Opuścił się na platformę, wysiadł i zabawiwszy chwilę w komorze powietrznej, wszedł do baraku operacyjnego.
Wśród monitorów i sprzętu komunikacyjnego siedział samotnie Mark Casey i rozmawiał z kimś z zewnątrz. Na powitanie machnął tylko ręką w kierunku, gdzie mniej więcej zlokalizował szefa, i nie przerywał rozmowy.
Helm zasiadł przy własnym biurku, żeby przejrzeć nadesłane wiadomości. Z tego, co zdołał podsłuchać z rozmowy Caseya wynikało, że jego dyżurny koordynator z jakiegoś powodu nie czuje się najszczęśliwszy.
Casey był długi i chudy — taki drągal, ostry i twardy, unikał zwykle nadmiaru zbędnych gestów i słów. Rzadkie włosy zaczesywał na łysinę, a dół twarzy przykrywała starannie utrzymana broda. Wzrokiem odnalazł oczy Helma, żeby mu zasygnalizować, że ten świat pełen jest niekompetentnych idiotów.
— Kolejne jądro do niczego — odezwał się, kiedy już się rozłączył. — Jak tam twoja wycieczka?
— W porządku. Będziemy gotowi na czas.
— To dobrze. Wszyscy już są z powrotem. — Casey poskrobał palcem wskazującym plamkę nad prawą brwią. — Jeśli dalej będą nam się tak przepalały jądra, to mogą być kłopoty. Zostało nam tylko jedno zapasowe.
— Cholerne buble — odpowiedział Helm. — Ktoś w zaopatrzeniu zarobił na tym parę doków.
Casey wzruszył ramionami.
— Tam jest czterdzieści pięć poniżej zera. Sam nie mogę się nadziwić, że cokolwiek jeszcze działa.
Na ścianie naprzeciw luku komory powietrznej rozpięta była elektroniczna mapa lodowej czapy. Różnokolorowe lampki znaczyły miejsca, gdzie rozmieszczono głowice nuklearne: czerwone — miejsca, gdzie ładunki umieszczono we wnętrzu wulkanu, białe — w samych lodowych płachtach, a zielone — tam, gdzie wciąż jeszcze pracowały ich ekipy. Zielonych światełek było pięć.
— O czymś jeszcze powinienem wiedzieć, Mark?
— Tuż przed twoim przyjściem dzwoniła Jensen. Oni też mają kłopoty ze sprzętem. Jensen twierdzi, że mają opóźnienie. Jakieś osiem godzin. Na tablicy jeszcze tego nie ma.
Helmowi to się nie spodobało. Planował, że wszystko będzie gotowe z trzydziestogodzinnym zapasem, dzięki czemu zostałoby dość czasu na ewentualne poprawki i nadal pozostałby przyzwoity margines bezpieczeństwa na wycofanie wszystkich ekip. Jensen kierowała grupą dwudziestą siódmą, która miała za zadanie zanurzyć głowicę nuklearną w lodzie po drugiej stronie. Cholerne osiem godzin. No cóż, z tym też da się jeszcze żyć. Ale jeśli będzie gorzej, zażąda jej głowy.
Od niechcenia przeglądał wiadomości. Jedna przyciągnęła jego uwagę.
DO:DYREKTORA NORTHCOM
DYREKTORA SOUTHCOM
GŁÓWNEGO PILOTA
OD:DYREKTORA NACZELNEGO PROJEKTU „NADZIEJA”
DOTYCZY:PROCEDUR ADMINISTRACYJNYCH.
JESTEŚMY W TRAKCIE PRZEDSIĘWZIĘCIA, KTÓRE JEST ZARÓWNO BEZPRECEDENSOWE, JAK I BARDZO ZŁOŻONE. RAPORTY KONTROLNE WINNY ODTĄD IŚĆ W GÓRĘ, TAK JAK TO PRZEWIDUJE PODRĘCZNIK, SEKCJA 447112.3(B). WEZWANIA O DODATKOWA POMOC POWINNY BYĆ PRZESYŁANE KANAŁEM OPERACYJNYM, TAK JAK TO BYŁO USTALONE. W RAZIE POTRZEBY SPIESZYMY Z NATYCHMIASTOWA POMOCĄ. DODATKOWO, WSZYSTKIE PROCEDURY DETONACYJNE NALEŻY ZAPLANOWAĆ TAK, BY UMOŻLIWIĆ EWENTUALNA INTERWENCJĘ AŻ DO OSTATNIEJ CHWILI. POTW.
TRUSCOTT
Holm czytał wiadomość kilkakrotnie.
— Widziałeś to, Mark? „Aż do ostatniej chwili”? Casey pokiwał głową.
— Już wysłałem potwierdzenie.
— Ona doskonale wie, że tu wszystko musi iść po kolei. O co chodzi tym razem?!
— Nie mam pojęcia. Ja tu tylko sprzątam. Pewnie o to samo co zawsze.
