Kim Robinson - Błękitny Mars
Здесь есть возможность читать онлайн «Kim Robinson - Błękitny Mars» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Błękitny Mars
- Автор:
- Издательство:Prószyński i S-ka
- Жанр:
- Год:1998
- Город:Warszawa
- ISBN:83-7180-258-7
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Błękitny Mars: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Błękitny Mars»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Błękitny Mars — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Błękitny Mars», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Kocham cię! — krzyknął wreszcie.
Ann nie usłyszała go.
— W jaki sposób wystartujemy? — zawołała.
Sax wskazał ponownie na pulpit rozdzielczy. Obok AI znajdowała się, zabezpieczona sztabą, tablica awaryjna.
Ucieczka drogą powietrzną nie była jednak całkowicie bezpieczna. Ponieważ poruszali się z prędkością równą sile wiatru, łódź nie stawiłaby oporu, ale po prostu wystrzeliła naprzód jak z procy; po oderwaniu się od ziemi wichura mocno szarpała katamaranem, unieszkodliwiając balony i prawdopodobnie opadliby w dół, wprost na zatkane lodem przybrzeżne fale albo na brzeg od strony zawietrznej. Sax wiedział, że Ann rozważa ryzyko lotu, doszedł jednak do wniosku, że cokolwiek się zdarzy, będzie zapewne lepsze od drażniących szarpnięć, które nadal ich męczyły. Tak czy inaczej, należało podjąć jakąś decyzję.
Ann popatrzyła na Russella wilkiem; przypuszczalnie, nie wyglądał najlepiej.
— Warto spróbować! — ryknęła.
Sax oderwał więc zabezpieczającą sztabę od tablicy awaryjnej, ostatni raz spojrzawszy na swą towarzyszkę — ich oczy spotkały się; we wzroku Ann było jakieś zadowolenie, którego Sax nie potrafił sobie wytłumaczyć, choć z pewnością dodało mu animuszu. Następnie położył palce na przełącznikach. Na szczęście, kiedy nadejdzie pora, AI zajmie się kontrolą wysokości. Żałował, że nie spędzał dotąd więcej czasu w powietrzu.
Łódź wznosiła się po spienionej powierzchni fal. Gdy znalazła się na wierzchołku, nastąpił prawie nieważki moment. Tuż po nim łódź powinna zacząć opadać do następnej, wypełnionej lodem niecki między falami. Wtedy Sax wcisnął przełączniki na tablicy. W pierwszej chwili katamaran — jak zwykle — runął w dół, uderzył w mniejsze góry lodowe i szarpnął się, potem jednak skoczył bezpośrednio w górę, dźwignął się i przechylił na kadłub zawietrzny; Sax i Ann zawiśli w pasach, a balony zostały uwięzione. Kolejna fala obróciła do góry dnem łódź, która na szczęście w chwilę później poderwała się ponad lód, wodę i pianę. Przymocowani pasami podróżnicy przekoziołkowali. Wreszcie katamaran wyprostował się, po czym rozkołysał w tył i w przód niczym duże wahadło. Potem znowu się obrócił dnem do góry, ponownie wyrównał i znowu się rozhuśtał. Saxem rzucało na wszystkie strony, uprząż na ramionach odpięła się i zderzył się z ramieniem Ann. Następne szarpnięcie przycisnęło ich do siebie. Rumpel uderzył Russella w kolano, więc chwycił za nie. Kolejny trzask i znowu Saxa przycisnęło do Ann. Obrócił się na siedzeniu i kurczowo schwycił przyjaciółkę. Wyglądali teraz jak zrośnięte ramionami syjamskie bliźnięta. Każde nowe szarpnięcie groziło złamaniem czyjejś kości. Patrzyli na siebie przez sekundę — ich twarze oddalone były o centymetry, krew ciekła obojgu z ran. Twarz Ann nie wyrażała żadnych emocji. Nagle łódź-sterowiec wystrzeliła w niebo.
Russella bolał obojczyk, w miejscu, w które trafiło go czoło Ann lub jej łokieć. Nic jednak nie było ważne, ponieważ niezgrabnie objęci lecieli, stale się wznosząc. Kiedy łódź przyspieszyła, osiągając niemal prędkość wiatru, turbulencja znacznie się zmniejszyła. Najwyraźniej balony były przyłączone przez takielunek do czubka masztu. Potem, w najmniej spodziewanym momencie, gdy Sax właśnie zaczął mieć nadzieję na stabilną, podobną do lotu zeppelina podróż, łódź pomknęła najpierw prosto w górę, po czym znowu rozpoczęła straszliwy spadek. Bez wątpienia dostali się w prąd wstępujący. Ponieważ prawdopodobnie lecieli już ponad lądem, mogło ich niestety — niczym kulkę gradową — wessać kowadło burzy. Na Marsie bywały kowadła o wysokości dziesięciu kilometrów, często towarzyszyły im „wyjce” z południa i szalejące przez długi czas burze gradowe. Czasami spadały kulki gradu wielkości kuli armatniej, które siekły ziemię, pustoszyły uprawy, a nawet zabijały ludzi. Gdyby natomiast „sterowiec” Saxa wzniósł się zbyt wysoko, mogliby umrzeć z powodu wysokości, jak jedni z pierwszych baloniarzy we Francji… Może zginęli tak sami bracia Montgolfier? Sax nie mógł sobie przypomnieć.
