Mary Russell - Dzieci Boga

Здесь есть возможность читать онлайн «Mary Russell - Dzieci Boga» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2000, ISBN: 2000, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dzieci Boga: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dzieci Boga»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Debiutancka powieść Mary Dorii Russell „Wróbel” zdobyła dla autorki powszechne uznanie. Oto kontynuacja owej jednej z najwspanialszych powieści fantastycznych ostatnich lat. Zaledwie ojciec Emilio Sanchez, jedyny członek pierwszej wyprawy, który powrócił na Ziemię, zdołał odzyskać zdrowie i równowagę psychiczną po straszliwych przejściach na planecie Rakhat, Towarzystwo Jezusowe prosi go (a właściwie zmusza), by zechciał wziąć udział w kolejnej misji. Sancheza dręczą wspomnienia i lęki, ale nie może uciec od swojej przeszłości. Rozpoczyna się druga batalia o rozum i duszę tak ciężko doświadczonego przez los kapłana.

Dzieci Boga — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dzieci Boga», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ósmego dnia wędrówki na południe zobaczyli błyski metalu na horyzoncie. Późnym popołudniem, kiedy weszli na kolejną niską fałdę, ujrzeli już ciemną masę wojska u podstawy rozległej chmury pyłu.

— Będą tu jutro — powiedziała Tiyat, a potem spojrzała na zachód i dodała: — Jeśli wcześniej nie spadnie deszcz.

Tej nocy wszyscy źle spali i obudzili się, oddychając z trudem w mglistym i parnym powietrzu. Emilio, czekając, aż reszta zje śniadanie, wszedł na niskie wzniesienie, aby popatrzeć na dalekie obozowisko. Pierwsze słońce dopiero zaczynało się wspinać ponad widnokrąg, ale już teraz równina drgała i połyskiwała od upału, i czuł pot spływający mu po plecach. Pieprzę to, pomyślał, i zawołał do towarzyszy:

— Poczekamy tutaj!

— Dobry pomysł — powiedziała Kajpin, stając obok niego. — Niech oni do nas przyjdą!

Przedpołudnie spędzili, siedząc na tym wzniesieniu. Nico i Runki pojadali coś, gawędząc, jakby czekali na paradę wojskową. W miarę jak wojsko przybliżało się i zobaczyli, ilu ich jest, Tiyat i Kajpin też zamilkły jak Sandoz, strzygąc uszami, by złowić pierwsze dźwięki. Trudno było powiedzieć, czy naprawdę słyszą, czy tylko sobie wyobrażają dudnienie stóp, szczęk metalu, zawodzenie komend i pogwar maszerujących oddziałów; burzowe chmury spowiły horyzont na zachodzie czarnymi festonami deszczu, a wiatr porywał wszystko prócz najbliższych odgłosów.

— Zanosi się na ostrą burzę — powiedziała Tiyat z niepokojem, opierając się mocno na ogonie, bo wiatr był już naprawdę silny. Na zachodzie błyskawice nieustannie oświetlały spód czarnych chmur.

Kajpin też wstała.

— Deszcz pada na wszystkich — powiedziała obojętnym tonem, ale zaraz dodała bardziej złowieszcze zakończenie przysłowia: — Pioruny uderzają tylko w niektórych. — Zeszła ze wzgórza i usiadła w małym zagłębieniu, z pochyloną głową kontemplując widok maszerujących żołnierzy, by po chwili stwierdzić wesoło: — Cieszę się, te nie mam na sobie zbroi.

— Jak myślisz, kiedy zacznie się burza? — zapytał Nico.

Emilio spojrzał na zachód i wzruszył ramionami.

— Za godzinę. Może mniej.

— Chcesz, żebym tam poszedł i zapytał o signorę Sofię?

— Nie, Nico. Dziękuję. Poczekaj tu. — Podszedł do Tiyat i Kajpin i powtórzył: — Poczekajcie tu.

A potem, nie oglądając się za siebie, zszedł powoli na drogę i ruszył nią w kierunku maszerującej armii, póki nie pokonał połowy dystansu. Wówczas stanął: mała, wyprostowana figurka z grzywą srebrnych i czarnych włosów rozwiewanych przez wiatr.

W tym czasie czoło wojska również się zatrzymało i po chwili szeregi rozstąpiły się, by zrobić miejsce dla krytej lektyki niesionej przez czterech Runów.

Emilio próbował się przygotować na widok Sofii, na dźwięk jej głosu, ale szybko zrezygnował i po prostu patrzył, jak tragarze ostrożnie stawiają lektykę na drodze. Sprawnie rozwinęli wokół niej parawan o barwie nogietków, który zapłonął pod szarym niebem w ukośnych promieniach słońca wiszącego jeszcze nad wschodnim horyzontem. Potem z wozu zaopatrzenia wyjęto misternie rzeźbione składane krzesło i ustawiono przed lektyką. W końcu przystawiono do niej małe schodki i ujrzał drobną rękę, która rozchyliła zasłonę i chwyciła podaną jej dłoń, by się na niej wesprzeć.

