?
— Natury kryminalnej.
— Nie wchodź pan jeszcze zbytnio w szczegóły. No więc…?
— Chcę się oddać w ręce sprawiedliwości.
— Znaczy się policji?
— Tak.
— Za jaką zbrodnię?
— Za zbrodnie.
— Wymień pan dwie.
— Rabunek i gwałt.
— Wymień pan jeszcze dwie.
— Szantaż i morderstwo.
— Są jeszcze jakieś inne pozycje?
— Zdrada i ludobójstwo.
— Czy to wyczerpuje pański katalog?
— Myślę, że tak. Kiedy dojdziemy do szczegółów, uda się może wyłowić jeszcze parę.
— Napracowałeś się pan, co? Albo jesteś pan Królem Łajdaków, albo szaleńcem.
— Jestem i jednym, i drugim, panie Sheffield.
— Dlaczego chce się pan ujawnić?
— Opamiętałem się — odparł cierpko Foyle.
— Coś mi się nie wydaje. Kryminalista nigdy się nie podda, dopóki jest na fali. Po panu widzę, że jesteś pan na fali. Co jest więc przyczyną tej decyzji?
— Najcholerniejsza rzecz, jaka może przytrafić się człowiekowi. Zapadłem na rzadką chorobę, która zwie się sumieniem.
Sheffield parsknął.
— Tak, to często może się fatalnie skończyć.
— To już się fatalnie skończyło. Nagle zdałem sobie sprawę, że postępowałem jak zwierzę.
— I teraz chce się pan oczyścić?
— Nie, to nie takie proste — powiedział ponuro Foyle. — Dlatego właśnie przyszedłem do pana… na poważną operację. Człowiek, który zapaskudził społeczeństwu morfologię, jest rakiem. Człowiek, który stawia swoje prywatne sprawy ponad interesy społeczeństwa, jest kryminalistą. Ale istnieją jeszcze reakcje łańcuchowe. Oczyszczenie z winy tutaj nie wystarcza. Trzeba to wszystko naprawić. Proszę Boga, żeby dało się wszystko wyleczyć przez wysłanie mnie z powrotem do Gouffre Martel lub rozstrzelanie.
— Z powrotem? — przerwał mu ostro Sheffield.
— Mam się wdawać w szczegóły?
— Jeszcze nie. Proszę mówić dalej. Perorujesz pan tak, jakby narastały w panu skrupuły natury etycznej.
— Tak właśnie jest. — Foyle przechadzał się wzburzony po gabinecie mnąc nerwowo banknoty w palcach. — To jest jedna, cholerna bryndza, Sheffield. Jest pewna dziewczyna, która musi zapłacić za wstrętną, ohydną zbrodnie. Fakt, że ją kocham… Nie, mniejsza z tym. Ona ma raka, którego trzeba wyciąć… tak samo jak mnie. To by znaczyło, że do mojego katalogu będę musiał dodać donosicielstwo. Fakt, że jednocześnie sam się ujawniam, nie robi to żadnej różnicy.
— Co ma znaczyć ten cały groch z kapustą?
Foyle odwrócił się do Sheffielda.
— Jedna z noworocznych bomb wchodzi do pańskiego biura i mówi: „Napraw to wszystko. Poskładaj mnie z powrotem do kupy i odeślij tam, skąd przyleciałam. Odbuduj miasto, które zrównałam z ziemią i ożyw ludzi, których rozszarpałam na strzępy”. Do tego chcę właśnie pana zaangażować. Nie wiem jak rozumuje większość kryminalistów, ale…
— Rozsądnie, jeśli o to chodzi. Jak dobrzy biznesmeni, którzy mieli pecha — odparł szybko Sheffield. — To jest właśnie zachowanie się zawodowego kryminalisty. Jest dla mnie oczywiste, że pan jesteś amatorem, jeżeli w ogóle można pana uważać za kryminalistę. Mój drogi panie, bądź pan rozsądny. Przychodzi pan tutaj, oskarżając się ekstrawagancko o rabunek, gwałt, morderstwo, ludobójstwo, zdradę i Bóg raczy wiedzieć o co jeszcze. Czy spodziewa się pan, że potraktuję go poważnie?
Do gabinetu wjauntował się Bunny, aplikant Sheffielda.
— Szefie! — krzyknął w podnieceniu. — Wyszło na jaw coś nowiutkiego. Lubieżny jaunting! Dwaj smarkacze z wyższych sfer przekupili kokotę C klasy, żeby… OOooop. Przepraszam. Nie zauważyłem, że ma pan… — Bunny urwał i gapił się na Foyla. — Fourmyle! — wykrzyknął w końcu.
— Co? Kto? — zawołał Sheffield.
— Nie zna go pan, szefie? — wyjąkał Bunny. -To Fourmyle z Ceres — Gully Foyle.
Przed ponad rokiem Regis Sheffield został, podczas seansu hipnotycznego, specjalnie zaprogramowany i uczulony na tę właśnie chwilę. Jego ciało przygotowano do odpowiedniego zareagowania bez udziału myśli i reakcja ta była piorunująca. Sheffield rozłożył Foyla w pół sekundy; skroń, krtań, krocze. Zdecydowano się nie uzależniać tej akcji od wszelkiego rodzaju broni, gdyż tej, w krytycznym momencie, mogło nie być akurat pod ręką.
Foyle upadł. Sheffield rzucił się na Bunny’ego i grzmotnął go z taką siłą, że biedak przeleciał przez cały pokój. Potem splunął w dłonie. Zdecydowano nie wykorzystywać w tym celu żadnych narkotyków, gdyż w krytycznym momencie mogło akurat nie być ich pod ręką. Gruczoły ślinowe Sheffielda spreparowano tak, aby zareagowały na bodziec nadczynnością wydzielania. Sheffield rozdarł rękaw marynarki Foyla i wbił paznokieć głęboko w zagłębienie łokcia swej ofiary, przecinając skórę. W powstałą ranę szarpaną wcisnął swoją ślinę i zacisnął mocno dwie krawędzie przecięcia.
Читать дальше