Częścią treningu w Orlim Gnieździe było jednoczesne podróżowanie w czasie. Każda z osób w tym uczestniczących wyczuwała tempo pozostałych i mogła dostosować swoją prędkość.
Kilka dni wcześniej pokój był pusty, a drzwi otwarte na oścież. Zeszli na dół i wydostali się na zewnątrz niezatrzymywani przez nikogo. Normalnie wszystkie bramy fortecy były otwarte. Co jakiś czas zatrzymywali się, żeby zaczerpnąć powietrza. Robili to zawsze pod zwodzonym mostem, żeby uniknąć przypadkowych spojrzeń. Havig z początku się dziwił, dlaczego Leoncja nie prowadzi ich po prostu do czasu, kiedy jeszcze nie było tu fortecy, ale zaraz uświadomił sobie, że sporo osób kręciło się wtedy po tej okolicy. Wielu myśliwych w rosnącym tu lesie miało swoje tereny łowieckie.
Wciąż był oszołomiony i zmęczony, więc uznał, że najlepiej będzie realizować jej plan. W końcu go uwolniła. Długo trwało, zanim ten fakt naprawdę do niego dotarł.
* * *
Siedzieli w lesie w epoce poprzedzającej o rok nadejście Kolumba. Potężne dęby, wiązy i brzozy tworzyły gęstwinę, roztaczając wokół specyficzny zapach. Gdzieś w oddali stukał dzięcioł i słychać było świergot sójek. Leoncja rozpaliła niewielkie ognisko. Na zaimprowizowanym rożnie piekł się cietrzew, którego zapobiegliwie zabrała z fortecy. Ogień wypłoszył tysiące ptaków spomiędzy gałęzi drzew.
— Nie mogę się wszystkiemu nadziwić — powiedziała. — Co to był za wspaniały świat, zanim wynaleziono maszyny i człowiek spieprzył sobie życie. Już nie zachwycam się Wielkimi Latami. Za często tam bywałam.
Havig siedział oparty o pień. Przez chwilę miał wrażenie déjà vu. Wreszcie przypomniał sobie, jak prawie tysiąc lat wcześniej on i ona…
Przyjrzał się jej uważniej. Czarne włosy obcięła na pazia. Nie była już tak mocno opalona. Teraz nie nosiła na szyi czaszki łasicy oznajmiającej wszystkim jej status czarodzieja. Nabrała nieco chłopięcego wyglądu. Mogła z powodzeniem uchodzić za kobietę z jego epoki. Nawet jej angielski nabrał normalnego akcentu. Oczywiście wciąż nosiła broń, nie zmieniła swoich kocich ruchów i wyniosłego sposobu bycia.
— Ile czasu upłynęło dla ciebie? — spytał.
— Od dnia, kiedy mnie zostawiłeś w Paryżu? Jakieś trzy lata.
— Przekręciła nieco rożen z piekącym się ptakiem.
— Przykro mi. Potraktowałem cię podle. Dlaczego postanowiłaś mi pomóc?
— Może byś mi wreszcie powiedział, co robiłeś? — warknęła.
— Naprawdę nie wiesz? — zdziwił się. — Na Boga! Skoro nie wiedziałaś, dlaczego mnie aresztowano, to skąd mogłaś być pewna, czy nie zasługuję…
— Na rozmowę ze mną?
Opowiedział jej całą historię. W ogólnych zarysach. Od czasu do czasu przyglądała mu się spod przymrużonych powiek, ale jej twarz niczego nie zdradzała.
— Cóż — odezwała się wreszcie. — Wygląda na to, że przeczucia mnie zawiodły. Nie straciłam nic ważnego. Ta zabawa coraz mniej mi się podobała, w miarę jak poznawałam szczegóły.
Pomyślał, że mogłaby dodać dobre słowo o Xeni, ale postanowił odpowiedzieć jej równie bezosobowo.
— Nie sądziłem, że będziesz przeciwna walce i rabunkowi.
— Nie mam nic przeciwko uczciwej walce. Siła przeciw sile, pięść przeciwko pięści. Ale te szakale… oni się wyżywają na bezbronnych. I bardziej dla sportu niż dla zysku.
— Gwałtownie wbiła nóż w cietrzewia, sprawdzając, czy już się upiekł. Tłuszcz spadł w ognisko, wzbijając iskry i żółte płomienie. — Poza tym, jaki to ma sens? Dlaczego mamy starać się przywrócić maszyny do władzy? Żeby Cal Wallis mógł zyskać przydomek Boga Młodszego?
— To znaczy, że wiadomość o moim uwięzieniu uwolniła drzemiący w tobie bunt?
Nie odpowiedziała wprost na jego pytanie.
