Nie uważał tego za zwykłą zemstę na mordercach Xeni. Leoncja była o tym przekonana, ale postanowiła mu towarzyszyć, ponieważ kobiety z jej klanu zawsze wspierały swoich mężczyzn. Przyznał jej częściowo rację. Tak naprawdę to uwierzył, że ten gang musi zostać unieszkodliwiony. To, co do tej pory ci bandyci zrobili czy zrobią, nie podlegało zmianom. Może jednak unieszkodliwienie ich kolejnych działań uratuje odległą przyszłość.
— Najbardziej zagadkowy jest fakt — powiedział Leoncji — że żaden podróżnik w czasie nie został odkryty w epoce Mauraiów ani później. Mogli wszystko utrzymywać w tajemnicy, podobnie jak większość podróżników we wcześniejszych erach. Może wtedy ludzie stali się bardziej zdolni albo bardziej strachliwi. Ale żeby wszyscy naraz? To mało prawdopodobne…
— Badałeś ten problem? — spytała.
Mieszkali teraz w hotelu w połowie lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Kansas City tętniło życiem. Havig starał się unikać miejsc odwiedzanych wcześniej, dopóki się nie upewni, że ludzie Wallisa ich nie zlokalizowali. Przy lampce nocnej na łóżku siedziała Leoncja ubrana w przezroczysty peniuar. Traktowała go jak kochająca siostra. Myśliwy musi nauczyć się cierpliwości, a szamanka musi umieć czytać ludzkie dusze.
— Tak — powiedział. — Carelo Keajimu ma koneksje na całej kuli ziemskiej. Jeżeli on nie był w stanie zlokalizować podróżnika w czasie, to znaczy, że nikt tego nie dokona. A jemu się nie udało.
— I co to oznacza?
— Nie mam zielonego pojęcia. Dlatego sądzę, że powinniśmy zaryzykować i wyprawić się w przyszłość po upadku cywilizacji Mauraiów.
* * *
Tym razem również praktyczne aspekty tej wyprawy zabrały im mnóstwo czasu.
Żadna epoka nie ustępuje miejsca następnej z dnia na dzień. Każda taka zmiana wiąże się z wieloma okresami przejściowymi, upadkami i powrotami do przeszłości. Marcin Luter nie był pierwszym protestantem w pełnym tego słowa znaczeniu — politycznie i doktrynalnie — na świecie. Był po prostu pierwszym, któremu się powiodło. Jego sukces opierał się na kilku wiekach klęsk jego poprzedników. Kolejno byli to husyci, lollardzi [14] Lollardzi — członkowie ruchu plebejsko-religijnego w Anglii i Szkocji w XIV i XV w., powstałego pod wpływem nauk Jana Wiklefa. Nazwa ruchu wywodzi się z języka średnioholenderskiego, lollen oznaczało „mamrotać” (przyp. tłum. ).
, katarzy i tak dalej, aż do pierwszych heretyków w chrześcijaństwie, których korzenie z kolei sięgały jeszcze bardziej zamierzchłych czasów. Podobnie reaktory termojądrowe i związane z nimi urządzenia zostały wymyślone i rozpropagowane w świecie, w którym azjatycki mistycyzm wmówił milionom wyznawców, że nauka nie potrafi rozwiązać żadnego z ich problemów.
Jeżeli ktoś chce zbadać jakąś epokę, w którym roku ma zacząć? Można nawet podróżować w czasie, ale po dotarciu na miejsce trzeba się jakoś przemieszczać. Chodzenie piechotą jest silnym ograniczeniem. Trzeba również coś jeść i mieć miejsce do spania.
Przygotowanie całego planu wymagało wielu wstępnych podróży w przyszłość.
Szczegóły nie są ważne. Na wschodnim wybrzeżu Ameryki Północnej w trzydziestym pierwszym wieku mówiono mieszaniną ingliss-maurai-spanyol, która była na tyle zrozumiała dla Haviga, że udało mu się zgromadzić trochę książek z gramatyką, słowniki i inną potrzebną literaturę. Razem z Leoncją wiele godzin poświęcili na przyswojenie sobie podstaw tego języka. W końcu uznali, że dadzą sobie radę w typowych sytuacjach.
Automatyczne statki obsługiwane przez roboty przewoziły przez ocean tysiące turystów. Dwoje więcej nie powinno zwrócić niczyjej uwagi. Tym bardziej że Sansisco było ulubionym miejscem pielgrzymów, bo właśnie w tym miejscu guru Duago Samito doznał objawienia. Nikt nie wierzył już w cuda, ale ludzie wierzyli, że jeżeli staną na szczycie stworzonych przez człowieka wzgórz, spojrzą na dół na zatokę i zespolą się w jedność z ziemią, niebem i wodą, to doznają wizji.
