Jack McDevitt - Boża maszyneria

Здесь есть возможность читать онлайн «Jack McDevitt - Boża maszyneria» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Boża maszyneria: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Boża maszyneria»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Loty międzygwiezdne i odkrycia innych zamieszkanych światów rozpoczęły drugi złoty wiek dla archeologów. Wśród licznych odkryć najbardziej frapującą zagadkę stanowią Wielkie Monumenty, rozsiane po kilkunastu planetach naszego ramienia galaktyki. O rasie zwanej Twórcami monumentów nic jednak naukowcom nie wiadomo, poza tym, że ich cywilizacja stała na bardzo wysokim poziomie. Do rozwiązania tej tajemnicy dąży uparcie grupa archeologów.

Boża maszyneria — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Boża maszyneria», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Wiem, Hutch. I nie zapomnę. — Ujął jej dłoń i uścisnął; ich pola rozbłysły na moment.

— Uważaj — powiedziała.

— Co to za jeszcze jedna rzecz do zrobienia? — spytał Carson.

— Potrzebujemy jak najdokładniejszych pomiarów tego nachylenia. Z obu okrągłych wież. I musimy upewnić się, że najniższy punkt obu dachów rzeczywiście skierowany jest w stronę centralnego placu. — Puścił oko do Hutch. — Chyba — rozpromienił się — coś mamy.

6 czerwca 2202

Drogi Dicku,

…Bogu niech będą dzięki za te okrągłe wieże i pochyle dachy. To jedno stanowi łut rozumu w całym tym nieprzytomnym przedsięwzięciu.

Byłbyś się ubawił widząc, jak się zachowujemy. Cichuteńko. Rozmawiamy ściszonymi głosami, jakbyśmy wszyscy troje obawiali się, że ktoś może nas podsłuchać. Nawet Frank Carson. Nie znasz go — ale to nie ten typ, który byle komu ustępuje z drogi. A nawet on zerkał co chwila przez ramię.

Bo tak naprawdę, w tych ulicach wciąż wyczuwa się czyjąś obecność. Nie można nic poradzić — to się czuje i już.

Biedna Hutch. Ona nie dostrzega w tym żadnych racjonalnych przesłanek, więc pod koniec była już bliska wybuchu. A nawet przecież ja czułem się niepewnie, mimo tego małego olśnienia, jakiego doznałem (a jak się domyślam, ty też już wiesz, o co mi chodzi). Oz to nie miejsce dla kogoś z połowicznie działającą wyobraźnią…

Richard Richard Wald do swego kuzyna, Dicka. Otrzymane w Portland, w stanie Oregon, 24 czerwca

CZĘŚĆ DRUGA

Świątynia Wiatrów

Rozdział 6

Na pokładzie Alfy, niedziela, 6 czerwca, 18.30

Hutch cieszyła się, że wraca na Winckelmanna. Był to niezbyt zgrabny, modułowy pojazd, właściwie niewiele więcej nad zestaw trzech pierścieni przyłączonych do centralnej osi. Zbliżając się, włączyła światła na pokładzie. Oświetliły komorę wahadłowca i zarysy czujników, stanowisk obsługi oraz anten. Statek wyglądał ciepło i swojsko, był pożytecznym i niewątpliwie ludzkim wytworem unoszącym się na tle wygwieżdżonego nieba, które nagle zaczęło napawać ją niepokojem.

Zwykłe dla przestrzeni międzygwiezdnej nastroje na ogół nie miały na nią wpływu, przeciwnie niż to się zdarzało wielu innym podróżnikom pomiędzy światami. Ale dziś wieczorem — ach, dziś jakże pięknie wyglądał jej statek. Lubiła towarzystwo, lubiła mieć z kim pogadać, lubiła, kiedy ktoś jeszcze wypełniał puste przestrzenie na statku. Niemniej czuła wyraźną ulgę na myśl, że wreszcie znalazła się w domu, gdzie może pozamykać wszystkie drzwi i puścić sobie symkę.

Pierścień A, ten najbliższy mostka, ozdabiała potężnych rozmiarów oznaka Akademii: zwój i lampa na tle błękitnego globu Zjednoczonego Świata.

Planeta i jej księżyc unosiły się teraz na czarnym, bezgwiezdnym niebie. Quraqua leżała na samym skraju Próżni, ogromnego pęknięcia między Orionem a Ramionami Strzelca. Przeciwległy jej brzeg znajdował się sześć tysięcy lat świetlnych stąd, widoczny tylko jako zamazana poświata. Hutch zaczęła rozmyślać nad tym, jaki wpływ na rozwój ras inteligentnych miał fakt, że niebo z jednej strony roi się od gwiazd, a z drugiej jest zupełnie puste.

Alfa wleciała do wnętrza pierścienia B i osiadła na swoim stanowisku. Wielkie drzwi ku zadowoleniu Hutch odcięły ją zaraz od panującej na zewnątrz nocy. Zdjęła flickingerowską uprząż i umieściła w schowku za siedzeniem. Pięć minut później była już na mostku.

Na konsolecie łączności migotało światełko: jest wiadomość. Czekał na nią zapewne rutynowy przekaz ze Świątyni, bo Richard jeszcze nie zdołał tam dotrzeć. Później będzie czas, żeby ją przejrzeć. Przeszła do swojej kabiny, zdjęła robocze ciuchy i weszła pod prysznic. Deszcz rozpylonych kropel sprawił jej wielką przyjemność.

