Jack McDevitt - Boża maszyneria

Здесь есть возможность читать онлайн «Jack McDevitt - Boża maszyneria» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Boża maszyneria: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Boża maszyneria»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Loty międzygwiezdne i odkrycia innych zamieszkanych światów rozpoczęły drugi złoty wiek dla archeologów. Wśród licznych odkryć najbardziej frapującą zagadkę stanowią Wielkie Monumenty, rozsiane po kilkunastu planetach naszego ramienia galaktyki. O rasie zwanej Twórcami monumentów nic jednak naukowcom nie wiadomo, poza tym, że ich cywilizacja stała na bardzo wysokim poziomie. Do rozwiązania tej tajemnicy dąży uparcie grupa archeologów.

Boża maszyneria — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Boża maszyneria», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Fala wpłynęła na ostatni kilometr. Na jej szczycie utworzył się pienisty grzebień.

Czuli, że się zbliża, po drżeniu ścian. Zebrali się w sobie, uklękli i z całej siły uchwycili się barierki. Potem komora zadrżała, światła zamigotały i zgasły, a mrok wypełnił się rykiem bestii. Basen wystrzelił w górę, a ekran zgasł.

Ktoś jęknął, padło pełne podziwu przekleństwo. Teraz spadł następny cios — ciężki, ogromny, zadany potwornej wielkości młotem.

Richardem szarpnęło, pas wgniótł mu się boleśnie w żebra. Obok niego krzyknęła Linda. Siła uderzenia zerwała zabezpieczenia Tri i cisnęła nim do wody.

Ale nikt nie odniósł poważniejszych obrażeń. Wstrząsy trwały jeszcze przez kilka następnych minut, z każdym uderzeniem słabsze. Wróciło światło. Zdumiało ich, że jednak okazała się tak potężna, ale czuli ulgę na myśl, że wszyscy żyją, więc wybuchnęli śmiechem. Nerwowym, ostrożnym. A Henry, wypuściwszy ze śmiertelnego chwytu barierkę, potoczył dookoła ręką z wzniesionym kciukiem.

— Panie i panowie — rzucił — moje gratulacje.

PLIK SIECI BIBLIOTECZNEJ

Przyszli tu wiosną owego roku powiedzieć, że nie żyjesz.
Mówili mi o wojnie i dumie, o tym, jak śmiałeś się strachom w twarz,
Jak wzywałeś moje imię.
Przez cały ten czas morze trwało, czarne, nieruchome.
Teraz leżysz w dalekiej ziemi, z dala od letnich dni,
Kiedy na pienistym piasku kładliśmy ślady naszych stóp…
Lecz mimo to z głębin nocy
Wciąż wzywasz moje imię głosem ukrytym w ryku fal.

Fragment z „Godzin Knotyjskich” Przełożyła Margaret Tufu Cambridge University Press, 2202

Rozdział 10

Na pokładzie Alfy, środa, 6.10

W ciągu jednej godziny w Świątynię uderzyły trzy wielkie fale. Pierwsza uniosła ze sobą jej tylną ścianę, zerwała dach i potrzaskała kolumnadę. Druga, największa, zniszczyła dwie z Knotyjskich Wież i pogrzebała Dolną Świątynię, a trzecia wyrwała jedną z kopuł Seapointu i poniosła ją dwa kilometry w głąb lądu. Kilka prywatnych kwater i centralną bibliotekę holograficzną razem z nią. A chyba najgorsze ze wszystkiego (ponieważ Świątynia oraz Knotyjskie Wieże i tak dożywały swoich ostatnich dni) było to, że lawina piachu przemieszanego kamieniami zasypała szyby i przejścia we wszystkich stanowiskach wykopalisk. Wojskowa kaplica zniknęła pod warstwą mułu.

Ale nikogo nie stracili. Było kilka kontuzji i siniaków, jeszcze głębsze zniechęcenie, ale wszyscy żyli. A Karl Pickens trafnie podsumował ogólnie panujące nastroje, kiedy powiedział, że lepiej będzie, jak pojmą cienką aluzję i porzucą operację.

Hutch, która słuchała tego w swoim wahadłowcu, w pełni się z nim zgodziła. Ona i Carson wracali właśnie z kolejnego patrolu nad okolicą. Byli aż hen, przy samym miejscu zderzenia. Morze tam przykrywał lód, ale nie wykryli więcej fal tsunami. Carson siedział pogrążony na przemian w ponurym bądź wściekłym nastroju. Głos Henry’ego w słuchawkach był wyraźnie zmęczony i wypłowiały, jakby nic już nie miało dlań znaczenia.

Platformy lądowiska oczywiście już nie było. Priscilla Hutchins przelatywała teraz nad ostatnią z Wież.

Wiadomość od Melanie Truscott została odebrana jak należy.

Art Gibbs i George Hackett wypłynęli im naprzeciw łodzią podwodną, więc kolejną godzinę spędzili na przemieszczaniu ładunku. Bez platformy było to o wiele trudniejsze zadanie. Gdzieś w samym środku akcji upuścili jedną z paczek i stali patrząc, jak tonie powoli, a w końcu znika im z oczu. Oczywiście, dałoby się ją uratować, ale nie mieli na to czasu. Ogólnie rzecz biorąc, była to powolna i uciążliwa robota.