— Coś musiało się stać. — Helm zmrużył oczy. — Daj no mija na kanał.
Na ekranie pojawił się obraz Melanie Truscott. Znajdowała się w swojej kwaterze, rozparta wygodnie na sofie, na kolanach miała otwarty notatnik, a dookoła niej walało się po poduszkach mnóstwo papierów.
— Ian — odezwała się — czym mogę ci służyć?
Helm nie znosił arystokratycznych manier Truscott. Ta kobieta uwielbia podkreślać własną pozycję. Akcentowała ją uśmiechem, autorytatywnym tonem, a zwłaszcza tym, że konsekwentnie nie konsultowała z nim żadnych decyzji ani poleceń.
— Jesteśmy gotowi odwołać wszystko w ostatniej chwili — rzucił.
— Wiem. — Zamknęła notatnik.
— Co się dzieje? Czy ktoś wywiera na nas nacisk?
— Ci z zarządu obawiają się, że ktoś z ekipy Jacobiego może odmówić wyjazdu w oznaczonym terminie. Chcą się upewnić, że nikt nie zginie.
W Helmie zawrzała krew.
— To jakiś cholerny żart, Melanie. Mogą próbować blefu, ale możesz być pewna jak cholera, że żaden z nich nie zdecyduje się tam zostać, kiedy po tych ich wykopaliskach przewali się góra wody i lodu.
— To jeszcze nie wszystko. — Truscott była wyraźnie zmartwiona. — Rozmawiałam z ich pilotem. Twierdzi, że są blisko jakiegoś wielkiego odkrycia i wygląda na to, że mogą nie zdążyć. Przekazy, które wyłapaliśmy, zdają się to potwierdzać.
— No to poślij im ostrzeżenie. Przypomnij, o co toczy się stawka. Ale na litość boską, nie wycofuj się. Jak to zrobisz, już nigdy się ich nie pozbędziemy. Słuchaj, Melanie, to nie może ciągnąć się do końca świata. Klimat daje się we znaki naszemu sprzętowi, a z tym cholerstwem i tak od początku tylko same kłopoty. Jeśli wstrzymamy operację, choćby o kilka dni, to nie gwarantuję, że wybuchnie w wyznaczonej sekwencji. — Case uniósł brwi, ale Helm nie zwracał na niego uwagi.
— Nic na to nie poradzę. — Truscott zmieniała pozycję, sygnalizując w ten sposób, że rozmowa dobiegła końca. — Musimy się podporządkować otrzymanym poleceniom.
Kiedy zniknęła, Case uśmiechnął się szeroko.
— Nasz sprzęt to może nie jest ostatni krzyk mody, ale też się nie rozpada.
— Odrobina przesady dobrze robi duszy. Wiesz, co jest z nią nie tak, Mark? Nie zna różnicy między tym, co góra każe jej robić, a tym, co faktycznie chcą, żeby zrobiła. Caseway jest przezorny, chroni własny tyłek, na wszelki wypadek. Ale tak naprawdę chce, żebyśmy robili swoje. Jeżeli sprawy nie pójdą według planu, Truscott nie będzie za dobrze wyglądać. Ani ja.
— No to co masz zamiar zrobić?
Helm zapatrzył się w okno. Niebo i ogrom lodu miały ten sam kolor.
— Jeszcze nie wiem. Ale może wbrew jej samej zrobię z niej dobrą dyrektorkę.
Truscott wiedziała doskonale, że Helm miał rację. Ten sukinsyn nie był wart nawet garstki prochu, która posłałaby go do piekła. Ale miał rację. Była tego świadoma — od zawsze. Sami się stąd nie wyniosą. Trzeba ich pogonić.
Niech to diabli.
Przycisnęła guzik do Harveya.
— Jak będziesz miał chwilkę — powiedziała.
Z ARCHIWUM
PROJEKT „NADZIEJA”
Założenia fazy pierwszej
Szacuje się, że w ciągu pierwszych sześćdziesięciu sekund po detonacji po obu stronach globu stopnieje około dziewięciuset milionów ton lodu. Reakcja na ciepło wytworzone przez urządzenia nuklearne na biegunie południowym może utrzymywać się na wysokim poziomie nie wiadomo jak długo, dzięki naszej umiejętności uaktywnienia podmorskich wulkanów. Najbardziej prawdopodobne założenia wyglądają następująco:
1) Trzęsienia ziemi do 16,3 stopni w skali Grovenera wzdłuż wszystkich głównych uskoków w obrębie 50 stopni wokół każdego z biegunów;
2) Fale tsunami na całym Morzu Południowym. Będą to olbrzymie fale, niepodobne do żadnej z tego typu fal występujących na Ziemi w całej jej historii. W rezultacie wybuchów wielkie połacie mórz po prostu wystąpią ze swego basenu i zaleją masyw lądu, wdzierając się na tysiące kilometrów w głąb.
Читать дальше