Jack McDevitt - Boża maszyneria

Здесь есть возможность читать онлайн «Jack McDevitt - Boża maszyneria» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Boża maszyneria: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Boża maszyneria»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Loty międzygwiezdne i odkrycia innych zamieszkanych światów rozpoczęły drugi złoty wiek dla archeologów. Wśród licznych odkryć najbardziej frapującą zagadkę stanowią Wielkie Monumenty, rozsiane po kilkunastu planetach naszego ramienia galaktyki. O rasie zwanej Twórcami monumentów nic jednak naukowcom nie wiadomo, poza tym, że ich cywilizacja stała na bardzo wysokim poziomie. Do rozwiązania tej tajemnicy dąży uparcie grupa archeologów.

Boża maszyneria — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Boża maszyneria», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Piątek, dziesiąta rano, czasu Świątyni. Kiedy to może być? Wywołała dane przysłane przez Allegri.

Quraquański dzień miał dwadzieścia godzin, trzydzieści dwie minuty i osiemnaście sekund. Wszyscy rozumieli, jak wielkie znaczenie psychologiczne ma zachowanie dobrze znanego zegara dwudziestoczterogodzinnego, ale trzeba będzie dokonywać poprawek za każdym razem, kiedy pierwsi osadnicy zaczną osiedlać się na jakimś nowym świecie. Na Quraquie mechanizmy odmierzające upływ czasu nastawione były tak, że chodziły normalnie do 10.16’ 09” rano i wieczorem, a potem przeskakiwały od razu do dwunastej i pokazywały południe lub północ. W ten sposób czasu ubywało po równo i w dzień, i w nocy.

Traf chciał, że akurat była niedziela i na Winckelmannie, i w Świątyni Wiatrów. Terraformacja zacznie się za mniej więcej dziewięćdziesiąt godzin. Henry Jacobi chciał zakończyć ewakuację z jednodniowym zapasem bezpieczeństwa. A do dyspozycji będą dwa wahadłowce. Nic trudnego.

Ale coś nie dawało jej spokoju. Jakoś nie wyglądało na to, że wydostanie się stąd jest dla Jacobiego sprawą numer jeden. Nakazała komputerowi nawigacyjnemu przenieść Winka z orbity lunarnej w pobliże Quraquy. Wprowadziła obie wersje ostatecznego terminu do swego osobistego chronometru, a zegary na statku przestawiła na czas Świątyni.

Monitor nawigacyjny ostrzegł ją, że za trzydzieści dwie minuty opuszczą orbitę.

Hutch dokończyła kolację, a resztki wrzuciła do tuby próżniowej. Potem włączyła sobie jakąś komedię i rozłożywszy się wygodniej w fotelu, zaczęła oglądać. Zanim włączyły się dopalacze, a statek ruszył z miejsca, ona już smacznie spała.

Obudził ją dzwonek. Przyszedł jakiś przekaz.

Światła były przyćmione. Przespała siedem godzin.

Na monitorze pojawił się Richard.

— Cześć. Jak tam?

— W porządku.

Sprawiał wrażenie zmartwionego — wyglądało na to, że zaraz powie coś, co jej się nie spodoba.

— Słuchaj, Hutch, sprawy tutaj nie mają się najlepiej. Pod Świątynią znajduje się kilka stanowisk. To, którym jesteśmy najbardziej zainteresowani, jest schowane bardzo głęboko, a oni właśnie próbują się do niego dostać. Potrzebujemy maksimum dostępnego czasu. Ten ich wahadłowiec pomieści troje ludzi i pilota. Ustal jakiś harmonogram, żeby wywieźć stąd wszystkich. Ale nam zostaw maksimum czasu na pracę.

Hutch pozwoliła sobie ujawnić własną irytację.

— Richard, to szaleństwo.

— Pewnie tak. Ale wygląda na to, że są już bardzo blisko. Już prawie zeszli do Niższej Świątyni. Hutch, ona powstała w 9000 r.p.n.e. — w tym samym czasie, co konstrukcja na Księżycu. Musimy na to spojrzeć. Po prostu nie możemy jej tak zostawić, kiedy ma zostać zniszczona.

— Myślę, że najważniejszą sprawą jest wydostać się stąd, zanim poziom wód się podniesie — sprzeciwiła się Hutch.

— Wydostaniemy się, Hutch. Ale do tego czasu musimy dobrze wykorzystać każdy dzień.

— Niech to szlag trafi.

Richard posłał jej cierpliwy uśmiech.

— Hutch, nie będziemy ryzykować. Masz na to moje słowo. Ale potrzebuję twojej pomocy. Zgoda?

A ona pomyślała sobie: „Powinnam być wdzięczna losowi, że nie zechciał zostać tu za wszelką cenę, ryzykując, że Kosmik go utopi”. Jego wrodzona ufność w ludzkie poczucie przyzwoitości zwiodła go już niejeden raz.

— Zobaczę, co się da zrobić — odrzekła. — Richardzie, wiesz, kto zawiaduje tu działaniami Kosmika?

— Dyrektorka nazywa się Melanie Truscott. Nic o niej nie wiem. U Henry’ego nie ma wysokich notowań.

— Wcale mnie to nie dziwi. Gdzie ma swoją kwaterę?

