Jack McDevitt - Boża maszyneria

Здесь есть возможность читать онлайн «Jack McDevitt - Boża maszyneria» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Boża maszyneria: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Boża maszyneria»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Loty międzygwiezdne i odkrycia innych zamieszkanych światów rozpoczęły drugi złoty wiek dla archeologów. Wśród licznych odkryć najbardziej frapującą zagadkę stanowią Wielkie Monumenty, rozsiane po kilkunastu planetach naszego ramienia galaktyki. O rasie zwanej Twórcami monumentów nic jednak naukowcom nie wiadomo, poza tym, że ich cywilizacja stała na bardzo wysokim poziomie. Do rozwiązania tej tajemnicy dąży uparcie grupa archeologów.

Boża maszyneria — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Boża maszyneria», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Carson w kilku słowach przedstawił jej sytuację.

— Nie ma wyjścia? — spytała.

— Nie.

— Gdzie Maggie?

Tego nie da się powiedzieć delikatnie.

— Nie żyje — odparł. Opisał jej, co się zdarzyło.

Wsłuchał się na chwilę w jej oddech.

— Małe dranie — odezwała się w końcu. — Czy mamy jeszcze jakiś pulser?

— Nie.

Z wysiłkiem dźwignęła się na nogi. Opatrunek na stopie zalała świeża krew. Przez chwilę grzebała wśród połamanych gałęzi, aż znalazła odpowiednią.

Carson znów zaczął wykrzykiwać do wahadłowca.

— Naprawdę przydałaby się nam pomoc, Hutch!!

Janet usadowiła się tuż pod dziurą w drzewnym baldachimie.

— Jeśli dotrą tu przed nią — oświadczyła — idę za przykładem Maggie.

Hutch brnęła właśnie przez strumień, kiedy w końcu usłyszała. Daleki szept, niesiony tu tchnieniem wiatru. Brzmiał jak: „…mać”.

Zerwała się do biegu.

Carson był w stanie pojąć prostą zajadłość zwierza na tropie obiadu. Ale tutaj miał do czynienia z czymś więcej. Za wiele wkładały wysiłku w to, żeby go dorwać. Zastanawiał go ich niezwykły upór. Zachowywały się tak, jakby rozumiały, że istoty ludzkie mogą stanowić dla nich zagrożenie. Czy jest możliwe, aby przechowywały w pamięci mgliste wspomnienie o dawnych mieszkańcach tego miejsca i jakoś to sobie skojarzyły?

Bez względu na wszystko odczuł zadowolenie, kiedy zobaczył, że zawahały się na jego widok. No i jeszcze jeden łut szczęścia — na tej zniszczonej powierzchni nie poruszały się szybciej niż on. Patrzył, jak się zbliżają, wspinając na połamane betonowe fragmenty, ześlizgując się bezradnie w pęknięcia i szczeliny. Jeden spadł z muru.

Carson stał tuż obok schodów. Zachowała się część balustrady. Usłyszał trzepot skrzydeł i zobaczył, jak na poręczy przysiada wielki ciemnozielony ptak. Barierka zadrżała. Ptak z wyraźnym zainteresowaniem przyglądał się stworom. Głowa podrygiwała mu tak samo jak ziemskim skrzydlatym. Rozpiętością skrzydeł przypominał orła. Ptak pochylił się do przodu, wstrząsnął się groźnie, a potem nagle zapikował pomiędzy kraby i porwał jednego w szpony, trzymając go pod takim kątem, żeby unieszkodliwić groźny skalpel. Skorupiak skrzeknął, ptak zagdakał i zniknął w mroku nocy.

— Nie masz jakichś krewnych? — rzuciła za nim Janet.

Kilka chwil później dobiegł ich z dołu mięsisty trzask.

Ostatnia nadzieja na ucieczkę w dół po schodach za chwilę mogła się rozwiać jak dym. Janet nie spuszczała wzroku z Carsona.

— Jesteś pewien, że chcemy dać im się odciąć?

Nie odpowiedział.

— Moglibyśmy na nich siedzieć. Wspiąć się na wyższy poziom. Nie będą mogły tam wejść za nami.

— To cholerstwo się pod nami zawali. Dajmy Hutch jeszcze trochę czasu.

Tak więc czekali. Aż w końcu nadeszły kraby.

Carson stał na szeroko rozstawionych nogach, przejmujący go ból zepchnął w najdalszy kąt świadomości. Stwory przed nim pokrywały całą powierzchnię muru — ciemna horda, której nie miał nadziei powstrzymać. Niemniej zwolniły, jakby wiedząc, co się święci. Kiedy pierwsza linia zbliżyła się na odległość metra, wycelował w nie pulser. Zatrzymały się.

Carson patrzył.

Chwila ciągnęła się w nieskończoność. Aż w końcu — jakby na dany sygnał — skalpele poszły w górę i stwory ruszyły szarżą.

Lampka ostrzegawcza na pulserze mrugała czerwono. Pociągnął za spust i powiódł promieniem po ich szeregach, wiedząc, że nie ma czasu, by zabijać pojedyncze sztuki. Zranić jak największą liczbę — myślał, łudząc się nadzieją, że to wystarczy, by się cofnęły. Zapiszczały, poczerniały i zbiły się w bezładną kupę, jak samochodowy karambol.

