Jack McDevitt - Boża maszyneria

Здесь есть возможность читать онлайн «Jack McDevitt - Boża maszyneria» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Boża maszyneria: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Boża maszyneria»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Loty międzygwiezdne i odkrycia innych zamieszkanych światów rozpoczęły drugi złoty wiek dla archeologów. Wśród licznych odkryć najbardziej frapującą zagadkę stanowią Wielkie Monumenty, rozsiane po kilkunastu planetach naszego ramienia galaktyki. O rasie zwanej Twórcami monumentów nic jednak naukowcom nie wiadomo, poza tym, że ich cywilizacja stała na bardzo wysokim poziomie. Do rozwiązania tej tajemnicy dąży uparcie grupa archeologów.

Boża maszyneria — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Boża maszyneria», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— W takim razie będzie ci potrzebna łódź — stwierdził Carson.

— To by za długo trwało. Musielibyśmy ją najpierw rozładować, a potem zrobić kilka kursów, żeby wszystkich przewieźć. A potem jeszcze potrzeba ze trzy kwadranse na przedostanie się do wyżej położonych miejsc. Nie, jeśli będzie dość czasu, skorzystamy z odrzutowców. Ty natomiast sprawdź, jak przedstawia się nasza sytuacja: gdzie jest ta fala, ile ma i kiedy tu będzie.

— Nie zapomnijcie — dorzuciła Andi — zabrać z doku oba wahadłowce.

Eddie zeskoczył z wózka, kiedy Carson zamykał bagażnik.

— Co ty wyprawiasz? — zapytał. Carson aż zamrugał oczyma.

— Schodzę pod wodę.

— Masz jeszcze dużo miejsca. — Eddie próbował gestami nakłonić Hutch, żeby podjechała bliżej łodzi.

— Daj spokój, Ed.

— A zresztą — dorzuciła Hutch — łódź ma płynąć na spotkanie tsunami. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebuje, to nadmiar balastu. Już pewnie i tak jest przeładowana.

To z kolei wywołało niepokój Tommy’ego.

— Może powinniśmy trochę wyładować?

— Słuchaj — sprzeciwił się Ed — tutaj wszystko może się rozpaść w kawałki. Musimy ocalić ile się da.

— Seapointowi nic nie będzie — uspokoił go Carson, rzucając jednocześnie Hutch spojrzenie pełne niepokoju. — Ruszajmy.

Zanim wydostali się z bazy, Hutch przy pomocy zdalnego sterowania wysłała Alfę na ląd. Pięć minut później ona i Carson lecieli już przez dżdżyste niebo wahadłowcem Świątyni.

Pod nimi Tommy, samotny i przerażony, pędził łodzią w otwarte morze.

Głęboko w Dolnej Świątyni George także niechętnie rezygnował.

— Henry — błagał — moglibyśmy wyciągnąć to w niecałą godzinę. Nie wiadomo skąd dołączyła do niego Maggie.

— Henry, to może być punkt przełomowy. Nie możemy ryzykować, że to stracimy.

Rozmawiali na wspólnym kanale. Hutch trochę się pogubiła, nie usłyszała dostatecznie dużo, by wiedzieć, co to za „to”.

— Możemy nie mieć nawet tej godziny — uciął Henry. — Nie kłóćcie się ze mną, mam dość na głowie. George, wracaj natychmiast.

Hutch wpatrywała się w ocean przed sobą. Wyglądał raczej spokojnie.

— Ta fuszerka — powiedziała do Carsona — umyślna czy nie, powinna kosztować ją karierę.

— Kogo?

— Truscott.

— Wolne żarty. Teraz nie cieszymy się zbyt wielką popularnością. Raczej dadzą jej medal.

Skanery są zwykle wyspecjalizowane. Te na wahadłowcu archeologów przystosowane były do ich potrzeb — miały penetrować obiekty znajdujące się tuż pod powierzchnią i dostarczać szczegółów z badań o krótkim zasięgu. A Hutch potrzeba było teraz szerokiej perspektywy.

— Wzięliśmy nie ten wahadłowiec — oświadczyła.

— Już za późno. Będzie musiał nam wystarczyć.

Nadal prószył śnieg.

Hutch przejrzała dane na monitorach.

— Może mieć tylko metr albo dwa wysokości. Nie wiem, czy da się wypatrzyć?

Carson zmarszczył czoło.

— A gdybyśmy tak zeszli niżej?

W odpowiedzi opuściła statek niżej, ale nadal leciała z szybkością nie większą niż trzysta kilometrów na godzinę, aż w końcu Carson zaczął zrzędzić.

— Nie mamy za wiele czasu.

— Nie znajdziemy jej wcale, jeśli nie będziemy uważać. Tutaj jest mnóstwo fal.

Carson potrząsnął głową z niedowierzaniem.

— To mnie doprowadza do szalu. Fale tsunami raczej powinny być widoczne. Jesteś pewna, że Henry wie, co mówi?

— To w końcu twój szef. Jak uważasz?

Richard pomagał Janet pakować racje żywnościowe. Reszta ekipy Akademii podzieliła się na kilka grup. Henry chodził tam i z powrotem przez całą szerokość świetlicy z opuszczoną głową, z rękoma za plecami.