— Zaczekaj. — Odwrócił się i chwilę z kimś rozmawiał. — Mają tu stację orbitalną. Można ją wezwać przez stację Kosmik. — Jego oczy zrobiły się podejrzliwe. — A dlaczego pytasz?

— Przez ciekawość. Będę u was za kilka godzin.

— Hutch, ty się w to nie mieszaj — napomniał ją. — Zgoda?

— Już się w to wmieszałam, Richardzie.

Quraquę otaczał wiotki krąg. Widoczny był tylko wtedy, kiedy promienie słoneczne padały nań pod odpowiednim kątem. Wtedy rozbłyskał przelotną urodą tęczy. Pierścień ten w rzeczywistości składał się z kawałów lodu i nie powstał tu w naturalny sposób. Poszczególne bryły zostały przywleczone — a właściwie nadal tu się wślizgiwały — z pierścieni wokół gazowego olbrzyma Bellatrix V. Udało się tam kilka należących do Kosmika holowników, które wyodrębniwszy pojedyncze bryły lodu, popychały je następnie w kierunku Quraquy. Mówiono o nich „śnieżki”. Następnie były przechwytywane przez inne holowniki, stłaczane razem i umieszczane na orbicie wokół Quraquy, aby zostać spożytkowane dla zapewnienia planecie dodatkowych ilości wody. O godzinie zero Kosmik roztopi lodowce na biegunie, a „śnieżki” potnie na konfetti, które następnie zepchnie w dół. Według wstępnych szacunków na Quraquie przez następnych sześć lat będzie padał deszcz. Zasadzi się tu ziemskie rośliny, a jeśli wszystko pójdzie dobrze, na planecie wytworzy się nowy ekosystem. W ciągu pięciu dziesięcioleci mogą zacząć się zgłaszać pierwsi ochotnicy do zasiedlenia miejsca, które będzie wtedy — jeśli już nie rajskim ogrodem — to przynajmniej światem, w którym da się przeżyć. Czujniki Winka wychwyciły już ponad tysiąc orbitujących lodowych brył i dwie, które dopiero się zbliżały.

Hutch była obeznana z wymogami biurokracji, dlatego wiedziała, iż owe pięćdziesiąt lat to bardzo optymistyczne szacunki. Sama podejrzewała, że nikt się tu nie pojawi przez całe nadchodzące stulecie. I przypomniała jej się uwaga, którą powszechnie przypisywano Casewayowi: „Mamy teraz wyścig między cieplarnią na Ziemi a cieplarnią na Quraquie”.

Wink wszedł na orbitę.

Leżący w dole szary świat przedstawiał się niezbyt obiecująco.

Kto mógłby uwierzyć, że tak trudno będzie znaleźć drugą Ziemię? Że w promieniu tych wszystkich lat świetlnych dookoła znajdą tak niewiele? Pinnacle miał stanowczo za dużą grawitację, Nok zamieszkiwała już jedna inteligentna rasa, przed którą ludzie utrzymywali swoje istnienie w ścisłej tajemnicy. A jeszcze inna nadająca się do zaludnienia planeta, o jakiej Hutch słyszała, krążyła wokół niestabilnego słońca. Poza tym nie było już nic.

Poszukiwania, rzecz jasna, będą prowadzone dalej. Ale tymczasem mieli tylko to zimne i niegościnne miejsce.

Stacja Kosmik wyglądała jak jasna gwiazda w południowej części nieba. Była pomniejszoną wersją IMAĆ, okołoziemskiej stacji kosmicznej — dwa bliźniacze koła obracające się w przeciwnych kierunkach, połączone siecią spon i osadzone na grubej osi.

Światła stacji pobladły w blasku odbitym od planety. Zbliżał się do niej jakiś pomniejszy pojazd pomocniczy.

Wpisała do komputera nazwisko Melanie Truscott.

Ur. Dayton, Ohio 11 grudnia 2161.

W 2183 wyszła za Harta Brinkera, potem podjęła pracę jako główna księgowa w banku Caswell & Simms. Małżeństwa nie przedłużono w 2188. Żadnych danych na ten temat.

Tytuł licencjata z astronomii — Wesleyan U. w 2182, tytuł magisterski i doktorski z inżynierii planetarnej na Uniwersytecie Wirginia — odpowiednio: 2184 i 2186.

2185–88 — wykładowca na UW.

2188–92 — aktywnie wspiera walczące organizacje ekologiczne.

2192–93 — Komisarz Regionu Północno-Zachodniego w Departamencie Spraw Wewnętrznych Unii Północnoamerykańskiej.

2193–95 — Doradca ds. Energii Nuklearnej przy Zjednoczonym Świecie.

2195–97 — ustala swoją reputację jako główny projektant zakończonego (częściowym) sukcesem planu rekultywacji basenów: Północnoamerykańskiego i Amazonki.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Boża maszyneria»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Boża maszyneria» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jack McDevitt - The Moonfall
Jack McDevitt
Jack McDevitt - POLARIS
Jack McDevitt
Jack McDevitt - SEEKER
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Coming Home
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Cauldron
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Ancient Shores
Jack McDevitt
Jack McDevitt - A Talent for War
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Firebird
Jack McDevitt
libcat.ru: книга без обложки
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Eternity Road
Jack McDevitt
Jack McDevitt - The Devil's Eye
Jack McDevitt
Отзывы о книге «Boża maszyneria»

Обсуждение, отзывы о книге «Boża maszyneria» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x