Fritz Leiber - Wędrowiec

Здесь есть возможность читать онлайн «Fritz Leiber - Wędrowiec» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Stawiguda, Год выпуска: 2006, ISBN: 2006, Издательство: Solaris, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wędrowiec: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wędrowiec»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Na ziemskiej orbicie pojawia się, po wyjściu z nadprzestrzeni, olbrzymi obcy statek kosmiczny wielkości małej planety. Zszokowani Ziemianie obserwują jak obcy pojazd zaczyna rozwalać nasz Księżyc, wchłaniając go w siebie…

Wędrowiec — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wędrowiec», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Szczupłe łapy mimo drugiego przedramienia wyglądały teraz jak ręce — ręce z czterema palcami i kciukiem. Pazury były niewidoczne, najpewniej cofnięte i schowane.

Pasiasty fioletowozielony ogon zwisał wdzięcznie nad lekko ugiętą nogą.

Paul nagle zdał sobie sprawę, że w sumie — mimo ogona! — istota przypomina szczupłą, wysoką kobietę w obcisłym kostiumie, w którym ma tańczyć rolę kotki w balecie. Kiedy o tym pomyślał, przeszył go niepokojący dreszcz.

W tej właśnie chwili tygrysia istota przemówiła — niezbyt poprawnie i z dziwnym akcentem, ale zupełnie wyraźnie, zwracając się zresztą nie do Paula, lecz do Miau.

Miał wrażenie, że śni, tak nieprawdopodobna była cała sytuacja.

— Chodź, maleńka — powiedziała tygrysia istota, lekko wydymając czerwone wargi. — My teraz przyjaciele. Nie bądź nieśmiała.

Miau wciąż patrzyła na nią z powagą i zadowoleniem.

— Ty i ja rodzina — ciągnęła przyjaźnie tygrysia istota. — Czuję, ty bez strachu. Więc mów. Pytaj.

Nastąpiła cisza. Paul czuł, że zachodzi wielkie nieporozumienie. Po chwili tygrysia istota znów się odezwała:

— Ty nieśmiała! Chcesz moje imię? Wiem twoje. A moje? Tygryska! Wymyśliłam dla siebie specjalnie. Ty myślisz, że ja okropny tygrys i piękna baletnica. Baletnice mają końcówki: „enska”, „skaya”, „yska”. A więc Tygryska!

I wtedy Paul zrozumiał. Ta nieziemska istota popełniła ogromny błąd. Tygryska czytała w jego myślach — tym sposobem w ciągu kilku sekund nauczyła się jego języka — ale przypisywała te myśli swojej „kuzynce”, Miau.

Jednocześnie uświadomił sobie charakter dreszczu, który go przeszył na widok tej wspaniałej istoty: był to dreszcz pożądania.

Tygryska najwyraźniej odczytała również i tę myśl, bo pogroziła żartobliwie Miau błękitnym palcem i rzekła:

— Niegrzeczne myśli, maleńka. Doprawdy, ty za mała — i obie my panienki! No, powiedz coś… Paul…

I nagle Tygryska też zrozumiała zapewne niemiłą dla niej pomyłkę, bo obróciła wolno głowę, dotknęła łapą podłogi i spojrzała na prawdziwego Paula. W następnej sekundzie skoczyła przez kabinę i zawisła tuż nad nim: wyciągnęła długie, ostre pazury i skrzywiła szkarłatne usta ukazując cienkie, ostre trzycentymetrowe kły. Wciąż trzymała Miau, której nagły skok bynajmniej nie przestraszył.

Nad jej zielonymi ramionami Paul ujrzał dziesiątki odbić pleców kotki i swojej twarzy wykrzywionej przerażeniem.

— Ty… małpo! — syknęła Tygryska.

Pochyliła głowę z szeroko otwartym pyskiem tak nisko, aż Paul zmrużył oczy. Potem wymawiając wolno każde słowo, jakby mówiła do tępego wieśniaka, zapytała:

— Ty traktujesz — maleńką — jak zwierzę — jak maskotkę?

Ostatnie słowo wymówiła z pogardą, tonem lodowatym, pełnym oburzenia.

Paul, oszalały z przerażenia, przypomniał sobie naraz, co wciąż powtarzała Margo, i krzyknął:

— Nie! Nie! Kot to też człowiek!

Niegdyś Don Merriam stał na brzegu Wielkiego Kanionu na Ziemi. Stał również na szczycie Gór Leibnitza przy biegunie południowym Księżyca. Ale nigdy jeszcze — z wyjątkiem przelotu Babą Jagą przez Lunę — a z pewnością nigdy będąc na Ziemi nie widział czegoś tak głębokiego jak ten otwarty, okrągły szyb o średnicy półtora kilometra, znajdujący się zaledwie kilkanaście kroków od miejsca, gdzie na srebrzystym chodniku, z drabiną opuszczoną między trzema nóżkami, stała Baba Jaga.

