„Masz rację” — Halleck zauważył, że coraz więcej mieszkańców siczy zbiera się w izbie, by ich słuchać. „Skąd to wiesz?”
„Ponieważ znam Arrakis. Nie rozumiesz? Pomyśl chwilę. Pod powierzchnią są skały, pył, osady, piasek. To pamięć planety, obraz jej historii. Identycznie jest z ludźmi. Pies pamięta wilka. Każdy wszechświat obraca się wokół jądra istnienia i od środka, od tego jądra, aż po powierzchnię rozpościerają się wspomnienia”.
„Bardzo ciekawe” — zauważył Halleck. „W jaki sposób ma mi to pomóc w wypełnianiu zadania?”
„Wejrzyj w historię, która tkwi wewnątrz ciebie. Porozumiewaj się tak, jak robią to zwierzęta”.
Halleck potrząsnął głową. Wyczuwał w Kaznodziei przyciągającą, zniewalającą bezpośredniość, cechę charakterystyczną dla Atrydów. Było w tym coś więcej, niż sugerowałoby dyskretne użycie Głosu. Serce zaczęło mu walić. Czyżby…
„Jessika chciałaby poddać Leto próbie, naciskowi, pod wpływem którego ujawniłaby się»ukryta struktura«jej wnuka” — kontynuował Kaznodzieja. „Ale ta»struktura«zawsze jest widoczna, dostępna waszym oczom”.
Halleck odwrócił się, by zerknąć na Leto. Ten ruch powstał sam z siebie, jakby wymuszony siłą nie do odparcia.
Kaznodzieja mówił, jak gdyby udzielał lekcji upartemu uczniowi.
„Chłopiec wprawia was w zmieszanie, ponieważ nie jest pojedynczą istotą. To społeczność. I jak w każdej społeczności, dowolny jej członek może przejąć władzę. Stąd biorą się opowieści o Paskudztwach. Dostatecznie już zraniłeś tę społeczność. Czy nie dostrzegasz metamorfozy? Chłopak osiągnął wewnętrzną równowagę, na tyle potężną, że nie można nią zachwiać. Kiedyś się sprzeciwiałem, ale teraz będę mu posłuszny. To Uzdrowiciel”.
„A ty kim jesteś?” — zapytał z naciskiem Halleck.
„Tym, kogo widzisz. Nie patrz na mnie, patrz na dziecko, które rozkazano ci uczyć i wypróbować. Zostało uformowane przez kryzys. Przeżyło w śmiercionośnym otoczeniu”.
„Kim jesteś?” — nalegał Halleck.
„Mówię ci, spójrz na tego atrydzkiego chłopaka! Oto najwyższe sprzężenie zwrotne, od którego zależy przyszłość naszego gatunku. Zmieni zupełnie oddziaływanie przeszłych dokonań ludzkości. Żaden inny człowiek nie może znać ich tak dobrze jak on. I ty rozważasz zabicie kogoś takiego?”
„Polecono mi, abym poddał go próbie. Ja nie…”
„Ależ tak!”
„Jest Paskudztwem?”
Kaznodzieją wstrząsnął śmiech.
„Upierasz się przy bredniach Bene Gesserit. Wiedźmy mają talent do tworzenia mitów usypiających ludzkość!”
„Jesteś Paulem Atrydą?”
„Paul Atrydą już nie istnieje. Starał się być symbolem moralnym, odrzucając jednocześnie stare reguły. Był świętym pozbawionym boskości. Każde jego słowo brzmiało jak bluźnierstwo. Jak możesz myśleć…”
„Ponieważ mówisz jego głosem”.
„Poddasz mnie próbie? Teraz? Strzeż się, Gurneyu Hallecku”.
Halleck przełknął ślinę i spojrzał na wciąż milczącego Leto.
„Kto tu jest poddawany próbie?” — zapytał Kaznodzieja. „Być może lady Jessika praktykuje to na tobie, Gurneyu Hallecku?”
Zastanawiał się, dlaczego myśl Kaznodziei go zaniepokoiła. Czemu pozwalał na takie słowa? W sługach Atrydów głęboko zakorzeniona była pokora wobec autokratycznej mistyki. Jessika mu kiedyś to wyjaśniła. Halleck czuł, że coś w jego wnętrzu ulega zmianie: coś, czego skraje ledwie zostały tknięte szkoleniem Bene Gesserit. Narastała w nim nieartykułowana furia. Nie chciał się zmieniać!
„Który z was odgrywa boga? I w jakim celu?” — zapytał Kaznodzieja. „Nie możecie polegać wyłącznie na rozsądku, by odpowiedzieć na to pytanie”.
