Fritz Leiber - Wędrowiec
Здесь есть возможность читать онлайн «Fritz Leiber - Wędrowiec» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Stawiguda, Год выпуска: 2006, ISBN: 2006, Издательство: Solaris, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wędrowiec
- Автор:
- Издательство:Solaris
- Жанр:
- Год:2006
- Город:Stawiguda
- ISBN:83-89951-56-8
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wędrowiec: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wędrowiec»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wędrowiec — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wędrowiec», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Uciekajmy! Prędko, zanim nadejdzie trzecia! — wrzasnął i wraz z Margo zeskoczył z tarasu. Inni ruszyli za nim, usiłując dopędzić furgonetkę.
Arab, Pepe i Duży spodziewali się, że tabun ubranych na granatowo policjantów pobiegnie za nimi na stację metra na Sto Dwudziestej Piątej Ulicy. Schowali się więc do toalety: Arab trzymał skręty z marihuaną, gotów wrzucić je do muszli, gdyby ktoś nadszedł, Duży miał w razie czego spuścić wodę, a Pepe nasłuchiwał przy drzwiach. Nie było to zbyt mądre, ale działali instynktownie.
Nikt jednak nie nadchodził, nie słychać było tupotu nóg ani krzyków policjantów — panowała zupełna cisza. Po kilku minutach wyszli z ubikacji.
Pusta stacja przypominała dom, w którym straszy, przez jakiś więc czas kręcili się po niej niepewnie. Pepe usiłował wyciągnąć czekoladę z automatu, ale automat się zaciął. Walnął w niego pięścią, ale przestraszył się hałasu. Wsiedli więc do ostatniego wagonu i przeszli do elektrowozu. Tam Arab zaczął manipulować jakimś drążkiem i po chwili go przekręcił. Drzwi zaczęły się zamykać,, pośpiesznie więc przesunął drążek z powrotem. Poruszył następnym drążkiem: warkot silnika wzmógł się, pociąg zadrżał — Arab szybko przesunął drążek na poprzednią pozycję.
— Lepiej tego nie ruszać — powiedział i roześmiał się nerwowo.
Patrzyli przez przednie drzwi w głąb czarnego, podwójnego tunelu, czekając, aż drugim torem nadjedzie pociąg, ale nic nie nadjeżdżało.
Im dłużej przebywali na pustej stacji, tym bardziej zdawało im się, że jest to ich własny, prywatny świat. Czując się jego panami, zapalili trzy skręty. Stali w kabinie motorniczego i zaciągali się.
— Ty, Duży, jak sądzisz, co się tu stało? — zapytał wreszcie Arab.
Duży zmarszczył czoło. Po chwili powiedział:
— Ruskie łodzie podwodne wynurzyły się przy parku Battery. Ruscy pokonali gliny w bitwie na placu Union Square, gliny cofają się na północ, tylna straż odpiera ataki wroga. Rosjanie wciąż posuwają się naprzód. Mój rozkaz dzienny: Żołnierze, kryć się. O niczym nie wiemy.
Arab skinął głową.
— A ty, Pepe? — zapytał.
— To kula ognista! To ono ukazała się w Battery, a potem przypłynęła ulicami do śródmieścia. Ludzie myślą, że to gazy trujące, i uciekają na dachy, ale to nie są gazy trujące, to dobry dym, słodka mieszanka makowa. Wszyscy uduszą się oprócz nas. Będą się bali oddychać. No, Arab, twoja kolej.
Poczuli lekki powiew z tunelu. Niósł on charakterystyczny dla kolei zapach metalu, suchego kurzu, nie my tych ciał, a nawet wyładowań elektrycznych.
— No, Arabie, przecież tyś zaczął — nalegał Pepe.
— Dobrze, już mi świta — powiedział Arab. — Woda w rzece przybrała, sami widzieliście, i wciąż przybiera. Zalewa Battery, występuje z brzegów i płynie na północ. Potop jak za Noego! Każą ludziom wejść na dachy i zamienić się w słupy soli. Opróżnić piwnice i stacje metra. Gliny wieją. Strażnicy czekają z wężami, ale z wodą przecież walczyć nie potrafią. Więc też wieją. A wody jest coraz więcej i więcej.
— Niezłe — stwierdził z.przekonaniem Duży. — Całkiem prawdopodobne.
Powiew stał się mocniejszy, a wraz z nim wzmógł się smród z tunelu. Czuć było jakiś nieznany zapach. W głębi tunelu dostrzegli niebieski błysk.
— Pociąg nadjeżdża — rzekł Pepe.
I znów niebieski błysk. Potem następny. Wiało coraz silniej. Trzej narkomani rozpoznali obcy zapach — był to zapach wody. Usłyszeli coraz donośniejszy ryk.
— Ciemny pociąg jedzie po obu torach! — krzyknął Arab.
