Roger Żelazny - Bramy w piasku

Здесь есть возможность читать онлайн «Roger Żelazny - Bramy w piasku» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1993, ISBN: 1993, Издательство: Alkazar, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bramy w piasku: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bramy w piasku»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bramy w piasku to powieść, w której wydarzenia toczą się w oszałamiającym tempie: terroryści, Obcy, pracownicy naukowi obdarzeni niezwykłymi talentami starają się wyjaśnić zagadkę tajemniczego kamienia z pradziejów Kosmosu…

Bramy w piasku — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bramy w piasku», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Działamy mając to na uwadze. Sądzimy jednak, że informacja, którą chcemy od ciebie uzyskać, istnieje na poziomie podświadomości. Najlepszym sposobem wydobycia czegoś takiego na powierzchnię jest skorzystanie z usług dobrego analityka telepatycznego. W miejscu, do którego się wybieramy, jest ich wielu.

— Jak długo tam będziemy?

— Pozostaniesz tam, dopóki nie zakończymy śledztwa.

— A jak długo będzie to trwało?

Westchnął i potrząsnął głową.

— W tej chwili nie można powiedzieć.

Poczułem muśnięcie miękkiej czerni jak dotknięcie ogona przechodzącego kota. Jeszcze nie! Nie… Nie mogłem pozwolić im tak mnie zabrać na nieokreślony urlop od wszystkiego, co znałem. W tej właśnie chwili zaznałem irytacji właściwej momentowi śmierci — nie pozałatwiane sprawy, te wszystkie drobiazgi, które trzeba dokończyć przed odejściem: napisać list, zapłacić rachunki, skończyć książkę z nocnego stolika… Jeśli wypadnę ze studiów w tym punkcie semestru, załatwi mnie to akademicko i finansowo — i kto uwierzy w moje wyjaśnienia? Nie. Musiałem ich powstrzymać. Lecz odcienie od gładkości do miękkości znów się nasilały. Musiałem się pośpieszyć.

— Przykro mi — udało mi się wydobyć z siebie — ale to niemożliwe. Nie mogę z wami…

— Obawiam się, że musisz. To absolutnie konieczne — rzekł.

— Nie — powiedziałem wpadając w panikę, walcząc z zapadnięciem w mrok, dopóki tego nie załatwię. — Nie… nie możecie.

— Sądzę, że w twoim własnym prawoznawstwie istnieje podobne pojęcie. Nazywa się to „areszt zapobiegawczy”.

— A co z Artykułem 7224, część C? — wypaliłem czując, że zaczynam bełkotać i że zamykają mi się oczy.

— Co powiedziałeś?

— Słyszałeś — pamiętam, że wymruczałem. — Siedem… dwa… dwa… cztery. Część… C… Dratego…

A potem znów nic.

Cykle świadomości przynosiły mnie z powrotem ku samej świadomości lub na bardzo małą od niej odległość kilka razy, zanim trafiłem na stan przypominający pełne czuwanie i wypełniłem go obserwowaniem Kalifornii. Stopniowo zacząłem zdawać sobie sprawę z toczącej się obok mnie sprzeczki, chwytając jej treść w oderwany, akademicki sposób. Rozgniewało ich coś, co powiedziałem. Ach, tak…

Artykuł 7224, część C. Doszedłem do wniosku, że miało to coś do czynienia z zabieraniem inteligentnych istot z ich rodzimych planet bez ich zgody. Artykuł był częścią układu galaktycznego, który podpisały światy moich wybawicieli i który stanowił jakby międzygwiezdną konstytucję.

Obecna sytuacja była jednak na tyle niejasna, że powstała kwestia sporna, jako że istniała także klauzula pozwalająca na wywóz bez zgody w wielu szczególnych przypadkach takich jak kwarantanna w celu ochrony gatunku, niewojskowy odwet za naruszenie pewnych innych postanowień układu, jakieś nieokreślone zagrożenie dla „międzygwiezdnego bezpieczeństwa” i jeszcze kilku podobnych, z których wszystkie moi wybawiciele bardzo szczegółowo i kilkakrotnie omawiali. Najwyraźniej poruszyłem delikatny temat, szczególnie w świetle ich niedawnego pierwszego kontaktu z Ziemią. Ragma upierał się, że jeśli wybiorą jeden z wyjątków jako podstawę i wywiozą mnie na tej podstawie, to ich wydział prawny udzieli im poparcia. Jeśli kiedykolwiek doszłoby do wyroku anulującego konieczność powołania się na wyjątkowość sytuacji, miał wrażenie, że on i Charv nie zostaną obarczeni odpowiedzialnością za ich interpretację prawa, jako że są agentami terenowymi, a nie wyszkolonymi prawnikami. Charv tymczasem utrzymywał, że jest oczywiste, iż żaden z wyjątków nie tu zastosowania i że ich czyn będzie jeszcze bardziej oczywisty. Lepiej już, żeby zatrudniony przez nich telepata zaszczepił mi w mózgu pragnienie współpracy. Był przekonany, że istnieje kilku analityków, których można by przekonać do rozwiązania problemu w ten sposób. To jednak rozzłościło Ragmę. W świetle innej klauzuli byłoby to wyraźne pogwałcenie moich praw oraz ukrycie dowodów pogwałcenia tej klauzuli. On nie będzie w tym brał udziału. Jeśli mają mnie wywieźć, on żąda obrony innej niż zatajenie. Znów więc zrobili przegląd wyjątków, zastanawiając się nad każdym słowem, pozwalając im ze sobą rozmawiać, przypominając sobie minione sprawy, co przywodziło mi na myśl jezuitów, znawców Talmudu, redaktorów słownika czy wyznawców Nowej Krytyki. Nadal orbitowaliśmy nad Ziemią.