Powoli i rozmyślnie Halleck przerzucił uwagę na ślepca. Jessika wciąż powtarzała, że powinien osiągnąć równowagę kairits: „będziesz czynić — nie będziesz czynić”. Nazywała ją dyscypliną bez słów i zdań, bez zasad i argumentów. Coś w głosie ślepca, jego tonie i sposobie mówienia wywoływało wściekłość.
„Odpowiedz na moje pytanie” — powtórzył Kaznodzieja.
Halleck czuł, jak te słowa zmuszają go do skoncentrowania się na tym miejscu, tej chwili i jej wymogach. Ów człowiek to Paul Atryda, żywy; ten, który powrócił. Było tu też jego nie-dziecko, Leto. Ponownie spojrzał na niego, tym razem dostrzegając go naprawdę. Dostrzegał oznaki napięcia wokół jego oczu, w postawie siłę zrównoważenia, bierne usta z błąkającym się na nich uśmiechem.
Leto wyróżniał się z tła, jak gdyby stał w blasku oślepiającego światła. Osiągnął wewnętrzną harmonię, po prostu się na nią zgodziwszy.
„Powiedz mi, Paul — rzekł Halleck — czy Jessika wie o tobie?” Kaznodzieja westchnął.
„Dla zakonu jestem martwy. Nie staraj się mnie ożywić”.
„Ale dlaczego ona…” — zapytał Halleck, wciąż na niego nie patrząc.
„Robi to, co musi. Układa sobie życie, myśląc, że włada innymi. Wszyscy w ten sposób bawimy się w bogów”.
„Ale ty żyjesz!” — szepnął Halleck, patrząc na mężczyznę naprzeciwko, młodszego od niego, lecz tak postarzałego, że wydawał się być dwukrotnie starszy.
„Co to znaczy: żyję?” — zapytał z naciskiem Paul.
Halleck spojrzał na szeregi zgromadzonych Fremenów, ich twarze wyrażające lęk i zwątpienie.
„Matka nigdy nie chciała mnie wysłuchać” — zabrzmiał głos Paula. „Bycie bogiem w końcu staje się nudne i upokarzające. To chyba wystarczający powód, żeby wymyślić boską wolną wolę! Nic dziwnego, że bóg może zapragnąć zasnąć i żyć jedynie w podświadomych wyobrażeniach wyśnionych przez siebie istot”.
„Ale ty żyjesz!” — powtórzył głośniej Halleck.
Paul zignorował podniecenie starego przyjaciela, pytając:
„Czy rzeczywiście podjudzałbyś chłopaka przeciw jego siostrze w próbie Mashhad? Co za bezsens! Każde by mówiło: Nie! Zabijcie mnie! Niech drugie przetrwa! Do czego doprowadziłyby tego typu praktyki? Czym jest życie, Gurney?”
„To nie była próba Mashhad” — zaprotestował Halleck. Nie podobał mu się sposób, w jaki Fremeni ścieśniali się wokół, patrząc badawczo na Paula, ignorując Leto.
Teraz wtrącił się chłopiec:
„Zwróć uwagę na strukturę, ojcze”.
„Tak… tak”. — Paul trzymał głowę wysoko uniesioną, jak gdyby węszył w powietrzu. „Zatem to Farad’n”.
„Jak łatwo kierować się myślami, miast zmysłami” — rzekł Leto.
Halleck nic nie rozumiał, toteż gotów był zapytać, o czym mówią, ale Leto przeszkodził mu, kładąc dłoń na jego ramieniu.
„Nie pytaj o nic, Gurney. Możesz znowu zacząć podejrzewać, że jestem Paskudztwem. Nie? Jeżeli będziesz chciał koniecznie wiedzieć, zniszczysz tylko siebie”.
Hallecka jednak opanowały wątpliwości. Jessika ostrzegała go: „Przed-urodzeni mogą cię wprowadzić w błąd. Znajdą sposoby, o których nawet nie śniłeś”. Potrząsnął głową. I Paul! Na Boga! Paul żywy i w przymierzu z tym znakiem zapytania, którego był ojcem!
Fremeni utworzyli krąg dookoła nich. Wciskali się między Hallecka i Paula, między Paula i Leto. Sala drżała od pytań: „Jesteś Muad’Dibem? Naprawdę jesteś Muad’Dibem? Czy on mówi prawdę? Powiedz nam!”
„Dla was jestem Kaznodzieją” — rzekł Paul, odpychając tłum. „Nie mogę już być Paulem Atrydą ani Muad’Dibem. Nie jestem mężem Chani ani Imperatorem”.
Halleck, przewidując wydarzenia, które nastąpią za chwilę, jeżeli pytania nie znajdą logicznej odpowiedzi, chciał już podjąć działanie, gdy naprzód wystąpił Leto. Wtedy właśnie Halleck po raz pierwszy ujrzał skutki straszliwej zmiany, która w nim zaszła.
Читать дальше