Siostra Mary od Krzyża wiedzie za sobą tysiące ochotników
UZNANO MOŻLIWOŚĆ WYPRODUKOWANIA ANTYGRAWITACJI
Ekipa badawcza w Berlinie chyba zbliża się do finiszu
Rolnictwo przesuwa się na północ
ROSJANIE I KANADYJCZYCY ODKRYWAJĄ, ŻE ZMIANY KLIMATYCZNE DOSTARCZAJĄ NAM NOWYCH TERENÓW UPRAWNYCH
Rolnicy obu rejonów stawiają żądania
(szczegóły wewnątrz numeru)
ŚRODKOWOZACHODNI PAS PSZENICZNY MOŻE ZNIKNĄĆ NA ZAWSZE
Eksperci twierdzą, że zmiany są nieodwracalne
NAU największym obecnie importerem żywności
METEOR WIENBERGA LĄDUJE NA KSIĘŻYCU
Liczni obserwatorzy oglądają jego przylot
Po raz pierwszy wiedzieliśmy z góry
OBROŃCY BAZY KSIĘŻYCOWEJ
OSTRZEGAJĄ PRZED NIEBEZPIECZEŃSTWEM ASTEROIDÓW.
Drużyny lunarne zapewnią nam całkowite bezpieczeństwo od spadających skał — twierdzi wiceprezydent
OGŁOSZONO KOLEJNĄ LISTĘ 20 WYMARŁYCH GATUNKÓW
BOLLIER REZYGNUJE W SAMYM ŚRODKU WALKI
Twierdzi: lasów już nie da się uratować
Atakuje Sancheza Brazylijczycy oskarżają go o kradzież pieniędzy Fundacji
NCA Winckelmann, środa, 12 maja, 14.10 czasu Oreenwich
Ziemia i Księżyc zostały daleko w tyle.
Hutch siedziała na mostku Johanna Winckelmanna i obserwowała, jak dobrze znane kule rozpływają się między błyszczącymi gwiazdami. „Oto i kolejne pożegnanie, drodzy przyjaciele”. Cal także już ustępował z wolna, zacierał się, jakby jego istnienie było tylko efektem Schrödingera, zależnym od jej obecności. Może i miał rację w tym, co mówił.
Richard kręcił się z tyłu, rozpakowywał rzeczy, rozgaszczał się. Była wdzięczna losowi za tę zmianę w ostatniej chwili, która oszczędziła jej samotnego lotu na Quraquę. Znajdowała się w takim nastroju, że koniecznie potrzebowała czymś zająć myśli. A jej pasażer był najlepszym lekarstwem — znała go na tyle dobrze, że mogła mu wszystko opowiedzieć, i w dodatku nie znosił, kiedy ktoś się nad sobą rozczulał.
Zjedli śniadanie tuż przed odlotem, a potem on zakopał się wśród swoich notatek. Zauważyła, że jest czymś wyraźnie podekscytowany, i to był następny powód, dla którego mogła się cieszyć, że ma go na pokładzie. Richard zawsze prowadził jakąś krucjatę. Nie pojawił się na mostku od startu, ale nie było w tym nic niezwykłego. W końcu stamtąd wylezie, najpewniej wtedy, kiedy trochę zgłodnieje, bo nie lubił jadać samotnie. A wtedy wszystko jej wyjaśni.
Rzecz jasna, wiedziała o zagadce Oz. Cieszyła się, że Richard leci jej się przyjrzeć, i już nie mogła się doczekać, kiedy usłyszy jego opinię na ten temat.
Ale minęło już siedem godzin, a on nadal się nie pojawiał. Poinformowała go, że niedługo wykonają skok.
— Za jakieś dziesięć minut — obwieściła przez głośniki. — Szacunkowy czas trwania lotu: dwadzieścia pięć dni — dodała.
— Dzięki, Hutch — w jego głosie wyczuła niezadowolenie. To pewnie dlatego, że nie może się doczekać, kiedy zacznie. Na drugi dzień będzie już łaził po całym statku, wyzywał ją na pojedynki szachowe i narzekał, że nie da się lecieć ani trochę szybciej. Będzie sterczał na mostku i patrzył, jak Wink, poruszając się na pozór z szybkością płaskodennej łodzi, mija powoli międzywymiarowe mgły.
Pojawił się wkrótce, dźwigając paczkę z cynamonowymi bułeczkami.
— Jak nam leci?
— Znośnie. Przypnij się.
Usiadł, poprawił sprzączki i podał jej ciastko.
— Jak dobrze znowu cię widzieć.
Panoramiczne wizjery były odsłonięte. Gwiazdy błyszczały uroczo, zalewając mostek miękką poświatą. W środku pogasili wszystkie światła, z wyjątkiem kilku lampek kontrolnych. Czuli się prawie jak na tarasie przed domem.
