Michaił Uspienskij - Smocze mleko

Здесь есть возможность читать онлайн «Michaił Uspienskij - Smocze mleko» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2001, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Smocze mleko: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Smocze mleko»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zdecydowanie najlepsze w tej antologii jest „Smocze mleko” Uspienskiego (zaskakująca kontynuacja „Przyjaciela z piekła”)…

Smocze mleko — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Smocze mleko», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Wiem — przytaknął Maksym. — W podziemiu na Saraksz robiliśmy całkiem niezłe.

— Być może ta paczuszka — kontynuował Gorbowski — przeznaczona była do przerwania czasowego cyklu… Rudolfowi zabrakło odporności. Dobroci Rudolfowi zabrakło.

— Rudolfowi zabrakło informacji — powiedział Maksym. — A tak w ogóle, to ja jestem wszystkiemu winien.

Przecież mogłem zatrzymać Abałkina, przegapiłem…

— Właśnie wtedy zaczęli się pojawiać ludenowie. Jako jeszcze jedna próba wyjścia poza cykl.

— Leonidzie Andriejewiczu, kochany — Maksym zaczął mówić proszącym tonem — wszystko to jest bardzo ciekawe i godne najszerszej dyskusji. Ale ja nie jestem filozofem, jestem zwykłym operem. Nie sądzone mi analizować tajemnice Wszechświata, ja mam reagować na wyraźne niebezpieczeństwo. A czuję, że nasi ludzie na Gigandzie są w niebezpieczeństwie. Więcej, w niebezpieczeństwie jest cala ludzkość, skoro zaczęły się kłopoty z BPI…

— Dobrze — nieoczekiwanie zgodził się Gorbowski. — Pogadajmy o Gigandzie. Kiedy łączył się pan z BPI, nic pana nie zdziwiło?

— Wszystko wydało mi się dziwne — wzruszył ramionami Maksym. — Gigandy nie ma, niczego nie ma… A do tego jeszcze herb hercoga ałajskiego nie wiadomo dlaczego przyczepiono…

— Właśnie, właśnie — przerwał Gorbowski, wstając. — „Informacji brak”, to maszyna. A herb Jego Ałajskiej Wysokości z obraźliwą dewizą to, jak powiadał pewien sensowny wariat, „ludzkie, zbyt ludzkie”. Po cóż, według pana, porzuciwszy swój przybytek żalu i łoże boleści, bawię dzieci w mieście Anionów?

— Po cóż? — tępo powtórzył Kammerer.

— Dlatego — odparł Gorbowski, a jego szczupła ciemna twarz rozjaśniła się — że zamierzam odwiedzić „Dom Kornieja”, i proszę pana, żeby pan, o najoperatywniejszy mój, towarzyszył mnie, staremu, i żebym, jako staruch, nie dostał w łeb. Czy po łbie, co w gruncie rzeczy wychodzi na jedno.

Rozdział 9

„Dom Kornieja” w żaden sposób nie był podobny do „Domu Leonida”, zresztą nie był to dom, ale cały kompleks budynków i pomieszczeń, w których znajdowały się sale sportowe, arsenał, lazaret, centrum informacyjne, nie mówiąc już o słynnym Korniejowym muzeum, w którym nie byłem, ale o którym słyszałem.

Nie mogłem prowadzić flyera, za bardzo byłem rozkojarzony. Leonid Andriejewicz, pomrukując coś jak: „Ci dzisiejsi — juści!”, wypchnął mnie z fotela pilota i dał po dawnemu tak ostro, że zacząłem się obawiać o jego życie. O swoje też. Dołem płynęły, czasem stając na boku, złote pszeniczne pola.

Natomiast na podejściu do „Domu Kornieja” wielki pilot wyłączył i tak niemal bezgłośny silnik, i poszybował wcale nie na lądowisko, ale niemal pół kilometra od domu, prawie w krzaki.

— Potrafi pan pełzać. Maksymie? — zapytał. — Bardzo bym nie chciał niepokoić mieszkańców.

— Pełzać potrafię — zameldowałem. — Ale panu nie zalecam. A co się tyczy mieszkańców domu, to wszyscy, o ile wiem, pognali na pokład, na czele z gospodarzem.

I właśnie sobie przypomniałem, że Korniej Janowicz Jaszmaa jest jednym z „podrzutków”, kryptonim „Elbrus”, o ile się nie mylę. Nie, nie mylę się. Oto i jeszcze jeden przypadek…

— Nie sądzę, by nas oczekiwał — powiedział Gorbowski — ale asekuruje się na pewno. Niech pan sobie wyobrazi. Maksymie, że musi pan przedostać się do sztabu chontyjskiego, powiedzmy, wywiadu, nie zaalarmowawszy i nie uszkodziwszy wartowników, tym bardziej że żywych wartowników nie ma. Drzwi, powiedzmy, są zamknięte na hasło. Wszystkie drzwi. Oto plan domu — podał mi tabliczkę. — Pańskie ruchy?

Dom, powtarzam, był mi nieznany, ale wszystkie bloki — standardowe. Korniej Jaszmaa nie lubił przesady. Jakiś czas badałem schemat, potem oddałem go Gorbowskiemu.

