Kim Robinson - Błękitny Mars
Здесь есть возможность читать онлайн «Kim Robinson - Błękitny Mars» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Błękitny Mars
- Автор:
- Издательство:Prószyński i S-ka
- Жанр:
- Год:1998
- Город:Warszawa
- ISBN:83-7180-258-7
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Błękitny Mars: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Błękitny Mars»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Błękitny Mars — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Błękitny Mars», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Wszyscy jesteśmy teraz mutantami.
— Mów za siebie, stary. Zamów coś. Sześć lat! Wspaniała nowina. Zaskoczyło mnie, że jesteś trzeźwy.
— Nie jestem, cha, cha, wcale nie jestem! Małe czerwone ludziki szarżują na czerwonych mrówkach. Zdaje mi się, że zbliżają się do krawędzi stożka… Mam nadzieję, że to są łatające mrówki… Nic dziwnego, że widzę takie mnóstwo mrówek.
— No i ten facet odpowiada: „No cóż, panie doktorze…”
— Tak, i co?
— To koniec dowcipu, dupku, człowiek zdążył powiedzieć jedynie „No cóż, panie doktorze „i zaraz potem umarł, dopadła go ostra niewydolność.
— Niech cię szlag, bardzo zabawne!
— Zgadza się, zabawne! No już dobrze, nie warto się nad tym roztkliwiać. Za każdym razem, gdy chcesz skłonić ludzi do śmiechu, musisz ich trochę przerazić, rozumiesz?
— Pieprzę cię.
— Och, wielkie dzięki.
— Więc, w każdym razie, byliśmy tam wtedy. Wojsko zachowało się w taki sposób, jak gdyby chciało wrócić do „gniazda”. Zabrali się do tego bardzo subtelnie: jeden rządzą małym wozem hotelowym. Ruszyliśmy się trochę, pozwalając przejść. Nerwowo nas minęli, a wtedy nasi ludzie zaczęli im ściskać dłonie jak Nirgal przy bramie i prosili ich, żeby zostali i żeby im odpuścili. Całowali ich w policzki i zawieszali na szyjach hawajskie wieńce z kwiatów, aż tamci nie mogli oddychać. Potem nastąpił powrót do „gniazda”.
— Dlaczego zatem postawili na swoim i postraszyli nas tym cholernym, zdradzieckim rządem, który podobno poddał się bez walki?
— Ten facet najwyraźniej nie rozumie zasad jujitsu.
— Czego? Co?
— Hej, właściwie, kim, do diabła, jesteś?
— Jestem obcy w tym mieście.
— Co? Czym? Przepraszam panienko, mogłabyś przynieść kave dla wszystkich?
— No cóż, tak, ciągle próbujemy osiągnąć rząd części miliardowych, ale jak dotąd nam się nie udaje.
— Nie mów mi o Fassnachcie, nienawidzę go, to dla mnie najgorszy dzień w roku, Boone ‘a zabili w Fassnacht. Drezno zbombardowali w Fassnacht. Nie wystarczy czasu, aby odpokutować za to całe zło.
— Żeglowali po Chryse, aż „wyjęć” szarpnął ich łodzią i przerzucił ją nad Górami Cydonii.
— Tego rodzaju doświadczenia zbliżają do siebie łudzi.
— No proszę, wielka mi sprawa. Wszędzie wokół latają takie sterówce, żadna rewelacja.
— Nas złapał ten sam „wyjęć”, ale byliśmy w pobliżu Santorini. Musisz wiedzieć, że powierzchnię wody rozdzierało na drobne kropelki aż do głębokości dziesięciu metrów. Nie żartuję. AI łodzi, którą płynęliśmy, zgłupiało i wpakowało nas prosto w inną łódź. Myśłałem, że to koniec świata. Bum! I wszystko ciemne. AI oszalało, chyba przeraziło się na śmierć. Przysięgam.
— Prawdopodobnie po prostu się zepsuło.
— No, złamałem obojczyk.
— To będzie dziesięć cekinów, proszę.
— Dziękuję.
— Te „wyjce „są naprawdę niebezpieczne. Przeżyłem taki w Echusie. Musieliśmy siedzieć na tyłkach, a i tak ledwo uszliśmy z życiem. Trzymałem okulary, żeby wichura nie zdarła mi ich z uszu. Pojazdy skakały jak pchełki. Oczyściło cały basen jachtowo-łodziowy, nie został ani jeden statek. Jak gdyby jakiś wielki dzieciak rozrzucał po pokoju zabawki w kształcie łódek.
— Ja również przeżyłem taką wściekłą burzę. Odwiedzałem właśnie statek mieszkalny „Wniebowstąpienie” na Morzu Północnym, w pobliżu Wyspy Koralowa.
