— Że co proszę, sir?
— Dowiedzmy się wreszcie wszystkiego o PirE. Mam pomysł, jak zmusić Foyla do mówienia i jak zlokalizować miejsce, w którym ukrył on ten towar, ale najpierw muszę wszystko o nim wiedzieć. Teraz ty wnieś w to swój udział.
— Nie — odparł Presteign.
— Co nie?
— Postanowiłem wycofać się z naszego stowarzyszenia informacyjnego. Nic nie powiem na temat PirE.
— Na miłość boską, Presteignie! Czyś oszalał? Co w ciebie wstąpiło? Znowu walczysz przeciwko partii liberalnej Regisa Sheffielda?
— To bardzo proste, Dagenham — wtrącił Yáng-Yeovil. — Z moich informacji na temat sytuacji, jaka rozwinęłaby się w następstwie naszej kapitulacji lub klęski wynika, że Presteign poprawiłby swoją pozycje. Nie ulega wątpliwości, iż nosi się on z zamiarem prowadzenia negocjacji w sprawie sprzedaży substancji PirE nieprzyjacielowi, w zamian za… korzyści osobiste.
— Czy nic już cię nie wzrusza? — spytał Dagenham Presteigna. W jego głosie brzmiała pogarda. — Czy niczym już nie można cię dotknąć? Jesteś samą własnością, niczym więcej? Odejdź, Jiz! To wszystko na nic.
Do Komnaty Gwiaździstej wjauntowała się ponownie Jisbella.
— Nadszedł meldunek od Brygady Komandosów — powiedziała. — Wiemy już co się stało z Foylem.
— No, co?
— Wpadł w ręce Presteigna.
— Co?! — Dagenham z Yáng-Yeovilem zerwali się z miejsc.
— Odleciał z Marsa prywatnym jachtem, został zestrzelony i widziano, jak zabiera go na pokład SS „Vorga” Presteigna.
— Niech cię diabli, Presteignie — warknął Dagenham. — To dlatego byłeś…
— Zostaw go — rzucił Yáng-Yeovil. — Dla niego to też nowina. Popatrz tylko na niego.
Przystojna twarz Presteigna przybrała barwę popiołu. Próbował podnieść się z krzesła i opadł na nie z powrotem.
— Olivia… — wyszeptał. — Z nim… Z tym mętem…
— Presteignie?
— Moja córka, panowie… od pewnego czasu zaangażowana jest w… pewnego rodzaju działalność. To wada rodzinna. Krew i… Starałem się przymykać na to oczy… Utwierdziłem się niemal w przekonaniu, iż się mylę. Ale… Foyle! Ten lump! Ta gnida! Trzeba go zniszczyć! — głos Presteigna osiągnął zatrważająco wysoką nutę, głowa opadła mu do tyłu, jak wisielcowi, a ciałem zaczęły wstrząsać gwałtowne drgawki.
— Co ci…?
— To epilepsja — powiedział Yáng-Yeovil. Ściągnął Presteigna z krzesła na podłogę. — Łyżeczkę, Miss McQueen. Szybko! — Podważył Presteignowi zęby i wsunął miedzy nie łyżeczkę, zabezpieczając w ten sposób język przed odgryzieniem. Atak skończył się tak samo nagle, jak się zaczął. Drgawki ustały. Presteign otworzył oczy.
— „Petit mal” — mruknął Yáng-Yeovil, wyciągając łyżeczkę z ust Presteigna. — Ale będzie przez chwile oszołomiony.
Wtem Presteign zaczął mówić niskim, monotonnym głosem:
— PirE jest stopem piroforycznym. Pirofor to metal, który uderzony lub zadrapany emituje iskry. PirE emituje energie i dlatego do przedrostka Pir dodano literę E — symbol energii. PirE jest roztworem izotopów transplutonowców w stanie starym i wyzwala energie termojądrową, której wielkość porównać można z energią wytwarzaną podczas wybuchu gwiazdy. Jego odkrywca był zdania, że wyprodukował ekwiwalent pierwotnej protomaterii, z eksplozji której powstał Wszechświat.
— Mój Boże! — krzyknęła Jisbella.
Dagenham uciszył ją ruchem ręki i pochylił się nad Presteignem.
— W jaki sposób jest on sprowadzany do masy krytycznej, Presteignie? Jak jest wyzwalana ta energia?
— Tak samo, jak z chwilą ruszenia zegara Wszechświata, uwolniona została pierwotna energia — odparł monotonnym głosem Presteign. — Za sprawą Woli i Idei.
