Roger Żelazny - Bramy w piasku

Здесь есть возможность читать онлайн «Roger Żelazny - Bramy w piasku» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1993, ISBN: 1993, Издательство: Alkazar, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bramy w piasku: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bramy w piasku»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bramy w piasku to powieść, w której wydarzenia toczą się w oszałamiającym tempie: terroryści, Obcy, pracownicy naukowi obdarzeni niezwykłymi talentami starają się wyjaśnić zagadkę tajemniczego kamienia z pradziejów Kosmosu…

Bramy w piasku — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bramy w piasku», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

To do mnie dotarło. Kiedy indziej bym się nie wahał. Ale moje uczucia właśnie wtedy się wyklarowały. Nie trzeba było mówić, że coś tu nie gra i że ja jestem tego częścią. Ale nie tylko świat nawalał. Działo się ze mną coś, czego nie rozumiałem. Nabrałem przekonania, że jedyną metodą na odkrycie, co to takiego, i naprawienie lub zbadanie stanu rzeczy było zostanie w domu i przeprowadzenie własnego śledztwa. Wątpiłem, czy ktokolwiek zajmie się moimi sprawami tak dobrze, jak ja.

Więc: — Przykro mi — powtórzyłem.

Westchnął, odwrócił się i spojrzał przez iluminator na Ziemię. Po chwili odezwał się:

— Twoja rasa jest uparta.

Kiedy milczałem, dodał: — Ale moja też. Skoro nalegasz, musimy cię odwieźć. Ale znajdę sposób na osiągnięcie niezbędnych wyników bez twojej współpracy.

— Co masz na myśli? — spytałem.

— Jeśli będziesz miał szczęście, pożyjesz na tyle długo, że pożałujesz swojej decyzji.

PIĘĆ

Zwisając tak i napinając oraz zwalniając mięśnie, by przeciwstawić się huśtaniu długiej, poznaczonej supłami liny, przyjrzałem się monecie, na której Lincoln patrzył w prawo. Wyglądała dokładnie tak jak pieniążek oglądany w lustrze, z odwróconymi literami i wszystkim. Tylko że trzymałem go w dłoni.

Obok/poniżej, gdzie huśtałem się tylko metr nad podłogą, mruczała maszyna z Rhenniusa: trzy czarne jak noc obudowy ustawione pod rząd na kolistej platformie, która powoli obracała się w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Ze skrajnych elementów wystawały trzony — jeden pionowy, drugi poziomy — na których była osadzona jakby metrowej szerokości ruchoma wstęga Moebiusa przebiegająca przez tunel w zakrzywionej i prążkowanej centralnej obudowie, która trochę przypominała szeroką dłoń jakby zamykającą się do podrapania.

Pracując kolanami i zapierając się stopami w ostatni węzeł rozhuśtałem delikatnie linę, w wyniku czego po kilku chwilach znów znalazłem się nad wejściowym otworem w środkowym elemencie urządzenia. Opuściłem się niżej, wyciągnąłem rękę i upuściłem monetę na wstęgę, zatrzymałem się u szczytu łuku i zacząłem wracać. Nadal skulony chwyciłem pieniążek w chwili, gdy tylko się pojawił.

Nie tego się spodziewałem. Zupełnie nie tego, naprawdę.

Ponieważ pierwsza podróż przez wnętrzności maszyny odwróciła go, założyłem, że przepuszczenie go przez nią drugi raz przywróci mvi stan pierwotny. Zamiast tego trzymałem w ręce metalowy krążek, na którym rysunek był ustawiony prawidłowo, ale zamiast wypukłego był wklęsły.

Odnosiło się to do obu stron, a krawędź zamiast karbowana, okazała się wklęsła jak koło pociągu.

Coraz ciekawsze. Będę musiał po prostu zrobić to jeszcze raz, żeby zobaczyć, co stanie się dalej. Wyprostowałem się, chwyciłem linę kolanami i zacząłem sterować moim błędnym łukiem.

Przez chwilę spoglądałem w mrok, gdzie do ginącej w mroku belki był przywiązany mój dziesięciometrowy sznurek. Ponieważ belka znajdowała się zbyt blisko sufitu, żeby na niej usiąść okrakiem, pokonałem ją w stylu mrówkojada — ze stopami złączonymi nad nią, a posuwałem się dzięki palcom rąk. Miałem na sobie ciemny sweter i spodnie, a na nogach zamszowe buty na cienkiej podeszwie. Zwiniętą linę niosłem na lewym ramieniu do miejsca znajdującego się jak najdokładniej nad urządzeniem.

