— Wolno mi wstawać, tak czy owak — powiedział. Wiec gdyby coś się działo, dam sobie radę.
— Jaki dorosły — uśmiechnęła się Klara i wyszła ze zwiniętą w tobołek brudną pościelą.
Roger usiadł i podjął swoje badania nad otoczeniem. Zmierzył i zważył spojrzeniem róże. Wielkie fasetowe oczy obejmowały niemal całą dodatkową oktawę radiacji, co oznaczało pół tuzina barw, których Roger nigdy przedtem nie widział, od podczerwieni do ultrafioletu, ale nie miał dla nich nazw, więc widmo tęczy, jakie oglądał przez całe życie, rozciągnęło się obejmując je wszystkie. Wiedział, że to, co wydaje mu się ciemną czerwienią, jest niskiej wartości ciepłem. Lecz nawet stwierdzenie, że to wydaje się czerwienią, niezupełnie odpowiadało prawdzie; było to jedynie światło odmiennej jakości, kojarzącej się z ciepłem i przytulnością. Jakby nie patrzeć, róże miały w sobie coś bardzo dziwnego — i to wcale nie kolor.
Odrzucił prześcieradło i spojrzał w dół na siebie. Nowa skóra nie miała porów, włosów ani zmarszczek. Bardziej przypominała gumowy skafander niż znane mu od urodzenia ciało. Wiedział, że pod nią mieści się całe nowe umięśnienie z napędem mechanicznym, ale nie zdradzał tego żaden symptom.
Niebawem wstanie i będzie chodził o własnych siłach. Musi się jeszcze trochę do tego przygotować.
Włączył telewizor. Ekran rozjarzył się oślepiającą mozaiką kropek purpury, cyjanu i zieleni. Wymagało od Rogera siły woli, żeby zobaczyć w tym trzy śpiewające wśród wygibasów dziewczyny, gdyż jego nowe oczy z uporem rozkładały obraz na czynniki pierwsze. Przełączył program i trafił na dziennik. Nowa Ludowa Azja wysłała dalsze trzy atomowe okręty podwodne z „kurtuazyjną wizytą” do Australii. Rzecznik prasowy prezydenta Deshatine’a oświadczył dobitnie, że nasi sojusznicy w Wolnym Świecie mogą na nas liczyć. Przegrały wszystkie futbolowe drużyny Oklahomy. Roger wyłączył telewizor stwierdziwszy, że przyprawia go o ból głowy. Przy każdym poruszeniu odnosił wrażenie, że linie rozjeżdżają się ukośnie, zaś z tyłu telewizora bije zagadkowa jaskrawa łuna. Po odcięciu dopływu prądu przez pewien czas obserwował zanikanie poświaty katodowej kineskopu i zauważył, że zagadkowa łuna ciemnieje i przygasa. Uprzytomnił sobie, że to ciepło.
Zaraz, jak to Brad powiedział? „Poszukaj w tej okolicy, gdzie masz zatoki”. Dziwnie czuł się przebywając, po pierwsze, w nieznanym ciele, a w dodatku usiłując wymacać w nim jakąś regulację nerwową, której nikt zgoła nie umiał zdefiniować. Tylko po to, żeby zamknąć oczy! Lecz Brad zapewnił go, że może tego dokonać. Postawa Rogera wobec Brada była złożona, a jednym z jej elementów była duma: skoro Brad powiedział, że każdego na to stać, zatem stać na to Rogera.
Tylko że go na to nie stać. Próbował każdej kombinacji skurczu mięśni i siły woli i nic się nie działo. Nieoczekiwanie opadło go wspomnienie sprzed lat, z czasów, kiedy on i Dorka dopiero co wzięli ślub. Nie, nie wzięli ślubu, wtedy jeszcze nie, wtedy żyli ze sobą — przypomniał sobie — jak mąż z żoną, sprawdzając, czy nie przejdzie im ochota, a postanowienie, żeby żyć jak ślubny mąż ze ślubną żoną, jest trwałe. Był to ich okres transcendencji masażowo-myślowej, w którym zgłębiali się nawzajem na wszelkie sposoby, jakie tylko przyszły obojgu do głowy, i Rogerowi przypomniał się zapach oliwki dla dzieci z domieszką odrobiny piżma, i jak zaśmiewali się nad wskazówkami drugiej czakry: „Weź głęboki wdech, aż do śledziony, i zatrzymaj powietrze, po czym wypuszczaj je gładząc jednocześnie dłońmi partnera z dołu do góry po obu stronach kręgosłupa”. W żaden sposób nie potrafili umiejscowić śledziony, a Dorka była przekomiczna w swej wędrówce po intymnych zakątkach ich ciał: „Tutaj? A może tutaj? Och, Róg, słuchaj, tym masz niepoważny stosunek do…”
Poczuł nagły ból gdzieś w głębi, ogarniający go szalonym wirem, i osunął się w pustkę. Dorka!
