Terry Pratchett - Dysk

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Dysk» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1999, ISBN: 1999, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dysk: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dysk»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Prace ziemne odsłoniły szkielet plezjozaura z napisem „Skończyć z próbami nuklearnymi”. Dyrektor budowy Kin Arad nie jest zaskoczona — ma dwieście dziesięć lat i zaczynała karierę w Kompanii, kładąc warstwy geologiczne na nowo budowanych planetach. Na swoim koncie ma też uformowanie łańcucha górskiego w kształcie własnych inicjałów.
Gdy jednak dowiedziała się o istnieniu — wbrew prawom galaktycznym — płaskiej planety, nawet ją to zaintrygowało. A był to dopiero początek…
W książce opublikowanej w 1981 roku pojawiają się zalążki pomysłów, które pisarz tak świetnie rozwinął później w niezwykle poczytnym cyklu „Świat Dysku”.

Dysk — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dysk», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Słyszę, wychodzi na to, że wrak trafił na jedno z urządzeń pogodowych i spowodował jego zniszczenie.

— Na to wygląda — zgodził się Marco. — Tu jest cała masa stopionych rzeczy… nieważne, tu jest tunel! Prawdziwy, półkolisty tunel z szynami. Całe wnętrze dysku to jedna olbrzymia maszyna. Spokojnie zmieści się tutaj statek kosmiczny, ma osiemnaście torów na podłodze. Ale jest do połowy zasypany.

— Wrak zderzył się z dyskiem pięć dni temu — Silver nagle oprzytomniała. — Czyli mieli prawie pięć dni na naprawy… Marco, budowniczowie dysku nie żyją, nie ma innego wytłumaczenia!

— Nie widzę żadnych śladów napraw… — dobiegło z dziury.

— Właśnie. A to nie jest normalne, podobnie jak zachowanie mórz czy ciał niebieskich. Coś się gdzieś poważnie zepsuło, i to przed zderzeniem, nie po. W jakim kierunku biegnie ten tunel? I czy jest także po drugiej stronie dziury?

— Jest — poinformował Marco po chwili. — A biegnie prosto od środka do brzegu. Zastanawiałem się, czy nie lepiej byłoby dalej nim polecieć…

— …ale większe szansę w wypadku zagrożenia mamy na otwartej przestrzeni. Prawda.

Kin ostrożnie otworzyła oczy. Unosiła się na szczęście nad ziemią — zmasakrowaną, spaloną i częściowo stopioną, ale wciąż solidną.

— Dzięki — wykrztusiła. — Głupie, prawda? Moi przodkowie zwisali z drzew i nic im nie było.

— Nie ma się czego wstydzić — pocieszyła ją Silver. — Ja nie lubię na przykład ciemności. Każdy ma jakąś fobię. Kin? Co ci jest, bo zbladłaś aż strach…

Kin nawet nie próbowała wydać z siebie dźwięku. Wyciągnęła tylko rękę, pokazując to, co wyłaniało się z dziury za plecami Silver. Owo coś wyłaniało się z trudem, bo było za duże, a kojarzyło jej się nieodparcie z pomnikiem Tryggvasona — jedną z atrakcji turystycznych Valhalli. Na pomnik składały się wykute w skale i mierzące po kilkaset stóp wysokości głowy czterech prezydentów: Halfdana, Thorbjorna, Weasela Moccasina i Teuhtlile'a.

Stworzenie miało trzy łby i tylko jeden z nich był ludzki; drugi przypominał żabi, a trzeci jakiegoś insekta, ale skojarzenie było jednoznaczne. To był pomnik Tryggvasona. Łby łączyły się w chorobliwie nieprawdopodobny sposób w jedną głowę z trzema koronami na szczycie. Pod łbami zwieszał się pęk pajęczych nóg średniej długości stu metrów każda.

Efekt ogólny psuło to, że przez straszydło przeświecała przeciwległa ściana dziury.

— Marco! — odezwała się Silver.

— Nie sądzę, żeby można się było czegoś więcej dowiedzieć tu na…

— Minęło cię coś po drodze?

— Nie rozumiem.

— To unieś głowę.

— O, szlag!

Kin prawie się udusiła.

— Spokojnie — pocieszyła ją Silver. — Nie bój się.

— Czego — chrypnęła Kin, odzyskując dar mowy. — Holoprojekcji dobrej do straszenia dzieci? Nie boję się, Silver, po prostu jestem zwyczajnie wściekła! Jeśli wrócimy, dopilnuję, żeby ten, kto zbudował dysk, zapłacił za to. I nic mnie nie obchodzi, kto to będzie! Zbudowali to dziwactwo, gdzie ludzie spadają za krawędź świata, są ścigani przez demony i muszą być przesądni, by przeżyć! Doprowadzę ich do bankructwa, choćby to była ostatnia rzecz w moim życiu.

Z wyrwy wystrzelił niczym rakieta Marco, wyhamowując w samym środku oka maszkary niczym iskra w mózgu Boga.

— Hologram! — ucieszył się nie wiadomo czemu.

Ludzka twarz skrzywiła się i otworzyła usta. Westchnienie odbiło się echem nie wiadomo od czego, a ledwie przebrzmiało, niebo rozdarła błyskawica, trafiając w garkotłuka i niszcząc go tak doszczętnie, że spadły jedynie krople roztopionego metalu.

