Terry Pratchett - Ciemna strona Słońca

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Ciemna strona Słońca» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2000, ISBN: 2000, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ciemna strona Słońca: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ciemna strona Słońca»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dom Sabalos odziedziczył ogromną fortunę i ma zamiar zostać władcą całej planety. Obsługuje go olbrzymia armia robotów, jego ojcem chrzestnym jest inteligentne ciało niebieskie, a na dodatek szef ochrony Doma jest tak skrupulatny, że sprawdza nawet siebie. Mimo to komuś udaje się zamordować Sabalosa, tyle że nie do końca…

Ciemna strona Słońca — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ciemna strona Słońca», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Asman nagle stwierdził, że jest sam pośród wydm.

Dom się obudził. Przez chwilę unosił się, zbierając myśli, potem odepchnął się palcem od ściany i podryfował przez kabinę. Na widocznej półkuli planety zaczął się dzień i widać było gnający przez powierzchnię terminator mroku. Wokół równika znajdował się szeroki na trzy tysiące mil pas lądu otaczający planetę niczym gorset. Z orbity Band zdawała się obracać tak szybko, że ląd miał brunatnoszarą barwę: pośrodku ciągnęło się pasmo górskie liczące dwadzieścia pięć tysięcy kilometrów, okolone błękitnozielonymi pasami łąk. Dalej widniało granatowe morze (po obu stronach lądu) i białe pole lodowe w pobliżu biegunów.

— To się da wyjaśnić dryfem kontynentalnym, szybkimi obrotami i długotrwałą działalnością wulkaniczną. — Isaac odwrócił się od autokucharza. — Chyba że szef nie chce wiedzieć.

— Musi być piekielnie nieżyciowe miejsce — ocenił Dom. — To słońce przemykające po niebie i reszta…

— Sundogom się podoba.

Dom skinął głową: to była ich planeta. Co prawda pochodziły z Eggplant, ale sześćset lat temu zgodziły się opuścić ziemię ojczystą w zamian za konkretną kwotę w gotówce i prawo do mieszkania na planecie Band. Sundogi były miłe, ale w czasie wylęgu bywały niebezpieczne. Jak dotąd pokładowy teleskop ukazywał jedynie stada szczeniaków widoczne z orbity jako duże plamy na tysiącmilowych pasach równin porośniętych słodką trawą. W górach widać było rzeki, przy równinach wąskie pasy bagien i jedno niewielkie jezioro. I absolutnie żadnego śladu zamieszkania.

Dom sprawdził historię planety — wspierany przez creapii Fundusz Obrony Dzikich Zwierząt miał niewielką zrobotyzowaną stację obserwacyjną na powierzchni, która pilnowała także, by nie lądował tam nikt nie upoważniony, jak zapisano w traktacie z sundogami. Według informacji funduszu przed nimi planetę zamieszkiwała istota zwana Chatogasterem. Nie była to jednak informacja pewna, gdyż na planecie nie rozwinęło się życie zwierzęce, a roślinne było bardziej niż skromne. Roślinność nie wykazała także śladów świadomości, co oznaczało brak form żywych — dlatego zresztą sundogi wybrały właśnie Band. Chatogastera uznano powszechnie za legendę czy ducha planety. Lądowania zdarzały się rzadko i jedynie w wypadkach awaryjnych, do czego zresztą stacja była odpowiednio wyposażona. Sundogi, z którymi zdołał się połączyć, choć wiele ich orbitowało wokół planety, jak jeden mąż odmówiły dyskusji o Chatogasterze. Za to odezwała się Babcia Joan I, czekająca na powierzchni.

— Nadal nie chcesz lądować, Dom? Bądź rozsądny i przestań się wygłupiać — zagaiła, podczas gdy Dom przyglądał się, gdzie też wylądowała.

Wyszło na to, że w samym środku pasa równin i tylko dziesięć mil od jedynego na planecie jeziora.

— Krążysz w kółko od paru ładnych godzin. — Joan nie zrażała się milczeniem. — I tak będziesz musiał wylądować, by uzupełnić zapasy powietrza. Wiem, że nie masz paliwa. Zacznij myśleć; nie jestem twoim wrogiem. Proszę cię, byś wrócił do domu, bo nie zdajesz sobie sprawy, w jakim znalazłeś się niebezpieczeństwie.

Po raz setny spojrzał na licznik paliwa — miała rację. Niestety.

Zdesperowany sięgnął po przewodnik planetarny, który znalazł w pokładowej bibliotece obok kilku opracowań ekonomicznych.

„Planeta jest skąpo wyposażona, choć piękna, jeśli patrzy się na nią z przestrzeni. Jest skałą najbardziej zbliżoną do gazowego giganta w galaktyce. Odkryta przez creapii w 5356 roku przed Sadhimem i uznana za ich własność. Wydzierżawiona przez sundogi do wychowywania młodych. Zakaz nieautoryzowanych lądowań poza przypadkami awaryjnymi, ale nawet te z oczywistych powodów nie powinny się zdarzać w czasie późnej wiosny orbitalnej”.

