— I niech tak będzie dalej — zauważył D’say bezbarwnym głosem, próbując ukryć jaki jest dumny ze swojego chłopca. T’lonneg mówi, że M’ray i Quoarth dobrze się spisują.
— Mogliśmy się tego spodziewać — powiedziała Moreta, uśmiechając się do chłopca serdecznie. Wielka szkoda, że nie mogła mu poświecić więcej czasu, ale musiała przenieść się do Weyr Fortu, a D’say pozostał w Iście. — K’dren sądzi, że będziemy potrzebowali sześciu lub siedmiu jeźdźców z każdego Weyru.
D’say podniósł się i stanął przy swoim synu; byli tego samego wzrostu. Moreta nigdy nie miała matczynych uczuć w stosunku do swoich dzieci; jako jeźdźczyni królowej musiała je natychmiast oddawać na wychowanie. Była jednak dumna z M’raya. Przyszło jej nagle na myśl, że nad warownią w Keroonie mógłby nadal panować jej ród.
— Zwerbujemy jeźdźców, którzy poradzą sobie z tym zadaniem i spełnią nałożony przez Siedzibę obowiązek — zapewnił ją D’say. — Porozmawiam z Wimmią, jak tylko będzie wolna. Ona będzie się orientować, którzy z naszych wychowanków mogą kandydować do jaj twojej królowej, ale nie spodziewaj się za wiele, bo utraciliśmy bardzo wielu mieszkańców weyrów i warowni. Wszyscy chcieli zobaczyć to dziwaczne zwierzę, kiedy przejeżdżało przez Istę w drodze na Zgromadzenie.
— Bolałam nad tym, że ponieśliście takie straty. — Moreta podniosła oczy na swojego wspaniałego chłopca, wdzięczna losowi, że go oszczędził. — Kiedy już wszystko ustalicie, wyślij gońca do Mistrza Capiama. To on opracował ten plan.
— Czy zobaczę się z tobą na Wylęgu? — zapytał M’ray.
— Oczywiście! — roześmiała się Moreta. M’ray objął ją znowu, ramiona miał bardzo mocne, ale tym razem nie ściskał jej jak szalony. Obydwaj jeźdźcy odprowadzili ją do wyjścia z weyru.
— Lecisz teraz do Igenu? — zapytał D’say. — Zobacz się z Dalovą. Na pewno się zgodzi. D’say wciąż miał czarujący uśmiech. To właśnie nim podbił kiedyś jej serce. Nigdy nie spieszył się z podejmowaniem decyzji, ale kiedy to już zrobił, był bardzo lojalny. — Nie próbuj rozmawiać z M’tanim w Telgarze. Poszukaj T’grela. On jest znacznie bardziej rozsądny.
Spiżowy i brunatny jeździec podsadzili Moretę na grzbiet Aritha i uprzedzili żartobliwie M’baraka, że radzą mu dobrze uważać na swoją pasażerkę. M’barak odparł uroczyście, że jest to jego święty obowiązek.
I oto byli już nad Weyrem Igen. Słońce lśniło jasno, a jego blask odbijał się od dalekiego jeziora i raził ich boleśnie w oślepione przez „pomiędzy” oczy. Było gorąco i kiedy Arith trąbił do jeźdźca na warcie, przekazując mu swoją prośbę, z rozkoszą rozgrzewali przemarznięte ciała na tym suchym, intensywnym, pustynnym upale.
Dalova wyszła na półkę przy swoim weyrze, by powitać Moretę. Uśmiechnęła się z zachwytem na widok gościa, a jej opalona twarz rozpromieniła się.
— Przyleciałaś na Poszukiwanie? — zawołała, obejmując Moretę i wciągając ją do swojej chłodnej kwatery. Dalova była wylewna i czuła, ale ciężkie przeżycia ostatnich dni zostawiły na niej ślady. Słuchając, jak Moreta wyjaśnia podwójny cel swojego Poszukiwania, kręciła się i krzywiła nerwowo, postukując palcami po łapie Allaneth.
— Na pewno nie odmówię ci pomocy, Moreto. Silga, Empie i Namurra również nie odmówią. Mówisz, że Capiamowi potrzeba sześciu jeźdźców? Jestem pewna — roześmiała się piskliwym, nerwowym śmiechem — że P’leen podróżuje w czasie. Trudno mnie oszukać. Pewnie ty też się w tym orientujesz. Skrzywiła się, od czego pogłębiły się zmarszczki wokół jej smutnych, brązowych oczu. — Gdyby tylko L’bol nie był taki przybity. Uważa, że jeśli nie pozwoliłby naszym jeźdźcom wozić tego okropnego zwierzęcia to tu, to tam… — Urwała i wyciągnęła przed siebie ręce, jak gdyby chcąc odepchnąć te wszystkie przykre wspomnienia. Z roztargnieniem poklepała swoją smoczycę po pysku, a Allaneth popatrzyła na nią czule. — Mogę wam pomóc w rozwożeniu tej szczepionki, ale sumienie nie pozwala mi dać wam żadnych kandydatów. Tak niewielu mamy młodych ludzi, których możemy przedstawić smoczątkom, a co dopiero królowym. Poza tym Allanath powinna niedługo wznieść się do lotu; liczę na to.
