Bob Shaw - Człowiek z dwóch czasów

Здесь есть возможность читать онлайн «Bob Shaw - Człowiek z dwóch czasów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1979, Издательство: Czytelnik, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Człowiek z dwóch czasów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Człowiek z dwóch czasów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bob Shaw jest jednym z czołowych angielskich autorów science fiction. W powieści „Człowiek z dwóch czasów”, wykorzystując możliwości fantastyki, stwarza interesującą sytuację psychologiczną.

Człowiek z dwóch czasów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Człowiek z dwóch czasów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ale nawet kiedy rozerwał już pudło, robota jakoś mu nie szła. Cienka tektura rozdzielała mu się na warstwy, kiedy usiłował ją kroić, a łebki gwoździ przechodziły na wylot. Pracował jednak z całym zapamiętaniem, nie odrywając się nawet po to, żeby coś zjeść czy choćby otrzeć pot z czoła, aż późnym popołudniem osiągnął coś niesłychanie chwiejnego, co w przybliżeniu odpowiadało jego wymaganiom.

Skręcał się dosłownie z głodu, ale postanowił wykorzystać dogodny moment polegający na tym, że żadna z okularnic — ani Ada, ani Emily — nie wsadzała tam nosa, i kończyć swoje dzieło. Znalazł puszkę z czerwoną farbą i pędzel, zabrał się więc do nich dziarsko, pojękując cicho od czasu do czasu z wyrazem pełnego skupienia.

Kiedy skończył, było już po piątej, ale ponieważ i tak farba musiała jeszcze wyschnąć, zdecydował doprowadzić się trochę do porządku i coś zjeść. Pognał wielkimi susami po ciemnych schodach na górę, umył twarz i gorączkowo przebrał się w odświętne ubranie, które wydało mu się odpowiednie na tę okazję. Szczęśliwy, że jest jeszcze dość widno, zbiegł na dół dysząc z podniecenia.

W ciasnym przejściu za sklepem zderzył się ze zwalistą postacią Joego, który właśnie wrócił z pracy.

— No? — Głos brata był napięty z hamowanej złości. — Zrobiłeś, co do ciebie należało?

Willy spojrzał na niego osłupiały. Zupełnie zapomniał o bieleniu.

— Ach… nie miałem czasu. Byłem zajęty.

— Tak też myślałem. — Joe złapał Willy’ego za klapy i wepchnął do domu używając całej swojej siły dorosłego mężczyzny. — Zrobisz to teraz albo cię zabiję! Zabiję cię!

Joe wyrzucił Willy’ego na podwórko i zatrzasnął za nim drzwi. Chłopak rozglądał się przez chwilę bezradnie dokoła oczami pełnymi łez, a następnie pobiegł do szopy i wziął stamtąd wiadro wapna i wielki, szeroki pędzel. Rzucił się zajadle do pracy rozchlapując bulgocącą mazie po nierównej powierzchni muru długimi, półkolistymi zamachami i nie zwracając najmniejszej uwagi na ubranie. W godzinę później wszystkie ściany były pobielone i Willy, obolały, z rękami w pęcherzach, odstawił wiadro. W tym właśnie bezcennym momencie drzwi się otworzyły i stanął w nich Joe.

— Przepraszam cię, że byłem dla ciebie taki surowy — ton Joego świadczył o zmęczeniu. — Chodź lepiej do domu i zjedz coś.

— Nie mam ochoty — odparł Willy.

— No, ale przecież powiedziałem, że przepraszam… — głos Joego zawisł w próżni na widok grubej warstwy podeptanego papieru przed drzwiami komórki. Następnie brat dojrzał przedmiot, na którego budowaniu Willy strawił cały dzień, i szczęka mu opadła. — Co do diabła?

— Nie zbliżaj się!

Kiedy do Willy’ego dotarło, co dzieje się z Joem, ogarnęła go panika — wiedział, że czekają go ciężkie chwile. Odsunął brata na bok i podbiegł do swego dzieła. Joe złapał go, ale chłopak ogarnięty świętym oburzeniem odepchnął Joego jedną ręką. Kątem oka zobaczył, jak Joe pada na stertę drzewa, i poczuł przypływ triumfu. Podniósł z ziemi kruchą konstrukcję, postawił ją sobie na ramieniu i tak energicznie wkroczył do domu. Klientki narobiły wrzasku, kiedy udając się na ulicę przemaszerował ze swoim bagażem przez sklep. Willy ledwie słyszał te krzyki; nie widział też śmiertelnie bladych, przerażonych twarzy sióstr za ladą. Po raz pierwszy w życiu znalazł sobie prawdziwe miejsce w świecie, miał przed sobą ważny cel — i wiedział, że nic go z obranej drogi nie zawróci.

Dlatego też, ruszając przez jezdnię, nie zdawał sobie sprawy z pisku opon bezskutecznie hamującego samochodu, z piruetu, jaki ten samochód wykonał, i z miażdżącego uderzenia. A w kilka sekund później nie zdawał już sobie sprawy z niczego.