— Dochodzę do przekonania, że on jest Chrześcijaninem Piwnicznym — mruknął Dagenham do Yáng-Yeovila. Podniósł głos. — Może nam to bliżej wyjaśnisz, Presteignie.
— Za sprawą Woli i Idei — powtórzył Presteign. — PirE można detonować tylko przez psychokinezę. Jego energię wyzwolić można jedynie myślą. Trzeba chcieć, żeby eksplodował i przekazać ten rozkaz myślą bezpośrednio do niego. To jedyny sposób.
— I nie ma żadnego klucza? Żadnej formuły?
— Nie. Potrzebne są tylko Wola i Idea — błyszczące oczy zamknęły się.
— Słodki Boże! — Dagenham otarł czoło z potu. — Czy to powstrzyma Satelity Zewnętrzne przed dalszymi atakami, Yeovil?
— To powstrzyma przed atakami nas wszystkich.
— To prosta droga do piekła — odezwała się Jisbella.
— A więc odnajdźmy to i usuńmy z drogi. To moje zdanie, Yeovil. Foyle już majstrował przy tym diabelstwie w swoim laboratorium u św. Patryka, starając się dokonać jego analizy.
— Powiedziałam ci to w największej tajemnicy — wybuchnęła Jisbella.
— Przepraszam cię, kochana. Nie pora teraz na dyskrecję i przyzwoitość. Słuchaj, Yeovil, musiały pozostać jakieś okruchy tego świństwa… rozsypane tu i tam… jak kurz. W roztworach, w osadach. Musimy zdetonować te pozostałości i wydmuchać całe to diabelstwo z cyrku Foyla.
— Dlaczego?
— Żeby zaczął działać w pośpiechu. Przeważającą cześć PirE musiał gdzieś dobrze ukryć. Uda się tam, żeby ją uratować.
— A co będzie, jeśli ona również wybuchnie?
— Nie wybuchnie. Nie może wybuchnąć, ponieważ jest zamknięta w sejfie z Obojętnego Izomeru Ołowiu.
— Może nie wszystko jest zamknięte w sejfie.
— Jiz mówi, że jest… przynajmniej tak twierdził Foyle.
— Nie mieszaj mnie do tego — powiedziała Jisbella.
— Tak czy inaczej, musimy ryzykować.
— Ryzykować! — wykrzyknął Yáng-Yeovil. — Igrać z wybuchem gwiazdy? Zmienisz Układ Słoneczny w zarzewie kolejnej novej.
— A co nam pozostało? Wskaż inny sposób… i to też będzie sposób grożący zagładą. Czy mamy jakikolwiek wybór?
— Możemy zaczekać — wtrąciła Jisbella.
— Na co? Aż Foyle, majsterkując, sam wysadzi nas wszystkich w powietrze?
— Możemy go ostrzec.
— Nie wiemy, gdzie jest.
— Możemy go odszukać.
— Ile czasu to zajmie? Czy to też nie będzie ryzyko? A co, jeśli to świństwo leży porozsypywane po różnych kątach i tylko czeka, aż ktoś przemyśli je w energię? Załóżmy, że jakiś szaber-jauntowiec włamuje się do miejsca, w którym jest ukryte i szukając kosztowności rozpruwa sejf? A wtedy mielibyśmy już nie tylko pył czekający na przypadkową myśl, ale całe dwadzieścia funtów.
Jisbella pobladła. Dagenham zwrócił się do agenta Wywiadu.
— Decyduj, Yeovil. Robimy tak, jak proponuję, czy czekamy?
Yáng-Yeovil westchnął ciężko.
— Tego się obawiałem — powiedział. — Niech diabli porwą wszystkich naukowców. Będę zmuszony podjąć swą decyzję w oparciu o fakty, których nie znasz, Dagenham. Tą sprawą zajmują się również Satelity Zewnętrzne. Mamy powody, aby przypuszczać, że ich agenci szukają Foyla nie przebierając w środkach. Jeżeli będziemy zwlekać, mogą dopaść go przed nami. Prawdę mówiąc, już mogą go mieć.
— Jaka jest więc twoja decyzja?
— Detonować. Być może zmusimy tym Foyla do działania w pośpiechu.
— Nie! — krzyknęła Jisbella.
— Jak? — spytał Dagenham, ignorując dziewczynę całkowicie.
— Mam odpowiednią osobę do tej roboty. To półtelepatka nazwiskiem Robin Wednesbury.
— Kiedy?
— Natychmiast. Ewakuujemy całą okolicę. Komunikat nadamy na wszystkich kanałach w dzienniku telewizyjnym. Jeśli Foyle przebywa gdzieś na Planetach Wewnętrznych, usłyszy o tym.
Читать дальше