Levalla wetknęła swoje drewienko za pas i szybkim krokiem ruszyła na spotkanie Sh’gallowi, który żołądkował się, że go tak brutalnie obudzono i że jakieś obce królowe zagrażają spokojowi jego Weyru.
Holth szybowała dalej i wylądowała tuż przy wejściu do Wylęgarni. Po drodze spiorunowała wzrokiem Oribeth, która odpowiedziała jej w podobny sposób. Moreta popędziła, żeby złapać Leri, zanim zobaczy ją Sh’gall.
— Co tu się dzieje? Orlith wpadła w panikę i przywołała Holth z powodu Sutanith i Oribeth.
Moreta machała rękami jak szalona, pokazując na Sh’galla. Holth przycupnęła tak nisko, że nie musiała krzyczeć do Leri. Stara królowa zasyczała uspokajająco w kierunku Orlith.
— M’tani kazał Dalgeth powstrzymać T’grela i pozostałe spiżowe smoki. Telgar i Keroon nie dostały żadnej szczepionki. Sutanith przekazała ostrzeżenie niektórym królowym, ale M’gent z Bendenu już podejrzewał, że dzieje się coś złego, ponieważ żaden z jeźdźców Telgaru nie zgłosił się po szczepionkę. Levalla zorganizowała dostawy dla Równin Telgaru i warowni nad rzeką, D’say powiedział, że zajmie się wybrzeżem aż do delty, Dalova przejęła góry…
— Zostały więc Równiny Keroonu. Idź po swoje rzeczy. Na wschodzie minęło już pół dnia. Powiem Kamianie, żeby wzięła na siebie resztę mojej trasy. S’peren może oblecieć wybrzeże. Przeczuwałam, że nie obejdzie się bez kłopotów. Ja obleciałam te wszystkie zapadłe dziury w najwyższym paśmie. Pozostałe łatwo jest znaleźć. Prawdę mówiąc — Leri miała kłopoty z przełożeniem nogi przy zsiadaniu — czuję się już znużona. Całkiem chętnie siądę sobie u boku Orlith i będę popijać sok fellisowy i wino.
— Peterpar ma dla niej upolować dzikie intrusie. Zmuś ją, żeby coś zjadła.
— Zachowam kilka co tłustszych dla Holth. Jak wrócicie, będzie musiała coś zjeść — zawołała wesoło Leri za Moreta, która już biegła po swoje rzeczy. Moreta chciała się pożegnać z Orlith, ale Leri powiedziała ostrzegawczo: — Nie trać czasu. Masz bardzo wiele do zrobienia.
— Musisz polecieć do Keroonu — powiedziała Orlith, nie spuszczając z oka bendeńskiej królowej, siedzącej na środku Niecki Weyr Fortu. — Holth cię zabierze. Ja muszę strzec moich jaj.
— Oribeth wcale nie chce twoich jaj — zawołała Moreta, wdrapując się po boku Holth.
— Już jej to mówiłam — powiedziała Holth.
Moreta była wyższa od Leri, więc musiała przedłużyć pasy uprzęży. Zapięła je i powiedziała Holth, że jest gotowa. Holth odwróciła się, wzięła rozbieg w kierunku jeziora, trochę w bok od Oribeth, i wystartowała. Morecie mignęła przed oczami Levalla, która stała na schodach, pogrążona w rozmowie ze Sh’gallem. Sh’gall nawet nie podniósł oczu, kiedy Holth wzbijała się w powietrze. Moreta z ulgą stwierdziła, że spiżowy jeździec nie zauważył wymiany jeźdźców.
— A teraz lećmy do Stajni Keroonu, Holth — powiedziała Moreta i wyobraziła sobie charakterystyczny układ pól, który znała równie dobrze z ziemi, jak z powietrza. Zobaczyła w myśli cały Keroon, jak mapę, którą jako dziecko widywała codziennie w wielkiej sali swojej rodzinnej warowni. Tę część Keroonu znała nawet lepiej niż północne warownie, bo jako dziecko jeździła tam na biegusach; północne warownie widywała tylko z grzbietu smoczej królowej.
Na Stajnie Keroonu składały się przysadziste, kamienne budynki, czworokątne, niskie, pokryte dachówką stajnie i zespół wybiegów dla biegusów. To właśnie tu przyniesiono tego wielkiego kota do identyfikacji, to z tych pól biegusy rozniosły zarazę. Rzeczywiście, na polach widać było niewiele zwierząt, ale i tak więcej, niż się Moreta spodziewała. Może i w warowni jej ojca udało się wyłapać zabłąkane biegusy i nie cała hodowla poszła na marne? Holth wylądowała niedaleko budynku, przy którym widać było grupkę mężczyzn, którzy wyraźnie na nią czekali, i leżące na ziemi siatki.