Gapie tłoczący się, żeby zobaczyć wypadek, bezmyślnie deptali tak pracowicie wykonaną przez Willy’ego konstrukcję. Nikt jednak nie przeczytał wypisanych koślawym drukiem słów:

KONIEC JEST BLISKI — PRZYGOTUJ SIĘ NA SPOTKANIE SWEGO PRZEZNACZENIA.

— …ale — mówił właśnie generał Abram — jeśli to wszystko jest prawdą, to oznacza…

Doktor Rasch skinął głową w zadumie.

— Tak jest, panie generale, to oznacza koniec świata.

XII

Breton był zdecydowany: zamknął dom i pośpieszył do samochodu.

Nie miał pojęcia, jak długo Kate zamierzała być u Palfreyów, ale musiał koniecznie wrócić przed nią, jeśli miała uwierzyć, że John sobie poszedł. Letni domek był położony około czterdziestu mil na północ, co nie przedstawiało problemu dla ogromnego Turbo-Lincolna, ale tam, na miejscu, należało poczynić jeszcze pewne przygotowania, a poza tym nie mógł jechać zbyt szybko, żeby nie zwrócić na siebie uwagi patrolu drogowego. Gdyby miał pecha, mógłby się natknąć na zmotoryzowany odpowiednik porucznika Convery’ego.

Samochód zadrżał lekko, kiedy Breton wcisnął włącznik obrotów, po czym popadł w stan czujnego spokoju. Tylko pozycja wskazówek na zegarach świadczyła o tym, że maszyna jest w ruchu. Breton wyprowadził samochód na jezdnię, skierował go na północ i położył nogę na pedale gazu. Przyspieszenie było tak wielkie, że głowa odskoczyła mu do tyłu, więc odpuścił nieco pedał, zdając sobie nagle sprawę z siły, nad jaką panuje.

Jechał uważnie, kierując się na północny zachód, aż dotarł do głównej autostrady na Silverstream, gdzie za pomocą leciutkiego ruchu prawej stopy zwiększył szybkość do sześćdziesięciu mil bez wyczuwalnej zmiany w odgłosie pracy silnika. Dobra maszyna, pomyślał z uznaniem, i zaraz potem gdzieś w podświadomości zrodziła się myśl, że samochód należy już do niego, ale zdławił ją w zarodku.

Znalazłszy się na przedmieściu Breton zabawiał się wy-szukając widoczne różnice pomiędzy Czasem B i tą samą okolicą z Czasu A, którą zachował w pamięci. Ale wszystko wydawało się takie samo — te same mroczne składy drzewa, parkingi używanych samochodów, małe samotne filie banków, oddalone od firm macierzystych, skupiska jasno oświetlonych sklepów, bary i zupełnie przypadkowe grupki domów od Sasa do łasa. Ten sam niechlujny, chaotyczny krajobraz, którego tak nie cierpiał, powtórzył się dokładnie. Stwierdził, że zmiana życia kilku ludzi w niczym nie zmieniła miasta.

Kiedy już z niego wyjechał, przecinając prerię Montany, i dodał gazu, na przedniej szybie zaczęły się rozpryskiwać drobne owady. Po lewej stronie zachodziło miedziane słońce gasząc niebo koloru pawiego. Daleko na wschodzie coś zamigotało nad horyzontem i Breton instynktownie przykrył ręką prawe oko, spodziewając się zaburzeń wzroku poprzedzających zwykle atak migreny. Ale tym razem nie były to tęczowe zygzaki i kiedy odjął rękę, zorientował się, że migotanie na niebie musiało być meteorem. Aha, więc deszcz meteorów nie ustał, pomyślał. Ciekawe, jakie jeszcze inne zjawiska mu towarzyszą.

Niektórzy ludzie nabierają właściwości telepatycznych, satelity zbaczają ze swoich orbit, promieniowanie słoneczne powoduje zakłócenia w odbiorze radiowym, maniacy religijni przepowiadają koniec świata…

Coś się nagle poruszyło z tyłu samochodu. Breton, który właśnie sięgnął do radia, żeby nastawić wiadomości, zastygł nasłuchując pilnie, ale słaby odgłos już się nie powtórzył. John Breton musiał się poruszyć we śnie, uznał. Zapalił radio.

„…Komunikat NASA głosił, że wszystkie linie lotnicze eksploatujące samoloty ponaddźwiękowe, powinny ograniczyć pułap do pięćdziesięciu tysięcy stóp aż do odwołania. To ograniczenie zostało podyktowane gwałtownym wzrostem promieniowania kosmicznego, które uczeni uważają za niebezpieczne dla pasażerów na dalekich trasach i na dużych wysokościach. W Waszyngtonie dziś rano…”

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Człowiek z dwóch czasów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Człowiek z dwóch czasów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Człowiek z dwóch czasów»

Обсуждение, отзывы о книге «Człowiek z dwóch czasów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x