Jack McDevitt - Boża maszyneria

Здесь есть возможность читать онлайн «Jack McDevitt - Boża maszyneria» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Boża maszyneria: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Boża maszyneria»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Loty międzygwiezdne i odkrycia innych zamieszkanych światów rozpoczęły drugi złoty wiek dla archeologów. Wśród licznych odkryć najbardziej frapującą zagadkę stanowią Wielkie Monumenty, rozsiane po kilkunastu planetach naszego ramienia galaktyki. O rasie zwanej Twórcami monumentów nic jednak naukowcom nie wiadomo, poza tym, że ich cywilizacja stała na bardzo wysokim poziomie. Do rozwiązania tej tajemnicy dąży uparcie grupa archeologów.

Boża maszyneria — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Boża maszyneria», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Budowla górowała nad nimi majestatycznie.

Jedyne prawdopodobne przypuszczenie, jakie mogło się nasunąć, to takie, że uderzył w nią rój meteorów. Dookoła rzeczywiście było pełno odprysków z meteorytów. No i kraterów. Jednak odnosiło się wrażenie, że napaść była celowa.

— To pewnie tylko iluzja — odezwał się Richard, który zdawał się czytać w jej myślach. — To jedyna sztuczna konstrukcja tutaj, więc nic nie może z nią kontrastować, oprócz chaotycznego księżycowego krajobrazu. A jednak… — Potrząsnął głową. — Trudno powiedzieć, jak należy to odczytywać.

Budowla została wzniesiona, jak pamiętała Hutch, jakieś jedenaście-dwanaście tysięcy lat temu.

— Jej wiek pasuje do wieku tablic o Tullu.

— Tak — przyznał. — Może tu istnieć jakiś związek.

Było tu jakoś niesamowicie, a Hutch złapała się na tym, że przepatruje okolicę w poszukiwaniu wielkich śladów stóp.

Wysokość muru wynosiła 41,63 metra, a każdy z jego boków miał 8,32 kilometra długości. Razem tworzyły idealny kwadrat.

— Długość ściany to dokładnie dwa tysiące razy jej wysokość — wyczytała z danych na monitorze.

— Podstawa dziesięć — dodał Richard.

— Ile palców mieli Quraquatczycy?

— To właściwie nie były palce. Ale cztery.

— Twórcy Monumentów mieli sześć.

Wahadłowiec stuknął nosem w ścianę i odsunął się o kilka metrów do tyłu.

— Będziemy lądować?

— Nie, nie tutaj.

Ten mur już był bardzo stary, jeszcze zanim w Egipcie wzniesiono piramidy. Hutch leciała teraz wzdłuż niego i czuła ulotność swej egzystencji jeszcze silniej niż gdziekolwiek przedtem — i na Iapetusie, i w innych starożytnych miastach. Zastanawiała się, na czym polega różnica.

„Może lepiej czujemy się ze świadomością, że pozostaje po nas piękno. Ale żeby przeżył nas taki wykwit czystego szaleństwa…”

— To coś — przerwał jej rozmyślania Richard — jest tak różne od wszystkiego, co po sobie pozostawili. Jeżeli rzeczywiście to ich dzieło. Monumenty są lekkie, wykwintne, eleganckie. Rasa, która je wznosiła, kochała życie. A to coś tutaj — jest ponure. Irracjonalne. Brzydkie. Przerażający wytwór. — Wcisnął się w fotel zupełnie tak samo, jak czynią to ludzie podczas symki, kiedy zbliża się wilkołak. — Lećmy wyżej — dodał.

Bez pośpiechu spełniła jego życzenie.

Richard jeszcze raz rozłożył swoją mapę.

— Co nam wiadomo na temat materiałów budowlanych? Skąd pochodzą te kamienie?

Wydostała raport inżynieryjny.

— Wszystkie są tutejsze. W kilku miejscach odkryto kamieniołomy, lecz nie bliżej niż sześć kilometrów stąd.

— Nie chcieli popsuć wrażenia, niszcząc krajobraz dookoła. To przynajmniej zgadza się z resztą.

— Na to wygląda. W każdym razie, musieli chyba zmodyfikować te skały. Jedna z teorii głosi, że przekształcili je przy pomocy nanotechniki. Dookoła leży mnóstwo odłamków skalenia i kwarcu — najprawdopodobniej odpadki. Sam mur jest ze swego rodzaju wzmacnianego kalcytu.

— Z marmuru.

— Tak, ale z jakiegoś lepszego. Bardziej wytrzymałego i bardziej błyszczącego.

— Chcieli, żeby to było widoczne na Quraquie.

— Na to wygląda.

Znajdowali się już w pobliżu szczytu. Zrobili zbliżenie spalonej części muru.

— Henry uważa, że te zniszczenia można datować na około 9000 p.n.e.

— Przecież wtedy zostało zbudowane.

— Ktoś szybko je dopadł, co?

Może to sami budowniczowie mieli jakąś wpadkę. Może pokłócili się o ten swój plac zabaw.

Richard błagalnie rozłożył ręce.

— Pomysł tak samo dobry jak każdy inny.

Wróciła do studiowania ekranu.

— W glebie znaleziono znaczne ilości trójksymetylenu. I formaldehydu. Ale tylko tutaj — dookoła Oz.

— Mnie to nic nie mówi. Z chemii jestem gorzej niż beznadziejny. Jakie z tego wnioski?

