Kim Robinson - Błękitny Mars

Здесь есть возможность читать онлайн «Kim Robinson - Błękitny Mars» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Błękitny Mars: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Błękitny Mars»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Błękitny Mars

Błękitny Mars — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Błękitny Mars», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ann patrzyła na niego bez słowa. Sax wzruszył ramionami. Niezależnie od tego, co sądzili ludzie, nie był osobiście odpowiedzialny za działalność Da Vinciego.

— Lecz zrywając kabel — powiedziała Ann i potrząsnęła głową — zabilibyście wiele osób.

Sax przypomniał sobie, że Peter przeżył zerwanie pierwszego kabla tylko dlatego, że wyskoczył w przestrzeń. Uratował go przypadek. Być może Ann nie powinna tak łatwo spisywać na straty ludzi.

— Masz rację — odparł jednak. — To nie jest dobre rozwiązanie. Ale istnieje taka możliwość i sądzę, że Ziemianie zdają sobie z niej sprawę.

— Więc może to tylko groźba.

— Tak. Chyba że przygotowali się na następny krok.

Na północ od archipelagu Oxia minęli Zatokę McLaughlina, wschodni stok zatopionego krateru. Dalej na północy znajdował się Punkt Mawrth, a za nim wejście do fiordu Mawrth, jednego z najwęższych i najdłuższych na Marsie. Aby utrzymać kierunek, Sax musiał stale halsować, podstępne wiatry odpychały go raz w jedną, raz w drugą stronę. Lawirował między stromymi, krętymi ścianami. Fiord był piękny. Leżał przy dnie bardzo głębokiego i wąskiego kanału, który im dalej, tym bardziej się rozszerzał; za i ponad wodą wchodził w głąb lądu kanion o skalnym dnie; ciągnął się dalej, niż sięgał ludzki wzrok. Sax chciał pokazać Ann, że powstanie fiordów wcale nie jest równoznaczne z zatopieniem wszystkich kanałów wybuchowych: Ares i Kasei zachowały bardzo długie kaniony ponad poziomem morza, podobnie Al-Qahira i Ma’adim. Sax miał nadzieję, że Ann sama dojdzie do tych wniosków, toteż się nie odzywał, ona jednak w żaden sposób nie skomentowała widoku.

Od Mawrth Sax pożeglował prawie prosto na zachód. Żeby się przedostać z zatoki Chryse w nadmorski region Acidalii, trzeba było opłynąć długie ramię lądu — zwane półwyspem Synaj — wysuwające się w ocean z zachodniego stoku Arabia Terra. Cieśnina za półwyspem, łącząca zatokę Chryse z Morzem Północnym, miała szerokość pięciuset kilometrów; gdyby nie Synaj byłaby o tysiąc kilometrów szersza.

Dwoje podróżników dzień po dniu, rozmawiając lub nie rozmawiając, żeglowało na zachód pod wiatr. Wiele razy wracali do tematu potencjalnego znaczenia politycznego „brązu”.

— Może ta kombinacja powinna się nazywać „błękitną” — zasugerowała pewnego wieczoru Ann, patrząc przez burtę na wodę. — „Brązowy” nie jest zbyt atrakcyjny i cuchnie kompromisem. Może trzeba pomyśleć o czymś zupełnie nowym.

— Może i tak.

W nocy po kolacji i kilku minutach obserwowania przesuwających się ponad nierówną morską powierzchnią gwiazd życzyli sobie dobrej nocy, po czym Sax wycofał się do kabiny na prawym kadłubie, Ann do kabiny na lewym. AI spokojnie sterowało statkiem przez całą noc, od czasu do czasu omijając góry lodowe, które zaczęły się pojawiać na tej szerokości areograficznej; nadpływały do zatoki z Morza Północnego. Podróż była bardzo przyjemna.

Pewnego ranka Sax obudził się bardzo wcześnie. Przyśniło mu się, że porusza się na gigantycznym wahadle. Na jawie poczuł, że pod kadłubem przepływa silna martwa fala, powodując huśtanie wąskiej koi. Russell ubrał się z pewną trudnością i wyszedł na pokład. Stojąca przy fałach Ann zawołała:

— Wydaje mi się, że fala denna i plusk ułożyły się w pozytywny obraz interferencyjny.

