Terry Pratchett - Ciemna strona Słońca

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Ciemna strona Słońca» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2000, ISBN: 2000, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ciemna strona Słońca: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ciemna strona Słońca»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dom Sabalos odziedziczył ogromną fortunę i ma zamiar zostać władcą całej planety. Obsługuje go olbrzymia armia robotów, jego ojcem chrzestnym jest inteligentne ciało niebieskie, a na dodatek szef ochrony Doma jest tak skrupulatny, że sprawdza nawet siebie. Mimo to komuś udaje się zamordować Sabalosa, tyle że nie do końca…

Ciemna strona Słońca — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ciemna strona Słońca», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Sądzę, że postępujecie tak, by zyskać lepsze zrozumienie wszechświata. Ludzie widzą inny wszechświat niż phnoby. Przepraszam, ciągle źle dobieram słowa: doświadczają innego wszechświata. Czy wy też tak uważacie?

— To bardzo rozumne stwierdzenie. Czy przed posiłkiem chciałbyś coś zobaczyć?

Z pewnym trudem dobrano w końcu Domowi jajowaty skafander pancerny przeznaczony dla gości i wyposażony w proste urządzenia kontrolne. Poruszanie się w nim przypominało jazdę pionowym czołgiem, a głównym zadaniem pancerza było niedopuszczenie ciepła do środka. Potem wyjechali do głównej sekcji tratwy.

Później niewiele był w stanie sobie przypomnieć poza ogólnym wrażeniem gorąca, olbrzymich kształtów w formie galaktyk, ryku słonecznych płomieni i dziwnego migotania powietrza. Pamiętał, że zaprowadzono go na platformę obserwacyjną umiejscowioną w środku zwoju matrycy i zaproszono, by spojrzał w górę. Gwiazda, na której cumowała tratwa, właśnie przechodziła pod łukiem sąsiedniej, co na chłodniejszym świecie wystarczyłoby do zainspirowania przynajmniej tuzina religii.

Obserwując płonący łuk przesuwający się po nieco tylko ciemniejszym niebie, Dom zastanawiał się, czy inni creapii wiedzą, że to on siedzi w pancernym jaju, a nie jakiś pijany creapii, o ile oni w ogóle coś piją. Po pewnym czasie sam czuł się pijany.

Stan upojenia trwał jeszcze długą chwilę po powrocie do sanktuarium. Jego Gorącość nie musiał tłumaczyć lekcji — Dom dzięki czemuś na kształt osmozy miał okazję poznać creapiańską naturę, na ile to było możliwe. I okazało się, że miał rację — tak wiele ich dzieliło, że creapii, pragnąc zrozumieć naturę wszechświata, starali się myśleć jak ludzie. Zrozumiał też, że rozpowszechniona opinia, jakoby creapii byli urodzonymi naukowcami — rasą trzeźwo myślącą, inteligentną i robotopochodną, była błędna. Creapii bowiem byli największymi mistykami wszechświata. Było to coś, do czego dążyła jedna z przedsadhimistycznych religii — Ostateczna Rzeczywistość.

Posiłek zjedli przy stole ustawionym w cieniu rozłożystej gruszy. Potrawka z lekko nadgniłych, tłustych i czarnych żabich udek była delikatesem przeznaczonym specjalnie dla Hrsh-Hgna. Isaac dostał energetyczne ziemniaki z Whole Erse, a Dom suflet z owoców morza, doskonale przyrządzony. Zaczynał rozumieć, że creapii stają się ekspertami niejako automatycznie. Jego Gorącość popijał coś z ciśnieniowego pojemnika przytwierdzonego do śluzy mniej więcej tam, gdzie powinien znajdować się jego żołądek.

— Gdzie się teraz udasz? — spytał gospodarz, gdy zjedli.

— Na Minos, jeśli mi pomożecie. Potrzebuję innego statku, a wiem, że tam jest wielorasowa społeczność. Chciałbym też obejrzeć Labirynt.

— Sądzisz, że znajdziesz w nim jakieś wskazówki? — spytał gospodarz uprzejmie.

Isaac prychnął i trącił Doma łokciem pod żebro, omal nie zwalając go z nóg.

— Sprytna literacka aluzja, szefie. Nawet nazwa planety…

— Wiem — przerwał mu Dom. — Mam ochotę spotkać Minotaura. Hrsh?

— Och, nic. Właśśśnie przyszło mi do głowy, że wygląda na to, jakbym znalazł sssię w legendzie.

Dom nazwał statek One Jump Behind. Jednostka nie miała autokucharza (co świadczyło na jej korzyść), miała za to dokładnie skalibrowany silnik i komputer oraz kabinę większą od klozetu. No i była najlepsza w całej, zresztą niewielkiej, stoczni planety Minos.

— Dlaczego One Jump Behindl — zainteresował się Isaac.

— Bo pełna nazwa nie wejdzie. Powinno brzmieć: A Jump So Far Ahead if Einstein Had Been Right It Would End Right Behind You. [1] „Tak daleki skok do przodu, że gdyby Einstein miał rację, skończyłby się tuż za tobą”. Spróbuj to wpisać w tabliczkę znamionową. Dlatego One Jump Behind. [2] „Skok w tył”. Będziesz w stanie go pilotować?

