Fritz Leiber - Wędrowiec
Здесь есть возможность читать онлайн «Fritz Leiber - Wędrowiec» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Stawiguda, Год выпуска: 2006, ISBN: 2006, Издательство: Solaris, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wędrowiec
- Автор:
- Издательство:Solaris
- Жанр:
- Год:2006
- Город:Stawiguda
- ISBN:83-89951-56-8
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wędrowiec: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wędrowiec»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wędrowiec — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wędrowiec», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
W następnej chwili płynął, wolno obracał się przez ciepłe, gdzieniegdzie nakrapiane zielenią, kwieciste, różowe morze.
I nagle w tym morzu ukazał się ciemny otwór, przez który ujrzał Margo — stała po uda w brudnej, spienionej wodzie, trzymała jakiś szary, błyszczący przedmiot i patrzyła w górę na niego — a obok niej Brechta pokrytego pianą, Ramę Joan ubrudzoną piaskiem i jej złocistorude włosy, mokre i poskręcane. Raptem trójka na dole zaczęła maleć z niesamowitą prędkością — Paul miał wrażenie, że ogląda ich przez odwrotną stronę lunety. W tej właśnie chwili uświadomił sobie, że znajduje się na pokładzie latającego talerza, który mu przedtem zaledwie mignął przed oczami, talerza, który leci teraz z prędkością większą niż pocisk moździerzowy, a mimo to nie czuje się żadnego przyśpieszenia, i wtedy otwór zasłoniły różowe plamy, a właściwie dziwne różowe kwiaty, tak, różowe kwiaty.
Na myśl przyszło mu jedno słowo: antygrawitacja. Jeżeli pojazd ma własne zerowe pole grawitacyjne — prawdopodobnie również zerową bezwładność — wyjaśniałoby to brak przyciągania i to, że unosi się — wraz z kroplami wody ze swojego ubrania — w spłaszczonym pokoju, porośniętym kwiatami i pachnącym perfumami. Lewa ręka zapiekła go, jakby użądlona przez osy: to Miau, przerażona dziwnymi wstrząsami i ociekająca wodą morską, z całych sił wbiła w niego pazury. W nagłym przypływie bólu Paul odrzucił od siebie mokrą kotkę, która przekręcając się w powietrzu znikła w kwietniku, wzbijając obłok żółtaworóżowych płatków.
W następnej chwili coś go chwyciło z tyłu i przewróciło: uderzył plecami o twardą, gładką jak jedwab kwiecistą powierzchnię. Najbardziej przeraziło go to, że łapa, która oplotła mu szyję — lśniąca, o niezwykłej sile, pokryta zielonym futrem w poprzeczne fioletowe pasy — miała dwa łokcie.
Tak szybko, że nie zdążył się jej przyjrzeć, zielonofioletowa tygrysia istota uczyniła coś z jego nadgarstkiem i kostkami u nóg. Łapy z fioletowoszarymi pazurami szczypały, nie zadając jednak bólu; w pewnej chwili poczuł się tak, jakby oplótł go wąż. Potem tygrysia istota odskoczyła i znikła w kwietniku za Miau, machając długim, puszystym ogonem w fioletowozielone prążki i wzbijając obłok płatków.
Paul usiłował się podnieść, ale okazało się, że może poruszać jedynie głową, i choć grawitacja była wciąż zerowa, leżał spętany, nie mogąc się oderwać od podłogi — co bardziej plastycznie sobie uświadomił, kiedy spojrzał w górę i niecałe trzy metry nad sobą (a może pod sobą lub z boku — nie wiedział, jak nazywać kierunki w miejscu, gdzie nie istnieje grawitacja) ujrzał swoje odbicie: leżał rozpostarty, mokry, oklejony piaskiem, blady, z wytrzeszczonymi oczami, a śmieszny ten i okropny widok potęgowały liczne, coraz mniejsze odbicia odbić.
Zaczął sobie stopniowo zdawać sprawę z kształtu i wyposażenia wnętrza pojazdu. Większość kwiatów, które widział, były to lustrzane odbicia. Sufit i podłogę tworzyły okrągłe, płaskie lustra — oddalone o trzy metry od siebie i mające sześć metrów średnicy. On sam leżał na środku jednego z nich. Ściany między lustrami zdobiły egzotyczne kwiaty o olbrzymich płatkach, kwiaty małe i duże, bladożólte, jasnoniebieskie, fioletowe, karmazynowe — przeważnie jednak różowe lub jasnoczerwone. Kwiaty wyglądały na prawdzie: miały bowiem liście w kształcie sierpów, włóczni i powyginane łodygi — prawdopodobnie rama hydroponiczna wypełniała wolną przestrzeń między zwężającymi się, bocznymi krawędziami pojazdu.