— Nie ma to jak dobry lot godowy, żeby podnieść na duchu cały Weyr — powiedziała Moreta, coraz bardziej niecierpliwie myśląc o następnym locie Orlith.
— Co, ty też? — zapytała z niepewnym uśmiechem Dalova. W jej wyrazistych, brązowych oczach pokazały się łzy, a królowa zaczęła lizać ją po ręce.
Bez chwili wahania Moreta wzięła Dalovą w ramiona, a ona płakała cicho i beznadziejnie, jak ktoś, komu płacz nie przynosi ulgi.
— Tak wielu umarło, Moreto, tak wielu. To był taki szok, kiedy odeszli Ch’mon i Helith. A potem… — Rozszlochała się na dobre. — L’bol pogrążył się w apatii. To P’leen latał z igeńskimi skrzydłami. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, ale kiedy Weyry przestaną się łączyć i okaże się, że on nie potrafi już przewodzić… Dlatego liczę na to, że Allaneth wzniesie się do lotu, i liczę na siebie! Dobry lot godowy wszystkim poprawi nastrój. A kiedy minie lęk przed tą ohydną zarazą, ludzie wreszcie ożyją. — Dalova uniosła głowę z ramienia Morety i otarła oczy. — Wiesz, jak ja kicham od kamienia smoczego. Teraz powstrzymuję się od tego ze wszystkich sił, bo kichanie przeraża ludzi. Śmieszne to, ale prawdziwe. — Dalova znalazła chusteczkę i wydmuchała nos. — Czuję się lepiej, mogąc ci to wszystko powiedzieć. A teraz popatrzmy na mapy naszego Weyru. Tak, Mistrz Capiam opracował to tak szczegółowo, że nie będzie żadnych problemów. Zorganizuję Igen. Czy byłaś już w Telgarze? Porozmawiaj tam z T’grelem. A potem lecisz do Dalekich Rubieży? Czy Falga czuje się lepiej? Czy Tamianth naprawdę będzie jeszcze latać? Och, to dobra wieść. Słuchaj, bardzo bym chciała cię zatrzymać, ale lepiej jedź już, albo znowu zacznę płakać. Usiłuję tego nie robić ze względu na L’bola. Nie masz pojęcia, jaką ulgę przyniosło mi to, że tak się przy tobie wypłakałam. Słuchaj, wyślę Empie, kiedy podejmiemy decyzję, a niewykluczone, że spytam tylko królowe albo P’leena. Mogę im zaufać, ale L’bol nigdy nie aprobował podróżowania w czasie i nie jest to właściwa chwila, żeby go denerwować. — Dalova prowadziła Moretę do wyjścia z weyru, mocno przyciskając do siebie jej rękę. Uśmiechnęła się ciepło do M’baraka, pogłaskała Aritha po nosie i podsadziła Moretę.
W Telgarze smok wartownik zatrąbił groźnie na Aritha i rozkazał błękitnemu smokowi wylądować na Obrzeżu, nie pozwalając mu lecieć dalej do Niecki.
— Takie mam rozkazy, Władczyni Weyru — powiedział C’verbez słowa przeprosin. — M’tani nie życzy sobie obcych w swoim Weyrze.
— Odkąd to smoczy jeźdźcy są dla siebie obcy? — zapytała Moreta, obrażona zarówno rozkazem, jak i butnym tonem C’vera. Arith zaćwierkał, wyczuwając wściekłość Morety. — Przyleciałam na Poszukiwanie…
— I zostawiłaś swoją królową? — powiedział C’ver z otwartą pogardą.
— Jaja twardnieją. Domagam się, żeby M’tani dotrzymał obietnicy danej S’perenowi, że wyśle nam kandydatów na Naznaczenie. Mam ze sobą szczepionkę, jeżeli będzie dla nich potrzebna.
— Wystarczy nam szczepionki dla tych, którzy na nią zasługują.
— Gdybym siedziała na Orlith, C’verze…
— Nawet gdybyś przyleciała na swojej królowej, Moreto z Fortu, nie byłabyś tu mile widziana! Leć na Poszukiwanie do własnych Warowni. Oczywiście, jeżeli ktoś ci tam przeżył!
Читать дальше