— Skąd ci to przyszło do głowy? Wiesz przecież, jak dobrze cię znam. — Zsuwa się z poręczy fotela, ląduje mu na kolanach. Wierci się, żeby spojrzeć mu w oczy z paru centymetrów. — Cholera, Pierre, ja wiem, że nie jesteś jakimś macho-psychopatą!
— Ale adwokaci twojej matki…
Amber wzrusza ramionami.
— To prawnicy. Przyzwyczajeni opierać się na precedensach. Wystarczy zmienić zasady funkcjonowania wszechświata i wszystko im się pieprzy w głowach. — Przywiera mu do piersi. — Urządzisz im rzeźnię. Stopa zysku leci w kosmos, krew na giełdowym parkiecie. — Splata ręce na jego lędźwiach. — Mój ty bohaterze!
* * *
W Tuileriach jest pełno zdezorientowanych langust.
Aineko nagięła ten wirtualny świat, instalując w starannie wypielęgnowanym ogrodzie na zewnątrz symboliczną szeroką bramę — wyobrażającą Uroborosa pętlę ze spatynowanego brązu, stojącą jak niedorzeczny łuk obok żwirowej ścieżki. Olbrzymie czarne langusty — każda wielkości kucyka — wychodzą z bladobłękitnego pola buforowego pętli, falując czułkami. W realnym świecie nie miałyby szans, tu jednak model fizyczny skorygowano, udzielając im specjalnej dyspensy, pozwalającej poruszać się i oddychać.
Amber prycha pogardliwie, wchodząc do sali audiencyjnej skrzydła Sully.
— Tej kotce to nie można wierzyć — szepcze.
— To był twój pomysł, prawda? — pyta Su Ang, próbując schować się za zombie-damami dworu, niosącymi tren Amber. Po obu stronach stoją szpalery żołnierzy, zapewniających królowej swobodne przejście.
— Żeby dać kotce swobodę? Tak. — Amber jest rozdrażniona. — Ale zaburzać ciągłości nie pozwalałam! Nie ma mowy!
— Ja od początku nie rozumiałam, po co to całe średniowiecze — zauważa Ang. — Nawet w przeszłości nie schowasz się przed osobliwością.
Pierre, idący w należytej odległości za królową, kręci głową — on nie wszczynałby z Amber sprzeczki na temat jej gustu w kwestii scenografii.
— Ale za to ładnie wygląda — rzuca lakonicznie Amber. Staje przed tronem i czeka, aż damy dworu ustawią się wokół. Siada ostrożnie wśród obfitych spódnic, trzymając się prosto jak struna. Suknia to misterna rzeźba wykorzystująca jej ciało jako szkielet. — Robi wrażenie na prostakach, wygląda przekonująco w wąsko sprofilowanych mediach. Daje takie prefabrykowane poczucie tradycji. Kojarzy się z grozą i strachem, a mój dwór wymaga tego, żeby działać, sugeruje ludziom, że mają mi nie podskakiwać. Przypomina nam, skąd pochodzimy… i w niczym nie zdradza, dokąd podążamy.
— Ale dla bandy obcych langust to żadna różnica — zauważa Su Ang. — Brakuje im układu odniesienia. — Przesuwa się, stając za tronem.
Amber zerka na Pierre’a, kiwa na niego.
Pierre rozgląda się, wypatrując prawdziwych ludzi, nie pustych zombiakowych twarzy charakterystycznych [11] Twarz charakterystyczna (ang. eigenface) to wykorzystywany przy komputerowym rozpoznawaniu twarzy zestaw wektorów własnych, dobranych tak, aby minimalny ich zestaw dobrze opisywał cechy poszczególnych twarzy. Mogą to być na przykład wzajemne odległości poszczególnych składowych twarzy.
, przydających scenografii biologicznej głębi. Ta w czerwonej sukni, czy to czasem nie Donna Dziennikarka? I tam też, z krótszymi włosami, w męskim stroju, ona wszędzie się wepchnie. A to Borys, siedzi za biskupem.
— Ty jej powiedz — prosi go Ang.
— Nie mogę — przyznaje. — Próbujemy nawiązać łączność, prawda? Ale nie chcemy za wiele zdradzać o sobie, o tym, jak myślimy. Taki historyczny sztafaż nie pozwoli im dowiedzieć się o nas zbyt wiele: przestrzeń fazowa kultur technicznych, które mogły potencjalnie wyewoluować z takich korzeni, jest zbyt obszerna, by łatwo ją przeanalizować. Dlatego będziemy gadać przez languścianą warstwę tłumaczącą i nic nie zdradzimy. Staraj się nie wypaść z roli piętnastowiecznej księżnej Albi — to kwestia bezpieczeństwa narodowego.
