Gdy tylko jednak osiadł na dnie, w poczuciu pełnego zadowolenia i niemocy, pojawiło się w nim palące, wewnętrzne pytanie. Coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczył, ponieważ aż do tego momentu w jego umyśle nigdy nie powstało żadne pytanie. Po prostu istniał i było to wszystko, co potrzebował wiedzieć. Nigdy nie zastanawiał się, kim jest. Kwestia tożsamości jakoś nigdy się nie pojawiła.
Poruszył się niespokojnie, zdenerwowany i zły, że nagle staje przed nim zupełnie nie znane mu pytanie. Ale nie to było nawet najgorsze. Istniało jeszcze coś bardziej denerwującego. Miał wrażenie, że przestał być już sobą, jakby pytanie to nie zostało postawione przez niego, lecz nadeszło z zewnątrz. A przecież na zewnątrz nie było nic, nic oprócz ciepła, płytkiego morza i miękkości dennego mułu. Obawa, że przerażający cień połknie go za chwilę, znikła wreszcie i był pewien, że może nie obawiać się krążących drapieżników, czyhających na trylobity.
O, Boże! pomyślał nagle z przestrachem. Jestem trylobitem!!!
Kiedy wreszcie zdał sobie z tego sprawę, zapadła całkowita ciemność, którą po chwili rozjaśniło blade światło. Tennyson siedział w fotelu, a stojący nad nim Ecuyer trzymał hełm w wyciągniętych rękach. Doktor odetchnął głęboko i popatrzył niezupełnie jeszcze przytomnym wzrokiem na Ecuyera.
— Powiedział pan, że to przypadkowa kostka. W takim razie musiałby to być łut szczęścia.
Ecuyer uśmiechnął się od ucha do ucha.
— Nie nazwałbym tak tego. Pamięta pan Słuchacza, o którym panu opowiadałem?
— Człowiek, który był wcześniej tryłobitem? Ale to było tak rzeczywiste!
— Może być pan pewien przyjacielu, że to, co pan widział i odczuwał, to nie gra świateł ani pokaz efektów specjalnych. Pan rzeczywiście przez moment był tryłobitem.
JSiedy Tennyson wrócił do swojego mieszkania, Jill siedziała już przed kominkiem. Jason prawie rzucił się na jej spotkanie.
— Cały czas zastanawiałem się, gdzie jesteś. Miałem cię już szukać.
— Hubert przygotowuje obiad — odpowiedziała Jill. — Powiedziałam mu, że zostanę. Nie masz nic przeciwko temu?
Pochylił się, żeby ją ucałować, potem usiadł obok niej.
— Też pytanie. Mów wreszcie, co u ciebie słychać.
Jill zrobiła niewyraźną minę.
— Niezbyt dobrze. Nie mają zamiaru wyrazić zgody na pisanie reportażu. Zamiast tego zaproponowali mi pracę.
— Mam nadzieję, że ją przyjęłaś?
— Nie. Przynajmniej na razie nie. I nie wydaje mi się, żebym zmieniła zdanie. Ale słyszałam, że ty już się zatrudniłeś.
— Na jakiś czas. To chyba dobre miejsce na przeczekanie.
Jill wskazała na stojącą na stole w wazoniku różę.
— Skąd ją wziąłeś?
— Dostałem od ogrodnika. Wyobraź sobie, że dziś rano znalazłem wspaniały ogród. Jeśli miałabyś ochotę, z przyjemnością cię po nim oprowadzę.
— Zaproponowali mi, żebym zamieszkała u nich i dziś rano przeniosłam się. Cztery mieszkania dalej. Robot, który przenosił moje rzeczy, powiedział, że znajdę cię tutaj. Masz jakiegoś drinka?
— Chyba tak — odparł Tennyson. — Ale najpierw chciałbym pokazać ci ogród.
— Dobrze — zgodziła się Jill.
— Spodoba ci się — zapewniał ją Tennyson. Kiedy doszli do ogrodu, Jill odwróciła się nagle i spytała: — Po co ten cały szum z powodu ogrodu? Co w nim takiego niezwykłego?
— Nie chodzi o ogród — odpowiedział spokojnie Tennyson. — Podejrzewam, że Hubert pilnie nadstawia uszu i nawet będąc w kuchni wie, o czym rozmawiamy. Zrób coś w tym mieszkaniu, a po dziesięciu minutach wszyscy w mieście już będą o tym plotkować. Być może nawet w ogrodzie będą nas podsłuchiwać, ale tutaj przynajmniej mamy szansę. Musimy porozmawiać.
