— Powiedz mi wszystko, co wiesz o Ashley Tee.
Usiadła.
— Będzie miał dwuosobową załogę. Specjalizują się w badaniach o najogólniejszym zakresie. Szukają światów ziemiopodobnych i przeprowadzają przy nich podstawowe badania. Nie dokonują badań naziemnych.
— Czy będą mieli wahadłowiec?
— Tak — odparła. — Ale po co ci wahadłowiec, skoro nie chcesz schodzić na powierzchnię?
— Hutch, tam na dole są przecież całe miasta. Będziemy chcieli trochę dookoła nich polatać. Zebrać tyle informacji, ile się da.
— No dobra. Ashley Tee to statek typu Ranger klasy EP. Jest nieduży, więc ich wahadłowiec też nie jest zbyt wielki. A przy okazji, nie jest przeznaczony do lotów w atmosferze. To latająca skrzynka.
— Mówisz, że nie nadaje się do lotów w atmosferze? Ale czy w ogóle może? Czy ty byś potrafiła?
— Ja bym potrafiła. Będzie niezgrabny. I powolny. Ale jestem pewna, że dałabym radę.
Hutch nigdy jeszcze nie wyglądała tak dobrze jak dziś. Płomyki świec migotały światłem w jej ciemnych oczach i odbijały się od czarnych onyksowych kolczyków. Czuł w niej jakąś głębię, dodatkowy wymiar, którego nie dostrzegał wcześniej. Przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie, między monolitami Oz, kiedy wydała mu się nieco lekkomyślna.
Dołączyła do nich Janet. Trochę za dużo wypiła i sprawiała wrażenie zniechęconej do życia. Przez obserwacyjny iluminator przetaczała się lśniąca krawędź tamtego świata. Byli teraz nad połową pogrążoną w nocy, ale w dole połyskiwał ocean i pokrywa chmur.
Hutch zezowała wyraźnie w stronę trzeciej koperty.
— A co jest w tamtej?
— To z Noka. — Rozerwał papier.
FRANK. ZAGARNĄŁEM STATEK POCZTOWY. JUŻ DO WAS LECĘ. ZACZEKAJCIE. DAVID EMORY.
— No tak — uśmiechnęła się Janet — zewsząd napływa wszelka pomoc. Może odrobinkę spóźniona, ale trzeba przyznać, że przynajmniej próbowali.
Carson roześmiał się.
— David wyczuwa, że coś tu mamy. Chce się tym zająć.
Hutch zapewniła wszystkich, że miewa się znakomicie, i pozostała w sali jeszcze długo po tym, jak Carson i Janet sobie poszli. Nie mogła znieść myśli, że miałaby ten wieczór spędzić samotnie.
Alkohol nie pomagał. Od czasu do czasu ktoś podchodził, siadał przy niej i próbował nawiązać rozmowę, ale ona nie potrafiła śledzić jej toku. Już prawie uwierzyła, że siłą własnej woli może sprawić, że za chwilę ukaże się w drzwiach George. Że nadal jest po drugiej stronie kanału łączności.
Zmuszała się do myślenia o czymś innym. O tym pomyśle Carsona, że stacja mogła powstać stosunkowo niedawno. Że nastąpił tu jakiś wiek ciemnoty.
Uprzątnęła stolik przed sobą i wyjęła elektroniczny notes.
Ośmiotysiącletnie cykle.
Na górze monitora przeciągnęła poziomą linię. To próżnia. Tu będzie Beta Pac III. Na samym krańcu ramienia. Koniec lądu. A Quraqua? Sporo z tyłu — pięćdziesiąt pięć lat świetlnych. W kierunku Ziemi. Teraz dorysowała Nok, o dziewięćdziesiąt osiem lat świetlnych od Quraquy, sto piętnaście od Beta Pac.
Następnie powpisywała znane im daty wydarzeń: 21 000 i 5000 p.n.e. na Beta Pac, 9000 i 1000 p.n.e. na Quraquie oraz 16 000 p.n.e. i 400 n.e. na Noku. Te 400 zaokrąglimy do zera — zrobi nam się cykl ośmiotysiącletni. Załóżmy zaistnienie podobnych wydarzeń na Beta Pac około 13 000 p.n.e., na Noku około 8000 p.n.e., a na Quraquie kiedy? Jakieś 17 000 p.n.e.
Długi czas przyglądała się rezultatom swojej pracy. Potem spojrzała za okno, na świat Twórców Monumentów. Sznury wysp. Jadeitowy ocean. Po drugiej stronie kontynent.
O czymś musieli wiedzieć. Zbudowali Oz, sześcienne księżyce i ten większy Oz tutaj.
