— Nazwaliśmy ich tak, bo wszystko sobie zapisywali. Prowadzili szczegółowe księgi rachunkowe, spisy inwentarza, kartoteki medyczne i statystyki. Osiągnęli dość zaawansowany stopień rozwoju. — Uśmiechnął się. — Pod względem biurokracji. Bardzo nas przypominali. Zdaje się, że mieli nawet coś w rodzaju polis ubezpieczeniowych. Co więcej, ich zniknięcie, upadek Wschodniego Cesarstwa i Drugie Załamanie, wszystko to zdarzyło się około tysięcznego roku przed naszą erą. No, jest.
Na monitorze Hutch pojawił się tekst.
— Sądząc po komercjalnym charakterze zapisków, jakie po sobie zostawili, nie byli z natury szczególnie religijni czy filozoficzni. Za ich panowania Świątynia została zredukowana do roli historycznej ciekawostki. Ale mimo wszystko udało nam się odnaleźć modlitewnik w jednym z ich miast. W Yaldipaa. Niedaleko stąd. Następny przystanek po drodze na zachód. Wersy na twoim ekranie pochodzą z tej właśnie książki.
Na ulicach Hau-kai czekamy.
Noc schodzi, nadciąga wiatr
I stygną światła świata.
W trzysetnym roku od Bilata wzejścia
Przyjdzie ten, co wędruje do świtu,
Stopami rozgniata słońce,
Osądzić przyjdzie ludzkie dusze.
Stąpać będzie nad dachami domów,
Rozpłomieni Bożą maszynerię.
Przeczytała wiersz dwukrotnie.
— Co to jest „Boża maszyneria”?
Art wzruszył ramionami.
— W takim razie o co chodzi?
— O Bilata. Był bohaterem. Przez jakiś czas używaliśmy go do oznaczania początku ery Skrybów. Przechwycił władzę gdzieś około naszego roku 1350 p.n.e. A przy okazji, Hau-kai to święte miasto, taki tutejszy odpowiednik Jeruzalem. Symbolizuje wszystko co może być najlepsze, co może spotkać wierzącego w doczesnym życiu.
Hutch ponownie przeczytała tekst.
— Trzysta lat później zdarzyło się akurat Drugie Załamanie. — Oderwała wzrok od ekranu i z powrotem wywołała obraz Arta. — Czy sugerujesz, że ktoś przepowiedział to zdarzenie?
— Zdołaliśmy ustalić wiek książki. To jedna z najstarszych, jakie posiadamy. Większości nie udało nam się odczytać, a to, co mamy, to przede wszystkim utwory religijne.
— Kto go przetłumaczył?
— Maggie Tufu. Poznałaś ją? W każdym razie, ona ustalała odniesienia do czasu. Słowo, które oddała jako „ludzkie”, w rzeczywistości odnosi się do mieszkańców planety, męskich i żeńskich, dawnych i obecnych. A czasownik, który tutaj został oddany jako „osądzić”, najwyraźniej zamyka w sobie znaczenie zarówno sędziego, jak i kata. — Art sprawiał wrażenie jednocześnie rozbawionego i zakłopotanego. — No, tak — tym razem przepowiednia warta była swoich pieniędzy.
— Różnie to bywa z tymi przepowiedniami — odrzekła Hutch. — Przepowiadanie nieszczęść jest dość powszechnym zjawiskiem wśród ugrupowań religijnych. A kiedy zbierze się dostatecznie dużo przepowiedni, komuś w końcu uda się trafić w dziesiątkę.
Art pokiwał głową.
— Ja też bym tak powiedział. Ale niektórzy tutaj zastanawiają się, czy tamta budowla na księżycu w jakiś sposób nie wyznacza na tym świecie periodycznych zniszczeń.
O dziewiętnastej wahadłowiec Świątyni był już załadowany i gotowy lecieć w ślad za Alfą. Carson posprawdzał wszystko, żeby się upewnić, czy pojemniki na pewno się nie przesuną, potem patrzył, jak oddala się łódź podwodna. Eddie siedział sztywno w swojej bańce, z ramionami splecionymi na piersiach, i wpatrywał się wprost przed siebie.
Carson zapuścił silniki, poinformował dyżurnego, że wyrusza, i uniósł się w górę.
Słońce przesunęło się za szczyty gór, a wśród zapadającego zmierzchu zerwał się zimny wiatr. Właśnie była pora odpływu, więc na plaży połyskiwały w ostatkach światła rozległe płachty piasku. Fale załamywały się o Wieże. Carson cieszył się na myśl, że wkrótce stąd się wydostanie, wróci do Waszyngtonu, gdzie będzie mógł spacerować w słońcu bez uprzęży flickingerowskiej na grzbiecie.
