Kim Robinson - Błękitny Mars
Здесь есть возможность читать онлайн «Kim Robinson - Błękitny Mars» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Błękitny Mars
- Автор:
- Издательство:Prószyński i S-ka
- Жанр:
- Год:1998
- Город:Warszawa
- ISBN:83-7180-258-7
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Błękitny Mars: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Błękitny Mars»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Błękitny Mars — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Błękitny Mars», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Po tych słowach wrócił do rozmowy z Mają na temat cyklu życiowego piaskowych krabów. Ann pamiętała, że dzieciak rok temu ledwie mówił, posługując się jedynie prostymi zdaniami, tak jak Tati i Nanao. „Dawaj!” „Moje!” Teraz chłopiec stał się językowym pedantem. Ann uważała tę dziecięcą umiejętność przyswajania sobie mowy za absolutnie niewiarygodną. W tym wieku wszyscy oni byli geniuszami, dorośli musieli latami uczyć się tego, co dzieciom zajmowało dni. Zresztą, od pewnego momentu dorośli starzeli się i karłowacieli, aż zaczęli przypominać zdeformowane dzieci. I wcale nie przyznawali się do swego zdziecinnienia. Nikki i jej przyjaciele, gdy pakowali się przed górską wyprawą, także zachowywali się jak dzieci. A mieli prawie po osiemdziesiąt lat! Pewnie ostatnio nie zdarzało im się często zachowywać w ten sposób, ponieważ już coraz mniej rzeczy tak bardzo ich cieszyło.
Francesca przestała krążyć wokół budowniczych i wyrwała z rączek Nanao plastikową łopatkę. Chłopiec zaprotestował i rozpłakał się. Francesca odwróciła się i stanęła na czubkach palców, jak gdyby chciała zademonstrować swoje starszeństwo.
— To moja łopatka — oznajmiła przez ramię.
— Nie!
Maja ledwie podniosła oczy.
— Oddaj.
Francesca kręciła się z łopatką nad głową.
— Zignoruj ją — pouczyła Maja Nanao, który lamentował coraz głośniej; jego twarz przybrała barwę buraka. Popatrzyła na dziewczynkę. — Chcesz lody albo coś innego?
Francesca upuściła łopatkę na głowę Nanao. Boone i Maja, już ponownie zajęci kopaniem, nie zwrócili na to uwagi.
— Ann, mogłabyś przynieść trochę lodów z kiosku?
— Jasne.
— Weź ze sobą Tati, dobrze?
— Nie! — krzyknęła Tati.
— Lody — podpowiedziała jej Maja.
Tati zastanowiła się, po czym zaczęła się gramolić, w końcu wstała.
Ann poszła z dziewczynką za rękę do kiosku na przystanku tramwajowym. Kupiły sześć lodów, pięć Ann włożyła do torebki. Tati swojego loda chciała zjeść podczas drogi powrotnej. Nie potrafiła jeszcze wykonywać kilku czynności równocześnie, toteż posuwały się powoli. Stopione lody ściekały po patyczku; mała bez zastanowienia ssała je i własną piąstkę.
— Pycha — powiedziała. — Smakują pycha.
Na przystanek przyjechał tramwaj, zatrzymał się, następnie ruszył dalej. W parę minut później ścieżką nadjechały trzy osoby na rowerach: Sax, Nirgal i jakaś tubylka. Nirgal zahamował obok Ann. Nie widziała go od wielu lat. Był stary. Uściskali się mocno. Uśmiechnęła się do Saxa. Pragnęła go przytulić.
Całą grupą dotarli do Mai i dzieci. Rosjanka wstała, przywitała się czule z Nirgalem, potem potrząsnęła dłonią Bao. Sax jeździł w tę i z powrotem po trawniku nad plażą. W pewnej chwili, nie przerywając jazdy, puścił kierownicę i pomachał zebranym; Boone, który wtaśnie się ostatnio uczył jeździć, zobaczył go i zdumiony krzyknął:
— Jak to robisz?
Sax chwycił kierownicę, zatrzymał rower i marszcząc brwi, popatrzył na Boone’a. Chłopiec podszedł do niego niezdarnie z wyciągniętymi na boki ramionami.
— Coś ci nie wychodzi? — spytał starzec.
— Staram się jechać, nie używając móżdżku!
— Dobry pomysł — zauważył Sax.
— Pójdę dokupić lodów — zaproponowała Ann. Tym razem zostawiła Tati i zaczęła się wspinać po piasku, aby dojść do trawiastej ścieżki. Szła z wiatrem i było jej bardzo przyjemnie.
Kiedy wracała z drugą torebką lodowych baloników, powietrze oziębiło się. Nagle Ann poczuła w sobie jakąś słabość. Zachwiała się. Nad powierzchnią morza połyskiwał łuk błyszczącej, mocnej purpury. A Ann było coraz zimniej. „O, cholera!”, pomyślała. Tak to się zaczyna. Ostra niewydolność! Czytała wcześniej o takich objawach, słyszała też o nich od osób, które przeżyły atak. Serce tłukło jej się szaleńczo w piersi, niczym dziecko usiłujące wyjść z ciemnej szafy. Ciało stało się dziwnie martwe, jak gdyby coś wypłukało je z wszelkiej masy, pozostawiając porowatą gąbkę. Ann zgięła się w pół, opierając palcami o zapyloną ziemię. Stuk! Chrząknęła z zaskoczenia i bólu. Walczyła ze sobą. Ból w piersi. Zrobiła krok ku ławce obok ścieżki, potem zatrzymała się i zgarbiła pod wpływem ponownego ataku bólu. Stuk-puk, stuk-puk!