— Hmmm. — Ang marszczy brwi, gdy przepycha się ku niej fagas w liberii, stawiając jej za plecami składane krzesełko. Odwraca się przodem do rozwiniętego od drzwi czerwonozłotego dywanu, grzmią trąby, wrota się otwierają, wpuszczając delegację langust.
Są wielkie jak wilki, czarne, kolczaste i groźne. Monochromatyczne pancerze nie pasują do pstrokatego ludzkiego tłumu. Czułki mają ogromne i ostre jak brzytwy. Pomimo to idą naprzód niepewnie, kręcąc na boki oczami na słupkach. Ogony wloką mozolnie po dywanie, ale ze staniem nie mają problemu.
Pierwsza z langust staje w obliczu tronu i przechyla się, żeby wycelować oko w Amber.
— Jestem niespójny — skarży się. — Nie ma płynnego tlenku wodoru, wy-gatunek inaczej reprezentowali w pierwszym kontakcie. Niespójność, wyjaśnić?
— Witamy w ludzkim interfejsie do podróżowania w przestrzeni fizycznej, Wędrownym cyrku — odpowiada spokojnie Amber. — Cieszy mnie, że wasz tłumacz działa wystarczająco dobrze. Macie rację, nie ma tu wody. Kiedy langusty nas odwiedzają, na ogół jej nie potrzebują. A my, ludzie, nie mieszkamy w wodzie. Czy mogę zapytać, kim jesteście, kiedy nie przyoblekacie ciał pożyczonych od langust?
Dezorientacja. Druga langusta staje dęba i szczęka potężnymi pancernymi czułkami. Żołnierze po obu stronach mocniej ściskają piki, lecz skorupiak szybko opada z powrotem.
— My jesteśmy Fajansiści — mówi pierwsza langusta, wyraźnie artykułując słowa. — A to jest odwzorowana na ciało warstwa translacyjna. Na podstawie mapy otrzymanej z waszoprzestrzeni, czterdzieści bilionów kilometrów świetlnych temu?
— To oznacza dwadzieścia lat — szepcze Pierre w prywatny kanał łączący Amber z pozostałymi prawdziwymi ludźmi w sali audiencyjnej. — Pomieszali miary czasu i przestrzeni. Czy to coś sugeruje?
— W sumie niewiele — komentuje ktoś inny. Chandra? Żart spotyka się z odrobiną grzecznego śmiechu i napięcie w sali odrobinę maleje.
— Jesteśmy Fajansiści — powtarza langusta. — Przychodzimy, żeby wymieniać towary. Co chcemy z waszych rzeczy?
Na czole Amber rysują się delikatne zmarszczki. Pierre domyśla się, że myśli teraz bardzo szybko.
— My uważamy to za niekulturalne pytanie — mówi cicho.
Szczęk pazurów na kamiennej podłodze. Szczęk zwieranych szczęk.
— Przyjmujecie nasze tłumaczenie? — pyta przywódca.
— Mówicie o transmisji, którą przesłaliście nam, hm, trzydzieści tysięcy bilionów kilometrów świetlnych temu? — pyta Amber.
Langusta kołysze się na odnóżach w górę i w dół.
— Prawda. Wysłaliśmy.
— Nie możemy zintegrować tej sieci — odpowiada beznamiętnie Amber, a Pierre zmusza się do zachowania pokerowej twarzy. (Wprawdzie langusty jeszcze nie potrafią czytać ludzkiej mowy ciała, ale na pewno wszystko nagrywają do późniejszej analizy). — Pochodzi od zupełnie innego gatunku. Celem naszej podróży było podłączenie naszego gatunku do sieci. Chcemy wymieniać cenne informacje z wieloma innymi gatunkami.
Niepokój, przestrach, ożywienie.
— Nie możecie tego robić! Nie jesteście nieprzetłumaczalna jednostka.
Amber unosi rękę.
— Powiedzieliście „nieprzetłumaczalna jednostka”. Tego nie rozumiem. Możecie to wyrazić inaczej?
— My, tak jak wy, nie jesteśmy nieprzetłumaczalna jednostka. Sieć jest dla nieprzetłumaczalna jednostka. My jesteśmy dla nieprzetłumaczalne pojęcie numer jeden, jak jednokomórkowy organizm wobec nas. Nie możemy z wami, nieprzetłumaczalne pojęcie numer dwa. Próba podjęcia handlu z nieprzetłumaczalna jednostka oznacza narażenie się na śmierć lub przemianę w nieprzetłumaczalne pojęcie numer jeden.
Читать дальше