Przez kilka chwil Richard prowadził zwykłe pogaduszki. A potem, przy pierwszej nadarzającej się okazji, Hutch zaczęła głośno zastanawiać się nad zagadką Oz.
— To nie jest dzieło Twórców Monumentów, prawda? To znaczy — wcale nie przypomina całej reszty.
Zmarszczył brwi.
— Do niedawna sam tak właśnie myślałem. Teraz nie jestem pewien. — Podsunął Hutch przekaz od Henry’ego.
Podobieństwo było aż nadto oczywiste.
— Znaleźli to wśród wykopalisk sprzed jedenastu tysięcy lat?
— Tak. Co o tym sądzisz?
— To jeden z nich. — Zachichotała. — Zeszli na dół i dali się sportretować. Niech mnie diabli.
Hutch prowadziła teraz rutynową kontrolę przed wejściem w nadprzestrzeń.
— Zawsze mi się wydawało, że to musieli być oni — rzuciła. — To znaczy, że oni zbudowali Oz. Bo któż by inny? Richard sprawiał wrażenie rozczarowanego.
— Tak naprawdę nic na ten temat nie wiemy, prawda, Hutch? W każdym razie, jeśli mam być z tobą szczery, to Oz jest tym miejscem, które wolałem pominąć w swoich kalkulacjach. Nie pasuje do żadnego z realnych scenariuszy, jakie przychodzą mi do głowy.
Hutch jeszcze raz rzuciła okiem na wizerunek Śmierci. Ów widok poruszał coś głęboko w jej duszy.
— No cóż — rzucił Richard. — Mam nadzieję, że ludzie Henry’ego mają już jakieś pomysły. Zabłysła bursztynowa lampka.
— Rozpoczynamy wejście — powiedziała cicho. Włączyło się sprzężenie mocy. — Zostało dziesięć sekund.
Richard wtulił się w swój fotel.
— Jeżeli to naprawdę oni, można przypuszczać, że przeszli coś w rodzaju ostrego regresu. — Jego oczy zamknęły się z wolna. — Mam nadzieję, że nie.
Silniki strzeliły ogniem, a gwiazdy wygasły. Jedyny fizyczny efekt skoku w nadprzestrzeń. Nie było nawet poczucia ruchu. Niektórzy upierają się, że czują lekki zawrót głowy, ale Hutch uważała, że tak reagują pewnie jacyś nadwrażliwcy.
Przypominało to podróż przez tunel. Kiedy tunel rozpłynie się — a proces ten mógł trwać od kilku minut do prawie godziny — ustąpi miejsca szarej mgle.
Światełka zajarzyły się na zielono, a Hutch zamknęła przedni wizjer.
— …nie zniósłbym myśli, że w końcu ze szczętem zwariowali.
— Czy to nie za mocne stwierdzenie? — Dotąd czekała ze swoją bułeczką. Teraz nalała sobie kawy i wzięła się do jedzenia.
— Że zwariowali? Nie mów nic, dopóki nie zobaczysz Oz.
PLIK SIECI BIBLIOTECZNEJ
CZY TO SIĘ OPŁACA?
…Bogactwa, jakie miały nam przypaść w udziale dzięki międzygwiezdnym podróżom, jakoś dotąd się nie zmaterializowały. Uzyskaliśmy dzięki nim kilka pomniejszych rozwiązań technicznych, które i tak dałoby się uzyskać — za ledwie ułamek poniesionych kosztów. Dowiedzieliśmy się, że na dwóch odległych planetach istniały dwie inteligentne rasy i że już ich dawno nie ma, i że na trzeciej planecie inteligentna rasa prowadzi aktualnie wojnę światową. Ktoś mógłby upierać się przy twierdzeniu, że powyższe rezultaty (w połączeniu z naszą niemożnością przeciwdziałania stale pogarszającym się warunkom życia na Ziemi) sugerują, iż zdołaliśmy się jedynie dowiedzieć, że inteligencja występuje znacznie rzadziej niż sądziliśmy. Istnieją podstawy do przypuszczeń, że musi się ona dopiero rozwinąć. Wszędzie.
Roczny koszt utrzymania programu lotów międzygwiezdnych na swoim obecnym poziomie pozwoliłby na wykarmienie każdego mężczyzny, kobiety i dziecka w Indiach i Pakistanie. Obecnie w stacjach badawczych poza układem słonecznym przebywa osiemnaście tysięcy naukowców. Wiele z tych stacji znajduje się na swoim miejscu od ponad trzydziestu lat — od zarania Ery Międzygwiezdnej. A my mamy z tego jedynie całe ryzy ezoterycznych sprawozdań na temat uwarunkowań klimatycznych i tektonicznych na odległych światach. „The Globe” nie ma nic przeciwko gromadzeniu wiedzy naukowej. Ale już czas — najwyższy czas — dokonać jakichś podsumowań.
Читать дальше