— To coś — stuknęła palcem w ekran — nie oferuje żadnych teorii na ten temat.

Za murem ukazało się niby-miasto: ciemna sieć szerokich ulic, przysadzistych, szerokich budynków i długich pasaży. Miasto próżni, widmo, budowla ze skał i cienia. Instynkt Hutch domagał się tu światła i ruchu.

— Niewiarygodne — powiedział cicho Richard.

Było ogromne. Hutch podniosła pojazd nieco wyżej, jednocześnie przełączyła grzejnik w kabinie na ręczne sterowanie i przesunęła o kreskę wyżej. Miasto — podobnie jak mur — leżało w ruinie.

— Spójrz na te ulice — wyszeptała.

Zaprojektowano je tak, by formowały ze sobą idealne kwadraty. Kilometr za kilometrem. Aż do samego horyzontu, a także wzdłuż jego krzywizny. Oz było miejscem o przygnębiającej matematycznej dokładności, wszechwładnej nawet pomimo stanu totalnej destrukcji. Główne ulice krzyżowały się z przecznicami dokładnie pod kątem dziewięćdziesięciu stopni. Nie dało się dostrzec żadnych rozwidleń, żadnych łagodnych zakrętów, żadnego zbiegu uliczek. Bloki tworzące miasto ułożono z tą samą, rygorystycznie dokładną geometrią.

— Niewiele tu miejsca na wyobraźnię — rzuciła.

Richard oddychał głośno.

— Jeżeli istnieje coś bardziej sprzecznego z duchem Wielkich Monumentów, to nie mogę sobie nawet wyobrazić, co by to mogło być.

Dookoła nie rzucał się w oczy najmniejszy przejaw pomysłowości. Ani śladu spontaniczności. Nazwali to Oz, ale to był oczywisty błąd w nazewnictwie. Bo Oz — prawdziwe Oz — stanowiło miejsce pełne cudów i magii, natomiast to coś tutaj to był czysty kamień, aż do samego dna duszy.

Hutch wyłączyła obraz i przeniosła uwagę do wnętrza kabiny. Rączki, przyciski i lampki kontrolne sprawiały wrażenie czegoś ciepłego i dobrze znanego. W nieruchomym powietrzu unosił się aromat kawy.

Oz nie miało służyć za schronienie. Budowle, które z daleka przypominały domy, budynki użyteczności publicznej i wieże, były z litej skały, nawet bez imitacji okien lub drzwi. Całości nigdy nie chroniła żadna osłona — ani siłowa, ani plastenowa. Ludzie Henry’ego nigdy nie znaleźli tu śladu jakichkolwiek maszyn, narzędzi ani sprzętu.

Przelatywali teraz wzdłuż długich ulic. Nad dachami marmurowych budynków. Wiele z nich było idealnymi sześcianami. Inne miały kształt prostopadłościanów. Wszystkie wycięto z płaskiej, polerowanej skały bez najmniejszej zmarszczki czy występu na powierzchni. Miały najrozmaitsze rozmiary.

Hutch spoglądała ponad sieć krzyżujących się ulic. W swej pierwotnej formie, zanim uległy zniszczeniu, wszystkie kamienie stały idealnie prosto. Nigdzie wśród tych równoległych i prostopadłych linii nie dało się dostrzec łuku. Żadna z ulic nie zakręcała znienacka w prawo lub w lewo. Żaden dach nie opadał ukośnie. Nigdzie śladu dekoracyjnego gzymsu czy choćby gałki przy drzwiach.

Przelatywali przez ulice na poziomie parteru. Bloki górowały nad nimi, zamyślone i złowieszcze. Minęli kolejne skrzyżowanie. Po raz pierwszy w życiu Hutch dokładnie odczuła znaczenie słowa „obcy”.

— Wymiary tych bloków są swoimi własnymi wielokrotnościami — oznajmiła. Przywołała na ekran odpowiednie liczby. Każdy z bloków tej konstrukcji dawał się podzielić na sześciany o boku 4,34 metra. W ten sposób różne kalcytowe formy, które leżały wzdłuż placów i ulic, miały tyle samo jednostek wysokości, ile szerokości. Ulice i place dawały się podzielić w ten sam sposób i przy użyciu tych samych wielkości.

Zadźwięczał dzwonek łączności.

— Doktorze Wald, jest pan tam?

— Jestem tu, Frank. Witaj, Henry.

Hutch włączyła wizję. Na ekranie pojawił się tylko jeden człowiek, i nie był to Henry Jacobi. Frank Carson okazał się mężczyzną około pięćdziesiątki, dość solidnie umięśnionym, z wyglądu otwartym i towarzyskim. Obrzucił ich spokojnym spojrzeniem swych niebieskich oczu, bez śladu widocznej reakcji docenił wygląd Hutch i odezwał się do Richarda.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Boża maszyneria»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Boża maszyneria» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jack McDevitt - The Moonfall
Jack McDevitt
Jack McDevitt - POLARIS
Jack McDevitt
Jack McDevitt - SEEKER
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Coming Home
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Cauldron
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Ancient Shores
Jack McDevitt
Jack McDevitt - A Talent for War
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Firebird
Jack McDevitt
libcat.ru: книга без обложки
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Eternity Road
Jack McDevitt
Jack McDevitt - The Devil's Eye
Jack McDevitt
Отзывы о книге «Boża maszyneria»

Обсуждение, отзывы о книге «Boża maszyneria» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x