Cofnęły się szybko, a broń Carsona wysiadła.

Janet przysunęła się bliżej krawędzi muru.

— No dobra — powiedziała.

W tej chwili usłyszeli głos Hutch.

— Hej.

— Słuchamy.

— Potrzebuję więcej hałasu. Słyszę cię. Wahadłowiec musi być gdzieś bardzo blisko.

Carson stęknął.

— Trochę za późno, Hutch.

— Mów do mnie — wściekła się. — No dalej, Carson!

Wyryczał w gwiazdy jej imię.

— Za późno! — krzyczał. — Cholera, już za późno!

— Teraz dobrze — oznajmiła Hutch. — Tak trzymaj.

Carson pozostał na swoim miejscu w nadziei, że jego widok trochę onieśmieli stwory. Za przykładem Janet znalazł sobie gałąź. Odarł ją z licznych odrostów i zważył w dłoniach. Uzyskawszy zadowalający wynik, dołączył do Janet. Stanęli jedno przy drugim.

Carson lubił uważać się za człowieka bywałego w świecie. Nie stronił od seksu i znajdował przyjemność w oddawaniu się swoim pasjom. W stosunku do kobiet zawsze pozostawał uczciwy. Nie był szczególnie sentymentalny, niemniej niektóre z nich zapadły mu w serce na długo. Z dwoma czy trzema mógłby się nawet ożenić, gdyby nie okoliczności. Ale nigdy w swoim życiu nie doświadczył tak silnego przypływu uczuć — miłości do innej istoty ludzkiej — jak w ciągu tych kilku rozpaczliwych chwil u boku Janet Allegri, na szczycie muru w ruinach portowego miasta.

Lampa Hutch wyrwała z mroku zarys wahadłowca, wysrebrzyła go tak, że mógłby go dojrzeć cały świat. Połyskujący metalicznym chłodem kadłub krył — pomyślała teraz o tym z rozpaczliwym drgnieniem radości — moc, której przedtem nie doceniała. Pokrywa kabiny pilota uniesiona była w górę, a ze środka chaotycznymi seriami buchały przekleństwa Carsona.

— Dobra, Frank — rzuciła do mikrofonu. — Mam go.

— To dobrze. Teraz rusz tyłek.

Przemknęło jej przez głowę, że jeśli Jake’a dopadło coś w środku wahadłowca, to wciąż jeszcze może tam być. Ale nie miała czasu na rozmyślanie. Pomknęła sprintem przez polanę, wskoczyła na drabinkę i z ulgą przekonała się, że przynajmniej kabina jest pusta.

— Już lecę — rzuciła do mikrofonu. — Nie przerywajcie sygnału, zapalcie lampy i nie zapomnijcie, gdzie mieliście stać.

Zapaliła silniki, zaciągnęła pokrywę i zatrzasnęła drzwi do ładowni. Lista kontrolna. Mój Boże, jak ciężko odrzucić stare przyzwyczajenia. Ale nie miała czasu na żadne kontrole.

— Nic z tego — zameldował Carson. — Wygląda na to, że nie mamy szans. Kraby spychają nas do końca muru. Jak daleko jesteś?

Uniosła się w powietrze.

— Będę nad wami za dwie minuty.

Ustawiła odbiór na sygnał Carsona, zawróciła i wrzuciła dopalacze. Zamigotała lampka przy mechanizmach lądowania — nie schowała wsporników. Niech tak zostaną. Wahadłowiec mknął nad morzem osrebrzonego listowia. „Szukaj dziury”.

„Dziury Maggie”.

Sięgnęła ręką za siebie i wyciągnęła ze schowka nowy pulser. Położyła go na siedzeniu obok.

Carson i Janet bronili się teraz kijami. Carson tłukł w nie i walił, aż drewno na końcu potrzaskało w kawałki. Janet zamaszystymi ruchami zmiatała wielkie ich ilości za krawędź muru. Ale sytuacja wyglądała beznadziejnie i zdążyli już wymienić ostatnie pytające spojrzenia nad krawędzią muru, kiedy nad głowami rozbłysły światła.

— Widzę was — mówiła Hutch. — Możecie się wyrwać? Jedno ze stworzeń dziabnęło Carsona w zdrową kostkę, ale zobaczył je w porę, cofnął nogę i skalpel nie zdążył się zagłębić.

— Niemożliwe — odpowiedziała Janet.

Dokładnie nad nimi schodził w dół czarny kadłub, otoczony pierścieniem połyskujących świateł.

— Głowy do góry — rzuciła Hutch.

Szczyt muru pokrywało ruszające się mrowie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Boża maszyneria»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Boża maszyneria» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jack McDevitt - The Moonfall
Jack McDevitt
Jack McDevitt - POLARIS
Jack McDevitt
Jack McDevitt - SEEKER
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Coming Home
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Cauldron
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Ancient Shores
Jack McDevitt
Jack McDevitt - A Talent for War
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Firebird
Jack McDevitt
libcat.ru: книга без обложки
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Eternity Road
Jack McDevitt
Jack McDevitt - The Devil's Eye
Jack McDevitt
Отзывы о книге «Boża maszyneria»

Обсуждение, отзывы о книге «Boża maszyneria» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x