Kim Robinson - Błękitny Mars
Здесь есть возможность читать онлайн «Kim Robinson - Błękitny Mars» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Błękitny Mars
- Автор:
- Издательство:Prószyński i S-ka
- Жанр:
- Год:1998
- Город:Warszawa
- ISBN:83-7180-258-7
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Błękitny Mars: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Błękitny Mars»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Błękitny Mars — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Błękitny Mars», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Teraz łódź pędziła naprzód pod spodem chmury. Zacinał grad i deszcz. Sax uświadomił sobie, że hel może wciągnąć maszynę z powrotem w chmurę. Pociągnął w dół dźwigienkę na tablicy i łódź zaczęła opadać. Dwa małe mechanizmy — gdy nimi manipulował, katamaran spadał lub się wznosił. Regulatory wysokości! Sax pchnął oba kilka centymetrów w dół.
Chyba opadali. Po chwili powierzchnia stała się wyraźniej widoczna. Można już było rozróżnić poszczerbione pasma i płaskowzgórza: prawdopodobnie Cydonia Mensa na stałym lądzie nazywanym Arabia Terra. Nie było to najlepsze miejsce do lądowania.
Niestety, burza poniosła ich dalej naprzód i wkrótce znaleźli się na wschód od Cydonii, ponad płaskimi równinami Arabii. Teraz trzeba się było szybko opuścić, zanim wiatr rzuci ich nad Morze Północne, które mogło się okazać równie dzikie i wypełnione lodem jak zatoka Chryse.
Pod „sterowcem” leżała szachownica pól i sadów, kanały irygacyjne i kręte strumienie, obrośnięte po bokach rzędami drzew. W ostatnich dniach prawdopodobnie padały deszcze, ponieważ wszędzie pełno było wody — w stawach, kanałach, niedużych kraterach; pokrywała też niższe partie pól. Wiejskie zabudowania w małych osadach były zwykle niewielkie: stodoły, szopy ze sprzętem. Cudowna wilgotna okolica, całkowicie płaska. Wszędzie woda. Łódź opadała powoli. Ręce Ann w przytłumionym świetle popołudnia wydawały się sinobiałe; podobnie dłonie Saxa.
Russell przeciągnął się. Czuł ogromne znużenie. Najważniejsze jednak w tej chwili było lądowanie. Mocno przesunął regulatory maksymalnie w dół.
Natychmiast zaczęli opadać szybciej. Wiatr przesunął ich ponad linię drzew, potem stromo w dół, nad rozległe pole, którego dalszy koniec znajdował się pod wodą; brązowa deszczówka wypełniała wszelkie wyżłobienia. Za polem rozciągał się sad; zresztą, bez problemu mogli wodować. Na nieszczęście, dość prędko przesuwali się na tej samej wysokości, nadal dziesięć, może piętnaście metrów nad polem. Sax z całych sił przesunął regulatory do przodu i zobaczył, jak podkadłubia chylą się w dół niczym skaczące do wody delfiny. Później przechyliła się cała łódź i nagle ląd pojawił się tuż przy nim — brunatna woda, duży plusk, białe fale rozpryskujące się na lewo i prawo. Łódź sunęła po błotnistej wodzie, aż wjechała prosto w linię młodych drzew, a wtedy się zatrzymała. Wzdłuż drzew biegła ku podróżnikom grupa dzieci i jakiś mężczyzna; ich usta były otwarte w idealnie okrągłe „O”.
Sax i Ann starali się podnieść do pozycji siedzącej. Sax odsunął pokrywę kokpitu. Ponad górną krawędź nadburcia wlała się brunatna woda. Był wietrzny, mglisty dzień w Arabii. Woda zdecydowanie ciepła. Ann miała mokrą twarz i włosy w sztywnych strąkach, jak gdyby poraził ją prąd. Uśmiechnęła się złośliwie i rzuciła:
— Niezłe wodowanie.
CZĘŚĆ 14
Jezioro Feniksa
Wypalił karabin, zadzwonił dzwonek, chór śpiewał kontrapunkt.
Trzecia marsjańska rewolucja okazała się tak skomplikowana, a równocześnie pozbawiona przemocy, że trudno ją było w ogóle nazwać rewolucją: bardziej przypominała przemianę ewolucyjną, zwrot w stałym sporze, zmianę z odpływu w przypływ, przerwanie stanu równowagi…
Przejęcie windy stanowiło zarodek kryzysu, a w kilka tygodni później ziemskie wojska zjechały po kablu na powierzchnię i na całej planecie wybuchł konflikt. Na małe wcięcie wybrzeża Tempe Terra opadła z nieba grupa lądowników — kołysały się pod spadochronami lub migotały nad pióropuszami bladego ognia: duża nowa kolonia, nie uzgodniony z rządem marsjańskim najazd imigrantów z Ziemi. Grupa pochodziła z Kambodży. W wielu miejscach planety lądowały pojazdy z osadnikami z Filipin, Pakistanu, Australii, Japonii, Wenezueli, Nowego Jorku. Zdezorientowani Marsjanie nie wiedzieli, jak zareagować. Nie byli społecznością zmilitaryzowaną, nigdy nie rozważali niebezpieczeństwa ataku i nie potrafili się bronić. Tak w każdym razie sądzili.