— Na razie widzę jedną drogę — powiedziałem. — Załóżmy, że wszystkie drzwi są rzeczywiście zablokowane. Na podwórku od strony ślepej ściany jest pokrywa, to system cyrkulacji basenu. Niestety, nie jest to basen w sali gimnastycznej, ale w muzeum. Nie wie pan przypadkiem, czym zasiedlił Jaszmaa basen, Leonidzie Andriejewiczu?

— Przypadkiem wiem — odparł Leonid Andriejewicz. — Znajduje się tam ichtiomammal. Tego ichtiomammala obiecał mu nieboszczyk Paul Gniedych. Mam wielką nadzieję, że to biedne zwierzę przeżyje i mnie z panem. Proszę mu nie zrobić krzywdy, Maks, bardzo proszę.

— Żeby tylko on mnie nie skrzywdził — burknąłem. Ichtiomammal, jak świadczy nazwa, jest rybopodobnym ssakiem z planety Jajła, o wymiarach sporej orki, ma gęstą futrzaną okrywę i mnóstwo zębów. Najprzyjemniejsze w tej istocie jest to, że nigdy nie śpi, a przez cały czas krąży wzdłużścian swojego więzienia. A jeśli Korniej Janowicz zapomniał ją nakarmić przed odlotem…

— Rozkaz, szefie — powiedziałem. — Wielcem rad, szefie. Proszę nie skąpić datków dla licznych wdów i sierot po mnie… Przypuśćmy, że wyjdę z basenu cało. Z rękami, z nogami. Co dalej?

— Dalej? — Leonid Andriejewicz zamyślił się. — Dalej, gołąbeczku, zupełnie bezszelestnie, zupełnie jak w tym chontyjskim lokalu, przenika pan do gabinetu gospodarza. Tam przy pulpicie powinien siedzieć człowiek. Z nim proszę postępować jeszcze delikatniej niż z ichtiomammalem…

— Na rany Chrystusa, Leonidzie Andriejewiczu — powiedziałem. — Nie boję się płynąć i utonąć. Ale co ja mogę zrobić ichtiomammalowi? On ma gardziel szerszą niż pochłaniacz energii. Połknie mnie jak ziarnko słonecznika, bez wahania… A ten człowiek to kto?

— Masz ci los — zdziwił się Leonid Andriejewicz. — Stary staruch wie, a młody oper się nie domyśla.

Przecież u Kornieja Janowicza mieszkali dwaj aborygeni z Gigandy. Jeden się zbuntował, zażądał odesłania do domu, a drugi był mądrym chłopcem, uczonym wielce; ten ci został w tym domu, żeby nauki pobierać… Zapamiętaj tylko, że ten chłopczyk może okazać się nie takim prostym chłopczykiem, ale operem jak ty, tak więc nie rozluźniaj się.

— Czy to znaczy, że KOMKON l prowadzi własną grę?

— Tam się dowiesz, kto prowadzi własną grę. Ale uważaj, żeby wszyscy zostali żywi. Sam mówiłeś, że zagrożenie dla ludzkości… No, maszeruj, gołąbeczku, a ja tu sobie poleżę na trawce…

No i masz tego dobrego Leonida Andriejewicza, myślałem, zdejmując ubranie. Nie forsuj się, zwierza nie zamęcz, zadanie wykonaj… Z drugiej strony — nie za bardzo się zasiedziałem po gabinetach? Ale choćbyś był mistrzem, zręczniejszy od ichtiomammala nie będziesz… Co on mnie, na śmierć posyła? Nigdy w wodzie na nikogo nie polowałem, chociaż jakie tu, do czarta, polowanie… Massaraksz, czy on zwariował?

Do budynku dotarłem jakoś niezauważenie. Trawa była wysoka. Pokrywa, co prawda, zaopatrzona została w kod, ale kod był standardowy. Jakiś czas sterczałem nad tą czarną wodą, czekając, aż strumień zmieni kierunek i zanurkowałem. Poniosło mnie do przodu i musiałem jakoś przyhamować, żeby mnie nie wyrzuciło prosto na środek basenu. W końcu z przodu zamajaczyła jasna plama. Żadnego ichtiomammala w jej granicach nie widziałem, ale i widzieć nie mogłem, ponieważ włoski na tym zwierzu, o ile pamiętam, mają odpowiedni współczynnik załamania światła, co bardzo pomaga ichtiomammalowi w jego walce o przetrwanie.

Przy wylocie rury najeżyłem się, jak bajkowy bohater, którego Baba Jaga wpychała do pieca. Teraz należało doczekać się zmiany kierunku strumienia, bo właśnie w tym momencie miałem szansę wyskoczyć.

Massaraksz, przecież nie wiem, jaka jest odległość do krawędzi basenu! To ci Gorbowski, to ci dobroczyńca… Korniej też nie lepszy, nie wystarczyłby mu wypchany…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Smocze mleko»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Smocze mleko» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Smocze mleko»

Обсуждение, отзывы о книге «Smocze mleko» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x