Dopiero znacznie później Charv przerwał dyskusję pytaniem, które dręczyło mnie cały czas: — A w ogóle to gdzie on się dowiedział o Artykule 7224?

Podeszli do uprzęży, zasłaniając mi widok burzowych turbulencji u wybrzeży przylądka Hatteras. Widząc, że mam otwarte oczy, zaczęli kiwać głowami i gestykulować, co pewnie według nich miało być pantomimą dobrej woli i troski.

— Czy dobrze ci się odpoczywa? — spytał Charv.

— Nieźle.

— Wody?

— Poproszę.

Trochę wypiłem, a potem znów: — Kanapkę?

— Tak, dzięki.

Podał mi ją, a ja zacząłem jeść.

— Bardzo się martwimy o twoje dobre samopoczucie — i o twoje właściwe postępowanie.

— To miło z waszej strony.

— Zastanawialiśmy się nad czymś, co powiedziałeś jakiś czas temu, a co miało związek z naszą propozycją zaoferowania ci schronienia podczas dość rutynowego dochodzenia, jakie będziemy prowadzić na naszej planecie. Wydawało się nam, że nim po raz ostatni zapadłeś w sen, zacytowałeś część Kodeksu Galaktycznego. Mówiłeś jednak nieco niewyraźnie i nie mamy pewności. Czy tak było?

— Tak.

— Rozumiem — rzekł poprawiając ciemne okulary. — Czy mógłbyś nam powiedzie, w jaki sposób zapoznałeś się z jego treścią?

— W akademickich kręgach takie sprawy roznoszą się szybko — spróbowałem, co było najlepszą odpowiedzią, jaką mogłem znaleźć w moich zbiorach zwodniczych oświadczeń.

— To możliwe — powiedział Ragma wracając do tematu ich poprzedniej rozmowy. — Ich naukowcy pracują nad przekładami. Mogły już zostać ukończone i mogą teraz krążyć po ich uniwersytetach. To nie mój wydział, więc nie mam pewności.

— A jeśli ktoś podjął wykłady na ten temat, to on na pewno na nie chodził — powiedział Charv. — Tak. Niestety.

— A więc musisz zdawać sobie sprawę — ciągnął Charv zwracając się do mnie po angielsku — że twoja planeta nie jest jeszcze sygnatariuszem układu.

— Oczywiście — odparłem. — Ale tak naprawdę to chodzi mi o wasze działanie regulowane jego przepisami.

— Tak, oczywiście — rzekł rzucając okiem na Ragmę.

Ragma przybliżył się, a jego nieruchome oczy wombata nieomal mnie przewiercały na wylot.

— Panie Cassidy — rzekł — przedstawię to panu w jak najprostszy sposób. Jesteśmy funkcjonariuszami prawa — glinami, jeśli pan woli — z pewnym zadaniem do wykonania. Żałuję, ale nie mogę panu zdradzić szczegółów, co prawdopodobnie znacznie ułatwiłoby uzyskanie pańskiej współpracy. W obecnej sytuacji pańska obecność na pańskiej planecie stanowi dla nas znaczne utrudnienie, podczas gdy pańska na niej nieobecność znacznie by wszystko uprościła. Mając to na względzie wydaje się oczywiste, że najlepiej by było dla nas obu, gdyby zgodził się pan na małe wakacje.

— Przykro mi — odparłem.

— Może więc — ciągnął — mógłbym się odwołać do pańskiej sprzedajności oraz do sławnej żądzy przygód właściwej naczelnym. Gdyby sam pan miał przedsięwziąć taką wyprawę, prawdopodobnie kosztowałaby ona pana majątek, a tak uzyska pan możliwość zobaczenia widoków, jakich nie doświadczył jeszcze żaden przedstawiciel Pańskiego gatunku.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bramy w piasku»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bramy w piasku» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
Kapitan_Bramy
Неизвестный Автор
Roger Żelazny - Ja, nieśmiertelny
Roger Żelazny
Roger Taylor - Ibryen
Roger Taylor
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Zelazny
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
libcat.ru: книга без обложки
Roger Hargreaves
Jeremy Gerlis - Roger
Jeremy Gerlis
Отзывы о книге «Bramy w piasku»

Обсуждение, отзывы о книге «Bramy w piasku» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x