— Doprawdy?! — Sax próbował podejść do przyjaciółki, niestety nagłe szarpnięcie łodzi zepchnęło go do kokpitu. — Ach!

Ann roześmiała się. Sax chwycił się poręczy kokpitu, podciągnął w górę i podparł o ścianę. Od razu zrozumiał, co miała na myśli — wiatr wiał z siłą około sześćdziesięciu kilometrów na godzinę, jęk w minimalnym takielunku katamaranu rozlegał sie głośno i równomiernie. Całe błękitne morze pokrywały białe, spienione fale, a dźwięk wichury pędzącej przez szalejącą wodę zupełnie nie przypominał wiatru szumiącego w skałach: nie był to wysoki, lamentujący pisk, ale — wśród bilionów pękających baniek — głęboki ryk. Każdą falę pokrywały baranki, a wielkie „wzgórza” rozkołysu zaciemniała piana spływająca z wierzchołków i tocząca się w nieckach między kolejnymi falami. Niebo miało barwę brudnej, mętnej, surowej umbry, przez co wyglądało złowieszczo, słońce przypominało bladą, starą monetę; wszystko inne pozostawało mroczne, jak gdyby w cieniu, chociaż nie było chmur. Drobiny miału w powietrzu… Burza pyłowa! Fale były potężne — wiele długich sekund żaglówka wznosiła się po boku fali, potem tyle samo opadała. Długo w górę i długo w dół. Wspomniana przez Ann pozytywna interferencja składała się z fal podwójnej wielkości. Nie spieniona woda zmieniała kolor nieba na brązowawy i matowy, ciemny, chociaż w polu widzenia nadal nie było ani jednej chmurki, złowieszczy kolor nieba nie przypominał więc starego, dobrego różu, lecz raczej zapylone powietrze Wielkiej Burzy. Białe fale opadały. Odgłos wody przy łodzi stawał się coraz głośniejszy; tępe dudnienie. Morze pokrywał w tym miejscu lód denny czy też gęstsza, giętka warstwa lodowych kryształów zwanych nilas. Później białe fale wróciły, ale dwukrotnie gęstsze.

Sax zszedł do kokpitu i sprawdził na AI raport meteorologiczny. W dół Kasei Vallis i w kierunku zatoki Chryse wiał wiatr katabatyczny, „wyjęć”, jak powiedzieliby lotniarze z Kasei. AI powinno było ostrzec łódź. Jednak, jak wiele katabatycznych burz, ta zerwała się zaledwie w godzinę i objęła naprawdę niewielki teren. Niestety, była silna i rejs katamaranem zaczął przypominać jazdę kolejką górską wibrującą pod uderzeniami powietrza: wjazd w górę, zjazd w dół ogromnej fali dennej. Z boku fale wyglądały jak przewrócone przez wiatr, ale gdy żaglówka przesuwała się w górę i w dół, muskając wodę, okazywały się równie duże jak wcześniejsze, tyle że ukryte pod bryzgającą pianą. Żagiel niemal przylgnął do masztu i przybrał kształt aerodynamicznego liścia. Sax pochylił się, aby sprawdzić AI: pokrętło głośności ustawione było na sygnał minimalny; może więc jednak urządzenie próbowało ich ostrzec, ale Russell go nie usłyszał.

Morze ryczało. Płynęli szybko. Horyzont znajdował się w odległości zaledwie czterech kilometrów i nie wyglądał zachęcająco. Podczas wszystkich tych lat gęstnienia marsjańskiej atmosfery wiatry na planecie bynajmniej nie osłabły. Pokład pod stopami Saxa drżał, ilekroć łódź uderzała w niewidoczne fragmenty lodu. Morze Północne zmieniło się obecnie w lodowe rumowisko czy też raczej w popękany lodowy akwen; zamarzało prawdopodobnie każdej nocy, choć wśród wszechobecnej piany trudno było mieć pewność. Od czasu do czasu Sax czuł, jak katamaran uderza w większy kawał lodu, jeden z tych, które (żeglarze nazywali je pieszczotliwie górkami lodowymi) przepływały przez zatokę Chryse z północnym prądem. Teraz wiatr pchał je ku zawietrznemu brzegowi południowej ściany półwyspu Synaj; podobnie zresztą jak żaglówkę Saxa.

