— Właśnie — odparł Tennyson. — Moje zniknięcie będzie prawdopodobnie dla nich świetnym pretekstem, żeby mnie oskarżyć. W ten sposób wszyscy będą zadowoleni. Ale w tej chwili mamy ważniejsze rzeczy na głowie. Powiedz lepiej, co chcesz dalej robić. Założę się, że w całą tę wyprawę wpakowałaś masę forsy.
— Zgadza się, ale w moim fachu jest to ryzyko, które trzeba podejmować codziennie. W żadnym wypadku jednak nie będę mogła powiedzieć, że wyrzuciłam pieniądze w błoto. Jeśli wydrę im ich tajemnicę, myślę, że będzie to coś naprawdę wielkiego. Jeśli nie uda mi się ugryźć Watykanu, nadal będę miała coś w zanadrzu. Nic wielkiego oczywiście, ale zawsze coś.
— Mogłabyś mówić jaśniej?
— Cóż, przeleciałam taki szmat drogi, ale załóżmy, że oni mnie nie wpuszczają. Nie chcą ze mną rozmawiać. Każą mi się wręcz odczepić. Jeśli czują się silni, mogę nawet kazać mi opuścić planetę. Dlaczego? Dlatego nie chcą porozmawiać? Dlaczego mnie wyrzucają? Co się tam dzieje? O co chodzi w tej wielkiej, tajemniczej, religijnej instytucji, która nie chce objawić się światu? Czy mają coś do ukrycia?
— Jasne — Tennyson pokiwał ze zrozumieniem głową. — Całkiem niezły artykuł.
— Artykuł? Tak się na nich przejadę, że wyjdzie z tego co najmniej książka!
— A w ogóle, jak to się wszystko zaczęło?
— Słyszałam różne opowieści tu i ówdzie. Przez dłuższy czas zresztą słuchałam jedynie tego, co mówili inni. Różne pogłoski. Żadna z nich nie była ważna, często w ogóle trudno było doszukać się w nich jakiejś informacji. Kiedy jednak poskładałam to wszystko do kupy, sprawa zaczęła nabierać kolorów.
— Czyli drążysz ten temat od lat.
— Uhm. Naprawdę ciężko nad tym pracowałam. Nie cały czas, oczywiście, ale zawsze, kiedy miałam okazję. Dużo myślałam. A im więcej myślałam, tym bardziej wydawało mi się, że temat wart jest kontynuacji. Chyba wręcz zahipnotyzowałam się tą myślą. Dlatego boję się trochę, żeby się nie okazało, że cała ta historia nie jest warta funta kłaków.
Na chwilę zapadła cisza, gdyż obydwoje zajęli się jedzeniem.
— Jak ci się podoba twój pokój? — spytała Jill. — Ja jestem zadowolona.
— Ja też — przytaknął Tennyson. — Nie można powiedzieć, żebym się pławił w luksusie, ale wygląda nieźle. Jedno z okien wychodzi na góry.
— Nie ma tu tylko telefonów — zauważyła Jill. — w recepcji powiedzieli mi, że tu w ogóle nie ma telefonów. Nigdy nie założono sieci telefonicznej. Na szczęście mają prąd elektryczny, nikt jednak nie wie.
— Wysoka temperatura utrzymuje się od trzech dni — przerwał mu Tennyson. — Nie spadła ani na chwilę?
— Nie, doktorze. Zmiany były niewielkie.
— A trudności z oddychaniem?
— Zdaje się, że jest coraz gorzej.
— Jaką terapię zastosowano?
— Wszystko jest w karcie, doktorze.
— Tak, widzę — rzekł Tennyson, w zamyśleniu przeglądając wręczone mu zapiski.
Po chwili podniósł chudy nadgarstek kobiety. Puls był wyraźnie przyspieszony i płytki. Przyłożony do piersi stetoskop ujawnił chrapliwą pracę płuc.
— Czy otrzymuje jakieś pożywienie?
— Już od paru dni podajemy środki odżywcze dożylnie. Przedtem piła trochę mleka i jadła bulion.
Tennyson spojrzał na Ecuyera stojącego po drugiej stronie łóżka.
— Jaka jest pańska diagnoza? — spytał wysłannik Watykanu.
— Wydaje mi się, że to zapalenie płuc. Prawdopodobnie wirusowe. Czy macie jakieś urządzenia do przeprowadzania testów medycznych?
— Jest laboratorium, ale straciliśmy technika. Był razem z Andersonem i Aldrittem.
— Wszyscy trzej zginęli?