— Hej, a więc tam, gdzie surfuje Will Fort.
— Tak. Podobno tam są najwyższe fale na Marsie, a wówczas podczas burzy wznosiły się na sto metrów od niecki po wierzchołek. Nie, wcale sobie nie żartuję, fale były znacznie wyższe niż burta miasta-statku, który tocząc się po tych strasznych, czarnych wzgórzach, wydawał nam się nie wyższy niż szalupa ratunkowa. Byliśmy jak korek na wodzie. Zwierzęta były niespokojne. A w dodatku rzuciło nas ku południowemu Przylądkowi Koralowa. Na końcu przylądka fale zupełnie się łamały, więc za każdym razem, gdy wpływaliśmy na czub gigantycznej fali, pilot skręcał statek na południe, a ten prześlizgiwał się przez chwilę po powierzchni grzebienia i dopiero potem spadał w kolejną nieckę. Z każdą falą poruszaliśmy się trochę szybciej. Zbliżaliśmy się do przylądka, gdzie fale były naprawdę strasznie wysokie i strome. Sam koniuszek przylądka skręcał lekko na wschód i widzieliśmy, że fale załamują się tam od lewej do prawej, rozbijając się na skałach, a potem na rafie. „Wniebowstąpienie „spadło z ostatniej fali, pilot skręcił w prawo. Przy dnie statek zrobił zwrot i uniósł się z powrotem na powierzchnię, poruszając się z prędkością, której nie sposób było obliczyć. Mieliśmy wrażenie, że latamy. Tak, ogromną jak wioska łajbą surfowaliśmy po stumetrowej fali i tuż ponad podwodnymi skałami. Na sekundę wpłynęliśmy w tunel łamiącej się fali, a potem znaleźliśmy się wreszcie na głębokich wodach i zapanował spokój. Minęliśmy wyspę.
— No i ten doktor pyta: „Jak się pan ma?” „Jak? Świetnie”. Tak, ten moment warto było zapamiętać. Zamierzam odebrać mój kapitalik i przejść na emeryturę, tak właśnie postanowiłem. Teraz nie jest już tak jak kiedyś, ludzie to bandyci.
— Słyszałeś, że odleciała na jednym z tych statków międzygwiezdnych? Poważnie.
— Naprawdę ją widziałeś?
— Wcale tego nie mówiłem. Musisz zdobyć lepszy translator.
— „Nic nie szkodzi, doktorze, czuję się dobrze”.
— Co za diabelska maszyna. Kelner!
— Osady takie jak na Ziemi, tyle że nie ma żadnych kast. Gdyby chcieli wprowadzić system kastowy, tamci by ich wyśmiali. Zresztą, niektórzy issei próbują, ale nisei wolą życie „dzikich”.
— Słyszałem, że małe, czerwone ludziki w końcu wkurzyły się na tę sytuację i wsiadły na niedawno udomowione czerwone mrówki. Zaczęły więc tę cala kampanię i akurat pędziły nam na ratunek, gdy wylądowali Ziemianie. Możesz powiedzieć, że są zadufani w sobie, lecz musisz pamiętać, że biomasa czerwonych mrówek na tej planecie wynosi w przybliżeniu metr grubości, jest więc jej tak dużo, że zamierzali wyrzucić nas z orbity… Powinni wypróbować mrówki na Merkurym. A z każdą mrówką łączy się całe stado małych ludzików w miastach i innym miejscach. Więc, mimo wszystko, wcale nie byli przesadnie pewni siebie. Siła leży w masie.
— A tamci rozmyślnie wydali taką głupią uchwalę rządową. Chcieli doprowadzić do konfrontacji. Zastanawiałem się, jaką ci dranie mieli wymówkę, musieli jakąś mieć… Ludzie przenoszą się do Mangali i od razu zmieniają się w zachłannych, skorumpowanych kretynów. Naprawdę nie wiem, jak to się dzieje.
— Przyjechali tu dla nas.
— Dlaczego ciągle mówicie o małych, czerwonych ludzikach? Cokolwiek się zdarzyło Wielkiemu Człowiekowi, nienawidzę tych ludzików i ich umoralniających małych opowiastek. Opowiastki to głupota, prawda jest o wiele bardziej interesująca. Albo przynajmniej duże pieprzone opowieści. Tytani i Gorgony rzucają się spiralnymi galaktykami jak bumerangami o ostrych brzegach. Szu! Szu!
— Hej, uważaj, facet, i zwolnij trochę. Kelner, daj temu narwańcowi trochę kavy, dobra? Trzeba nieco gościa uspokoić. Opanuj się, facet.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Błękitny Mars»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Błękitny Mars» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Błękitny Mars» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.