Ale nie cały pojazd o przekroju trójkąta zajmowały rośliny, bo przed sobą Paul dostrzegł srebrzystoszarą tablicę sterowniczą, a w każdym razie płaski blat z gładkimi srebrnymi wypukłościami i geometrycznymi wzorami. Przekręcając z trudem głowę, ujrzał podobne tablice w pozostałych rogach. Wszystkie trzy ustawione były na wierzchołkach równobocznego trójkąta wpisanego w pojazd, a każdą z nich przysłaniały bujne kwiaty — podobnie jak przysłonięte bywają typowo użytkowe przedmioty jak piecyk, umywalka, telefon czy sprzęt stereofoniczny w ciasnym mieszkaniu kobiety, przywiązującej wagę do mody i estetyki wnętrza.
Całe pomieszczenie zalewało jasne, ciepłe światło wydobywające się… nie, Paul nie wiedział skąd. Jakby własne wewnętrzne słońce — dziwne to uczucie.
Jeszcze bardziej dziwne było wrażenie, że ktoś wtargnął do jego umysłu i czyta w jego myślach jak w kartach. Przypomniał sobie oklepane twierdzenie, że tonący w ciągu kilku sekund przeżywa całe swoje życie, zastanawiał się, czy to samo dzieje się z człowiekiem tonącym w kwiatach lub ukrzyżowanym przez tygrysa, który zamierza go rozszarpać i pożreć.
Jeszcze bardziej dziwne było wrażenie, że ktoś wtargnął prędko, że widział jedynie zamazane plamy i słyszał niewyraźne dźwięki: własne myśli, które powstawały i znikały tak błyskawicznie, że nie mógł ich zatrzymać — co za upokorzenie! Kilka obrazów, które udało mu się dojrzeć pod koniec tej umysłowej „odprawy celnej”, przedstawiało głównie zoo i balet.
Rozejrzał się wkoło: nie było jednak najmniejszego śladu ani tygrysiej istoty, ani Miau. Niewidoczne słońce wciąż grzało. Kwiaty zastygły w bezruchu, wydzielały duszący zapach perfum.
Don Merriam był w połowie trzeciego okrążenia Wędrowca. Po jego prawej ręce znajdowała się nakrapiana zielonymi plamkami nocna strona dziwnej planety, która wciąż przywodziła mu na myśl brzuch pająka. Przed sobą widział skupisko gwiazd, a po lewej stronie czarny, wydłużający się wciąż, elipsoidalny Księżyc z czarnymi pajęczynowatymi nićmi, ciągnącymi się z nosa Księżyca i odcinającymi się na lśniącym tle nieba. Don był zziębnięty i zmęczony, i już się nawet nie starał uzyskać połączenia radiowego z Ziemią.
Na tle Wędrowca, między planetą a statkiem, tuż przy skupisku gwiazd, ukazał się mglisty, żółtawy punkt. Punkt błyskawicznie zamienił się w żółtą poziomą kreskę, potem w dwie kreski, między którymi czarna przestrzeń wyglądała jak modne, fluorescencyjne reflektory samochodowe, a następnie w dwa żółte, rosnące wrzeciona.
Dopiero wtedy kosmonauta zdał sobie sprawę, że nie jest to wybrzuszenie na powierzchni Wędrowca, ale jakieś materialne obiekty, pędzące wprost na Babę Jagę. Wzdrygnął się i zmrużył oczy — i oto nagle, bez żadnego wyraźnego zwolnienia żółte wrzeciona zatrzymały się po obu stronach Baby Jagi tak blisko, że ekran nie obejmował ich w całości.
Wrzeciona wyglądały teraz jak dwa statki kosmiczne w kształcie talerzy — każdy długości dziesięciu do piętnastu metrów i szerokości trzech metrów. Don przynajmniej miał nadzieję, że to statki, a nie na przykład jakieś potwory kosmiczne.
Przypuszczenia co do ich kształtu znalazły wkrótce potwierdzenie, kiedy bez żadnego widocznego błysku z silników korekcyjnych statki zwróciły się w jego stronę, przybierając kształt kolisty — w jedno koło był wpisany żółty trójkąt, na drugim widniało fioletowe V, którego ramiona sięgały od środka do obwodu koła.
Don poczuł, że kombinezon przylepia mu się do fotela: Baba Jaga wciągnięta została między statki — eskortę, jak je nazwał Don — których tylko przednie krawędzie były widoczne teraz na ekranie. Odtąd pojazdy leciały dokładnie w tej samej pozycji, jak gdyby przywarły do malutkiego statku kosmicznego, a także do samego Dona — dziwne to było uczucie.
Następnie spostrzegł, że jasnozielone plamki niczym fosforyzujące stonogi przesuwają się po czarnym wybrzuszeniu Wędrowca!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wędrowiec»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wędrowiec» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wędrowiec» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.