Mayer kupił ten tajemniczy przedmiot od Indianina, który podobno znalazł go daleko od miejsca katastrofy. Indianin mówił, że to coś po naciśnięciu spustu powoduje przyjemne łaskotanie! Sherman i Louise wymienili spojrzenia, kiedy to usłyszeli. Nie wiem, może kończyła się bateria. To, co ja znalazłem, kopało znacznie mocniej, byłem tego pewien jak diabli.
— Muszę wiedzieć, co stało się z urządzeniem wewnętrznym paralizatora — powiedziała na koniec Louise. — Czy pan wie?
Mayer milczał. Byłem zaskoczony. Nie rozumiałem, co może zyskać przez dalszy opór. Powinienem rozumieć, ale w głowie szumiało mi od nadmiaru informacji.
— On wie — odezwał się Sherman. Robot nie trzymał już Mayera za rękę, może już tego nie potrzebował, a może nie było to w ogóle potrzebne. Może chodziło tylko o zrobienie wrażenia na dzikusach.
— Wiem, gdzie to jest — przyznał Mayer.
— Chcę, żeby mi pan powiedział, doktorze.
Milczał. Louise westchnęła (nie potrafię opisać, jakie znużenie z niej promieniowało) i wstała.
— Doktorze Mayer, dajmy spokój groźbom. Chyba domyślił się pan, że nie mam zamiaru robić panu krzywdy. Nie twierdzę, że wynika to z mojej wrodzonej dobroci. Gdyby to służyło realizacji planu, posiekałabym pana drobno bez zmrużenia oka.
— Wszyscy zdajemy sobie sprawę z pani zimnej krwi — powiedział Mayer.
— W porządku. Nie mogę zrobić panu krzywdy. Pogorszyłoby to tylko sytuację, która i tak jest parszywa. Przyznaję to. Zniżam się więc do prośby i apeluję do rozsądku. Czy pan rozumie, co mówiłam na temat paradoksu?
— Myślę, że tak.
— I nadal jest pan gotów spowodować zniszczenie wszechświata?
— Nie uznaję tego za udowodnione. Sama pani powiedziała, że nieszczęście już się stało, a pani stara się tylko zminimalizować jego skutki. Przyznała pani też, że sama zostanie wykreślona z rzeczywistości niezależnie od tego, co się tu dziś wydarzy. Bili już spowodował paradoks nie do odwrócenia. Czy to prawda?
Louise niechętnie kiwnęła głową, a potem znów ruszyła do ataku.
— Ale wciąż jeszcze można wybrać między dwiema katastrofami. Jedna z nich jest straszna, ale druga jest absolutna.
Mayer potrząsnął głową.
— Nie wierzę. Pani nie może tego wiedzieć na pewno. Sądząc z wyrazu twarzy Louise, można było pomyśleć, że Mayer ma wbudowany poligraf.
— Może i nie wiem — przyznała. — Ale dlaczego nie chce pan powiedzieć nam, gdzie jest reszta broni?
— Bo to jest wszystko, co mi zostało — powiedział Mayer spokojnie. — Nie mam zamiaru spędzić paru ostatnich lat życia na zastanawianiu się, czy nie padłem ofiarą jakiejś temporalnej oszustki. Powiedziała pani, że moja córka żyje w waszym świecie. Żądam, żeby pani to udowodniła. Zabierzcie mnie tam, a wtedy powiem, co wiem.
Czy wierzycie, że tonący widzi w jednej sekundzie całe swoje życie? Ja nie wierzyłem i nadal nie wierzę. Rozmawiałem ze zbyt wieloma ludźmi, którzy myśleli, że za chwilę umrą, ale przeżyli i chociaż przypominali sobie jakieś oderwane obrazy i doznali czegoś, co można nazwać doświadczeniem mistycznym, to nigdy nie było żadnego „filmu”, żadnego przeglądu wydarzeń w kolejności chronologicznej.
Mimo to zdarzyło mi się wtedy coś bardzo podobnego. Trwało to nie dłużej niż sekundę. Będąc całkowicie przytomnym zobaczyłem, gdzie byłem, gdzie jestem teraz i czego mogę oczekiwać w przyszłości.
Wstałem i kiedy Mayer skończył mówić „a wtedy powiem, co wiem”, powiedziałem, że ja też chcę tam pójść.
Louise nie wyglądała na zdziwioną. Podejrzewałem, że teraz trudno już było ją czymś zdziwić, przypuszczałem, że widziała już wszystko, co się tutaj wydarzy tego wieczoru i prowadziła tę rozmowę z niezbadanych dla mnie powodów. W jednej sprawie miałem rację: nie można jej było już niczym zdziwić. W drugiej sprawie się myliłem, jak się później okazało: Louise nie wiedziała, co się stanie. Dowiodła tego zwracając się do Shermana z wyrazem bezradności.