Po co?
Potem jeszcze raz rzuciła okiem na swój notes i nagle zobaczyła. Było to tak oczywiste, że nie mogła się nadziwić, dlaczego wcześniej nie skojarzyła.
Poszła do swej kabiny, wywołała mapę nieba i sprawdziła liczby. Wszystko się zgadzało.
DO: KOMISARZA ŚWIATOWEJ AKADEMII NAUKI I TECHNIKI
SMITHSONIAN SQUARE
WASZYNGTON D.C.
OD: KIEROWNIKA EKIPY BETA PAC
DOTYCZY: AKTUALNEGO STANU MISJI
STRACILIŚMY MAGGIE I GEORGE’A ZAATAKOWANI PRZEZ MIEJSCOWE FORMY ŻYCIA. PROSZĘ WYSŁAĆ STOSOWNE ZAWIADOMIENIA. OBOJE ZGINĘLI PRÓBUJĄC RATOWAĆ TOWARZYSZY. WAŻNE ODKRYCIA CZEKAJĄ NA PRZYLOT EKSPEDYCJI Z PEŁNYM WYPOSAŻENIEM. ZAŁĄCZAM DOKŁADNY RAPORT. POZOSTANIEMY NA ASHLEY TEE DOPÓKI WYSTARCZY ZASOBÓW.
CARSON
CZĘŚĆ CZWARTA
Boża Maszyneria
Na pokładzie NCK Catherine Perth, piątek, 15 kwietnia, 5.15
Z niespokojnego snu wyrwał Carsona dzwonek u drzwi.
Po chwili wpuścił do środka podekscytowaną Hutch.
— Chyba to mam — oznajmiła wymachując swoim notatnikiem.
— Co masz?
Padła na krzesło.
— Jeśli udamy się w odpowiednie miejsce i zrobimy tam jakieś Oz, możemy się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.
— Zrobimy jakieś Oz? Mówisz poważnie? Nie możemy „zrobić jakiegoś Oz”. — Pomyślał, że za dużo wieczorem wypiła. — Czy ty w ogóle weszłaś choć na chwilę do łóżka? — zapytał oskarżycielsko.
— Daj spokój z łóżkiem — odrzekła niecierpliwie. — Wszystkie liczby się zgadzają.
Carson przygotował kawę.
— Powoli, powoli. Jakie liczby? I gdzie jest to „odpowiednie miejsce”?
Za pomocą pilota wywołała na ekran mapę nieba. Narysowała jedną linię wzdłuż granic Próżni, a potem następne, równoległe, kolejno przy Beta Pac, Quraquie i Noku.
— Wiemy od zawsze, że mamy do czynienia z ośmiotysiącletnim cyklem. Ale nie widzieliśmy w tym żadnego regularnego wzoru. Może dlatego, że mieliśmy go tuż przed nosem. Zakładamy, że wiemy o dwóch zdarzeniach na Noku i dwóch na Quraquie. I być może widzieliśmy dowód ostatniego z nich tutaj.
— No dobra — zgodził się Carson. — Ale dokąd nas to prowadzi?
— Jeżeli rzeczywiście jest ośmiotysiącletni cykl, a my wiemy, że takie zdarzenie nastąpiło tu gdzieś koło 5000 p.n.e., wynika z tego, że musiały być i wcześniejsze — gdzieś około 13 000 p.n.e. Zgadza się? I około 21 000 p.n.e. — Umieściła liczby w okienku tabeli.
— Jeśli pozostaniemy przy naszym ośmiotysiącletnim cyklu — mówiła dalej — i pchniemy go trochę do tyłu w czasie, wtedy otrzymamy podobne zdarzenie na Quraquie około 17 000 p.n.e. Tak?
— No, zgoda.
— Dobrze. Jesteśmy pewni co do drugiego i trzeciego wydarzenia na Quraquie. W obu przypadkach zaczynają się o cztery tysiące lat później niż tutaj. Co nam to mówi?
— Niech mnie diabli, jeśli wiem.
— Frank, to samo dzieje się na Noku.
— Niby jak?
Wypełniła ostatnią kolumnę, zaokrąglając liczby.
— Tym razem — zamyślił się Carson — mamy zawsze różnicę tysiąca lat. Dostrzegam regularności, ale nie wiem, o co tu chodzi.
— To fala, Frank! Cokolwiek ze sobą niesie, nadciąga zawsze od strony Próżni. Przemierza każdy rok świetlny w ciągu siedemdziesięciu czterech lat. Taka właśnie fala przybyła tu, na Beta Pac, gdzieś około dwudziestego pierwszego tysiąclecia p.n.e.
Читать дальше