* * *
Dom Doukasa zbudowany był wokół wewnętrznego atrium, w którym kwitły kwiaty i pomarańcze. Gospodarz z dumą pokazał mu najnowszy nabytek: posąg cesarza Konstantyna, od którego imienia nazwę wzięło całe miasto.
— Patrząc na wyrazistość tej postaci, jestem pewien, że to dawna szkoła rzeźby — powiedział. — Dzisiaj ta sztuka upadła. Spójrz tylko na jego dumnie zaciśnięte usta…
Dziewięcioletnia Xenia parsknęła śmiechem.
— Co ci jest, dziecko? — zdziwił się jej ojciec.
— Nic. Naprawdę — odparła, ale dalej nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
— Nie wstydź się. Powiedz nam, co cię śmieszy.
— On… on ma minę, jakby… chciał powiedzieć coś bardzo ważnego, ale musi powstrzymać gazy…
— Do licha! — wyrwało się Havigowi. — Ona ma rację! Doukas przez dłuższą chwilę walczył ze sobą, ale w końcu i on wybuchnął śmiechem.
* * *
— Pójdź z nami do kościoła, Hauk, proszę! — błagała. — Nawet nie wiesz, jak tam jest cudownie. Śpiewają, palą kadzidła i świece na cześć Chrystusa Pantokratora. — Miała wtedy jedenaście lat i przepojona była miłością do Boga.
— Wybacz, ale jestem katolikiem.
— Świętym to nie przeszkadza. Pytałam już taty i mamy. Im również nie przeszkadza. Możemy powiedzieć, że przybyłeś z Rosji, jeżeli będzie trzeba. Pokażę ci, co trzeba robić. — Złapała go za dłoń — Chodź!
Ustąpił jej, nie będąc pewnym, czy chciała go nawrócić, czy po prostu pokazać coś wspaniałego przybranemu wujkowi.
— Cudowne! — Rozpłakała się ze wzruszenia w swoje trzynaste urodziny na widok prezentu. — Tato, mamo, spójrzcie, co dostałam od Hauka! To książka! Tragedie Eurypidesa. Wszystkie! Tylko dla mnie.
— To królewski podarunek — powiedział Doukas, kiedy poszła się przebrać na skromne przyjęcie na swoją cześć. — Nie mówię o kosztach zrobienia i oprawienia kopii. Chodzi mi o sam pomysł.
— Wiem, że uwielbia starożytność. Podobnie jak wy — odparł Havig.
— Wybacz — wtrąciła Anna — ale w jej wieku… Eurypides? Czy to nie jest trochę za poważne?
— To są poważne czasy — odparł Havig, który nie potrafił już udawać wesołości. — Tragiczne wersy mogą ją przygotować na tragiczne wydarzenia. — Spojrzał na Doukasa. — Jeszcze raz cię zapewniam, że Wenecjanie właśnie w tej chwili zmawiają się z pozostałymi Frankami…
— Mówiłeś już o tym — potwierdził złotnik. Jego włosy i broda zrobiły się już całkiem siwe.
— Jeszcze nie jest za późno na wywiezienie rodziny w bezpieczne miejsce. Mogę wam pomóc.
— Gdzie jest bezpieczniej niż za tymi murami, których nikt nigdy nie zdobył? Jeśli zlikwiduję warsztat, czeka nas bieda i głód. A co mam zrobić z uczniami i sługami? Oni nie mogą uciec. Wybacz mi, stary przyjacielu, ale ostrożność i obowiązek nakazuje mi pozostać tutaj i ufać Bogu. — Doukas uśmiechnął się ze smutkiem. — Mówię do ciebie „stary przyjacielu”, choć wydajesz się nie zmieniać. Oczywiście masz też swoje lata.
— Przez pewien czas nie będę przyjeżdżał do Konstantynopola — powiedział Havig. — Obowiązki zatrzymają mnie gdzie indziej. Postaraj się być ostrożny. Nie zwracaj na siebie uwagi i ukryj swoje bogactwo. Wychodź na ulice jedynie po zmroku. Uwierz mi! Znam Franków.
— Będę pamiętał o twoim ostrzeżeniu, Hauk, gdyby coś… Ale chyba przesadzasz. To jest przecież Nowy Rzym.
Anna dotknęła ich dłoni z niepewnym uśmiechem.
— Starczy tej polityki, panowie. Rozchmurzcie się. Mamy przecież przyjęcie urodzinowe. Zapomnieliście o Xeni?