Jaką głębokość ma ten szyb? Osiem kilometrów? Czterdzieści? Osiemset? Półtora-kilometrowa średnica ciągnęła się przez całą jego długość. Pusty szyb, przeciwieństwo spadającej kolumny kamieni księżycowych, zwężał się daleko w dole w malutką, niewyraźną plamkę, nie większą od kropki, ale zwężenie było tylko złudzeniem optycznym, spowodowanym ograniczonymi możliwościami ludzkiego wzroku.

Donowi przeszło przez myśl, że szyb biegnie przez całą długość planety: jeżeli więc on sam skoczy w dół, nie osiągnie dna szybu, lecz po przebyciu około sześciu i pół tysiąca kilometrów — nużący, prawie dwudziestogodzinny lot, dość chyba długi, żeby człowiek umarł z pragnienia, jeśli przyjąć, że prędkość graniczna w atmosferze planety jest taka sama jak na Ziemi — przeleci kilkakrotnie tam i z powrotem przez środek planety, w stanie nieważkości zatrzyma się w miejscu i powoli dopłynie do ściany szybu, tale jak to było w kabinie Baby Jagi podczas swobodnego spadania — przez Księżyc.

Oczywiście tam w dole, sześć i pół tysiąca kilometrów niżej, ciśnienie powietrza w jednej chwili może go zmiażdżyć — może nawet zamienić tlen w tlen jednoatomowy — ale o n i z pewnością potrafią temu zaradzić, muszą mieć sposoby na to, aby na różnych głębokościach powietrze było tak rzadkie lub tak gęste, jak sobie tego życzą.

Myślał intensywnie w kategoriach ich możliwości, których przybywało za każdym razem, gdy tylko na coś spojrzał, za każdym razem, gdy o czymś pomyślał, choć dotychczas nikogo z nich nie widział.

Znów wróciły wspomnienia rojeń z czasów dzieciństwa: przypomniał sobie dół, który odkrył na farmie swoich rodziców i który prowadził na drugą stronę Ziemi. Patrzył więc teraz do szybu, szukając gwiazdy, a raczej błysku dnia na antypodach pod przysłoną sztucznego nieba, trzynaście tysięcy kilometrów niżej. Szukał, choć wiedział, że jest to niepodobieństwo optyczne, a w każdym razie uniemożliwiłyby to światła, które płonęły, błyszczały i mrugały ze ścian na każdym piętrze szybu.

Najdziwniejszą i najbardziej nienaturalną właściwością szybu było właśnie to, że był nienaturalny: nie był zjawiskiem geologicznym ani szybem wywierconym w skale — zresztą nie było tu w ogóle skał — lecz sztucznie wzniesioną budowlą, złożoną z pięter zdatnych do zamieszkania i ciągnących się w nieskończoność. Pierwsze piętra występowały mniej więcej trzydzieści metrów od krawędzi, a dalej nie było już między nimi większych przerw.

Był pewien, że widzi wyraźnie setki pięter, dopiero dalsze zlewały się i łączyły, ale to znów było skutkiem ograniczonych możliwości ludzkiego wzroku. Sądząc jednak po górnych piętrach, wszystkie były wysokie i przestronne, jakby toczyło się tu życie wspanialsze i bogatsze niż na Ziemi, mimo że u Dona ta mnogość pokoi i korytarzy budziła uczucie zbliżone do klaustrofobii.

Widok ten przywodził mu jedynie na myśl — choć te skojarzenia dalekie były od obrazu rzeczywistości — obramowane balkonami wewnętrzne dziedzińce wielkich domów towarowych lub biurowców albo też okienka w dachu ogromnej biblioteki, przez które widać niezliczone rzędy pólek z książkami.

Zdawało mu się, że w dole dostrzega mata sterówce, które niczym leniwe chrząszcze — kilka nawet błyszczało jak fosforyzujące owady w krajach tropikalnych — latają w szybie w różnych kierunkach.

Chcąc zajrzeć głębiej do wnętrza szybu, wychylił się, trzymając się. mocno gładkiej górnej poręczy balustrady otaczającej szyb. Nawet tak prosty szczegół jak balustrada był (intrygującym dowodem i c h możliwości, poręcze bowiem nie miały podpórek. Balustrada składała się z dwóch cienkich, srebrzystych poręczy, każda długości półtora kilometra, zawieszonych jedna pół metra, a druga metr nad krawędzią przepaści, jeżeli nawet miały niewidzialne podpórki, Don na żadną nie natrafił. Po pierwszych dwustu metrach poręcze znikały w oddali niczym druty telegraficzne, przypuszczał jednak, że obiegają cały szyb.

Mając tyle śladów i dowodów i c h niemal magicznych możliwości, ich wiedzy i techniki, zarówno w szybie, jak i na górze, Don zastanawiał się, gdzie o n i są? Dlaczego tak długo pozostawiają go samego?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wędrowiec»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wędrowiec» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wędrowiec»

Обсуждение, отзывы о книге «Wędrowiec» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x