Oczywiste powody nie były Domowi znane, ale mógł się założyć, że właśnie jest późna wiosna orbitalna. Tyle że na powierzchni byli też Hrsh-Hgn i nie istniejąca istota zwana Chatogasterem.

— Posłuchaj, Isaac; zrobimy tak…

— Ląduję, pani.

Joan I dopadła konsolety i przegoniła z fotela dyżurnego robota. Ekran pokazywał cienką linię przemierzającą atmosferę, a po chwili obraz zmienił się w widok statku Doma lecącego nisko nad ziemią. Pokaz robił wrażenie samobójczej kaskaderki pilotażowej.

— Sabalos do końca — oceniła z uznaniem. — Musi pokazać, co o mnie myśli… Choć nie wstyd się poddać, kiedy się nie ma innej alternatywy.

Nadlatująca jednostka okrążyła barkę i wylądowała jakąś milę od niej, płosząc stado olbrzymich szczeniąt, które skomląc, odbiegły w niezgrabnych podskokach.

— Ósemka i Trójka: idźcie po niego i przyprowadźcie tu wszystkich z pokładu — poleciła Joan I.

Dwa roboty z otaczającego barkę kręgu ruszyły przez trawę sięgającą kolan.

— No, to ten problem mielibyśmy załatwiony — oceniła, odwracając się wraz z fotelem i posyłając do kuchni po wytrawne (i gorzkie) wino z Pineal.

Jedyny żywy poza nią osobnik w kabinie przyglądał się temu z żalem.

Phnoby miały trzy płcie, lecz równie istotnym kryterium rozróżnienia było to, czy dany osobnik żyje na Phnobis czy nie. Były to dwie kasty niewymienne, gdyż na Phnobis nie można było wrócić i żyć — obowiązująca religia głosiła, że pokrywa chmur stale obecna na niebie jest końcem wszechświata, toteż jakikolwiek wracający spoza niej phnob zadawałby temu kłam, do czego nie należało dopuścić. Stąd wszechobecne na innych planetach buruku.

— Wychodzi na to, że nie będę cię musiała odsyłać — odezwała się Joan I.

— Miło sssłyszeć. — Hrsh-Hgn skrzywił się, masując żebra. — Twoim robotom nie da sssię zarzucić łagodnośśści i delikatnośśści.

— Użyły tylko nieco więcej niż minimum niezbędnej siły — uświadomiła mu spokojnie. — Powiedz mi, tak z czystej ciekawości, co właściwie dzieje się z powracającymi phnobami?

— Ssstatki muszą wylądować w śśświętym rejonie i jak wieśśść niesssie, na powracających czeka tam natychmiassstowa śśśmierć od noża. Nie jessst to rozsssądne czy uczciwe, bo wysssyłam pensssję do śśświętych ssskrzyń, jak wiesz. Jak to mówią: Frssshsss Ssshhsss Ghsss Ghung-ghngsss.

— Doprawdy? — Joan I uniosła lekko brwi. — Hrsss-kss-ghg dla ciebie i to wielokrotnie. Hrsh-Hgn zarumienił się na szaro.

— Proszę o wybaczenie, nie wiedziałem, że znasz… — Spojrzał na nią z szacunkiem.

— Nie znam, ale są pewne wyrażenia w każdym języku, które poznaje się nawet w pobieżnych kontaktach. Przydają się. Tak na marginesie: dla Ziemianki jest to komplement, choć dość bezpośredni — wyjaśniła, odwracając się ku ekranowi.

Tymczasem Ósemka i Trójka dotarli do statku. Przez otwarty właz dobiegały stamtąd takty znanej widdershińskiej ballady: Czy uważasz mnie za idiotęl granej na organach nieco niewprawnie, acz z entuzjazmem. Po drodze przegonili samotnego szczeniaka i Trójka wszedł do środka.

Isaac przestał grać i przyjrzał mu się obojętnie.

— Wnioskuję, że człowieka tu nie ma — powiedział Trójka.

— Zgadza się — odpowiedział mu Isaac.

Trójka przyjrzał mu się niepewnie i zaintonował:

— Jestem robotem klasy trzeciej. Proszę, byś tu pozostał, gdy udam się po instrukcje.

— A ja jestem robotem klasy piątej z dodatkowymi obwodami Piętaszka — poinformował go uprzejmie Isaac.

Trójka mrugnął lewym okiem.

Isaac podniósł solidnych rozmiarów klucz francuski.

— Przewiduję możliwość natychmiastowego ciągu wydarzeń z wykorzystaniem przemocy — odezwał się Trójka, robiąc krok w tył. — Wyrażam preferencję natychmiastowego ciągu wydarzeń bez wykorzystania przemocy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ciemna strona Słońca»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ciemna strona Słońca» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ciemna strona Słońca»

Обсуждение, отзывы о книге «Ciemna strona Słońca» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x