Wiaczesław Rybakow - Trudno stać się Bogiem
Здесь есть возможность читать онлайн «Wiaczesław Rybakow - Trudno stać się Bogiem» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2001, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Trudno stać się Bogiem
- Автор:
- Издательство:Rebis
- Жанр:
- Год:2001
- Город:Poznań
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Trudno stać się Bogiem: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Trudno stać się Bogiem»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Trudno stać się Bogiem — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Trudno stać się Bogiem», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Może powiedzmy więc tak Strugaccy usiłują dotknąć tego problemu i dotknąć odpowiedzi.
Ale jakże nudne jest dla człowieka mieć za jedynego kontrahenta martwy Wszechświat, niechby nawet i Homeostatyczny!
Całkowicie słusznie i, słowo daję, bardzo po ludzku zauważył noblista Steven Weinberg „Im bardziej zrozumiały staje się Wszechświat, tym bardziej wydaje się on nonsensowny”.
Co prawda, natychmiast dodał: „Ale (…) próba zrozumienia Wszechświata to jedna z niewielu rzeczy które wznoszą trochę ludzkość ponad poziom farsy i nadają jej cechy wysokiej tragedii”.
Jednakże, obawiam się, że to również swoista farsa pobłażliwie patrzeć na tych, którzy nie wznoszą oczu ku bezlitosnemu niebu, i być dumnym ze swego spokojnego męstwa pod spadającą skałą, śmiać się, myśleć, rodzic i wychowywać dzieci pod opadającym ze świstem głazem — mając pewność, że będzie spadał jeszcze przez co najmniej pięćdziesiąt miliardów lat!
Odpukać: wysoka tragedia pojedynku z Wszechświatem — pojedynku nieuchronnego, niechcianego i oczywiście bez najmniejszej szansy na to, co w świecie zwierzęcym nazywa się zwycięstwem — może się odbyć znacznie szybciej.
Spróbujmy wykonać jeszcze jeden krok.
Byłem studentem piątego roku gdy wpadł mi w ręce maszynopis nie opublikowanego wtedy jeszcze Miliarda. Ponieważ nie musiałem dawać słowa honoru, że nikomu go nie pokażę, nie mogłem rzecz jasna wytrzymać i dałem tę powieść do przeczytanie trzem ludziom z mojego roku, którzy, jak wiedziałem, kochali fantastykę nie mniej niż ja. Pamiętam, że kiedy Kola Anisimcew — japonista, tak jak i Wladlen Głuchow, tyle że o pół wieku młodszy — zwracał maszynopis, zapytał z niedowierzaniem: „Słuchaj, to nie ty napisałeś?”. Mogłem tylko zamachać rękami — a to właśnie odezwał się los.
Chęć mam, papier też, mam okrutne doświadczenie z lat, które niczym czołgowy klin przeturlały się po nas już po publikacji Miliarda. Mam talent, niestety, znacznie wodnistszy niż talent braci Strugackich, ale na to nic nie poradzę, mogę tylko zakrzyknąć za Hiobem:
„Człowiek swej drogi jest nieświadomy, Bóg sam ją przed nim zamyka. Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei. Ja ust ujarzmić nie mogę, mowie chcę w utrapieniu, narzekać w boleści mej duszy. Dlaczego na cel mnie wziąłeś? Mam być ciężarem Najwyższemu?
Czemu szukasz u mnie przestępstwa i grzechu mego dochodzisz? Choć wiesz, żem przecież nie zgrzeszył. Nikt mnie z Twej ręki nie wyrwie. Biada mi, gdybym ja zgrzeszył! Choć sprawiedliwy, nie podniosę głowy, syty pogardy, niedolą pojony”.
Przyszli do Hioba, siedzącego na gnoju, trzej przyjaciele jego: Elifaz z Temanu, Bildad z Szuach i Sofar z Naama. Siedzieli z nim na ziemi siedem dni i siedem nocy, nikt nie wyrzekł słowa, bo widzieli ogrom jego bólu. A potem każdy w miarę swojego rozumu zaczął go przekonywać…
3:23. Człowiek swej drogi jest nieświadomy, Bóg sam ją przed nim zamyka.
7:6. Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei.
7:20. …dlaczego na cel mnie wziąłeś? Mam być ciężarem Najwyższemu?
17:6. Wydano mnie ludziom na pośmiewisko, jestem w ich oczach wyrzutkiem.
19:7. Gdy krzyknę „Gwałt” — nie ma echa, „Ratunku!” — ja nie mam prawa.
21:7. Czemuż to żyją grzesznicy? Wiekowi są i potężni.
16:21. …by rozsądził spór człowieka z Bogiem, jakby człowieka z człowiekiem.
9:19. O siłę chodzi? To mocarz. O sąd? Kto da mi świadectwo?
10:2. Nie potępiaj mnie, powiem do Boga. Dlaczego dokuczasz mi, powiedz?
10:3. Przyjemnie ci mnie uciskać, odrzucać dzieło swoich rąk i sprzyjać radzie występnych?
10:15. Biada mi, gdybym ja zgrzeszył!
Choć sprawiedliwy, nie podniosę głowy, syty pogardy, niedolą pojony.
13:22. Mów pierwszy, a ja niech odpowiem, lub ja przemówię, Ty po mnie.
10:21. …nim pójdę, by nigdy nie wrócić do kraju pełnego ciemności.