Do działania znowu namówiła ich Maja. Włączyła komputer naręczny i — jak kiedyś Frank — zaczęta dzwonić do ugrupowań z otwartej koalicji marsjańskiej oraz do różnych osób; uzgadniała z nimi ewentualną odpowiedź.
— Ruszcie się — powiedziała do Nadii. — Jeszcze ten raz.
Po miastach i osadach zaczęła krążyć nowina. Ludzie wyszli na ulice albo wsiedli w pociągi jadące do Mangali.
Na wybrzeżu Tempe nowi kambodżańscy osadnicy wysiedli z lądowników i ruszyli do małych schronów, które przywieźli ze sobą — dokładnie tak samo jak przedstawiciele pierwszej setki dwa stulecia wcześniej. Wtedy od strony wzgórz nadeszli odziani w futra ludzie z lukami i strzałami. Marsjanie. Mieli czerwone, kamienne My i włosy związane w końskie ogony. „Ach — odezwali się do osadników zebranych przed jednym ze schronów — pozwólcie, że wam pomożemy. Odłóżcie broń. Pokażemy wam, gdzie jesteście. Nie potrzebujecie takiego schronu, to stary model. Widoczne na zachodzie wzgórze to Krater Perepelkina. U jego podnóża znajdują się jabłkowe i wiśniowe sady, możecie brać, co potrzebujecie. Proszę, weźcie plany talerzowego domu, stanowią najlepszy model dla tych terenów. Za jakiś czas zbudujecie zapewne basen dla jachtów, lodzi i kutrów rybackich. Jeśli pozwolicie nam z niego korzystać, pokażemy wam, gdzie rosną trufle. Tak, to talerzowy dom, widzicie, talerzowy dom Sattelmeiera. Cudownie się żyje na otwartym powietrzu. Sami zobaczycie”.
Wszystkie departamenty marsjańskiego rządu spotkały się w mangalskiej sali zgromadzeń, aby omówić sprawę kryzysu; w senacie, radzie wykonawczej i Globalnym Sądzie Ekologicznym większość mieli przedstawiciele „Uwolnić Marsa”. Wszyscy zgadzali się, że nielegalne wtargnięcie ziemskich kolonistów to akt agresji porównywalny z wypowiedzeniem wojny. Trzeba było nań odpowiednio zareagować. Z izby wyższej parlamentu padła propozycja, aby skierować na Ziemię asteroidy w roli bomb, które można by zawrócić tylko w przypadku, gdyby imigranci wrócili do domu, a nadzór nad windą ponownie sprawowaliby przedstawiciele obu planet. W przeciwnym razie nastąpiłoby trafienie typu KTi tyle. Obecni na podeście dyplomaci ONZ nazwali tę taktykę samobójczą.
Nagle ktoś zapukał do drzwi sali zgromadzeń w Mangali i po chwili weszła Maja Tojtowna.
— Chcemy porozmawiać — oświadczyła, po czym wprowadziła do pomieszczenia tłum czekający na zewnątrz; niczym niecierpliwy owczarek pchała ludzi na podest: najpierw idących ramię w ramię Saxa i Ann, potem Nadię i Arta, Tariki i Nanao, Zeyka i Nazik, Michaiła, Wasilija, Ursulę i Marinę, nawet Kojota. Starzy issei przyszli przedstawić swoją opinię. Maja wskazała na monitory, które pokazywały, co się dziej e przed budynkiem. Tłum ciągnął się w regularnej linii od podestu, przez korytarze budynku, aż do wychodzącego na morze, centralnego placu, na którym zebrało się około pól miliona osób. Ulice miasta również były zatłoczone ludźmi obserwującymi na ekranach to, co się działo w sali zgromadzeń. Po Zatoce Chalmersa pływała flota statków mieszkalnych. Wyglądała jak dziwaczny nowy archipelag; z masztów powiewały flagi i chorągwie. W każdym marsjańskim mieście przed domy wyległy tłumy i włączono monitory. Ludzie obserwowali i czekali.
Ann podeszła do mikrofonu i powiedziała spokojnie, że zakazując imigracji z Ziemi, marsjański rząd postępował w ostatnich latach niezgodnie zarówno z prawem, jak i z ludzkim sumieniem. Marsjanie nie zamierzają tego dłużej tolerować. Potrzebują nowego rządu, ten nie otrzyma już wotum zaufania. Nowe najazdy ziemskich osadników są nielegalne i nie do przyjęcia, ale zrozumiale, ponieważ rząd Marsa pierwszy złamał prawo, a poza tym liczba nowych, nielegalnych osadników jest mniejsza niż ustalona oficjalnie (tyle że prawowitych kolonistów rząd nie wpuścił na planetę). Ann powiedziała, że, biorąc pod uwagę fizyczne ograniczenia, Mars musi pozostać maksymalnie otwarty na ziemską imigrację, póki nie osłabnie fala populacyjna, która zresztą nie powinna potrwać już zbyt długo. Ostatnie z tych trudnych lat trzeba przeżyć w pokoju — tak wygląda obecny obowiązek Marsjan wobec własnych potomków.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Błękitny Mars»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Błękitny Mars» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Błękitny Mars» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.