Trzeba było zasłonić kokpit przezroczystą osłoną — od pokładu aż do drugiej burty. Pod tą wodoodporną narzutą od razu zrobiło się cieplej, co trochę pocieszyło Saxa i Ann. Wiatr był prawdziwym „wyjcem”, a Kasei Vallis służyło najwyraźniej jako „przewód” dla niezwykle potężnego podmuchu powietrza. AI ustaliło, że prędkość wiatru na wyspie Santorini waha się między sto osiemdziesiąt a dwieście dwadzieścia kilometrów na godzinę, zatem, gdy podróżnicy przepłyną zatokę, wiatr niestety nie osłabnie. W tej chwili już nabierał siły — sto sześćdziesiąt kilometrów na godzinę przy szczycie masztu; powierzchnia wody była teraz osobliwie rozdrobniona, a spłaszczone przez porywy wichury grzebienie fal — porozdzielane. Łódź podporządkowała się nawałnicy — żagiel skurczony, kokpit przykryty, włazy uszczelnione; potem wysunęła się kotwica pływająca — podobna do rękawa lotniskowego rura z materiału — i ciągnęła się pod wodą, spowalniając dryf katamaranu do zawietrznej, lecz równocześnie łagodząc zgrzytliwe uderzenia w małe góry lodowe, które pojawiały się coraz częściej, zgromadzone pod osłoną brzegu. Ponieważ kotwica pływająca stawiała opór, lodowe rumowisko i „górki lodowe” sunęły z wiatrem szybciej niż żaglówka i stukały o nawietrzny kadłub, mimo iż zawietrzny ciągle uderzał w gęstniejącą masę lodu. Oba kadłuby w większości znajdowały się pod wodą, toteż katamaran częściowo przypominał nie w pełni zanurzoną łódź podwodną, istniało więc niebezpieczeństwo, że niektóre materiały mogą nie wytrzymać wstrząsów spowodowanych „wyjcem” i naporem gór lodowych od strony zawietrznej (choć w normalnych warunkach zniosłyby znacznie silniejsze uderzenia). Na nieszczęście, kadłuby stanowiły słabe punkty łodzi, co Sax uświadomił sobie w pewnej chwili, gdy mocno nim szarpnęło. Był na szczęście przypięty do siedzenia pasem i połączony specjalną uprzężą z rumplem. Katamaran podnosił się na falach, opadał z nagłą, wywołującą mdłości, prędkością lub zatrzymywał się w zetknięciu z dużą górą lodową; pasy pozbawiały Saxa tchu i swobody ruchów. Zaczął się obawiać, że za chwilę on albo Ann dostaną zawału. Poza tym, pasy mogły uszkodzić im jakiś organ wewnętrzny, jednak gdyby się z nich uwolnili, zapewne wiatr ciskałby nimi po kokpicie, pchając jedno z nich na drugie albo na ścianki; coś mogłoby się złamać lub wybuchnąć… Nie, nie. Żaden człowiek nie zdołałby stawić czoła temu żywiołowi. Być może, gdyby Sax przymocował się do ramy koi, nie odczuwałby szarpnięć z taką siłą, ale wątpił, czy pozycja pozioma podczas nagłego hamowania, gdy łódź uderzała w lodową masę, byłaby przyjemna.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Błękitny Mars»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Błękitny Mars» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Kim Robinson - Blauer Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Grüner Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Roter Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Zielony Mars
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la bleue
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la verte
Kim Robinson
Kim Robinson - Mars la rouge
Kim Robinson
Kim Robinson - Red Mars
Kim Robinson
libcat.ru: книга без обложки
Kim Robinson
Kim Robinson - Blue Mars
Kim Robinson
Kim Stanley Robinson - The Complete Mars Trilogy
Kim Stanley Robinson
Отзывы о книге «Błękitny Mars»

Обсуждение, отзывы о книге «Błękitny Mars» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x