Drzwi rozwarły się z trzaskiem.
Klara Bly wleciała z jasnymi oczami jak koła w czarnej, ślicznej twarzyczce.
— Roger! Co ty wyprawiasz?
Odetchnął głęboko, powoli, nim przemówił.
— O co chodzi?
Słyszał drewniane brzmienie własnego głosu — mało zostało w nim barwy po tym, co mu zrobili.
— Wszystkie twoje czujniki dostały pląsawicy! Myślałam… Nie wiem, co myślałam, Roger. Ale cokolwiek się stało, sprawiło ci kłopot.
— Przepraszam, Klaro.
Obserwował ją, gdy pomknęła do monitorów na ścianie, sprawdzając je pośpiesznie.
— Wyglądają już nieco lepiej — powiedziała z ociąganiem. — Chyba wszystko w porządku. Ale coś ty u licha ze sobą wyczyniał?
— Martwiłem się — rzekł.
— Czym?
— Tym, że nie wiem, gdzie jest śledziona. Ty wiesz?
Przyglądała mu się przez chwilę w zamyśleniu, zanim odparła:
— Pod dolnymi żebrami, z lewej strony. Mniej więcej tam, gdzie wydaje ci się, że masz serce. Odrobinę niżej. Robisz ze mnie balona, Roger?
— No, coś jakby. Przypuszczam, że wspominałem coś, czego nie powinienem, Klaro.
— Proszę, żebyś tego więcej nie robił!
— Postaram się.
Lecz myśl o Dorce i Bradzie nadal czaiła się gdzieś na skraju jego świadomości. Zmienił temat:
— Coś jeszcze: usiłuję zamknąć oczy i nie mogę.
Zbliżyła się i pogłaskała go z serdecznym współczuciem po ramieniu.
— Będziesz mógł, kochanie. — Uhm.
— Ależ naprawdę. Byłam przy Willym mniej więcej w tym samym czasie i to go też nieźle zniechęciło. Ale poradził sobie. No, a na razie — powiedziała oddalając się — ja to zrobię za ciebie. Cisza nocna, gasimy światła. Rankiem musisz być rześki jak skowronek.
— Po co? — odezwał się podejrzliwie.
— Och, nie będzie już żadnego krojenia. Z tym na razie koniec. Czy Brad ci nie mówił? Jutro podłączają cię do komputera, żeby ruszyć z tą całą mediacją. Będziesz miał huk roboty, Roger, więc prześpij się trochę.
Zgasiła światło i Roger przyglądał się, jak jej ciemna buzia przechodzi w łagodną światłość, kojarzącą mu się z kolorem brzoskwini. Coś mu przyszło do głowy.
— Klara? Zrobisz coś dla mnie?
Przystanęła z dłonią na drzwiach.
— Co takiego, kochanie?
— Chcę cię o coś zapytać.
— Więc pytaj.
Zawahał się, rozmyślając, jak przeprowadzić to, co zamierzał.
— Chciałbym się dowiedzieć — rzekł układając to sobie w głowie na gorąco — mianowicie, jakby to… ach, tak. Chciałbym się dowiedzieć mianowicie, w jakich pozycjach odbywasz stosunek z mężem?
— Roger!
Światłość jej twarzy podskoczyła na pół decybela; widział pod jej skórą siatkę żyłek nabiegających krwią.
— Przepraszam cię, Klaro — powiedział. — Pewnie… pewnie od tego ciągłego leżenia nachodzi mnie, no wiesz, chętka. Zapomnij, że cię o to pytałem, bardzo proszę.
Milczała przez chwilę. Kiedy odzyskała głos, przemówiła oficjalnym tonem, już nie serdecznym.
— Oczywiście, Roger. Nie ma sprawy. Po prostu trochę mnie zaskoczyłeś. Wszystko… no, wszystko w porządku, tylko że nigdy z niczym takim do mnie nie wyskakiwałeś.
— Wiem. Przykro mi.
Ale nie było mu przykro, czy też niezupełnie. Patrzył, jak zamykają się za nią drzwi, i studiował prostokątny obrys światła przesączającego się z korytarza. Przezornie ze wszystkich sił starał się zachować spokój. Nie chciał, żeby monitory ponownie uderzyły na alarm. Chciał bowiem pomyśleć o czymś, co znajdowało się na samej granicy strefy zagrożonej, a mianowicie jak to się dzieje, że numer, jaki wykręcił Klarze Bly, wywołał na jej twarzy rumieniec, który tak bardzo przypominał raptowną światłość wywołaną na twarzy Brada pytaniem o to, czy był u Dorki.
Читать дальше