George popatrywał ukradkiem na Hutch, a ją bawiło jego lekkie zmieszanie, kiedy go zagadnęła. Wśród powszechnej ponurości, w jaką popadli ludzie Henry’ego, on jeden zdołał zachować resztki dobrego humoru.

— Zrób ile się da — mówił do Hutch — a o reszcie zapomnij. Nie ma sensu żołądkować się o to, na co i tak nie ma się żadnego wpływu.

Ale i jemu zdarzały się momenty zamyśleń i przyznał w końcu, że wolałby, żeby wszystko dobiegło końca w nieco przyjemniejszych okolicznościach.

— Nigdy nie przestaniemy się głowić, co było tam na dole — powiedział. — Ci ludzie żyli tu przez całe tysiąclecia. Szkoda ich tak po prostu pogrzebać.

Hutch milczała.

— Wyślemy protest — wtrącił się Art. — I to wszystko. I w tym właśnie tkwi cały problem z tym zespołem. Nie ma tu nikogo z jajami.

— A ty co byś zaproponował? — zapytał George.

Art dzielnie zniósł kpiące spojrzenie młodego olbrzyma.

— Nie mam pojęcia — odparł w zadumie. — Nie mam bladego pojęcia. Ale na miejscu Henry’ego na pewno bym coś wymyślił.

— Nie traktuj tego zbyt osobiście — ostrzegł go Carson. — To są sprawy dla zarządu.

— Myślę, że powinniśmy znaleźć sobie dobrego adwokata i pozwać drani do sądu — ciągnął Art. — Przynajmniej za niedbalstwo. Nie wiem, jak tam inni, ale mnie coś boli w plecach. — Wykrzywił się w udanym grymasie bólu.

— To nic nie da — rzekł Carson. On i George wykonywali większość roboty. Spięli razem oba pojazdy, ale i tak kołysały się i uderzały o siebie. George stał na łodzi i podawał kontenery Carsonowi. Cały proces odbywał się na zasadzie „trafi-nie trafi”, więc Hutch i tak była zdumiona, że stracili tylko jedną paczkę.

— Dlaczego nie? — upierał się Art. — Przynajmniej świat się dowie, jak działają Caseway i Truscott.

— Nic z tego nie będzie — tłumaczył Carson. — Po prostu obarczą winą jakiegoś pilota na najniższym szczeblu drabiny i rzucą go wilkom na pożarcie. Na górze nikt nie ucierpi.

— Ale przecież na nas napadnięto — wtrąciła Hutch.

— To prawda — zgodził się George, zajęty przywiązywaniem kontenera. — I wiemy, czyja to była sprawka.

— Musi być jakiś sposób, żeby się do nich dobrać — upierał się Art. Nie wypadał przekonująco w roli mściciela. Był z natury ostrożny, skromny, przezorny — zupełnie niepodobny do tych energicznych typów, jakie spotyka się zwykle w odległych zakątkach już poznanego kosmosu. Wyglądało to niemal tak, jakby pewnego dnia wsiadł do autobusu na przedmieściach Chicago i wylądował raptem w Świątyni.

Hutch przypomniała sobie tamtego bandytę z Newarku, którego Truscott rozbroiła i zabiła. Ona z pewnością nie siedziałaby bezczynnie pozwalając, by traktowano ją w ten sposób.

Z wyjątkiem owej oderwanej kopuły kompleks nie odniósł innych poważniejszych uszkodzeń. Hutch wiedziała, że porobiło się kilka przecieków, że jeden z mniejszych modułów, ten, w którym mieszkały Andi i Linda, pękł i wypełnił się wodą. Widziała także kilkoro ludzi, którzy przeszukiwali dno w pobliżu komory z łodzią podwodną.

Przyszło jej na myśl, że może ta bomba była bezpośrednim rezultatem jej rozmowy z Truscott. Nie mogła się pozbyć takiego wrażenia.

Szlag by to trafił.

Ze wspólnego kanału dobiegł ją głos Henry’ego.

— George? Potrzebujemy cię przy wykopaliskach.

George przyjął polecenie.

— Chyba będziecie musieli dokończyć beze mnie.

Hutch poczuła na plecach zimny dreszcz.

— Mają zamiar zaczynać od nowa?!

— Na to wygląda.

— Robi się trochę późno — rzuciła z przekąsem.

Art zerknął na zegarek.

— Czterdzieści trzy godziny, z groszami.

Napełnili ponownie łódź i ruszyli ku powierzchni. Tym razem oddalili się nieco od brzegu w poszukiwaniu spokojniejszych wód. Hutch zawezwała Alfę z powrotem ze szczytu, na którym stała, i kierowała ją teraz wzdłuż linii brzegowej.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Boża maszyneria»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Boża maszyneria» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jack McDevitt - The Moonfall
Jack McDevitt
Jack McDevitt - POLARIS
Jack McDevitt
Jack McDevitt - SEEKER
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Coming Home
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Cauldron
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Ancient Shores
Jack McDevitt
Jack McDevitt - A Talent for War
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Firebird
Jack McDevitt
libcat.ru: книга без обложки
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Eternity Road
Jack McDevitt
Jack McDevitt - The Devil's Eye
Jack McDevitt
Отзывы о книге «Boża maszyneria»

Обсуждение, отзывы о книге «Boża maszyneria» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x