— Nie! — krzyknęła i kurczowo ścisnęła torbę z lodami. Arytmia serca, tak właśnie. Serce szalało, nierówno podskakując. Stuk-puk, stuk-puk. Nie, pomyślała, jeszcze nie. Jest bez wątpienia nową Ann, ale miała za mało czasu. — Nie — jęknęła, po czym całkowicie skupiła się na walce o życie.
Serce, musisz bić! Ann skoncentrowała się, zaczęła iść chwiejnym krokiem. Nie, jeszcze nie. Wiatr miał temperaturę około zera, uderzał prosto w twarz i w osłabłe ciało. Walczyła samą wolą. Słońce było bardzo jaskrawe, Ann miała wrażenie, że ostre promienie przebijają ukośnie jej klatkę piersiową. Przezroczystość świata! Serce biło, wiatr przelatywał wprost przez nią. Usiłowała utrzymać w jedności wszystkie kurczące się mięśnie. Czas się zatrzymał, wszystko się zatrzymało.
Krótko zaczerpnęła powietrza. Atak minął. Wiatr powoli stawał się cieplejszy. Aureola ponad morską taflą zniknęła, woda miała kolor jasnego błękitu. Serce Ann waliło w swoim slarym rytmie. Masa ciała wróciła, ból złagodniał. Powietrze było słone i wilgotne, wcale nie zimne.
Szła dalej. Czuła ciężar swego ciała. Musiała się trzymać, zamierzała bowiem żyć. Przynajmniej jeszcze przez jakiś czas… Jeśli to nie będzie teraz… Chyba przeżyła. Szła dalej, krok za krokiem. Najwyraźniej, wszystko było w porządku. Udało się. Atak okazał się lekki i nie zabił jej.
Siedząca przy zamku z piasku Tati zobaczyła Ann i ruszyła w jej kierunku, wpatrzona w torbę z lodami. Dziewczynka biegła jednak zbyt szybko i upadła na buzię. Kiedy podniosła się, miała całą twarz w piasku i Ann sądziła, że mała zaraz się rozpłacze, ta jednak tylko siedziała, liżąc górną wargę — mały koneser.
Ann podeszła, aby pomóc dziewczynce wsiać. Podniosła ją i spróbowała zetrzeć jej piasek z górnej wargi, lecz Tali odsunęła się, nie chcąc pomocy. No, dobrze, pomyślała Ann, niech sobie je piasek. Co jej się może siać.
— Hej. Nie bierz za dużo. Te lody są dla Saxa, Nirgala i Bao. Nie bierz! Hej, popatrz… Popatrz na mewy! Popatrz!
Tati podniosła oczy, zobaczyła mewy nad głową, próbowała je śledzić wzrokiem i upadła na pośladki.
— Uch! — powiedziała. — Ładne! Ładne! Nie jest ładne? Nie jest?
Ann znowu pomogła jej się podnieść i wzięła za rękę. Ruszyły ku grupie osób skupionej przy kopcu zwieńczonym kilkoma zamkami z piasku. Nirgal i Bao stali na brzegu, pogrążeni w rozmowie. Mewy latały nad głowami. Na falach surfowała jakaś stara Azjatka. Morze było ciemnoniebieskie, niebo już niemal bezchmurne, jasnoróżowofiołkowe; resztki chmur uciekały na wschód. Wiał mocny wiatr. Kilka pelikanów ślizgało się w linii po powierzchni fali. Tati pociągnięciem zatrzymała Ann i wskazała na ptaki.
— Nie jest ładne?
Ann próbowała iść dalej, ale Tati nie chciała się ruszyć i szarpała natarczywie jej rękę.
— Nie jest ładny? Nie jest? Nie jest?
— Jest.
Tati puściła ją i pobiegła po piasku, z trudem utrzymując pozycję stojącą; pielucha kołysała jej się jak kaczy kuper, z tyłu kolan tłustych nóżek powstawały dołeczki.
Ann pomyślała: A jednak się kręci. Szła za dzieckiem, uśmiechając się na myśl o swoim małym żarciku. Galileusz oficjalnie wyrzekł się prawdy, prywatnie nie. Jego śmieszny bunt uważała za niemądry. Lepiej powiedzieć, co trzeba, i robić swoje. Walka o życie przypomniała jej, co jest w tym życiu ważne. Och, tak, bardzo ładny, jaki ładny widok! Przyznała się do tego i pozwolono jej żyć. Bij dalej, moje serce. Dlaczego się do tego nie przyznać? Nigdzie na planecie ludzie się nie zabijali, nigdzie nie było zdesperowanych osób poszukujących schronienia lub jedzenia, nigdzie nikt się nie bał o swoje dzieci. Tak się jednak mówi. Piasek skrzypiał pod stopami Ann. Przyjrzała mu się uważniej: ciemne drobinki bazaltu zmieszane z mikroskopijnymi fragmentami muszelek i rozmaitymi kolorowymi kamykami: niektóre z nich bez wątpienia były zgruzowanymi kawałkami samego meteorytu Hellas. Ann popatrzyła na wzgórza leżące na zachód od morza; pod słońcem wydawały się czarne. Zewsząd wyłaniały się wspomnienia. Przy brzegu fale łamały się w szybkich liniach; Ann szła przez piasek ku przyjaciołom. W wietrze, na Marsie, Marsie, Marsie!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Błękitny Mars»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Błękitny Mars» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Błękitny Mars» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.