Niebieskie błyski zbliżały się coraz bardziej, stawały się coraz jaśniejsze. Słony, kwaśny wiatr był już teraz wichurą: papiery fruwały, kurz się unosił, ryk wzmagał się, jakby ryczało tysiąc lwów.
Przez chwilę, stojąc objęci mocno, widzieli pieniącą się, ciemną od brudu falę, zwieńczoną niebieskim błyskiem.
l wtedy uderzył w nich strumień naładowanej elektrycznością słonej wody.
Sally i Jake jedli jajecznicę ze srebrnej tacy ustawionej nad niebieskim płomykiem i kawior z kryształowej misy ustawionej wśród kostek lodu.
— Ale jesteśmy wysoko — powiedziała Sally, wyglądając przez okno. — Widać tylko Empire State Building, wieżę radia i gmach Chryslera… a czy tamten daleki punkcik to Waldorf Astoria?
— Naliczyłem czterdzieści pięter, zanim wsiedliśmy do prywatnej windy Hasseltinea — odparł, smarując grzankę kawiorem.
Sally wzięła filiżankę kawy, podeszła do wysokiej, chromowanej balustrady i wychyliła się mocno do przodu.
— O rany! — zawołała. — Ludzie wyglądają jak mrówki. Biegną. Ciekawa jestem dlaczego? Jake, pytałam cię kiedyś, do czego służą te hydranty w budynkach — pamiętasz, myślałam, że gasi się nimi pożary samochodów albo powstrzymuje tłumy buntujących się robotników z zakładów odzieżowych.
— Nie, myje się nimi rano ulice — wytłumaczył chłopiec. Nalał sobie kawy z wysokiego, podłużnego dzbana z czerwonym światełkiem p;rzy podstawce. Dziewczyna skinęła głową.
— Tak też myślałam — właśnie myją ulice.
— E, tam. Ulice myje się o czwartej rano. A teraz jest ósma.
Spojrzenie Jake'a było coraz bardziej nieobecne. Usiłował sobie przypomnieć pomysł na zarobienie pieniędzy, który przyszedł mu do głowy na Times Square.
— Może. Ale ulice są okropnie mokre — stwierdziła dziewczyna. Przez chwilę jeszcze patrzyła w dół.
— Jake? — odezwała się znów.
— Co takiego? Daj mi się skupić, Sally.
— Miałeś rację. Woda nie płynie z tych małych hydrantów. Płynie z metra.
Jake podskoczył do góry, a potem wyrżnął piętami o podłogę, aż go zabolały. Podłoga zadrżała. Rozległ się potężny ryk, budynek przechylił się, wyprostował i znów się przechylił. Wymachując rękami, chwycił się wreszcie balustrady, przy której Sally kołysała się i wrzeszczała, przekrzykując ryk. Filiżanka, którą upuściła, i kawałki tynku, które osypały się z fasady domu, widziane z góry wyglądały na chodniku jak mikroskopijne punkciki.
Huśtanie ustało i ryk ucichł. Sally wychyliła się i wskazała czarną wstęgę wydobywającą się na dole z ich budynku.
— Spójrz! — krzyknęła. — Dym! Och, Jake, co za wspaniały widok! — zawołała, kiedy chłopiec usiłował odciągnąć ją od balustrady. — Powinniśmy o tym napisać sztukę.
Mimo całego zamieszania Jake uświadomił sobie, że to jest właśnie ten pomysł, którego nie mógł sobie przypomnieć.
Za nimi czerwone światełko u podstawy dzbana do kawy zgasło, zbladł też pomarańczowy blask maszynki do grzanek.
Margo, Paul i ich współtowarzysze przebiegli przez trzy następne fale (Drągal i Ida niemal przez całą drogę wspólnymi siłami ciągnęli Wandę), w których było więcej piany niż wody i które sięgały zaledwie do łydek. Zdyszani zatrzymali się wreszcie na suchym piasku, dopóki potężne grzywacze nie zmusiły ich do dalszej ucieczki.
Przed nimi na tle nieba blednącego wraz z nadejściem świtu widniały potężne, czarne góry Santa Monica. Nieco bliżej, choć, bardzo już daleko, migotały malejące światła furgonetki. Hixon wybrał najkrótszą drogę z plaży, wiodącą między wielkim wzniesieniem z Vandenbergiem 2 a niższymi, rozbitymi skałami, które zasypały samochody, i reszta grupy pobiegła za furgonetką. Była to słuszna decyzja: gdyby Hixon wybrał inną drogę, biegliby bokiem do fal po niższej jeszcze plaży; kłopot jednak polegał na tym, że nawet ta droga przez długi czas prowadziła przez piasek i gładki piaszczysty teren — koryto wyschniętej rzeki.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wędrowiec»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wędrowiec» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wędrowiec» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.