Na razie jednak wznosili się, tarmoszeni przez wiatr i czerwoną mgłę; pole widzenia było bardzo ograniczone…
Bum! Sax podskoczył i zranił się o pas, opadł twardo na siedzenie. Grzmot. Dokoła „sterowca” waliły grzmoty, hałas z pewnością przekraczał sto trzydzieści decybeli. Ann chyba kuśtykała w kierunku Russella, więc obrócił się bokiem, niezdarnie wyciągnął w górę rękę i pociągnął swą towarzyszkę za ucho; chciał skłonić ją do skrętu, aby spojrzeć jej w twarz.
— Hej! — krzyknęła. W ryku wiatru jej głos wydawał się szeptem.
— Przepraszam — powiedział, chociaż był pewny, że kobieta nie mogła go usłyszeć.
Straszliwy hałas uniemożliwiał rozmowę. Wszystko wokół znowu wirowało, na szczęście dość słabo. Łódź zgrzytała, gdy wiatr pchał ją w górę, potem znowu zaczęła opadać i Sax poczuł ból w błonach bębenkowych; miał wrażenie, że uszy zaraz mu pękną, poruszył szczęką w tył i w przód, potem jeszcze raz w tył i w przód. Ponownie się wznosili. Oboje z Ann podskoczyli, boleśnie się uderzając. Sax nie wiedział, jak wysoko się wzniosą; bardzo możliwe, że grozi im śmierć z powodu rzadkiego powietrza. A może technicy z Da Vinciego postarali się o utrzymanie zwiększonego ciśnienia w kokpicie, kto wie… Starał się myśleć o łodzi jako o sterowcu albo przynajmniej zrozumieć, w jaki sposób mógłby działać system regulacji wysokości i doszedł do wniosku, że chyba niewiele można by poradzić na siłę prądów wstępujących i zstępujących.
Nagły grzechot gradu spadającego na osłonę kokpitu. Na tablicy awaryjnej znajdowały się jakieś dźwigienki. Gdy spadanie było niezbyt gwałtowne, Sax przysunął twarz do sztaby i zaczął czytać wyrytą na niej instrukcję. Wysokość… trudno powiedzieć. Spróbował obliczyć, jak wysoko może się wznieść łódź, zanim jej ciężar spowoduje wyrównanie poziomu. Nie było to łatwe, ponieważ nie znał dokładnego ciężaru katamaranu ani ilości pobranego helu.
Nagle turbulencja znowu podrzuciła łódź. W górę, w dół, w górę, potem przez wiele sekund w dół. Russell miał żołądek w gardle, tak mu się w każdym razie wydawało. Obojczyk bolał nie do zniesienia. Z nosa ciekł płyn, może nadal krew. Wreszcie w górę. Sax rozpaczliwie łapał powietrze. Nie wiedział, jak wysoko się znajdują i czy nadal się wznoszą, nic jednak nie mógł dostrzec przez osłonę kokpitu: tylko pył i chmury. Na szczęście, nie czuł się słabo. Ann trwała obok niego bez ruchu. Znowu chciał ją pociągnąć za ucho, aby sprawdzić, czy jest przytomna, niestety nie mógł poruszyć ramieniem. Szturchnął ją więc łokciem, a ona oddała mu kuksańca. Pomyślał, że powinien być delikatniejszy, szturchnął zatem lżej i w odpowiedzi otrzymał o wiele mniej gwałtowne dźgnięcie. Mógłby użyć alfabetu Morse’a, którego nauczył się — ot tak, bez najmniejszego powodu — jako chłopiec i teraz w swej „odnowionej” pamięci potrafił powtórzyć każdą kreskę i kropkę. Nie wiedział jednak, czy Ann zna alfabet, a na naukę nie było teraz czasu.
— Jesteśmy w kowadle burzy!
— Tak!
Wskazała palcem w dół. Sax zobaczył tylko różowe plamy. Opuszczali się szybko, bębenki znowu sprawiały ból. Miotane wiatrem dno chmury i grad. Róż, brąz, rdzawość, bursztyn, umbra. Ach, tak… Sax dostrzegł powierzchnię planety, wyglądała jednak inaczej niż zwykle, gdy patrzył z powietrza. Opadanie. Russell przypomniał sobie, że opuścił się na tę planetę w jednym ładowniku z Ann. Nie pamiętał tego faktu od tak dawna…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Błękitny Mars»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Błękitny Mars» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Błękitny Mars» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.