— Tak. Wszyscy trzej. Może pan mógłby…
— Nie mam w tym żadnego doświadczenia — zmartwił się Tennyson. — Mogę tylko podać odpowiednie leki. Mam nadzieję, że posiadacie zapasy leków?
— Na szczęście jesteśmy dobrze zabezpieczeni. Nigdy wcześniej nie brakowało nam personelu medycznego. Mieliśmy dwóch techników, ale jeden zrezygnował parę miesięcy temu. Dotąd nie udało się nam znaleźć nikogo, kto by go mógł zastąpić. Najwyraźniej Koniec Wszechświata nie jest miejscem przyciągającym odpowiednich ludzi.
— Jedyne, co mogę stwierdzić, to zapalenie płuc wywołane jakąś infekcją wirusową — ciągnął Tennyson., j)obrze by było, gdybyśmy mogli określić rodzaj wirusa, chociaż bez odpowiedniego personelu technicznego będzie to raczej niemożliwe. Istnieje tyle nowych wirusów przenoszonych z jednej planety na drugą, że ciężko będzie któregoś wyizolować. Tym niemniej jakiś rok albo dwa lata temu czytałem w czasopismach medycznych o nowym leku antywirusowym posiadającym szerokie spektrum działania.
— Ma pan na myśli proteinę X? — zapytała pielęgniarka.
— Otóż to. Macie ją?
— W czasie poprzedniego transportu Wędrownik przywiózł jej trochę.
— Miejmy nadzieję, że to przyniesie jakąś poprawę — rzekł Tennyson do Ecuyera. — Lek jest jeszcze mało znany, że trudno cokolwiek rokować. Substancja aktywna atakuje otoczkę proteinową wirusa, co powoduje jego rozpad. Oczywiście istnieje pewne ryzyko, ale musimy je podjąć.
— Czy to znaczy, że nie może pan zagwarantować poprawy? — spytał Ecuyer.
— Żaden lekarz nie może nic gwarantować.
— W takim razie nie wiem — zawahał się Ecuyer. — My po prostu musimy ją uratować — powtórzył z naciskiem. — Jeśli nie użyjemy proteiny…
Oczywiście istnieje szansa, że przeżyje — dokończył Tennyson. — Organizm będzie musiał zwalczyć wirusa. Możemy ją wspierać w walce, ale nie możemy nic Poradzić na wirusa.
— Nie jest już najmłodsza — zauważyła pielęgniarka. — Nie zostało jej wiele sił.
— Nawet używając proteiny nie będziemy mieli pewności, prawda? — upewnił się Ecuyer.
— Tak — potwierdził Tennyson.
— W takim razie decyzja należy do pana. Proszę tylko pamiętać, że nie mamy zbyt wiele czasu. Co pan sugeruje?
— Gdyby to zależało wyłącznie ode mnie, użyłbym proteiny. Być może nie przyniesie to żadnej poprawy, ale, o ile wiem, jest to jedyny specyfik pozwalający zniszczyć nieznane wirusy. Będę z panem szczery. Nie jest wykluczone, że proteina zabije pacjentkę, a nawet jeśli zadziała uszkadzając wirusa, zmiana może być zbyt mała — Tennyson zrobił krok w kierunku Ecuyera i położył mu rękę na ramieniu. — Czy ta kobieta jest dla pana kimś bardzo bliskim?
— Dla nas wszystkich — odparł Ecuyer. — Dla nas wszystkich — powtórzył. — I dla Watykanu.
— Bardzo chciałbym wam pomóc. Czy jest coś, co mógłbym zrobić albo wyjaśnić panu przed podjęciem decyzji?
Kobieta na łóżku poruszyła się. Podnosząc głowę i ramiona znad poduszki próbowała usiąść. Po chwili wysiłku opadła z powrotem na łóżko. Jej twarz wykrzywiła się, otwarte usta poruszyły.
— Wieże — jęknęła. — Wielkie świecące schody… chwała i pokój… latające anioły…
W chwilę potem straciła przytomność i jej ciało rozluźniło się.
Tennyson spojrzał na pielęgniarkę, która jak zahipnotyzowana wpatrywała się w chorą.
Ecuyer schwycił Tennysona za łokieć.
— Użyjemy proteiny — powiedział drżącym głosem.
Apartament był duży i dobrze wyposażony. Na podłodze leżał gruby dywan, pod ścianami stały eleganckie meble. W wielkim kominku zajmującym połowę jednej ze ścian płonął ogień. Po jednej stronie pokoju znajdowała się jadalnia z drzwiami do kuchni i sypialni. Pozłacane lustra i piękne obrazy wisiały na wszystkich ścianach. Gzyms kominka zdobiły wspaniale rzeźbione statuetki z kości słoniowej.
Читать дальше