A mimo wszystko był zły. Kiedy przyjechał tu, sześć lat temu, na początku uznał Świątynię z jej kamiennymi ścianami za twór ponadczasowy. Na długo po tym, jak on sam przeniesie się już w szczęśliwszy świat, ona nadal będzie trwała — jak trwała tu przez całe tysiąclecia. Stanowiła symbol — dla nich wszystkich — pewnej stabilności. Uosabiała myśl, że to co naprawdę istotne, przetrwa.
Pociągnął do siebie drążek. Wahadłowiec przebijał się teraz przez warstwę chmur.
Pod spodem Wieże Knotyjskie zniknęły już wśród gęstniejącego mroku.
PLIK SIECI BIBLIOTECZNEJ
Kiedy wiosną 2187 roku Alexander LaPlante zakończył pierwszą fazę wykopalisk w Sodomie, doszedł do wniosku, że miasto zostało spalone — nieszczęście dość powszechne wśród biblijnych miast. Uczony ten jednakże przedstawił zarazem dwa dodatkowe założenia, które wywołały burzę kontrowersji, a mianowicie:
1) miasto jest starsze niż zakładano, tj. istniało już około roku 5000 p.n.e.
2) komputerowa rekonstrukcja zniszczeń pozwala przypuszczać, iż miasto zostało zniszczone przy użyciu środków zbliżonych do nowoczesnej broni jądrowej.
W 2189 roku LaPlante’owi odmówiono dalszego finansowania badań. Kolejna ekspedycja, prowadzona przez Olivera Castle i Arian Adjani zbadała podstawy obu tych przypuszczeń. Potwierdzili oni podaną przez LaPlante’a datę, ale nie znaleźli przekonujących dowodów na potwierdzenie drugiej teorii, znanej już wtedy jako „teza o bombie”.
W 2195 roku LaPlante’owi nie przedłużono kontraktu na Uniwersytecie Pensylwania. Obecnie wykłada na Uniwersytecie Radisona w Londynie.
Marjorie Gold, Wykopaliska nad Morzem Martwym Commonwealth, Nowy Jork, 2199
Quraqua, wtorek, 21.48 (za dwadzieścia osiem północ)
Oba wahadłowce, po wyładunku na Winckelmannie, odbywały właśnie powrotną podróż na powierzchnię planety, kiedy jedenastotonowy blok ekstrazmrożonego lodu, który w spisach Kosmika nosił numer 171, przeleciał właśnie nad równikiem, kierując się na południe. Z leciutkim, ledwo dosłyszalnym poświstem przeleciał nad tundrą i mięsistymi lasami. Posypały się lśniące drzazgi, rozświetlając na chwilę jałowy krajobraz.
Przednią szybę Alfy zawiewało śniegiem. Hutch, która na Winku poczekała na Carsona, a potem leciała w ślad za nim, widziała przed sobą zakotwiczone przy platformie łódź podwodną i wahadłowiec Świątyni, otoczone mglistą aureolą własnych świateł. Bagażnik wahadłowca był otwarty, a Carson i Loughery zajęci byli przekładaniem do niego stosu oczekujących na platformie pojemników.
W monitorze nad głową Hutch pojawiła się Janet Allegri. Jej włosy przyciśnięte były do twarzy polem siłowym. Była teraz w łodzi podwodnej.
— Cześć, Hutch — przywitała się. — Chyba trochę nie nadążamy z naszym planem A. — Mieli zamiar składać na platformie stosy pojemników tak, żeby do kolejnego przylotu wahadłowców uzbierać dwa pełne ładunki. Ale jak widać niezbyt im się to udało.
— Pogoda nie dopisała?
— Było dość mokro. Ale główny problem stanowią ludzie. Każdy ugania się za eksponatami.
Daleko na południu uderzyła w ocean błyskawica.
Hutch pojęła wszystko: Henry wolał zaryzykować utratę tego co już miał — a co i tak zostało już należycie zarejestrowane na hologramach — żeby zwiększyć szansę znalezienia tego, o co mu naprawdę szło.
— Schodzę — oznajmiła.
Opadła gładko na powierzchnię morza i podpłynęła do magnetycznych złączek, które przytwierdziły statek do platformy. Carson ładował właśnie ostatni kontener, a bagażnik był jeszcze w połowie pusty.
Читать дальше