— Mijamy setny kilometr. Nadal nic — usłyszeli w uszach głos Carsona.

Weszli George i Tri. Razem trzynaścioro ludzi. Czyli wszyscy.

— Dobra, ludzie — zaczął Henry. — Skoro wszyscy już tutaj są, to chyba najlepiej będzie, kiedy wyjaśnię wam, co mamy zamiar zrobić. Przede wszystkim chciałbym powiedzieć, że według mnie Seapoint będzie bezpieczny. Ale tego w żaden sposób nie można być pewnym. Jeśli będziemy mieli dość czasu, ewakuujemy się stąd. Karl przyniósł nam lekki kabel. Utworzymy łańcuch i korzystając z odrzutowców popłyniemy w kierunku brzegu. Kiedy już się tam znajdziemy, natychmiast pędzimy w stronę przełęczy, skąd w miarę łatwo można się wspiąć na wyżej położony teren. W ten sposób w ciągu pół godziny od przybycia na plażę powinniśmy się znaleźć z dala od niebezpieczeństwa.

— Ile to jest „dość” czasu? — zapytała Andi.

— Dwie godziny — odparł. — Jeśli nie będzie dwóch godzin na to, żeby się stąd wynieść, zostajemy.

Art Gibbs podniósł się z miejsca. Był wyraźnie podenerwowany i niepewny.

— Może powinniśmy to przegłosować, Henry. Spojrzenie Henry’ego zaraz stwardniało.

— Nie — uciął krótko. — Żadnego głosowania. Nie chcę, żeby mi tu ktoś zginął dla poszanowania demokratycznych zasad.

— Może nie ma żadnej fali — odezwał się Carson. — Może to głupi dowcip.

— Możliwe — zgodziła się Hutch.

Po chwili ponure milczenie przerwał głos Henry’ego.

— Jak tam, Frank, dalej nic? Carson wyraźnie cierpiał.

— Nic, Henry. Tutaj wszędzie spokój.

— Nie wydaje mi się, żeby wszystko szło tak jak trzeba — odpowiedział Henry. — Lecicie zbyt wolno. Jeżeli będzie za blisko, to i tak pozostanie bez znaczenia, czyją znajdziecie, bo i tak trzeba będzie ją przeczekać. Musimy natomiast się dowiedzieć, czy jest dostatecznie daleko, abyśmy mieli czas przedostać się na ląd. A może by tak polecieć z maksymalną prędkością? Jeśli znajdziecie ją dostatecznie daleko — dobra nasza. Jeśli nie — też nic straconego.

— Nie — sprzeciwiła się Hutch. — Niewiele mi wiadomo o falach tsunami, ale jedno wiem na pewno: nie występują pojedynczo. Nawet gdybyśmy popędzili do przodu i znaleźli jakąś falę, nie moglibyśmy być pewni, że przed nią nie było kilku innych. Nie szukamy jednej fali — szukamy najbliższej.

Przy dwusetnym kilometrze udało im się wyrwać ze sztormu. Morze było rozhuśtane, rozmigotane księżycowym blaskiem i niespokojne. Wszędzie dryfowały potężne bryły lodu.

Lecieli dalej, bacznie obserwując monitory i morze. Zaczęli wyczuwać, iż Henry też hołubił nadzieję, że to tylko fałszywy alarm.

Przed nimi w świetle nawigacyjnych świateł wyrósł w wodzie potężny czarny ogon.

— Czyżby wieloryb? — zapytała.

— Na Quraquie nie ma wielorybów. — Carson spojrzał w dół. — To musi być jakaś ryba. Ale nie bardzo orientuję się w tutejszej faunie. — A po chwili tym samym tonem dorzucił: — Jest ta fala.

Była długa i prosta — zmarszczka na wodzie ciągnąca się równiutko aż po sam horyzont. Nie była szczególnie wysoka — co najwyżej jakieś dwa metry. Nie wyglądała groźnie. Ot, zwykłe spiętrzenie wody, za którym ciągnął się czarny, błyszczący ślad.

— Jesteś pewien?

— Tak. To ona.

— Henry, mówi Hutch. Mamy ją.

— Gdzie?

— Na czterechsetnym kilometrze. Porusza się z prędkością pięciuset pięćdziesięciu.

— Dobra — odrzekł. — Zostajemy tutaj.

— Aha. Jak na takiego potwora, nie wygląda źle.

Tommy Loughery płynął po powierzchni. Słyszał, jak mijają go w górze, lecąc nad otwarte morze, choć nie widział ich przez warstwę chmur.

— Tommy — usłyszał głos Andi.

— Słucham cię, Andi.

— Słyszałeś?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Boża maszyneria»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Boża maszyneria» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jack McDevitt - The Moonfall
Jack McDevitt
Jack McDevitt - POLARIS
Jack McDevitt
Jack McDevitt - SEEKER
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Coming Home
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Cauldron
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Ancient Shores
Jack McDevitt
Jack McDevitt - A Talent for War
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Firebird
Jack McDevitt
libcat.ru: книга без обложки
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Eternity Road
Jack McDevitt
Jack McDevitt - The Devil's Eye
Jack McDevitt
Отзывы о книге «Boża maszyneria»

Обсуждение, отзывы о книге «Boża maszyneria» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x