— Raz kozie śmierć! — rzekła do Tennysona, gdy przechadzali się alejkami w parku. Minie co najmniej pięć tygodni, zanim statek z Gutshot powróci na Koniec Wszechświata. Przez pięć tygodni nie mogłabym nawet wyściubić nosa poza tę planetę. Chyba bym zwariowała. Przecież tu nie ma nic innego do roboty. Nie ma nawet czego zwiedzać.
— Mogłabyś chodzić po górach. Nie wiem, czy zauważyłaś, że ich wygląd zmienia się w zależności od padającego na nie światła. Nigdy nie są takie same. Mógłbym siedzieć i patrzeć na nie godzinami.
— To patrz — prychnęła Jill. — Czy ja wyglądam na wariatkę, która gania po górach?
— A jeśli na dobre zakopiesz się w historię Watykanu? Jeśli okaże się tak fascynująca, że nie będziesz mogła się od niej oderwać, nawet jeśli Watykan ci na to pozwoli? Co będzie, jeśli nadejdzie moment, kiedy będziesz wiedziała tyle, że nie będą cię mogli wypuścić?
— Zaryzykuję — odparła. — Patrzysz na kobietę, która już nie raz znajdowała się w ciężkich opałach, a jednak za każdym razem udawało jej się z nich wykaraskać. A poza tym, Boże, co ja bym dała za informacje, które tam spoczywają. Mówią, że posiadają kompletne archiwa, rozumiesz? Kompletne!
Już wkrótce Jill rzuciła się w wir pracy. Od czasu do czasu wpadała jedynie na obiad i przyjacielską pogawędkę.
— Nie wiem nawet, co ci opowiedzieć — powiedziała podnieconym głosem przy jednej z kolejnych wizyt. — Jest tego tyle, że starczyłoby na encyklopedię. Te archiwa są rzeczywiście kompletne. Wszystko, co planowali lub wykonali, wszystko, co kiedykolwiek pomyśleli.
— Wrdzę, że wciąga cię ta praca. Uważaj — ostrzegł ją Tennyson. — Jeśli tak dalej pójdzie, nigdy już stąd nie wyjedziesz. Zmienisz się w badacza, którego jedyną pasją w życiu jest praca.
— Gdzieś wewnątrz mnie pozostała jeszcze dawna Jill Roberts — odparła. — Jill Roberts, demon wolnego pisarstwa przemierzający całą galaktykę w poszukiwaniu odpowiedniego tematu na następny felieton. Myślę, że będę jeszcze miała swoje pięć minut, ale dość już o mnie, mów lepiej, co u ciebie.
— Zaczynam się tutaj zadomawiać.
— Jesteś szczęśliwy?
— Szczęśliwy? Nie wiem. Czym jest szczęście? Zadowolony, na pewno. Oczywiście tylko na pewien czas. Praca lekarza jest niewątpliwie zawodem przynoszącym duże zadowolenie. Chociaż nigdy nie starałem się zostać jednym z tych, którzy chcą się wpisać na listę zasłużonych dla ludzkości. Dla mnie najważniejsze jest zdrowie pacjenta i wystarczy mi, jeśli on czuje się dobrze. Dlatego właśnie znajduję tutaj wszystko, czego mi potrzeba, aby mieć poczucie dobrze wypełnionego obowiązku. Poza tym współpraca z Ecuyerem i całą resztą jest całkiem miła.
— A jak się miewa nasza odkrywczy ni Nieba?
— Odkrywczyni Nieba? Cholera wie. To znaczy fizycznie czuje się nieźle…
— …Ale?
— Zmieniła się dość mocno. Jest dumna jak paw. Odgrywa wielką panią. Cały świat powinien klęczeć u jej stóp. Wyraźnie coś jej się zdrowo pochrzaniło pod sufitem.
— Musisz ją zrozumieć. Pomyśl, co znaczyło dla niej odkrycie Nieba. Niezależnie od tego, co odkryła, wierzy, że jest to Niebo, i dlatego jest to dla niej najważniejsza rzecz na świecie. Być może jest to nawet pierwszy dzień w jej życiu, kiedy poczuła, że przydarzyło jej się coś naprawdę istotnego.
— Wszystko jedno, co mówią inni. Ona jest pewna, że odnalazła Niebo.
— Tak jak zresztą połowa Watykanu.
— Połowa? Myślałem, że cały Watykan?
— Nie jestem pewna. Nikt nie chce powiedzieć mi niczego wprost, ale słyszę to i owo. Co prawda niewiele z tego rozumiem, ale jestem pewna, że nie wszyscy cieszą się z odkrycia Nieba.
