— Zrobił wszystko, o co go prosił Mistrz Capiam — powiedział Tuero, popatrując na Desdrę, która najwyraźniej ich nie słuchała.
— Smutne to, jak się pomyśli, ilu umarło zacnych ludzi. — Dag podniósł czarkę w milczącym toaście. — Ile wspaniałych rodów zostało po prostu zmiecionych z powierzchni ziemi. Kiedy pomyślę, że Kwiczek nie będzie miał teraz żadnego rywala…
Alessan nalał mu jeszcze wina. Zaproponowano też czarkę wina Fergalowi, ale chłopak odmówił i to w sposób dość bezczelny. Alessan darował mu jego zuchwałość tylko dlatego, że tak sumiennie wykonywał każde wyznaczone zadanie. Fergal niewątpliwie odziedziczył po swoim dziadku zamiłowanie do hodowli biegusów.
— Mówisz, że Runel nie żyje? — zapytał Dag, nie mogąc pogodzić się z tym jak niewielu ze starych przyjaciół pozostało przy życiu. — Czy zginął cały jego ród?
— Jego najstarszy syn z rodziną są w swojej warowni.
— To dobrze, on nadaje się na hodowcę. Rzucę tylko okiem na tę brązową klacz. Może się oźrebić jeszcze dziś w nocy. Chodź no, Fergalu. — Dag zsunął nogę w łubkach z ławy i wziął kule, które dla niego zmajstrował Tuero. Przez jedną króciutką chwilę wyglądało na to, że Fergal się zbuntuje.
— Ja pójdę z tobą, jeżeli pozwolisz — powiedziała Rill, podnosząc się i dyskretnie pomagając Dagowi. — Narodziny to szczęśliwa chwila!
Fergal natychmiast zerwał się na nogi, niezmiernie zazdrosny o Daga. Za nic nie chciał dzielić się nim jego uwagą z kimkolwiek, nawet z Nerilką, do której się szczerze przywiązał.
Tuero przyglądał się im, kiedy wychodzili z Sali.
— Już kiedyś widziałem tę kobietę.
— Ja też — powiedziała Desdra — albo może kogoś z jej krewniaków. Tak ich dużo było! — Opierała się plecami o ścianę, jej osłabłe ręce spoczywały na podołku, kilka pasemek ciemnych włosów wymknęło się z ciasno splecionych warkoczy. — Kiedy jutro będziemy już mieli to za sobą, mam zamiar położyć się i spać, spać, spać. Jeżeli ktokolwiek, spróbuje mnie obudzić, to ja mu… jestem za bardzo zmęczona, żeby wymyślić coś odpowiednio okropnego.
— To wino było wspaniałe, Lordzie Alessanie — powiedział wstając Follen. Pociągnął Deefera za rękaw. — Dziś w nocy musimy zlać jeszcze trzy partie. Na wszelki wypadek dobrze mieć zapas. To już nie zajmie wiele czasu.
Deefer potężnie ziewnął, poniewczasie zasłonił usta i przepraszająco rozejrzał się dookoła. Jednak ziewanie nie robiło na nikim takiego wrażenia jak kichanie czy kaszel.
— A myślałem — zaczął Tuero, z przeciągłym westchnieniem wpatrując się we wnętrze swojej pustej czarki — że na ruathańskim Zgromadzeniu mniej będzie roboty, niż na weselu w Gromie.
Alessan podniósł wzrok, a jego jasnozielone oczy rozbłysły.
— Czy to znaczy, mój przyjacielu, że rozważyłeś moją propozycję i przyjmiesz posadę w Ruacie?
Tuero cicho się zaśmiał.
— Mój zacny Lordzie Alessanie, przychodzi taki moment w życiu harfiarza, że ma dość braku stabilizacji i pragnie osiąść w jakimś miłym miejscu, gdzie ludzie docenią jego zdolności, gdzie przy stole prowadzi się dowcipne rozmowy — co pozwala harfiarzowi oszczędzać palce, bo nie musi wówczas grać — gdzie nie będzie się nadmiernie go eksploatować…
— W takim wypadku nie starałabym się o posadę w Ruacie zauważyła sarkastycznie Desdra.
— Nikt ci jej nie proponował — odparł Alessan z figlarnym błyskiem w oczach.
— To żadna radość służyć komuś nadmiernie ostrożnemu. Tuero objął Alessana za ramiona. — Jest jednak jeden warunek, który… — tu harfiarz przerwał na moment i podniósł do góry długi palec wskazujący — który musi zostać spełniony.