Moreta poznała Balfora, poważnego mężczyznę, mówiącego zwykle monosylabami. A może tylko dyplomatycznie ustępował pierwszeństwa elokwentnemu Mistrzowi Hodowcy, Sufurowi? Niewątpliwie teraz Balfor był bardziej wymowny, kiedy spieszył do Morety i Holth i gestem poganiał swoich ludzi, żeby przynieśli pierwsze siatki.
— Poukładaliśmy te siatki w odpowiedniej kolejności, Władczyni Weyru — powiedział — zaczynając od warowni na wschodzie. Bębniści przeprowadzili spis ludności i zwierząt. Zrobiliśmy, co w naszej mocy, żeby na pewno wystarczyło szczepionki dla wszystkich. Leć szybko, bo wkrótce zapadnie mrok.
Balfor oczywiście przesadzał, gdyż słońce dopiero co minęło zenit.
— Postaram się je dobrze wykorzystać. Nie rozchodźcie się. Zaraz wracam.
Moreta ustawiła Holth przy starcie pod takim kątem, żeby obydwie dobrze widziały, jak wysoko na niebie jest słońce. Potem sprawdziła pierwszą etykietę: Warownia Nadrzeczna Keroonu, usytuowana w miejscu, gdzie rzeka, spadając z płaskowyżu, pędziła jak szalona przez wąską gardziel skalną. Holth skoczyła w niebo i zniknęła „pomiędzy”, a Moreta koncentrowała się na tej skalistej gardzieli. Na spotkanie wyszedł jej uzdrowiciel Warowni Nadrzecznej Keroonu i z wdzięcznością przyjął dostawę. Zaczynali się już martwić, ponieważ obiecano im szczepionkę wczesnym rankiem.
Następnie poleciały bardziej na pomocny wschód, do Warowni Wysokiego Płaskowyżu. Ktoś wpadł na dobry pomysł i biegusy zapędzono do kanionu, gdzie czekały na szczepionkę. Gospodarza trzeba było zapewnić, że „to coś” im pomoże, ponieważ od momentu, kiedy otrzymał komunikat o kwarantannie, nie kontaktował się z nikim „z nizin” i wiedział tylko tyle, ile podały bębny. Oczywiście chciał dowiedzieć się czegoś więcej, ale Moreta powiedziała mu, że kiedy już zakończy szczepienia, może zejść na dół, a tam mu ktoś wszystko dokładnie opowie. Następnie poleciała na zachód, gdzie przy wielkim uskoku skalnym znajdowała się Warownia Krzywej Góry, w której zgromadzono liczne stado biegusów. I to był koniec pierwszej rundy.
Obleciała jeszcze cztery gospodarstwa i za każdym razem, kiedy lądowała przy Stajniach po następne szczepionki, słońce było o godzinę niżej na niebie, chociaż dla nich z Holth trwało to dużo dłużej. Holth startowała z coraz większym wysiłkiem. Dwa razy Moreta pytała smoczycę, czy nie chce chwilę odpocząć. Za każdym razem Holth odpowiadała stanowczo, że może latać dalej.
Wysokość słońca na niebie była główną współrzędną, jaką Moreta podawała Holth. Teraz opadło już ono ku zachodowi i wyglądało jak latarnia, płonąca na coraz bardziej pomarańczowy kolor. Moreta walczyła z upływem czasu i zaczynało jej się wydawać, że walczy z tym opadającym coraz niżej słońcem. Potrzebowały czasu, żeby rozpoznać każdy nowy cel podróży, dolecieć do warowni czy chaty, przekazać butelki ze szczepionką i pakieciki igieł cierniowych, cierpliwie raz po raz tłumaczyć, ile wynosi dawka dla zwierzęcia i człowieka, powtarzać polecenia, które wcześniej przesłano już za pomocą bębnów i posłańców. Mimo usilnych starań Mistrza Tirone’a, w niektórych co bardziej osamotnionych warowniach, gdzie nie dotarła zaraza, ludzie wpadali w panikę. Tym większą grozą przejmowały ich cierpienia, których sami nie zaznali. Tylko fakt, że przylatywała na grzbiecie smoka, nieco ich uspokajał. Smoki zawsze oznaczały bezpieczeństwo, nawet dla osadników żyjących w największym odosobnieniu. Musiała tracić cenny czas, żeby podnosić Holth na duchu, wracać do Stajni po następny ładunek szczepionki i znowu lecieć.
Читать дальше