Wszedłem przez świetlik, który musiałem wyważyć łomem wyciąwszy uprzednio trochę kraty i odłączywszy trzy alarmy w sposób, od którego przypomniała mi się ze smutkiem porzucona specjalizacja na wydziale elektrycznym. Sala tonęła w półmroku, a jedynego światła dostarczały wpuszczone w podłogę reflektorki otaczające eksponat i podświetlające go. Otaczała go również niska barierka, oraz chroniły ukryte elektryczne oczy. Płytki czujnikowe w podłodze i na podwyższeniu reagowały na nacisk stopy. Do mojej belki była przynitowana kamera. Powoli troszeczkę ją przekręciłem, tak że nadal była nakierowana na eksponat — tylko że nieco dalej na południe, ponieważ zamierzałem opuścić się po stronie północnej, gdzie wstęga była najbardziej płaska, tuż przed zniknięciem w środkowej obudowie. W przybliżonym określeniu kąta pomogły mi cztery semestry zajęć z produkcji telewizyjnej. W budynku znajdowali się strażnicy, ale jeden z nich właśnie skończył obchód, a zamierzałem się pośpieszyć. Wszystkie plany mają swe ograniczenia oraz pewien stopień ryzyka — dlatego bogacą się firmy ubezpieczeniowe. Noc była pochmurna, zimna i wietrzna. Mój oddech zamachał niematerialnymi skrzydłami i uleciał. Jedynym świadkiem moich dachowych ćwiczeń, od których drętwiały mi palce, był wyglądający na zmęczonego przycupnięty przy włazie kot. Chłód panował już w mieście od wczorajszego wieczora, kiedy tu przyjechałem po podjęciu decyzji poprzedniego dnia u Hala na kanapie.

Kiedy na moją prośbę Charv i Ragma wysadzili mnie jakieś sto kilometrów za miastem w bezksiężycową noc, złapałem okazję i dotarłem w okolicę mojego mieszkania sporo po północy. I dobrze się stało.

Jest taka boczna uliczka, która łączy się z moją tuż naprzeciw mojego domu. Idąc tą boczną uliczką wyraźnie się widzi okna mojego mieszkania. Od razu odszukałem je wzrokiem, co było bardziej naturalne w ciemności i spokoju nocy niż w blasku dnia. Były ciemne, tak jak powinny. Puste.

Lecz nagle, po pół minucie, kiedy dochodziłem do rogu, pojawił się mały błysk, krótkie migotanie, znów czerń.

Kiedy indziej nie zwróciłbym na to uwagi, jeśli w ogóle bym coś zauważył. Z powodzeniem mogłoby to być jakieś odbicie czy złudzenie. A jednak…

Tak. Byłbym głupcem, gdybym ledwo odzyskawszy siły i ciągle pamiętając o ostrzeżeniach nie był ostrożny. Nie bądź ani głupcem, ani rodzynkiem, powiedziałem sobie skręcając ostrożnie w prawo i oddalając się.

Minąłem dwie przecznice, potem jeszcze dwie i wyszedłem na zaułek biegnący za moim budynkiem. Było tam tylne wejście, ale okrążyłem je zmierzając do miejsca, skąd mogłem wspiąć się po rynnie na parapet, a stamtąd na występ muru i na schody zapasowe, co też uczyniłem.

Po chwili byłem już na dachu. Przemknąłem po nim do rynny, po której opuściłem się do miejsca, z którego rozmawiałem z Paulem Bylerem. Podsunąłem się do okna mojej sypialni i zajrzałem do środka. Za ciemno, żeby mieć całkowitą pewność. Co prawda to, co mogło być błyskiem zapalniczki, pojawiło się w drugim oknie.

Oparłem palce na oknie, mocno nacisnąłem i powoli pchnąłem je w górę. Ustąpiło bez dźwięku, co było nagrodą za moją rozwagę. Sypiając nieregularnie i lubiąc nocne swawole grubo nawoskowałem rowki, żeby nie budzić współlokatora.

Zostawiwszy buty na parapecie wszedłem i stanąłem bez ruchu, gotów do ucieczki.

Czekałem minutę powoli oddychając ustami. Tak jest ciszej. Jeszcze jedna minuta…

Dobiegło mnie trzeszczenie mojego zdezelowanego fotela, który zawsze tak reaguje na najmniejsze poruszenie siedzącej w nim osoby.

To wskazywałoby, że ktoś jest z prawej strony biurka we frontowym pokoju, blisko okna.

— Zostało tam jeszcze trochę kawy? — odezwał się cicho jakiś chrapliwy głos.

— Chyba tak — dobiegło w odpowiedzi.

— To nalej mi.

Odgłosy odkorkowywania termosu. Nalewanie. Jakieś szurania i obijanie się. Wymruczane podziękowanie. Drugiego faceta umieścili przy samym biurku.

Siorbnięcie. Westchnienie. Potarcie zapałki. Cisza.

Wtem: — Czy nie byłoby zabawne, gdyby dał się zabić?

Parsknięcie.

— No. Ale mało prawdopodobne.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bramy w piasku»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bramy w piasku» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
Kapitan_Bramy
Неизвестный Автор
Roger Żelazny - Ja, nieśmiertelny
Roger Żelazny
Roger Taylor - Ibryen
Roger Taylor
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
Jeremy Gerlis - Roger
Jeremy Gerlis
Отзывы о книге «Bramy w piasku»

Обсуждение, отзывы о книге «Bramy w piasku» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x