Pielgrzymi nie potrzebowali osobnego konta w tym świecie obsługiwanym przez maszyny. Ta epoka na swój surowy sposób była epoką dobrobytu. Okoliczne posiadłości mogły bez trudu pomieścić dodatkowe osoby, zapewniając im nocleg i wyżywienie. W zamian właściciele zyskiwali szacunek, a ich dzieci nowe opowieści na dobranoc.
* * *
— Jeżeli szukacie Władców Gwiazd — stwierdził ciemnoskóry, miły mężczyzna, który udzielił im schronienia na noc — to owszem, mają swój posterunek w tej okolicy. Ale u was z pewnością też.
— Jesteśmy ciekawi, czy tutejsi Władcy Gwiazd wyglądają tak samo jak nasi — odparł Havig. — Słyszałem, że jest wśród nich wiele ras.
— Tak mówią. To prawda.
— Nie musimy przynajmniej nadkładać drogi.
— Nie musicie tam przecież chodzić. Wystarczy zadzwonić.
Ich gospodarz wskazał holograficzny telefon stojący w rogu pokoju. Pokój zresztą miał gigantyczne rozmiary i zrobił na jego gościach równie wielkie wrażenie, co japońska świątynia na średniowiecznych Europejczykach albo gotycki kościół na Japończykach.
— Chociaż wątpię, żeby ten posterunek był aktualnie obsadzony — kontynuował gospodarz. — Nie przylatują tu zbyt często, jak wiecie.
— Chcielibyśmy chociaż tego dotknąć.
— Rozumiem — przytaknął gospodarz. — Pełne wrażenia sensoryczne… Idźcież Bogiem i bądźcie Bogiem, szczęśliwie.
Rankiem, po zakończeniu godzinnych śpiewów i wspólnych medytacji, cała rodzina zajęła się swoimi sprawami. Ojciec zabrał się do uprawiania ogródka warzywnego. Raczej dla zdrowia psychicznego niż z konieczności ekonomicznej. Matka wróciła do pracy nad dowodem jakiegoś twierdzenia matematycznego, którego sens Havigowi całkowicie umykał. Dzieci poszły do elektronicznego systemu edukacji (ten system chyba był ogólnoplanetarny, Havig podejrzewał nawet, że częściowo opierał się na sztucznej telepatii). A jednak ich dom był stosunkowo niewielki. Jak inne ozdobiony był muszelkami i miał skośny dach. Stał prawie samotnie na wielkim brunatnym zboczu.
Mozolnie schodzili ścieżką, przy każdym kroku wzbijając obłoki pyłu. Nad ich głowami latało mnóstwo automatów różnego przeznaczenia, nadających od czasu do czasu jakieś komunikaty.
— Masz rację. — Leoncja westchnęła ciężko. — Nie rozumiem tych ludzi.
— Zrozumienie ich może zająć całe życie — odparł Havig. — Do gry włączył się ktoś nowy. Ten ktoś nie musi być zły, ale z pewnością jest nieznany. Coś podobnego miało już miejsce w historii. Czy myśliwy z paleolitu był w stanie zrozumieć rolnika z neolitu? Czy ludzie żyjący pod boskim panowaniem królów potrafiliby zrozumieć ludzi żyjących w państwie dobrobytu? Ja nie zawsze potrafię zrozumieć ciebie, Leoncjo.
— Ani ja ciebie. — Wzięła go za rękę. — Ale starajmy się przynajmniej.
— Mam wrażenie… — powiedział po jakimś czasie… — ale to tylko wrażenie, że ci Władcy Gwiazd mieszkają w ultrazautomatyzowanych bazach zbudowanych z jakichś pól siłowych. Najprawdopodobniej ich urządzenia i ogromne statki widziałem poprzednio. Wszystko, co nie pasuje do zwykłego obrazu Ziemi z tych czasów, zapewne należy do nich. Przybywają tu nieregularnie i wtedy mieszkają w tych posterunkach, które cały czas stoją puste. Czy to mogą być podróżnicy w czasie?
— Ale wydają się pokojowo nastawieni, prawda?
— I dlatego nie mogą pochodzić od ludzi z Orlego Gniazda? Dlaczego nie? Wnuczek jakiegoś pirata mógł wyrosnąć na oświeconego króla. — Havig starał się uporządkować swoje myśli. — Prawdą jest jednak, że ci Władcy Gwiazd zachowują się niezbyt zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Problem w tym, że ani ty, ani ja nie znamy w pełni tutejszego języka, w którym jest milion pojęć przyjmowanych przez wszystkich za oczywiste. O ile jednak zrozumiałem, oni przybywają tutaj raczej handlować wiedzą i ideami, a nie dobrami materialnymi. A efekty ich wpływu na Ziemię są wszechobecne. Moje wcześniejsze podróże w jeszcze dalszą przyszłość zdają się wskazywać, że ten wpływ będzie narastał. Doprowadzi to do narodzenia się nowej cywilizacji, a może postcywilizacji, której nie potrafię sobie nawet wyobrazić.
Читать дальше