— Cofnęłam się w czasie, jak się domyślasz, i sprawdziłam, kiedy opustoszał nasz pokój. Potem wróciłam w przyszłość do ciebie. Spędziłam tam trochę czasu, żeby mnie nie podejrzewali o pomoc. To dopiero było! Wszyscy latali wkoło jak kurczaki bez głowy! Wmówiłam im, że musiał ci pomagać inny podróżnik w czasie. — Westchnęła ciężko. — W końcu wszystko się uspokoiło. Oczywiście nic nie powiedziano wcześniejszemu Wallisowi, kiedy pojawił się na inspekcji. Jego następna wizyta była planowana za parę lat. W międzyczasie nic strasznego się nie działo. Ty się nie liczyłeś. Ja pewnie też się nie liczę. Po prostu nie wrócę z kolejnego urlopu. Uznają, że zginęłam w wypadku. — Uśmiechnęła się. — Lubię sportowe auta i prowadzę jak szalona.
— Chociaż jesteś przeciwna maszynom? — zdziwił się Havig.
— Skoro już są, to możemy się nimi bawić. Nieważne, czy będą w przyszłości lub czy powinny tam być. — Spojrzała na niego przeciągle i spoważniała. — To właściwie wszystko, co wspólnie możemy zrobić. Musimy znaleźć jakąś kryjówkę tu lub gdziekolwiek w historii. Bo nie mamy zamiaru uprzykrzać się Orlemu Gniazdu.
— Wcale nie jestem przekonany, czy ich zwycięstwo jest rzeczywiście przesądzone — stwierdził Havig. — Może to moje pobożne życzenie — dodał — ale z tego, co widziałem…
Szczerość pomogła mu ukryć pustkę jaką czuł w duszy po utracie Xeni.
— Leoncjo, nie masz racji, potępiając naukę i technikę. Mogą zostać źle użyte, jak każdy wynalazek. Natura nigdy nie pozostawała w doskonałej równowadze. Więcej gatunków wymarło, niż żyje. A człowiek prymitywny był takim samym niszczycielem jak współcześni nam ludzie. Wielkie ssaki z plejstocenu zostały prawdopodobnie wybite przez ludzi z epoki kamienia łupanego. Farmerzy ze swoimi motykami i pługami wyjałowili tereny, które kiedyś zachwycały żyznością. Niemal zawsze w historii ludzie umierali przedwcześnie z powodów nie mających nic wspólnego z naturą… przyczyny ich śmierci można łatwo zneutralizować, jeżeli wie się jak… Mauraiowie dokonają czegoś więcej niż tylko odbudowy podstaw życia na Ziemi. Po raz pierwszy w całej historii będą próbowali stworzyć zrównoważone środowisko. A będzie to możliwe tylko dlatego, że zdobędą niezbędną wiedzę naukową i odpowiednie środki.
— Nie wydaje mi się, żeby im się powiodło.
— Nie umiem tego powiedzieć. Ta tajemnicza daleka przyszłość… trzeba ją zbadać. — Havig przetarł zmęczone oczy. — Ale później. Teraz padam ze zmęczenia. Pożyczysz mi jutro swój nóż? Chcę naścinać gałęzi, żebyśmy mieli na czym spać przez dwa, trzy tygodnie.
Kucnęła przy nim. Jedną ręką objęła go za szyję, a drugą głaskała po włosach.
— Biedny Jack — wyszeptała. — Byłam trochę za brutalna, prawda? Wybacz mi. Dla mnie to też było przeżycie. Ta nasza ucieczka… Śpij sobie teraz. Dzisiaj mamy spokój.
— Nawet nie podziękowałem ci za to, co dla mnie zrobiłaś — wymamrotał sennie. — Nigdy nie będę potrafił ci się odwdzięczyć.
— Ty palancie! — Zarzuciła mu ręce na szyję. — A jak sądzisz, dlaczego wyciągnęłam cię z tamtej nory?
— Leoncjo… ale… widziałem, jak umiera moja żona…
— Jasne. — Załkała. — Chciałabym cofnąć się w czasie… i poznać tę dziewczynę. Skoro uczyniła cię szczęśliwym… Wiem, że to niemożliwe. Cóż, Jack, poczekam. Ile będzie trzeba. Poczekam.
* * *
Nie mieli odpowiedniego wyposażenia na dłuższy pobyt w dawnej Ameryce. Mogli przenieść się w przyszłość, kupić, co trzeba, i sprowadzić w przeszłość. Po tym jednak, co obydwoje przeszli, taka idylla nie była możliwa.
Rana Haviga goiła się powoli, ale goiła. Pozostawiła jednak przykrą bliznę na jego duszy. Postanowił rozpocząć wojnę z Orlim Gniazdem.
Читать дальше