— A to czemu? Niebo! Jezu Chryste, przecież oni powinni z radości wyskakiwać z siebie!
— Watykan jest w rzeczywistości czymś innym, niż się wydaje. Nam w każdym razie. Z powodu terminologii: Watykan, Papież, kardynałowie i cała reszta, kojarzymy to przede wszystkim z religią chrześcijańską. A przecież to nieprawda, chrześcijaństwo to tylko jeden ze składników tego melanżu. Nie pytaj mnie, jakie są pozostałe, nie mam pojęcia, tym niemniej jestem przekonana, że jest ich całe mnóstwo. Prawdopodobnie kiedyś religia ta bazowała głównie na chrześcijaństwie, było ono przecież jedyną wiarą, jaką przywieźli tu ze sobą z Ziemi. Ale wkrótce roboty odkryły tak wiele nowych, interesujących kultów, że już od dawna chrześcijaństwo przestało odgrywać wiodącą rolę. A poza tym…
Przez chwilę wahała się. Tennyson czekał spokojnie, nic nie mówiąc. Po chwili Jill na nowo podjęła wątek.
— Na Watykanie są dwie grupy robotów nie różniące się zbytnio między sobą. Pierwsza grupa to starsze roboty, te które przybyły z Ziemi. Posiadają nadal potrzebę bliskiej identyfikacji z człowiekiem. Wydaje im się, że ludzie i roboty powinni zawsze trzymać się razem. Inaczej myślą młodsze roboty kolejnych generacji, które zostały zaprojektowane zbudowane już tutaj przez swoich starszych braci, a nie przez ludzi. W ich zachowaniu wyczuwa się odrazę, jaką żywią — może nawet nie tyle do ludzi, co do szacunku, jakim starsze roboty darzą ludzi. Roboty nowych generacji chcą zerwać wszelkie kontakty z ludzkością. Oczywiście nadal oddają ludziom cześć jako twórcom swoich dalekich przodków, ale mimo to chcą zerwać z nimi wszelkie więzy. Pragną przez to zwyczajnie wzmocnić swój wizerunek. Niebo odkryte przez Mary jest dla nich bardzo podejrzane, ponieważ zbyt silnie wiąże się z ludzkością. Mary jest człowiekiem, a odkryte przez nią Niebo to stara chrześcijańska koncepcja.
— Nic z tego nie rozumiem — zmarszczył czoło Tennyson. — Przecież nie wszyscy ludzie są chrześcijanami. Właściwie jest ich jedynie mały procent. Nie wydaje mi się, abym ja był chrześcijaninem. Ty też chyba nie. Być może dawno temu nasi przodkowie wyznawali tę wiarę, chociaż i to nie jest pewne. Mogli przecież równie dobrze być wyznania mojżeszowego albo…
— Bez wątpienia jednak, niezależnie od tego, czy my sami czujemy się chrześcijanami, wielu z nas posiada przodków, którzy wyznawali tę wiarę. Dlatego też chrześcijańska ideologia najczęściej narzuca nam pewien sposób myślenia. Nie trzeba daleko szukać, przecież co chwila używamy wykrzykników pochodzących z tej właśnie religii. „Do diabła!”, „Chryste!” czy „O Boże!”.
Tennyson ze zrozumieniem pokiwał głową.
— Teraz już wiem, dlaczego roboty uważają, że w głębi duszy nadal jesteśmy chrześcijanami. Nie zrozum mnie źle, nie mam nic przeciwko byciu chrześcijaninem…
— Nie musisz się tłumaczyć — machnęła ręką Jill. — Kiedy ludzie rozpoczęli zasiedlanie kosmosu, po drodze zagubili całą swoją wiarę. Dziś mało kto z nas wie, kim jest.
Przez pewien czas siedzieli w zamyśleniu, po czym Jill odezwała się cicho i miękko.
— Jason, nie zwracasz już uwagi na moją twarz. Właściwie nie twarz tylko bliznę, tę cholerną szramę. Zupełnie jakby dla ciebie nie istniała. Jesteś pierwszym mężczyzną, który jej nie dostrzega.
— Moja droga, czemu miałbym zwracać na nią uwagę?
— Bo mnie oszpeca. Bo sprawia, że jestem brzydka jak noc.
— Widzę w tobie tak wiele piękna — odparł Tennyson. — I wewnątrz, i na zewnątrz, które całkowicie rekompensuje tę małą ułomność. I masz rację, jeśli nie zwracasz na nią uwagi, nie zauważam jej.
Jill pochyliła się ku niemu, a Tennyson objął ją ramionami.
— Przytul mnie — powiedziała. — Przytul mnie mocno. Tak bardzo tego potrzebuję.
Читать дальше