Joanna nie słuchała. Kiedy Vielle mówiła, ona ponownie doświadczyła niepokojącego uczucia, że wie, co oznacza „pięćdziesiąt osiem”.
— Prawda, Joanno?
— Ach, tak. Czajkowski, królowa Wiktoria i P.T. Barnum. Anne Bronte powiedziała: „Odwagi, Charlotte, odwagi”. Ten dip jest kiepski. Mimo wszystko przydałby się nóż — oznajmiła i uciekła do kuchni.
Co takiego obudziło w niej to uczucie? Księżna Diana? Cukrzyca? Nie, na pewno chodziło o coś, co miało związek z poprzednią rozmową. Joanna wyciągnęła nóż z szuflady ze sztućcami i znieruchomiała, usiłując odtworzyć w myślach rozmowę. Mówili o filmach i…
— Nie możesz znaleźć noży? — wrzasnęła z salonu Vielle. Są w górnej szufladzie obok zmywarki do naczyń.
— Wiem — odpowiedziała Joanna. — Zaraz przyjdę. — Czy jest jakiś film z liczbą pięćdziesiąt osiem w tytule? Albo piosenka? Vielle wspomniała: „Powiedz Laurze, że ją kocham”…
— Joanna! — krzyknęła Vielle. — Szkoda filmu!
To niedorzeczne. Greg Menotti nie usiłował niczego powiedzieć. Po prostu powtarzał słowa pielęgniarki, opisującej jego ciśnienie krwi, a ona uznała, że to coś znaczy, bo pamiętała o czymś związanym z tą liczbą, o czymś przypomnianym w wyniku rozmowy. Jakaś kwestia z filmu albo liczba z przeszłości, adres babci, numer szkolnej szafki na ubrania…
— Joanna! — zniecierpliwiła się Vielle.
— Jeśli tu zaraz nie przyjdziesz — krzyknął Richard — nasze ostatnie słowa będą brzmiały: „Joanno, umieramy z gło… Aaaa!”.
Coś związanego z liceum i… To nie miało sensu. Bez względu na to, o co chodziło, nie potrafiła sobie tego przypomnieć. Wzięła nóż i wręczyła go Richardowi.
— Mówisz to w niewłaściwy sposób. Ważne wiadomości trzeba przekazywać na początku. O tak. „Głód, umier… Aaaa!”
Wszyscy troje rozsmarowali dipa na swoich krakersach.
— Może najlepiej by było wcześniej przygotować sobie to, co chciałoby się powiedzieć w swoich ostatnich słowach, a potem nauczyć się tego na pamięć, żeby nic nas nie mogło zaskoczyć? — zastanawiała się Joanna.
— Co na przykład? — zamyślił się Richard.
— Nie wiem — odparła Joanna. — Coś mądrego.
— Na przykład: „Ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka”? — zasugerowała Vielle. — W takim razie wolę: „Boli mnie w boku”.
— A może: „To wreszcie ona, ta niezwykła rzecz”? — podsunęła Joanna. — To powiedział Henry James na chwilę przed śmiercią.
— Nie, zaczekaj — stwierdził Richard. — Mam. — Rozłożył ramiona, aby zrobić bardziej dramatyczne wrażenie. — Więcej jest rzeczy w niebie i na ziemi, Horacjo, niż się ich śniło waszej filozofii.
„Wody! Wody!”
Ostatnie słowa kapitana Lehmanna, dowódcy Hindenburga, umierającego z powodu poparzeń
— Bez wątpienia cię lubi — oświadczyła Vielle, kiedy następnego ranka zadzwoniła do Joanny w przerwie między pacjentami. — I co, nie jesteś zadowolona, że zaprosiłam go na wieczór smakołyków?
— Vielle, jestem zajęta… — jęknęła Joanna.
— Jest przystojny, inteligentny i dowcipny. Co oznacza, że musisz wziąć pod uwagę silną konkurencję wokół siebie, jeśli w końcu się na niego zdecydujesz. Musisz zacząć od powstrzymania go przed zatrudnieniem Tish.
— Za późno. Zatrudnił ją dziś rano.
— I ty na to pozwoliłaś? — pisnęła Vielle. — Ona flirtuje ze wszystkim, co się rusza. O czym ty myślałaś?
O tym, że w przeciwieństwie do Karen Goebel, która była jedyną kontrkandydatką, Tish nie należy do grona szpiclów pana Mandrake’a. Poza tym, jeśli zasadniczym celem Tish jest uwiedzenie Richarda, zapewne nie zamierza niweczyć swoich szans, zdradzając jego tajemnice przed panem Mandrakiem. A na koniec, jest bardzo dobrą pielęgniarką.
— Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłaś mu zatrudnić Tish! — Vielle nie potrafiła się otrząsnąć.
— Vielle, zadzwoniłaś z jakiegoś konkretnego powodu? Jeśli nie, to wybacz, ale muszę przeprowadzić badania uzupełniające, dokończyć wywiady z resztą ochotników, a także wpaść do Maisie, która od rana wydzwania do mnie, żebym przyszła.
I jeszcze muszę postarać się przypomnieć sobie, co sprawiło, że wczoraj wieczorem nabrałam przekonania, że wiem, co oznacza „pięćdziesiąt osiem”, dodała w myślach.
— Właśnie odpowiedziałaś na pytanie, które ci chciałam zadać — oświadczyła Vielle. — Nie masz czasu.
— Na co? Kogoś reanimowano? Jakiś nowy nagły wypadek?
— Zgadza się. Niejaka pani Woollam. Już ją zabrali na górę. Przesłałam ci wiadomość na pager, ale nie odpowiadałaś. Przyszło mi do głowy, że zawiadomię cię przez interkom, ale pan Mandrake…
— Jako wilk się miota — dokończyła Joanna i zamilkła. Ponownie odezwało się w niej uczucie, że wie, o czym mówił Greg Menotti. Jak się kończył ten cytat? Coś tam, coś tam, szkarłatu i złota.
— Joanna? — odezwała się Vielle. — Jesteś tam?
— Jestem. Przepraszam. Jak się nazywa ta pani?
— Woollam. To nie jest zwyczajna pacjentka po doświadczeniach granicznych. Ona jest notoryczną umieraczką.
— Notoryczną umieraczką?
— Jej serce często zaczyna nieoczekiwanie migotać i przestaje funkcjonować. Na szczęście wystarcza jej zastrzyk adrenaliny i jeden solidny strzał z elektrod, ale w zeszłym roku reanimowano ją osiem razy. Marny do czynienia ze specjalistką.
— Dlaczego jej nie spotkałam?
— Ostatni raz przywieziono ją do nas, kiedy jeszcze nie pracowałaś — wyjaśniła Vielle. — Zwykle zabierają ją do Portera. Jej lekarz właśnie zmienił szpital, więc teraz przywożą ją tutaj. Twierdzi, że z wyjątkiem jednego razu, podczas śmierci klinicznej zawsze doświadczała wizji.
Ktoś, kto miał kilka doświadczeń granicznych i może je porównać. Brzmiało świetnie.
— Dokąd ją zabrali?
— Na oddział intensywnej opieki kardiologicznej. Pojechała tam jakieś dziesięć minut temu.
Zanim ją ułożą i pozwolą na odwiedziny gości, minie jeszcze kwadrans. Joanna spojrzała na zegarek. Pan Kelso przyjdzie za dziesięć minut. Musiała zaczekać do zakończenia wywiadu, a potem jeszcze jednego, z panią Coffey. W tym czasie pan Mandrake przekona panią Woollam, że widziała Świetlistego Anioła i doznała retrospekcji życia. Niestety, nic nie mogła na to poradzić.
— Pójdę do niej jak najszybciej — obiecała. — Przykro mi z powodu pagera, ale pan Mandrake bez przerwy do mnie wydzwania. Twierdzi, że musi ze mną przedyskutować pewną niezwykle istotną kwestię. Obawiam się, że to oznacza, iż dowiedział się o mojej współpracy z Richardem.
— Prędzej czy później musiało to nastąpić. Być może jednak jest tak zajęty atakowaniem cię, że nie dowie się o pani Woollam — zakończyła Vielle i odłożyła słuchawkę.
Jako wilk się miota, huf jego od szkarłatu połyska i złota* [George Gordon Byron, Klęska Sennacheryba , Wiersze, poematy. Wędrówki Czajld Harolda , tłum. Feliks Chlibkiewicz, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1986.]. Tak to wyglądało w całości. Ale skąd pochodził ten fragment? I czemu przyszedł jej do głowy? Co miał wspólnego z wymruczaną przez Grega Menottiego liczbą „pięćdziesiąt osiem”?
Nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Musiała przejrzeć teczkę Ronalda Kelso i iść do laboratorium, na wypadek gdyby, w przeciwieństwie do Amelii Tanaki, pan Kelso przychodził punktualnie.
Już na nią czekał. Miał na sobie luźne spodnie, koszulę i krawat.
Читать дальше