Spodziewał się, że jest stara, ale nadal piękna — i nie zawiódł się. Ukośne blizny i pusty oczodół wywołał w nim wstrząs, ale słońca Rakhatu tak porzeźbiły jej twarz, że wyglądała, jakby była z gazy; blizny były teraz tylko trzema liniami pośród wielu innych, a jej jedno oko, żywe i bystre, zdawało się omiatać nieustannie otoczenie, jakby sobie tym kompensowała zmniejszenie o połowę pola widzenia. Nawet łuk jej pleców wydał mu się pełen wdzięku: jakby się pochyliła, by przyjrzeć się czemuś, co wzbudziło jej ciekawość. Usiadła na krześle i spojrzała w górę, przekrzywiając głowę. Czekała na niego. Delikatna jak ptaszek, z rękami złożonymi na podołku, miała w sobie jakąś czystość szkieletu: wytworną, bezcielesną i martwą.

„Piękna jesteś”, pomyślał, „wdzięczna jak Jeruzalem, groźna jak zbrojne zastępy…”

— Sofio — powiedział i wyciągnął do niej ręce.

— Dużo czasu minęło — zauważyła chłodno, kiedy podszedł bliżej. — Mogłeś najpierw spotkać się ze mną. — Wpatrywała się w niego tym jednym okiem, póki nie opuścił wzroku. — Widziałeś Izaaka? — zapytała, kiedy zdołał znowu na nią spojrzeć.

— Tak — odpowiedział. Zesztywniała lekko i zaczerpnęła powietrza, a Emilio zrozumiał, iż sądziła, że jej syn dawno umarł, a tylko jego imię wykorzystują okrutnie, by zwabić więcej zakładników do jana’atańskiej warowni. — Izaak jest zdrowy… — zaczął.

— Zdrowy! — Parsknęła śmiechem. — Nienormalny, ale przynajmniej zdrowy. Jest z tobą?

— Nie…

— Więc nadal jest ich zakładnikiem.

— Nie, Sofio, wcale nie! Jest osobą, którą darzą wielką czcią…

— Więc dlaczego nie ma go tutaj z tobą?

Zawahał się, nie chcąc jej zranić.

— On… Izaak woli zostać tam, gdzie jest. Prosił, żebyś go tam odwiedziła. — Umilkł, spoglądając ponad nią na oddziały widoczne za złotym parawanem. — Możemy cię do niego zaprowadzić, ale to ty musisz pójść do niego.

— Czy to łowy? — zapytała, uśmiechając się chłodno. — Izaak jest przynętą, na którą chcą mnie złapać…

— Sofio, błagam! Jana’ atowie nie są… Sofio, ty to wszystko źle pojmujesz!

Ja to źle pojmuję — powtórzyła cicho. — Ja to źle pojmuję. Sandoz, byłeś tutaj… ile? Parę tygodni? — zapytała, unosząc brwi; jedna była wykrzywiona przez bliznę. — A teraz przychodzisz i mówisz mi, że ja to wszystko źle pojmuję. Zaraz! Jest na to angielskie słowo… niech pomyślę… — Spojrzała mu prosto w oczy, nie mrugając powieką. — Arogancja. Tak. To jest właściwe słowo. Prawie je zapomniałam. Wracasz tu po czterdziestu latach, przez trzy tygodnie zapoznajesz się z sytuacją i w końcu przychodzisz do mnie, żeby mi wyjaśnić, co się dzieje na Rakhacie. Nie dał się onieśmielić.

— Nie na Rakhacie. Tylko w jednej małej osadzie Jana’atów ledwo utrzymujących się przy życiu. Sofio, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że Jana’atowie są bliscy wymarcia jako gatunek?

— Przecież nie chcesz…

— Tak ci powiedzieli? — zapytała i prychnęła z pogardą. — A ty im uwierzyłeś.

— Do cholery, Sofio, przestań mnie traktować jak dziecko!

— Potrafię poznać, kiedy ktoś głoduje, jak go zobaczę…

— No i co z tego, że głodują? Mam żałować kanibala, który głoduje?

— Och, na miłość boską, Sofio, oni nie są kanibalami!

— Tak? A jak ich nazwiesz? Jedli Runów…

— Sofio, wysłuchaj mnie…

— Nie, to ty wysłuchaj mnie, Sandoz — syknęła. — Przez blisko trzydzieści lat my-ale-nie-ty walczyliśmy z wrogiem, którego cywilizacja była najczystszym wyrazem najbardziej charakterystycznej postaci zła: chęci odarcia innych z człowieczeństwa i zamiany ich na towar pierwszej potrzeby. Za życia Runowie byli potrzebni Jana’atom jako ich niewolnicy, asystenci, zabawki do zaspokajania żądzy seksualnej. Po śmierci stawali się użytecznym surowcem, mięsem, skórą, kośćmi. Najpierw praca, potem mięso rzeźne! Ale Runowie są czymś więcej niż mięsem, Sandoz. Są ludem, który zdobył wolność i wywalczył ją od tych, którzy go więzili, pokolenie za pokoleniem. Bóg chciał ich wolności. Pomogłam im ją uzyskać i niczego nie żałuję. Wymierzyliśmy Jana’atom sprawiedliwość. Zebrali to, co sami zasiali.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dzieci Boga»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dzieci Boga» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dzieci Boga»

Обсуждение, отзывы о книге «Dzieci Boga» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x