5. MIASTO INBROKAR, RAKHAT: 2046 czasu ziemskiego
— Dziecko jest ułomne.
Ljaat-sa Kitheri, czterdziesty siódmy Najdonioślejszy Najszlachetniejszego Dziedzictwa Inbrokaru, przekazał tę złą wiadomość ojcu noworodka bez żadnego wstępu. Wezwany przez ruńskiego służącego do prywatnych komnat Najdonioślejszego tuż po wzejściu drugiego, najbardziej złotego słońca Rakhatu, SupaariVaGayjur przyjął to oświadczenie w milczeniu; nawet nie mrugnął.
Wstrząs czy opanowanie, zastanawiał się Kitheri, kiedy ten żałosny małżonek jego córki podszedł do okna. Kupiec patrzył przez chwilę na stłoczone, pochyłe dachy Inbrokaru, a potem odwrócił się i kornie pochylił.
— Czy ktoś mógłby się dowiedzieć, wasza Wspaniałość, na czym polega ułomność?
— Wykręcona stopa. — Kitheri spojrzał na drzwi. — To wszystko.
— Proszę o wybaczenie, wasza Wspaniałość — nalegał kupiec. — Czy to nie może być… zniekształcenie? Może jakieś drobne niedopatrzenie w okresie ciąży?
Cóż za oburzająca uwaga, żachnął się Najdonioślejszy, ale zignorował to, biorąc pod uwagę, kto ją wypowiedział.
— Żadna córka z mojej linii lub linii mojej żony nie popełniła ostatnio błędu — odpowiedział sucho, widząc z satysfakcją, że kupiec położył po sobie uszy. „Ostatnio”, w tym kontekście i w ustach Kitheriego, oznaczało, że jego ród jest starszy od wszystkich pozostałych rodów na Rakhacie.
Początkowo Ljaat-sa Kitheri był przerażony perspektywą małżeństwa swojej córki z tym nieudacznikiem, ale później pogodził się z tym, dochodząc do wniosku, że trzecia linia potomków stwarza sporo niezwykłych możliwości politycznych. Teraz jednak okazało się, że cała ta sprawa jest zwykłą farsą. Czego można się było spodziewać, pomyślał Najdonioślejszy, skoro maczał w tym ręce Hlavin.
To typowe dla Hlavina, który sam był hańbą dla rodu: przyznać prawo do spłodzenia dziecka komuś takiemu jak ten Supaari, po to tylko, by wprawić w zakłopotanie całą rodzinę. Od niepamiętnych czasów prawo do utworzenia nowej linii rodu powierzone było resztarowi, ponieważ statutowa bezpłodność stanowiła najdonioślejszy aspekt jego życia. Normalnie można było polegać na tych nieszczęsnych trzeciakach, że będą oszczędnie i rozsądnie szafować przywilejem, którego sami byli pozbawieni. Tyle że jeśli chodzi o Hlavina, nic nigdy nie było normalne, pomyślał Najdonioślejszy z irytacją i niesmakiem.
— Czy to był syn? — zapytał kupiec, przerywając tok myśli Najdonioślejszego.
Pytam tylko z ciekawości, mówił jego ton. I już użył czasu przeszłego. Godne podziwu, biorąc pod uwagę okoliczności.
— Nie. To był osobnik rodzaju żeńskiego.
To była prawdziwa niespodzianka — ten wynik rozpłodu. Kiedy kupiec przybył do Inbrokaru, by pokryć Jholaę, Najdonioślejszy poczuł ulgę, widząc, że to całkiem przyzwoity osobnik o znakomitym fenotypie. Uszy dobrze osadzone na szerokiej czaszce, zakończonej kształtnym, mocnym pyskiem. Inteligentne oczy. Dobra szerokość w barach. Wysoki. Mocne pośladki. Może wzbogacić ród Kitherich, uznał w duchu Najdonioślejszy. Oczywiście trudno przewidzieć, co przyniesie taka krzyżówka.
Najdonioślejszy odchylił się do tyłu na umięśnionym, twardym ogonie, skrzyżował ramiona na masywnej klatce piersiowej, zaczepiwszy zakrzywione pazury wokół łokci, i przeszedł do sedna sprawy.
— Chyba rozumiesz, że w takich przypadkach ojciec ma pewien obowiązek. — Supaari uniósł podbródek; jego podłużna, przystojna i zaskakująco szlachetna twarz nie wyrażała niczego. — Mogą być inne — pocieszył go Najdonioślejszy, ale obaj dobrze wiedzieli, że Jholaa jest teraz właściwie niedostępna.
Kupiec milczał.