— Po Gutshot masz już manię prześladowczą — pokiwała głową Jill. — Wszyscy chcą cię zasztyletować albo otruć.
Tennyson wzruszył ramionami.
— Może. Może masz rację.
— Jeśli jednak podjąłeś decyzję o pozostaniu tutaj, to nie można chyba powiedzieć, że ci się tutaj nie podoba.
— Nie chodzi o to, że mi się nie podoba — odparł Tennyson. — Po prostu czuję się dziwnie. Cholernie dziwnie. Widziałem ostatnio kobietę, tę, do której byłem wzywany, kiedy Ecuyer przerwał nam kolację. Otóż ona twierdzi, że odnalazła Niebo.
— Niebo?
— Owszem. Niebo. Nie opowiadałem ci jeszcze o programie, jaki tutaj prowadzą. Ludzie podróżują w podświadomości do różnych miejsc i ściągają informacje, które następnie wprowadzane są do Papieża. Mam jednak dziwne wrażenie, że tak naprawdę informacje te służą innym celom. Z tego, co mówił mi wczoraj Ecuyer, między punktem widzenia Programu Poszukiwań i Watykanu istnieją pewne rozbieżności.
— Niebo? — powtórzyła zdziwiona Jill. — Chodzi ci o boskie, biblijne Niebo ze złotymi gwiazdkami, fanfarami i latającymi aniołkami?
— Coś w tym rodzaju.
— To chyba niemożliwe?
— Nie wiem. W każdym razie Mary uważa, że je odnalazła. Ecuyer jeszcze nie jest do końca przekonany, czy to prawda.
— Ecuyer to wariat.
— Nie przesadzajmy — Tennyson przerwał dyskusję i zmienił temat. — Słuchaj, czy grozili ci użyciem siły, jeśli nie zgodzisz się na ich propozycję?
— Co?
— Nie dziw się tak. Ecuyer powiedział, że jeśli nie będę chciał zostać, zawsze mogą zatrzymać mnie siłą.
— Na szczęście nikt mi nic takiego nie mówił. Rozmawiałam z kardynałem. Purpurowy habit i szkarłatna piuska. W tle jedna paląca się świeca. Zaraz, zaraz. Ale chyba nie dlatego zostajesz? Zmusili cię?
— Nie. Powiedzieli w końcu, że jeśli chcemy, to nas wypuszczą. Mimo to cały czas wyczuwam jakieś zagrożenie. Cała ta planeta znajduje się pod panowaniem Watykanu i to właśnie Watykan ustanawia tutaj prawa. Ale zostanę, bo tego chcę, przynajmniej na razie. I tak nie mam dokąd uciekać. Poza tym jest tu całkiem miło, a ta historia zaintrygowała mnie na dobre.
— Mnie też — odrzekła Jill. — Kardynał nie chciał słyszeć o pisaniu o nich artykułu ani, tym bardziej, książki. Nie wspominał jednak o tym, jakoby mieli zamiar zatrzymać mnie tutaj siłą. Wręcz przeciwnie, odniosłam wrażenie, że chciałby się mnie jak najszybciej pozbyć. A on nagle zaproponował mi pracę.
— Żelazna pięść w aksamitnej rękawicy.
— Tak to można nazwać. To całkiem miły… robot, już chciałam powiedzieć „starszy człowiek”. Sympatyczny, chociaż uparty. Dyskutowałam z nim zawzięcie, a on nie ustępował ani na krok.
— Co to za praca?
— Chcą spisać historię Watykanu. Kardynał twierdzi, że nie mają nikogo, kto mógłby to zrobić. Sugerował wręcz, że robota nie można przyuczyć do takiego zajęcia. Czy dasz wiarę, że posiadają historię wszystkiego, co się tutaj wydarzyło i co zostało zrobione od momentu, kiedy dotarł na tę planetę pierwszy statek? Cała baza danych czeka tylko na moje skinienie. Oczywiście odmówiłam. To znaczy, nie powiedziałam „nie”. Właściwie rzuciłam tylko coś o tym, że muszę się zastanowić. Mam nadzieję, że odczytali to jako dyplomatyczną odmowę.
— A chciałabyś, żeby tak było?
— Prawdę mówiąc, Jason, już sama nie wiem. Pomyśl tylko! Cała ich tajemnica tkwi w bazie danych. Przez te wszystkie lata czekała spokojnie w zakurzonych nośnikach magnetycznych. Trzeba tylko kogoś, kto bez żadnych skrupułów ją odkryje.
— Ale jaki z tego pożytek, jeśli nie uda ci się jej odkryć?
— Właśnie. Żadnego. Jason, czy ja wyglądam jak podstępna żmija?
Читать дальше