* * *
Schowawszy się w zaułku, Havig zrobił krótki wypad w czasie w przyszłość. W czasy pierwszego ataku krzyżowców. Nic złego temu domowi się nie zdarzyło. Wrócił w spokojniejsze czasy, wynajął pokój w dobrej gospodzie, zjadł obfitą kolację i zafundował sobie długi sen. Rano zrezygnował ze śniadania. Ogólnie był to dobry pomysł w każdej epoce, jeżeli ktoś szykował się do walki.
Przeniósł się do dwudziestego kwietnia 1204 roku.
* * *
W tych dniach i nocach pełnych okrucieństwa mógł być tylko obserwatorem. Miał jasne i logiczne rozkazy. Za wszelką cenę unikać ryzyka i trzymać się z dala od niebezpieczeństwa. Pod żadnym pozorem nie mieszać się do oglądanych wydarzeń, a już za żadną cenę nie starać się ich zmieniać. Nigdy, pod groźbą surowych kar, nie wolno mu było zbliżać się do miejsc, w których toczyły się walki. Oczekiwano od niego raportów, więc musiał przeżyć.
Wszędzie było pełno pożarów. Kwaśny dym unosił się dookoła. Ludzie jak szczury kulili się w domach lub próbowali uciekać na oślep. Niektórym to się nawet udało, ale tysiące innych zostało złapanych i zastrzelonych, posiekanych, zatłuczonych, stratowanych, torturowanych, okradzionych, zgwałconych przez umorusanych krwią i będących w szale bitewnym mężczyzn odzianych w ukradzione z kościołów jedwabne szaty. Ciała spychano do rynsztoków spływających krwią. Wiele z tych ciał było bardzo małych. Matki czołgały się w stronę piszczących dzieci. Dzieci próbowały dostać się do matek. Ojcowie na ogół leżeli martwi. Kapłani w świątyniach byli poddawani nieludzkim torturom, dopóki nie powiedzieli, gdzie znajduje się skarbiec świątynny. W którym z reguły nic już nie było. Wtedy zwyczajowo oblewano im brody olejem i podpalano. Gwałcono kobiety, zakonnice, dziewczęta jęczały bądź łkały. Wymyślano coraz bardziej wyrafinowane tortury.
Pijana kurtyzana zasiadła na tronie w Bazylice Mądrości Bożej, a na ołtarzu grano w kości o zdobyte łupy. Konie z brązu zdobiące Hippodrom zostały przewiezione do Wenecji do Katedry Świętego Marka. Dzieła sztuki, biżuteria i naczynia liturgiczne miały się znaleźć w całej Europie, i w ten sposób zostały ocalone dla potomności. Inne przetopiono na metal lub spalono dla zabawy. W taki sposób zniszczono większość dzieł sztuki klasycznej i prawie wszystkie książki, które przetrwały aż do tej chwili. Nie jest prawdą, że wszystko zniszczyli Turcy. Krzyżowcy ich w tym dziele ubiegli.
Potem zapadła cisza. W mieście zapanowały smród, choroby i głód.
Tak oto w epoce, którą katoliccy historycy nazwali apogeum cywilizacji, zachodnie chrześcijaństwo zniszczyło swoją wschodnią flankę. Półtora wieku później Turcy połknęli Azję Mniejszą i wkroczyli do Europy.
* * *
Havig znowu przeniósł się w czasie.
Wrócił do spokojnych czasów i przeszedł do wybranych wcześniej lokalizacji. Za każdym razem robił wypad w przyszłość, oceniając siły i wyszkolenie Franków. W większości przypadków wpadali do wybranych przez niego domów na krótko i zadowalali się tylko mordowaniem mieszkańców bądź braniem jeńców, za których mieli nadzieję otrzymać okup. Te budynki skreślał ze swojego spisu. Nie wolno było zmieniać historii.
W niektórych miejscach widział jednak, że krzyżowcy zostali przestraszeni hukiem wystrzałów karabinów maszynowych. Nie napawało go to radością, ale odczuwał jednak pewną satysfakcję. Z takich domów agenci Orlego Gniazda sami zabierali cenne przedmioty. Wszyscy nosili stroje krzyżowców, chociaż w tym całym zamieszaniu było mało prawdopodobne, żeby ktokolwiek na nich zwrócił uwagę. Zakotwiczony w zatoce statek miał wywieźć skarby w bezpieczne miejsce.
Krasicki obiecał, że zajmą się również ludźmi. Zależnie od okoliczności. Niektóre rodziny po prostu pozostawiono przy życiu z odpowiednim zapasem pieniędzy na ucieczkę. Innym pomagano znaleźć nowe miejsce zamieszkania.
Читать дальше