Księga Hioba 10:24.Wiaczesław Rybaków
ROZDZIAŁ 1
1. …tylko poplotkować. Smutny nostalgiczny uśmiech wywoływało wspomnienie, jak jakieś dziesięć, piętnaście lat temu w paroksyzmach wiecznego inteligenckiego masochizmu powtarzano sobie uszczypliwości satyryków: że niby radzieccy uczeni chodzą do pracy tylko po to, żeby się herbaty napić i pogadać w palarni. Jasne, z kogo jeszcze mogli wtedy szydzić satyrycy: z niższego poziomu pracowników handlu i pracowników naukowych. Ani jedni, ani drudzy nie mogli się odgryźć.
Zresztą dlaczego się odgryzać! Przecież sami czuli, że efektywność jest niska, trzeba by pracować więcej, ale system dusi. Śmieszne: sumienie ich męczyło! Ach, ileż czasu marnuje się na pisanie socjalistycznych zobowiązań! Ach, każdą śrubkę, każdą soczewkę — konewkę trzeba na kolanach wybłagiwać! Ach, na tego uważaj, jasne, na sto procent nie wiem, ale mówią, że kabluje. Ach, tak bez sensu się dzień zmarnował, gadu-gadu; no, nic, jutro nadrobię… Teraz sumienie już nie męczy. Tygodnie, miesiące wypadły jak miedziaki z dziurawej kieszeni. Dwie godziny do pracy w nabitym, rzadko chodzącym autobusie, drugie dwie z pracy, dlatego w pracy jesteś najwyżej kilka godzin, bo do domu przyjedziesz po ciemku. Popalili, popili herbatkę, pogawędzili o smuteczkach, no i dzień minął.
Tematy, ogólnie rzecz biorąc, nie za bardzo się zmieniły; polityka — obowiązkowo („Na kogo głosowałeś? Zupełnie zwariowałeś?!”); ohydne perspektywy w życiu i pracy — koniecznie, zawsze z rechotem, jak w czasie zastoju; głupota dyrekcji 1 jej niezdolność do stawienia czoła sytuacji — wiadomo, jak zwykle. Kiedy dadzą wypłatę i jaka to będzie część teoretycznie należnego uposażenia — o, to nowa rzecz, powiew czasów. Kogo gdzie zabili albo zadeptali, albo w najlepszym razie okradli — kiedy rozmówcy poruszali ten temat, zawsze kojarzyli się Malanowowi z orędownikami z mass mediów: który straszniejszą historię zasunie, ten jest lepszy, tego słuchają — „Ach!” i „Och!” — i już nawet nikt nie pamięta, że i te mniej straszne, i te bardziej z reguły są prawdziwe. Poza tym powracało głupie wspomnienie: parszywe, śmierdzące, obstawione miedniczkami, obrusikami i raźnie drącymi się na okrągło głośnikami, wspólne komunalne mieszkanie na prospekcie Karola Marksa w mieście — bohaterze Leningradzie, jego mroczne, tajemniczo zagracone korytarze, a w korytarzach komunalne dzieciaki, chyba jeszcze przed szkołą; tak się chce pochwalić, czymś zaimponować, wyprzedzić innych w czymkolwiek, więc wziął i palnął Kolka: „A u nas wczoraj wylazł spod łóżka karaluch jak palec…” Co się wtedy zaczęło! Wszyscy dostali szału: „A u nas ooo taki!”, „A u nas — jeszcze większy!” i chcąc wstrząsnąć przyjaciółmi aż do głębi duszy, rozkładali ręce szeroko, jak najszerzej, ile komu starczało… Kto z kim i jak — tego jakby mniej. Starzejemy się. Temperamentu nie starcza, żeby naprawdę dać powód do plotek, a ssanie z palca nie bardzo wychodziło. Niektóre kobiety się starały, uczciwie się starały, ale choćbyś pękł, nieprzekonujące to było i dlatego nieciekawe.
Zapewne cały instytut dużo by dał temu, kto wyciąłby jakiś dobry numer: jakiś huczny rozwód czy namiętne cudzołóstwo w pracy, pod sklepieniem starych spektroskopów; byliby wdzięczni do grobowej deski — ale niestety. A młodzieży w instytucie nie przybywało, utalentowana młodzież dzisiaj rozsiadła się w szczękach.
Oczywiście, że niecała, Malanow rozumiał to i czasem rzeczywistość to udowadniała — ale nie przynosiło to ulgi. Kiedyś zaniosło go służbowo do specjalnej szkoły przy pewnym międzynarodowym związku sprzyjania rozwojowi profesjonalnych nawyków. Na oko była to niczym nie wyróżniająca się szkoła ze stalinowskich czasów, nad Kanałem Gribojedowa. Wpadł tam i zupełnie zgłupiał — jakby wrócił do domu. Inteligentni, wyluzowani, przyjaźni nauczyciele — po prostu starsi koledzy, a nie nauczyciele. Młodzież jak z jakiegoś Dożyjemy do poniedziałku czy z Rozkładu na jutro, czy, powiedzmy, z Brzydkich łabędzi Strugackich — nie słychać plugawego słówka „baks”, mówi się więcej o duchowym, o mądrym, wszyscy utalentowani wszyscy z poczuciem godności, ale bez pretensji… Słodkie oszołomienie trwało dokładnie do chwili, kiedy okazało się, że nawet w klasach komputerowych dla maluchów nie ma rosyjskojęzycznych wersji programów; angielskie czy hebrajskie — proszę bardzo.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Trudno stać się Bogiem»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Trudno stać się Bogiem» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Trudno stać się Bogiem» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.