O skafander Kin bębniły krople. Teraz lecieli już na czas — za mniej więcej pięćdziesiąt godzin Silver dostanie szału i spróbuje samobójstwa. Ludzie i kungowie mogą długo wytrzymywać bez jedzenia, shandy tego nie potrafią. Wokół szalała burza, ale Marco skierował się w górę i po krótkim locie znaleźli się ponad chmurami na skąpanym w promieniach zachodzącego słońca niebie.

Samo słońce było daleko z tyłu — czerwone, rozgniewane i przesłonięte chmurami. Sądząc po wyglądzie nieba, na całym dysku panowała zła pogoda, a niektóre chmury miały zgoła zwariowane kształty.

— Mamy przed sobą ponad tysiąc mil — Marco wreszcie przestał milczeć.

— Czyli musimy lecieć co najmniej dwadzieścia mil na godzinę — odparła Kin. — Nawet wliczając kilka krótkich postojów, powinniśmy zdążyć do tej wyspy.

— I co? Znajdziemy tam garkotłuka?

— Kto potrafi zbudować dysk, powinien być zdolny do skonstruowania tak prostego w sumie urządzenia.

— To dlaczego nie naprawili tej dziury? Albo Eirick i Lothar to potomkowie budowniczych cofnięci do barbarzyństwa, albo budowniczowie nie żyją.

— Niech będzie. Masz lepsze pomysły? Marco tylko coś mruknął.

Silver leciała dobrą milę za nimi i jedynie od czasu do czasu pomrukiwała na znak, że się nie wyłączyła.

— Jeśli Kompania zbudowała dysk, to jest szansa, że go znajdziemy — powiedziała niespodziewanie. — Tylko nie protestuj, Kin. To może być część polityki, o której nie masz pojęcia. Tak na marginesie, z pół mili za mną leci kruk.

Kin nie odezwała się, obserwując przemykające w dole chmury. Polityka… no tak, to mogło wszystko wyjaśniać…

Spindle, wheelerzy, paleotechy, ckthoni — oni wszyscy zamieszkiwali wszechświat. Wszechświat to byli właśnie jego mieszkańcy.

Był taki czas, kiedy astrohistorycy sądzili, że wszechświat to kiedyś była pusta scena albo płótno czekające na pędzel życia. Teraz dominowała teoria, że życie samo z siebie pojawiło się w ciągu trzech mikrosekund po pierwotnej eksplozji. Gdyby bowiem tak się nie stało, wszechświat składałby się z przypadkowej materii — to właśnie Życie ukierunkowało jego rozwój. Pierwotnie życie rezydowało w mgławicach wirujących cząstek, z których powstały gwiazdy, a każda z nich stanowiła szkielet jakiegoś dinozaura jurajskiego wszechświata.

Później organizmy żywe stały się mniejsze i inteligentniejsze, choć niektóre, jak wheelerzy, stały się także martwą gałęzią ewolucji. Inne, na przykład spindle czy shameleony, były sukcesem ewolucyjnym — przetrwały naprawdę długo. Lecz każda rasa w końcu musi wymrzeć, dlatego wszechświat to jedno wielkie cmentarzysko, w którym grobowce wyrastają z mauzoleów — kometa rozświetlająca jakieś pogańskie niebo to zmumifikowany korpus naukowca żyjącego eony temu.

Dlatego polityka Kompanii była prosta i sprowadzała się do jednego: uczynić człowieka nieśmiertelnym. Naturalnie było to przedsięwzięcie czasochłonne i zaczęło się niedawno, lecz jeśli człowiek znalazłby się na wystarczająco dużej liczbie rozmaitych planet, w efekcie przetrwałby jako rasa. Prawda — byłyby to rozmaite rodzaje człowieka, różniące się fizycznie i psychicznie, gdyż kształtowałyby się w rozmaitych warunkach, kulturach i środowiskach, lecz nadal byłby to człowiek. I uniknąłby losu spindli, które wymarły, gdyż niczym się od siebie nie różniły.

Wszechświat nie mógł mieć naturalnego końca, gdyż nie był naturalnym bytem, lecz sumą żyć, które go kształtowały — ludzie więc mogli żyć wiecznie — dopóki żyli, dopóty wszechświat musiał istnieć. Dlaczego nie mieliby chcieć?

Należało zachować odpowiednie banki memów i pomysłów — to była tajemnica sukcesu, a mając do dyspozycji setki planet, można było być pewnym rozwoju różnych nauk, dziwnych przekonań czy nawet rozmaitych religii, dla których znalazłyby się jakieś ciche kąty. Ziemia była zjednoczoną cywilizacją, i to właśnie omal nie doprowadziło do wymarcia rasy ludzkiej. Rozmaitość była jedynym sposobem, by zawsze gdzieś był ktoś przygotowany na dowolną niespodziankę jaką przyniesie przyszłość. Być może mieszkańcy płaskiego świata, nawiedzanego przez demony i oddzielonego od innych przepaścią z wodospadem, mogli dostarczyć nie spotykane nigdzie indziej memy?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dysk»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dysk» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dysk»

Обсуждение, отзывы о книге «Dysk» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x