— Bez problemów, szefie. Prościzna.

Przeszli przez osiedle ludzi naukowców i dotarli do ściany Labiryntu, górującej nad resztą okolicznych zabudowań.

— Co sssądzisz o wysssokotemperaturowych? — spytał niespodziewanie Hrsh-Hgn.

— Godni uwagi. A ty?

— Ssspotkałem kilku, gdy ty zwiedzałeśśś tratwę, i zaskoczyła mnie ich phnobośśść, o której wspominałeśśś. Twoja sssugessstia, że kiedy rasssa widzi odbicie w…

Urwał, gdyż dotarli do wejścia, skąd na ich spotkanie wyprysnęło niewielkie srebrne jajo, machając macką z plikiem kartek. Czerwonawe zabarwienie powiek wskazywało na niskotemperaturowego.

— Pssst! — syknął dochodzący znikąd głos. — Chcecie kupić mapę? Labiryntu bez mapy nie da oglądać, a tę zrobił mój krewny na podstawie oryginalnych zdjęć lotniczych.

— Wynocha, ty wyżarzona kaleko z popiołem zamiast mózgu! — zagrzmiało znacznie większe jajo podjeżdżając ku nim. — Szanowni państwo, jesteście z pewnością rozsądnymi istotami i docenicie korzyści płynące z posiadania mapy. Ja mam takie właśnie mapy, które nie trafiły do powszechnego obiegu.

— Potrzebuję mapy? — spytał Dom.

— Niessspecjalnie. — Hrsh-Hgn był już w labiryncie. — Ale to ładna pamiątka.

Podjechało jeszcze kilku sprzedawców, więc w końcu kupili po mapie i weszli do Labiryntu. Od czasu do czasu któryś z badaczy przypominał, że Labirynt najprawdopodobniej nigdy przez jokerów nie był pomyślany czy zaprojektowany jako labirynt, ale ponieważ żaden nie potrafił wymyślić innego wiarygodnego jego zastosowania, sprawa ucichła. Dom nie był zaskoczony, gdy obaj towarzysze wyblakli i zniknęli po paru krokach, gdyż Hrsh-Hgn uprzedził go co do tej anomalii.

Coś w monomolekularnych ścianach tworzyło dla każdego znajdującego się w ich obrębie indywidualny wszechświat, dlatego też mapy czy zdjęcia były całkowicie bezużyteczne. Od czasu do czasu jedynie widać było innych obecnych — Dom zauważył Hrssh-Hgna, albo raczej jego cień wychodzący ze ściany i znikający w innej. Ruszył jego śladem, lecz ściana okazała się nie do przebycia, i to mimo próby użycia broni, gdy już sprawdzili, że nikt nie patrzy. Jak na iluzję była niezwykle solidna.

Po jakichś dziesięciu minutach ostrego marszu Dom dotarł do centrum Labiryntu. Wciąż trzymał w dłoni mnemomiecz (w tej chwili zmieniony na strippera) i — na wszelki wypadek — palec na spuście.

Ways, słysząc jego kroki, odwrócił się i uśmiechnął.

— Widzę, że spodziewałeś się mnie spotkać — powitał go uprzejmie.

Dom strzelił.

Ways spojrzał nań z urazą i wyciągnął dłoń. W powietrzu zmaterializowała się zakrzywiająca światło sfera, połknęła serię pocisków i zniknęła w połowie drogi do Doma.

— Runda pierwsza — oznajmił Ways. — Mam pole rezonansowo-tłumiące, a co ty masz?

— Kim jesteś? — Dom przestawił konfigurację na nóż i cisnął.

— Ways z Ziemi. — Ways złapał nóż w powietrzu i odrzucił. — Obawiam się, że stępiłeś ostrze, ale rzut był niczego sobie.

— Miałem zamiar zapytać cię, czy przybyłeś, by mnie zabić, ale to nie byłoby zbyt inteligentne pytanie, prawda?

— Nie bardzo — przyznał Ways. — Choć, jak widać, nie bardzo mi się udaje, muszę próbować, bo to w przeciwnym razie byłaby wolna walka.

— Wyjaśnisz mi dlaczego?

— Jasne. Zrozum, że wszechświat jest za mały dla nas i dla jokerów. Niektórzy obawiają się, że dzięki tobie jokerów można spodziewać się lada chwila.

— Czego oni się spodziewają? Genialnych potworów?!

— Sądzę, że spodziewają się bogów. Z genialnymi potworami można sobie poradzić, z bogami to zupełnie inna sprawa, a nikt nie chce zostać rasą niewolniczą. Aha, mam coś dla ciebie. — Ways dosunął klapkę na piersiach, wyjął ze schowka Iga i cisnął go w Doma.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ciemna strona Słońca»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ciemna strona Słońca» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ciemna strona Słońca»

Обсуждение, отзывы о книге «Ciemna strona Słońca» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x