Później, wciąż jeszcze ociekając wodą, zamówiła stek. Ściany jej kabiny zdobiły zdjęcia starych przyjaciół — ona i Richard na Pinnacle; Alfa unosząca się nos w nos z Wielkim Monumentem Heksagonalnym niedaleko Arktura; grupa planetologów, do których przyłączyła się, kiedy urządzali plażowe party na Bethesdzie (i którzy do tego zdjęcia unieśli ją na własnych ramionach). Powietrze pachniało tu aromatem doniczkowych roślin: tymianku, wawrzynu i kapryfolium.

Za iluminatorem toczył się demoniczny księżyc. Oz, umiejscowione po drugiej jego stronie, nie było stąd widoczne. Poirytowana własnym niepokojem, zasłoniła iluminator.

Sześć lat temu Richard podarował jej medalion — śliczny kawałek platyny, kopia talizmanu, który przywiózł kiedyś z Quraquy. To było jeszcze zanim odkryto Oz. Na jednej jego stronie wyryto podobiznę skrzydlatego stwora i sześcioramienną gwiazdę, a na drugiej wdzięcznie wygięty łuk. Stworzenie i gwiazda oznaczają miłość — powiedział jej wtedy Richard — a łuk pomyślność. „I żadne z nich cię nie opuści, dopóki będziesz nosić ten medalion”.

Dziś wieczorem jego widok przyniósł jej ukojenie. Zawiesiła go na ramionach. Taka lokalna magia.

Ubrała się, a kiedy zadźwięczał dzwonek wzywający ją na obiad, przeszła do kuchni, żeby odebrać swój stek. Dodała do tego butelkę wina i wszystko razem poniosła na mostek.

Lampka łączności nadal błyskała.

Odcięła plasterek mięsa, skosztowała i otwarła butelkę. To było chablis. Potem postukała w klawisze i na ekranie łączności ukazała się blondynka o niezwykle pięknych rysach.

— Witam, Winckelmann. Nazywam się Allegri. Będę koordynować akcję ewakuacyjną. Mamy do zabrania czternaścioro ludzi. A także doktora Walda, który właśnie do nas leci. Chcemy rozpocząć akcję za czterdzieści osiem godzin. Wiem, że to później niż zaplanowano, ale nadal mamy tu jeszcze robotę. Dla pani informacji: Kosmik zaczyna swoją operację w piątek o dziesiątej rano, naszego czasu. Czasu Świątyni. Ten przekaz zawiera przeliczniki czasowe. Chcemy się stąd wydostać z dwudziestoczterogodzinnym zapasem. Mamy też do przewiezienia sporo eksponatów i chcielibyśmy jak najprędzej zacząć ich załadunek. Proszę skontaktować się ze mną, kiedy tylko będzie pani miała możliwość.

Ekran pociemniał.

Hutch rozparła się w fotelu. Ludzie w tych odległych miejscach sporo się muszą nagadać, żeby się przywitać. Zastanawiała się, czy Allegri nie za długo siedzi pod wodą.

Wywołała na głównym ekranie obraz Quraquy i dała trzydziestodwukrotne powiększenie.

Pokrywa chmur zalana była słonecznym światłem, rozjaśniając pod spodem świat pokryty błotnistego koloru stepem, rozległymi zielonymi lasami, rozrzuconymi niedbale pustyniami i krętymi górskimi łańcuchami. Nie dostrzegało się żadnego z oceanów. Były dwa, płytkie i zupełnie ze sobą nie połączone. Świat ten można by określić jako wyschły i spierzchnięty, czemu Kosmik miał nadzieję zaradzić podczas pierwszej fazy operacji, którą zechciał sobie nazwać projektem „Nadzieja”.

Południowy ocean otaczał lodowy biegun, tworząc kolisty zbiornik wodny o szerokości jakichś pięciuset kilometrów. Z niego wyrastało na północ kilka przypominających palce mórz. Najdłuższym z nich było Yakata — w lokalnej terminologii nazwa ta znaczyła Centrum Rekreacyjne dla Bogów. Wrzynało się na jakieś trzy tysiące kilometrów w głąb zwartego lądu. Przy najdalej wysuniętym na północ krańcu, tuż przy samym brzegu, leżała Świątynia Wiatrów.

Gdzieś czytała, że sądzi się, iż Quraqua wchodzi właśnie w okres lodowcowy. Prawda to czy nie, lodowe czapy prezentowały się nad wyraz okazale. Kiedy się rozpadną, będzie z tego niezły plusk. A Quraqua, zdaniem ekspertów, uzyska rozpuszczone oceany.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Boża maszyneria»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Boża maszyneria» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jack McDevitt - The Moonfall
Jack McDevitt
Jack McDevitt - POLARIS
Jack McDevitt
Jack McDevitt - SEEKER
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Coming Home
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Cauldron
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Ancient Shores
Jack McDevitt
Jack McDevitt - A Talent for War
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Firebird
Jack McDevitt
libcat.ru: книга без обложки
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Eternity Road
Jack McDevitt
Jack McDevitt - The Devil's Eye
Jack McDevitt
Отзывы о книге «Boża maszyneria»

Обсуждение, отзывы о книге «Boża maszyneria» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x