— Co mam teraz robić? — spytała.
Myślę, że Mayer był tym zaskoczony nie mniej niż ja. Nagle perspektywa uległa zmianie i nie wiem, czy ktokolwiek z nas wiedział, kto tu rządzi.
Chyba że rządził Sherman. Nie wiecie, co znaczy słowo „nieprzenikniony”, póki nie spróbujecie odgadnąć, co myśli robot. Mayer chyba myślał podobnie, bo swoją propozycję skierował nie do Louise, tylko do Shermana.
— Co za różnica? — powiedział z nutą prośby w głosie. — Macie trzy możliwości. Wracacie z wnętrznościami tego paralizatora i zostawiacie mnie tutaj. Wracacie bez paralizatora i zostawiacie mnie tutaj. Albo wracacie ze mną, ja mówię wam, gdzie jest urządzenie, a wy przybywacie tutaj znowu…
— Nie wiemy, czy to możliwe — przypomniał mu Sherman. — Może nie ma już czasu na następną podróż.
— To wasz problem — stwierdził Mayer. — Ja chcę, żebyście mi powiedzieli, co się stanie. Jakie są skutki moich działań?
— Natychmiastowe? Żadne. My odejdziemy, a pan i pan Smith wrócicie do swojego życia. Zostało ono zakłócone, ale nic nie zauważycie. Życie będzie się wam wydawało takie samo jak zawsze, rzeczywistość nie ulegnie dla was zmianie. Na końcu obaj umrzecie.
To zadziwiające, jak jedno słowo potrafi uświadomić coś, co może rozumieliście intelektualnie, ale nigdy nie odczuliście całą swą istotą. Louise i Sherman przybywali ze świata, w którym ja byłem prochem od tysięcy lat.
— W wyniku zmian spowodowanych w waszym życiu przez to, coście zobaczyli i usłyszeli w ostatnim miesiącu, obaj będziecie się zachowywać odmiennie, niżbyście to robili w ustalonym porządku rzeczy. Zmiany te wpłyną na życie innych osób. Skutki będą się rozprzestrzeniać przez lata i stulecia. Jest prawdopodobne, a właściwie niemal pewne, że wydarzenia te wymażą z historii nasz wehikuł czasu. A także, rzecz jasna, Louise, mnie i wszystkich naszych współczesnych, ale to nie ma znaczenia.
Ważne dla pana, panie doktorze, jest to, że skoro Louise nie istniała, to nie mogła wrócić do 1955 roku. Co znaczy, że nie weszła (z narażeniem życia, mogę dodać) na pokład tego samolotu i nie uratowała pańskiej córki. Znaczyłoby to, że pańska córka rzeczywiście zginęła na pustyni w Arizonie.
Mayer potrząsnął głową.
— A przecież mówiliście, że macieja żywą, teraz.
— „Teraz” jest dość ulotnym pojęciem w tym kontekście.
— Widzę. Ale nie powiedzieliście mi, na czym polega różnica. Skoro paradoks już się zdarzył, jak to, czy powiem wam o paralizatorze, może coś zmienić? A z drugiej strony, jak moje zniknięcie z tego czasu może coś zmienić na gorsze? Stale ktoś znika.
— Tak, ale wiemy dlaczego. Dlatego że my ich zabieramy. Wiemy też… — Sherman umilkł, jakby coś rozważał. — Dobrze, będę szczery. Nie wiemy, czy gorzej będzie, jak pana zabierzemy, czy jak zostawimy.
— Tak myślałem. I wobec tego będę nieustępliwy. Widzicie… prawdę mówiąc, nie wierzę, że macie moją córkę. Uwierzę, jak ją zobaczę. A kiedy ją zobaczę, nie uwierzę, że mogę ją stracić.
Sherman przyglądał mu się przez dłuższą chwilę.
— Zdaje się, doktorze Mayer, że wszechświat jest obojętny na to, czy pan w coś wierzy, czy nie.
— Wiem. Przez całe życie akceptowałem odpowiedzi, jakie znajdowałem we wszechświecie. Tak było, dopóki nie zacząłem tak naprawdę zastanawiać się nad istotą czasu. Wtedy coś się zmieniło. Nie wierzę… nie wierzę, że za tym wszystkim kryje się pustka. Może właśnie stwierdziłem, że wierzę w Boga.
Читать дальше