— Na pierwsze Jajo — zaprotestował Alessan — zmusiłeś mnie już, żebym się zgodził na apartament na pierwszym piętrze, po wewnętrznej stronie i na drugą daninę naszych Cechów…
— Kiedy znowu obsadzisz je ludźmi…
— Na to, żebyś mógł sobie wybrać biegusa, na maksymalną premię przysługującą czeladnikowi, na pozwolenie na wyjazd, jeżeli będziesz miał ochotę zdawać egzaminy mistrzowskie, kiedy skończy się Przejście. O cóż więcej mógłbyś prosić zubożałego Lorda Warowni?
— Proszę tylko o to, co przystoi człowiekowi, który ma taki talent i takie osiągnięcia jak ja. — Tuero pokornie położył dłoń na sercu.
— No to jaki jest ten ostateczny warunek?
— Żebyś zaopatrywał mnie w białe bendeńskie wino. — Niestety w tym momencie dostał czkawki, co zepsuło nieco powagę jego oświadczenia. Gwałtownie ponaglił Alessana, żeby napełnił jego czarkę, i pił wino małymi łyczkami, by pohamować skurcze. No więc jak?
— Mój zacny Tuero, jeżeli ja tylko będę miał bendeńskie białe wino, również ty na tym skorzystasz. — Podniósł uroczyście czarkę. — A więc zgoda?
Tuero czknął.
— Zgoda!
Desdra popatrzyła na Alessana, a potem pochyliła się do przodu i popukała palcem w bukłak, który miał pod pachą. Niewiele w nim zostało — zapewnił ją Alessan.
— To i dobrze. Jutro musicie trzeźwo myśleć. Chodź, Oklino, oczy ci się już kleją.
Alessan spoglądał na nią i zastanawiał się, czy Desdra naprawdę tak troszczy się o jego siostrę, czy też koniecznie potrzebuje kogoś, kto by jej pomógł wejść na schody. Obydwie kobiety szły niezbyt pewnie i niezbyt prosto, chociaż nie zawsze tarasowało drogę wyposażenie tej wielkiej, bielonej Sali.
— Jeszcze muszę pomalować tę salę — zdecydował nagle Alessan. Surowa biel ścian przywodziła na myśl zbyt wiele różnych bolesnych przeżyć.
— Słuchaj, Alessanie — rzekł Tuero, pociągając Lorda Warowni za rękaw — skąd ty właściwie masz tyle tego bendeńskiego białego wina?
Alessan wyszczerzył zęby w uśmiechu.
— Muszę mieć jakieś swoje sekrety. — Głowa mu się chwiała. Trzeba uważać, żeby nie opadła na stół.
— Sekrety? Przed swoim własnym harfiarzem? — Tuero usiłował powiedzieć to oburzonym tonem.
— Jeżeli odkryjesz tajemnicę, powiem ci, czy masz rację. Tuero rozpromienił się. — Masz rację. Jeżeli harfiarz nie potrafi sam odkryć tajemnicy, to znaczy, że nie jest godzien jej znać. Prawda, Alessanie?
Jednakże głowa Alessana spoczywała już na stole; z jego pół otwartych ust wydobywało się chrapanie. Tuero wpatrywał się w niego przez chwilę na poły z litością, a na pory z wyrzutem, potem wziął bukłak. Zostało w nim zaledwie kilka kropel.
Za Tuero rozległy się kroki. Odwrócił się.
— Bukłak już pusty? — zapytała Rill.
— Tak, pusty, a tylko on wie, gdzie przechowywane jest wino! Rill uśmiechnęła się.
— Ten źrebak to ogier, wspaniały i silny. Lord Alessan ucieszy się z niego. Dag i Fergal pilnują go, chcą mieć pewność, że utrzyma się na nogach i że będzie ssał. — Spojrzała czule na śpiącego Lorda Warowni i nagle jej twarz stała się jakoś niezwykle piękna.
Tuero zamrugał oczami, zastanawiając się, czy to może wypite przez niego wino dodało urody tej wysokiej kobiecie. Z ogromnym wysiłkiem skoncentrował się. Miała regularne rysy. Byłaby całkiem atrakcyjna, gdyby włożyła coś bardziej kolorowego i nie obcinała tak krótko włosów. Po chwili wyraz jej twarzy zmienił się i przestała wydawać się taka piękna… ale znowu mu kogoś przypominała.
— Już przedtem musiałem cię gdzieś spotkać — powiedział Tuero.
— Nie należę do ludzi, których mógłby znać czeladnik harfiarski — odparła. — A teraz wstawaj, nie możemy dopuścić, żeby Alessan spał w tej niewygodnej pozycji.
Читать дальше