Trochę niepokojące to milczenie. Najdonioślejszy opadł na poduszkę, żałując, że nie wysłał do kupcajakiegoś urzędnika z tą wiadomością.
— A więc ceremonia odbędzie się jutro rano, czy tak, Najdonioślejszy? — zapytał w końcu Supaari.
Moi przodkowie musieli to robić, pomyślał Najdonioślejszy, mimowolnie wzruszony. Musieli poświęcać własne dzieci, aby oczyścić ród z nawracającej choroby, złych cech, odstępstwa od fenotypu.
— To niezbędne — powiedział na głos z przekonaniem. — Zabij jedno mało ważne dziecko dzisiaj, a uchronisz przyszłe pokolenia od cierpień. Musimy mieć na względzie większe dobro.
— Naturalnie temu domokrążcy brakuje i pochodzenia, i dyscypliny, które ukształtowały przeznaczonych od urodzenia do panowania. — Może — zasugerował z niezwykłą, jak na niego, delikatnością — może wolałbyś, żebym ja… Kupiec wstrzymał oddech i podniósł się.
— Nie. Dziękuję, Najdonioślejszy — powiedział z lekką nutą nieodwołalności i powoli skierował na niego spojrzenie.
Znakomicie skalkulowana groźba, uznał w duchu Najdonioślejszy z pewnym zaskoczeniem, znacząca, że tego osobnika nie można obrazić bezkarnie, ale zręcznie złagodzona pełnym uległości tonem, gdy Supaari po chwili dodał:
— Jest to, być może, cena, jaką ktoś płaci za próbę osiągnięcia czegoś nowego.
— Tak — zgodził się Ljaat-sa Kitheri. — Dokładnie moja myśl, choć ta kupiecka frazeologia nie jest zbyt szczęśliwa. A więc jutro.
Kupiec przyjął napomnienie z wdziękiem, ale opuścił komnatę Najdonioślejszego bez obowiązującego ukłonu pożegnalnego. To było jego jedyne potknięcie. I być może świadome, pomyślał Najdonioślejszy z odrobiną szacunku.
Mogę za to podziękować Sandozowi, myślał z goryczą Supaari, zmierzając krętymi korytarzami do swojej kwatery w zachodnim pawilonie pałacu Kitherich. Ze ściśniętym gardłem, powstrzymując się od wycia, padł na gniazdo do spania i leżał tam, pogrążony w rozpaczy. Jak mogło do tego dojść? Wszystko, co posiadał — bogactwo, dom, interesy, przyjaciele — wszystko za jedno niemowlę z wykręconą stopą. Wszystko przez tego Sandoza, który nic nie stracił, pomyślał ze złością. To był zły interes od samego początku.
A przecież, dopóki Najdonioślejszy nie oznajmił mu tej katastrofalnej wieści, Supaari był przekonany, że nie popełnił ani jednego błędu. Był ostrożny i rozsądny; decyzje, które podejmował przez ostatnie trzy lata, uważał za najlepsze. Runowie z wioski Kashan byli jego klientami: miał obowiązek pośredniczyć w ich handlu, nawet jeśli wymagało to robienia interesów z tymi pozbawionymi ogonów cudzoziemcami z H’earth. A kto był oczywistym odbiorcą ich egzotycznych towarów? Resztar Galatny, Hlavin Kitheri, dobrze znany ze swojej zachłanności na wszystko, co egzotyczne i niepowtarzalne. Może powinienem pozostać z tymi cudzoziemcami w Kashanie, zapytywał sam siebie. Nie, to niemożliwe! Prowadził rozległe interesy, miał zobowiązania wobec innych wiejskich korporacji.
Nawet wówczas, kiedy cudzoziemcy nauczyli Runów hodować żywność, kiedy władze wykryły nielegalne rozmnażanie się na południu i kiedy wybuchły zamieszki — nawet wtedy Supaari miał jeszcze swobodę wyboru, zanim wszystko pogrążyło się w chaosie. Cudzoziemcy byli tu całkowicie obcy, nie wiedzieli, że to, co robią, jest złe. Zamiast pozwolić, by tych dwóch, którzy ocaleli, osądzono za wywołanie buntu, Supaari zaproponował im zrobienie hasta ‘akali. W dodatku jeden z nich prawie natychmiast po tym umarł, co było złym znakiem. Może powinienem najpierw poznać ich nieco lepiej, pomyślał teraz z goryczą. No tak, ale przecież chciał zapewnić im jakiś legalny status, zanim znajdą się w rękach władz i zostaną uśmierceni. Skąd mógł wiedzieć, że będą tak bardzo krwawić?
Читать дальше